Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2018

Od ''Psów '' wara !

Kiedy poważny recenzent poważnego pisma uważa, że „Psy” Pasikowskiego opowiadają jedynie historię zapijaczonego funkcjonariusza SB i złego senatora z chrześcijańskiej partii, to wiedz, że coś jest nie tak. Bo bieżąca polityka i lansowany światopogląd dotyka nawet kulturę i prawdziwą klasykę. O gustach się nie dyskutuje i nie twierdzę, że ''Psy '' Władysława Pasikowskiego muszą podobać się wszystkim. Ale w tym przypadku nie chodzi o to, że recenzent krytykuje walory artystyczne filmu, dostrzega w nim dziury fabularne albo uważa, że aktorstwo stało na niskim poziomie. W tym przypadku mamy bowiem do czynienia z całkowitym wypaczeniem istoty filmu, tendencyjną recenzją pisaną pod konkretną tezę i zwyczajnym oszukiwaniem czytelników. No bo w końcu jeśli ktoś nie do końca orientuje się, czym są „Psy”, to raczej po tej recenzji nie wyrobi sobie na ich temat obiektywnego zdania. A to wszystko, podkreślmy jeszcze raz, ukazało się w poważnym tygodniku i wyszło

Najwyższy grób świata.

Zielone Buty to zaledwie jedne z około 300 ludzkich zwłok, na które można natknąć się na Mount Everest. Praktycznie każdego roku na najwyższej górze Ziemi giną ludzie, którzy nie wytrzymują surowych warunków. Większość z nich na zawsze pozostaje na górskim szlaku. REKLAMA Tak naprawdę nikt nie zna dokładnej liczby ciał, która zalega na Mount Everest, ani ostatecznej liczby ludzi, którzy przegrali walkę z górą. Optymistyczne szacunki zakładają, że w tym momencie na najwyższej górze świata leży nieco ponad 200 zwłok, choć większość badaczy utrzymuje, że liczba zmarłych dobija do trzeciej setki.     . Tekst pochodzi z Gazety Wyborczej. Zielone Buty - najbardziej znane zwłoki Najbardziej znane ludzkie zwłoki na Mount Everest, to z pewnością tak zwane Zielone Buty. Tak w żargonie himalaistów nazywa się ciało anonimowego wspinacza, który zmarł pod szczytem góry na wysokości ok. 8500 metrów. Ubrany w charakterystyczne zielone buty , leży tam prawdopod

Być dumny jak Polak, a wstydzić się jak Francuz.

Rafał Fronia, uczestnik polskiej wyprawy na K2, opisał na swoim blogu przebieg akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Uczestniczyli w niej jego koledzy: Denis Urubko, Adam Bielecki, Jarosław Botor i Piotr Tomala.  Fronia jest członkiem ekipy, której celem jest zdobycie szczytu K2 położonego 300 km od Nanga Parbat. To właśnie członkowie tej wyprawy ruszyli na pomoc Tomaszowi Mackiewiczowi oraz Elisabeth Revol, którzy utknęli na ośmiotysięczniku. Fronia od samego początku wyprawy prowadzi tzw. „Dziennik Wyprawowy”. Dzięki niemu mogliśmy poznać kulisy dramatycznej akcji, w której uczestniczyła czwórka jego kolegów: Denis Urubko, Adam Bielecki, Jarosław Botor oraz Piotr Tomala.   Dzień za dniem. Zdobywamy górę. Góra, dół. Góra, dół. Czas płynie, Góra się stawia, wiatrem otrząsa się z ludzkich insektów. W wolnych chwilach śledzimy świat, głównie górski, gdzie podobni do nas zdeterminowani ludzie lodu walczą o laur… z własną słabością, pogodą i jej kaprysami. I oczywistym jest nasze zainte

Polak potrafi...Wielicki i Cichy na Mount Everest

Na fali olbrzymiego  entuzjazmu mediów wyczynem polskich himalaistów chciałem przypomnieć  jeden z  wielu dawniejszych sukcesów Polaków.  Wielicki i Cichy na Mount Everest - Cieszę się ogromnie, że zrobili to, o czym marzyli i za co my trzymaliśmy kciuki – powiedziała Wanda Rutkiewicz na wieść o tym, że Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki 35 lat temu, 17 lutego 1980 dokonali pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest. Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy w bazie po pierwszym zimowym wejściu na Mount Everest 17 lutego 1980 roku.                                                                   A droga na najwyższy szczyt świata wtedy, w 1980 roku okazała się wyjątkowo trudna. Sytuacja wyglądała dramatycznie. 13 lutego dwaj wspinacze: Ryszard Szafirski oraz kierownik zimowej wyprawy na Mount Everest - Andrzej Zawada wyszli na przełęcz południową. 14 lutego Szafirski wyniósł butle z tlenem na wysokość 8150 m, natomiast Andrzej Zawada pozostał w namiocie. Źle się czuł. Jeszc

Napad rezunów na Karczunek Wołyński i Uściług. Relacja ocalałej p. Jadwigi Kowalczyk.

(…) Pamiętam bardzo dobrze, że jeszcze przed rzezią do naszego domu przyszła nasza sąsiadka Ukrainka, niestety nie pamiętam dziś jak miała na imię i nazwisko. Wiem jednak, że jej dom oddalony był od naszego około 500 metrów, a jej syn miał na imię Wołodia i wiele razy bywał w naszym domu, bowiem zalecał się do mojej starszej siostry Marii. Ta dobra kobieta ukraińska tak ostrzegała moich rodziców: „Miewam złe sny, w których naszą kolonię i innych Polaków w okolicy, Ukraińcy też pomordują i nie zostawią was żywych. Lepiej gdzieś uciekajcie.” 19 lutego 1944 r. z samego rana banda UPA zaatakowała naszą kolonię i jej polskich mieszkańców. Atak rozpoczął się od domu Wenenów!!! Pamiętam jak mój tato krzyknął do mamy: „Szybko zbieraj dzieci, bo napadła nas banda! Już pali się dom Anielki i Ignacego!” Mama zaraz zabrała nas na wóz, tam dała nam pierzyny i pędem, co koń wyskoczy uciekaliśmy do miasta Uściług. Gdy wyjeżdżaliśmy z naszego podwórka, dopiero wtedy na własne oczy zobaczyłam ten og

Młody, dzielny i o pięknej duszy ...

"Warszawa" "Bryła ciemna, gdzie dymy bure, poczerniałe twarze pokoleń, nie dotknięte miłości chmury, przeorane cierpienia role. Miasto groźne jak obryw trumny. Czasem głuchym jak burz maczugą zawalone w przepaść i dumne jak lew czarny, co kona długo. Wparło łapy ludzkich rojowisk w głuchych ulic rowy wygasłe, warcząc czeka i węszy groby w nocach krwawych i gromach jasnych. Jeszcze przez nie najeźdźców lawa jako dym się duszny powlecze, zetnie głowy, posieje trawy na miłości, krzywdzie człowieczej. Jeszcze z wieku w wiek tak się spieni krew z ciemnością, a ciemność z brukiem, że odrośnie jak grom od ziemi i rozewrze niebiosa z hukiem. Bryła ciemna, miasto pożarne, jak lew stary, co kona długo, posąg rozwiany w dymy czarne, roztrzaskany czasów maczugą. I znów ująć dłuto i rydel, ciąć w przestrzeni i w ziemi szukać, wznosić wieki i pnącze żywe na pilastrach, formach i łukach. I w sztandary dąć, i bić w kamień, aż się lew spod dłoni wykuje, aż wykrzesze znużone ramię taki

Miłość aż po grób .

Romeo i Julia z Sarajewa    Byli młodzi, piękni i szaleńczo w sobie zakochani. Ich związek z góry skazany był na porażkę, jednak oni nie chcieli się poddać. Serb Boško Brkič i Bośniaczka Admira Ismič mieli tylko jedno marzenie - być razem, ponad wszelkimi podziałami etnicznymi, w opanowanej wojną domową Jugosławii. W oblężonym Sarajewie, gdzie kule snajperów nie rozróżniały narodowości, ich miłość przegrała ze śmiercią, która choć zabrała im wszystko, nie była w stanie ich rozdzielić…     On - prawosławny chrześcijanin, ona - muzułmanka. Ich jedyną szansą na wspólne szczęście była ucieczka. Jednak wojenna rzeczywistość doprowadziła do tragedii, która stała się smutnym symbolem kraju, gdzie brat występował przeciwko bratu, a dzieci przeciwko rodzicom. Wolność czekała na nich po drugiej stronie mostu, do której nigdy nie doszli. Oto tragiczna historia „Romea i Julii z Sarajewa” … W BAŁKAŃSKIM KOTLE Josip Broz Tito (1892-1980). Po jego smierci Jugosławia pogrążyła się w

Święto Chrztu Pańskiego /Водохреще/ we Włodzimierzu Wołyńskim .Foto.

Dzisiaj we Włodzimierzu Wołyńskim  świętowano tradycję Chrztu Pańskiego . Co odważniejsi  zanurzyli  swoje ciała w  rzeczce Łudze.

Zbrodnia dokonana przez galicyjskich rezunów na mieszkańcach wsi Połowce w woj. tarnopolskim.

W nocy z 16 na 17 stycznia 1944 r. zgrupowanie bojówek OUN-UPA, liczące około 200 terrorystów, dokonało straszliwego w skutkach morderczego napadu na plebanię rzymskokatolicką, polskie domy i zagrody, na bezbronne rodziny Kościków, Pawłowskich , Grodeckich, Malaków, Głowackich, Czaporów, Grzesiowskich. Ekshumowani Polacy – mieszkańcy wsi Połowce porwani nocą przez UPA i zamordowani. Oprawcy zrabowali odzież ofiar . Napastnicy, zaopatrzeni uprzednio w powrozy i pakuły, wdarli się do wsi wraz z licznym taborem sań. Wywalali i rozbijali drzwi wejściowe domów (według listy poskrypcyjnej), pojedyńczo wyprowadzali domowników, krępowali ich powrozami, kneblowali usta pakułami, a następnie układali ofiary na saniach. Akcja trwała do północy, po czym ukraińscy terroryści z 27 porwanymi oddalili się w nieznanym kierunku. Część ludności polskiej zdołała się uratować. Trzynaście osób wraz z księdzem proboszczem Bernardem Pyclikiem schroniło się na kościelnym strychu, gdzie od kilku miesięcy -