Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2016

T-34 Historia prawdziwa czyli przerąbane jak w ruskim czołgu.

Najlepszy czołg II wojny światowej! Pogromca Tygrysów i Panter! Jedyny zwycięzca tej wojny! Historycy i pasjonaci uzbrojenia uparcie opisują radzieckiego  T-34 w samych superlatywach. Zupełnie niesłusznie. Kiedy w czerwcu 1941 r. Niemcy uderzyły na ZSRR, z frontu zaczęły napływać informacje o pojawieniu się nowych typów radzieckich czołgów, odpornych na używane wówczas przez Wehrmacht środki przeciwpancerne. Stanowiło to niejakie zaskoczenie dla niemieckiego dowództwa, tym bardziej że informacje wywiadowcze nie potwierdzały faktu posiadania tego typu wozów przez Związek Radziecki. Jak łatwo się domyślić, chodziło tu o czołgi średnie typu T-34 oraz ciężkie KW-1 i KW-2. Nowa „gwiazda” Armii Czerwonej Zwłaszcza T-34 na pierwszy rzut oka robił wrażenie: dieslowski silnik, pochylone pod kątem płyty pancerne zwiększające odporność konstrukcji na przebicie pociskiem, szerokie gąsienice sprzyjające mobilności i działo kalibru 76 mm. Podobnych czołgów Niemcy wówczas nie posiadali i wydawał

''Bohaterowie '' z piekła rodem.

Maleńkie dzieci zabijali pojedynczymi wystrzałami podrzucając je do góry nad jamą śmierci https://www.youtube.com/watch?v=jJjDC_tw1U8 W 1941 roku, w miejscowości Krymnoje, rejon (powiat) starowyżewski, na Wołyniu, powstało getto, gdzie policjanci Dufanc, Bubeła, Rybaczuk i inni dostarczyli 400 Żydów. Później Żydów z getta wypędzili na drogę, ustawili w kolumnę i pod konwojem zapędzili na uroczysko Piesockoje, w miejsce z uprzednio wykopanym dołem. Wszystkim rozkazali rozebrać się do naga. Następnie kolejno, w grupach rodzinnych, Żydzi byli wprowadzani do dołu, układani twarzą do ziemi, a Dufanc z kolegami ich rozstrzeliwali. Maleńkie dzieci zabijali pojedynczymi wystrzałami, podrzucając je do góry. Według zeznań samych sądzonych, egzekucja trwała około czterech godzin. W końcu dobili jeszcze żywych wystrzałami w głowę. Sądzeni po 40-tu latach zwyrodnialcy, skazani prawomocnym wyrokiem sądowym za dokonane zbrodnie, ponadto brali udział w innych egzekucjach Żydów, Romów i Ukraińców

Macieropter leci!

Październik 2016: Minister obrony narodowej sugeruje, że Polacy wspólnie z Ukraińcami mogą zbudować śmigłowiec, który z powodzeniem będzie służył w armiach obu krajów.          Listopad 2016: Kijów wyraża zainteresowanie projektem. Prezydent Poroszenko deklaruje, że do każdej sprzedanej maszyny dorzuci paletę czekolady Czajka. Grudzień 2016: W Warszawie dochodzi do pierwszego roboczego polsko-ukraińskiego spotkania w sprawie śmigłowców. Rozpoczyna się od wspólnego oglądania „Wołynia” Smarzowskiego, a kończy odczytaniem apelu smoleńskiego. Marzec 2017: Strony przedstawiają założenia budowy rewolucyjnej maszyny. Śmigłowiec pomieści 150 żołnierzy, wykonany będzie z ekologicznej płyty wiórowej odpornej na ostrzał z działa 20 mm. Niskie koszty eksploatacji zapewni instalacja LPG. Kwiecień 2017: Opublikowana zostaje lista przedsiębiorstw, które zaangażują się w projekt. W budowie silnika Motor Siczowi pomagał będzie Zelmer, kadłub zaprojektowany zostanie przez Macieja Zienia, a FSO

,,O okrucieństwach hajdamackich”. O ukraińskich zbrodniach na ludności polskiej z 1919, które ujawniła sejmowa komisja śledcza

W maju 1919 r. wojska polskie opanowały Galicję Wschodnią. Wtedy to wyszły na jaw okrucieństwa i zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców podczas ich półrocznego panowania w tym regionie. W celu zbadania okrucieństw ukraińskich powołana została specjalna sejmowa komisja śledcza na czele z posłem Janem Zamorskim ze Związku Ludowo-Narodowego. Należy przy tym zaznaczyć, że wspomniana komisja sejmowa mogła działać jedynie na terenach już wyzwolonych przez Polaków. Oto fragment mowy sejmowej posła J. Zamorskiego na ten temat wygłoszonej na 66 sesji Sejmu Rzeczypospolitej w dniu 9 lutego 1919 r. „Wysoki Sejmie! Komisja wydelegowana przez Sejm do Galicji Wschodniej dla zbadania okrucieństw popełnionych na ludności polskiej przez Ukraińców zebrała się we Lwowie… i odbyła kilka posiedzeń celem oznaczenie zakresu i sposobu przeprowadzenia swych prac. Zgadzano się na to, że okrucieństw takich, które wołają o pomstę do nieba jest bardzo wielka liczba, że poza tymi okrucieństwami jest niesk

....a dusze Ich odeszły do Pana...

W miejscu gdzie był nasz dom, teraz sieją pszenicę. Jak bym wyszedł za Chołoniewicze i patrzył przed siebie, to widać i pole i las. Znajdowała się tam kolonia Halinówka. Matka moja Zinida – była Czeszką, ojciec – Ukrainiec. Po sąsiedzku mieszkali Polacy – Wesoły (brat mojej mamy), często odwiedzaliśmy się. Nasza chatka stała na skraju lasu.  Pewnego dnia, doskonale pamiętam, że było to latem, słońce wschodziło, matka strasznie zaczęła krzyczeć – „Banderowcy idą!” Uciekliśmy do lasu. Banderowcy bali się nas gonić, wiedząc, że niektórzy mężczyźni mają broń i w każdej chwili mogliby dać odsiecz. Naszą wioskę spalili. Przeprowadziliśmy się do Chołoniewicz, tam ojca rodzina miała pusty dom. Banderowcy uczyli swoich sympatyków strzelać. Organizowane były nawet kursy. Głównym nauczycielem był Ostap Łebediuk. Ojca mego też zmuszali do szkolenia – odmówił. Został za to zamordowany. Dobrze pamiętam rozpacz matki po tym, jak dowiedziała się, że ojciec nie żyje. Wyrok banderowskiego sądu b

Szczęśliwe [?] lata.

Kresowy diament.

Poprawność polityczna Trzeciej RP po raz kolejny podzieliła polskich męczenników na „dobrych” (zamordowanych przez Niemców i Rosjan) i „złych” (zamordowanych przez Ukraińców).                                Jedną z najbardziej szokującej scen filmu "Wołyń" jest ta, która ukazuje straszliwy mord dokonany przez banderowców na polskim parlamentariuszu. W filmie występuje on jako Zygmunt Krzemieniecki i nosi mundur kapitana Armii Krajowej. Jest to postać historyczna, z tym, że w rzeczywistości nazywał Zygmunt Jan Rumel i był w randze porucznika Batalionów Chłopskich. Urodził się on w 1915 r. w Piotrogrodzie (St. Petersburgu), gdzie przebywali jego rodzice, rodowici Polacy. Wychował się jednak w mieście Juliusza Słowackiego, czyli w Krzemieńcu na Wołyniu. Co więcej, jego rodzina mieszkała w ty

Prawdziwe dzieje Maćka Chełmickiego.

                  Popiół i diament należy do najbardziej znanych filmów Andrzeja Wajdy. Przywołuje się wartość artystyczną produkcji, kreację Cybulskiego, „polskiego Jamesa Deana” – słowem: arcydzieło. Nie przywołuje się jednak jednego faktu – historia opisana w filmie (i wcześniejszej odeń książce) miała miejsce naprawdę, została jednak w obrzydliwy sposób zdeformowana. Ten diament to po prostu dobrze podrobiona fałszywka, godząca w dobre imię realnie żyjącego człowieka… Maciek Chełmicki nie zakończył życia na śmietniku historii, tam gdzie ówcześni mocodawcy autora „Lotnej” (kolejne arcydzieło propagandy) chcieliby wysłać wszystkich AK-owców. Chełmicki, a właściwie Stanisław Kosicki – bo takie było jego prawdziwe nazwisko – zmarł w 1993 roku. Zdążył nawet wydać wspomnienia zatytułowane „Wojna, wojna, wojenka”. O jego życiu opowiada także książka Krzysztofa Kąkolewskiego „Diament odnaleziony w popiele” . Jaka była jego prawdziwa historia? Kim był jego antagonista – filmowy

Obleśne biskupie gęby.

Całkowity zakaz aborcji to pomysł odwiecznych wrogów kobiet - biskupów! To episkopat jak zawsze cudzymi rękami i zgodnie z prawem, chce mordować kobiety. Największym nieszczęściem Polski są panoszący się w polskiej polityce (a obecnie rządzący jako eP iSkopat -sojusz ołtarza z tronem) nienawidzący kobiet biskupi. Polscy biskupi mają bardzo wielki problem z seksem, mimo, że ślubowali celibat, cały czas pchają swe obleśne, przeżarte nerwicą eklezjalną gęby w kobiece krocze, lubieżnie zaglądają Polkom i Polakom pod kołdry . Tak bardzo nienawidzą kobiet, że chcą je mordować jak przez 600 lat świętej inkwizycji, i co ważne powtórzę - ZGODNIE Z PRAWEM I CUDZYMI RĘKAMI - tym razem czarownice będą mordowane całkowitym zakazem aborcji. To od nas zależy, czy pozwolimy watykańskim mordercom kobiet mordować Polki, czy wyrzucimy ich do Watykanu!

Kartofli na ludzkiej krwi wyrośniętych jeść nie będę...

Wyjdzie na podwórko. Kurom sypnie. Wróci do chaty. Do pieca dorzuci. Znów na podwórko, krowę przepiąć, bo już całą trawę sobie wygryzła. Znów do chaty. Przy okazji krowie kilka słów szepnie: „Jedz sobie, na zdróweczko, żebyś dobre mleczko dawała”. I kurom: „Dziobcie sobie, na zdrowie, i znoście jajeczka”. Wiele lat później dowiedziałam się, że mój tatko woził tym Polakom jedzenie do lasu. Że próbował ich uratować - Bóg jest wielki - westchnie pani Ola i przykryje nogi kocem. - Bóg Gospod jest wielki - zgodzi się pani Szura i da mi dyskretnie znak, żebyśmy już pani Oli nie przeszkadzali; że pora wracać do niej. (***) Pobielona chata odcina się od zieleni wszechobecnej w wołyńskiej wsi Sokół. Kury są nieswoje - rano nad podwórkiem wisiały dwa jastrzębie. Najchętniej wlazłyby do chałupy, ale tu na kuchni warzą się jajka, a w blaszanych kubkach pieni mleko. Dwie izdebki; doklejona do nich mała kuchnia; podłoga z polepy. Dla kur zdecydowanie nie ma tu miejsca. - Sio, sio! - wygania je Szu