wtorek, 26 listopada 2013

Ukraina do Europy?

Dużo się ostatnio mówi o demonstracjach Ukraińców na rzecz podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską na rozpoczynającym się w drugiej połowie tygodnia szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Demonstracje zostały sprowokowane w ubiegły czwartek, kiedy to rząd ogłosił, że wstrzymuje przygotowania do sfinalizowania umowy. Miały one miejsce w wielu miastach na Ukrainie i wszędzie były pacyfikowane przez milicję. W Kijowie użyto gazu łzawiącego wobec protestujących przed siedzibą rządu, w Czernihowie zlikwidowano miasteczko namiotowe, a jeden z demonstrantów próbował dokonać samospalenia, w Odessie pobito i zatrzymano kilka osób, w Charkowie w ogóle zakazano demonstracji tłumacząc to epidemią grypy. Dziś marsz przeszedł przez Lwów. Wzięli w nim udział głównie studenci miejscowych uczelni. Nasze „zaprzyjaźnione” z władzą telewizje i inne główne media z pasją pokazują migawki i zdjęcia z protestów światłych, pożądających członkostwa w Unii Ukraińców. A czy ktoś widział, czy słyszał jakąś relację z marszu w tymże Lwowie 23 listopada? Otóż tego dnia, pod pretekstem uczczenia ofiar Wielkiego Głodu, przez centrum Lwowa przeszedł marsz ponad 150 neonazistów. Na twarzach mieli maski, w rękach sztandary z celtyckimi krzyżami, flagi państwowe Ukrainy, a nawet flagę grecką, która symbolizowała pragnienie greckich neonazistów do wystąpienia Grecji z Unii Europejskiej. Wykrzykiwali hasła:”Nie wierz, nie bój się, nie proś!”, „Rewolucja!”, „Chwała zwycięzcom, chwała wodzowi!”, „”Jedna rasa!”, „Sieg Heil!” i inne. Burmistrz Lwowa, Andrij Sadowy stwierdził potem na Facebooku, że ten marsz jest „hańbą dla miasta” i nakazał miejskiej milicji wykryć, kto stoi za prowokacją, kiedy Ukraińcy demonstrują na rzecz zjednoczenia z Unią Europejską. Należy tu dodać, że nie wiadomo nic na temat jakiejkolwiek interwencji milicji w czasie marszu. Pan Burmistrz nazwał działania uczestników marszu „niedopuszczalnymi” i dodał: „Lwowska młodzież stoi dzień i noc demonstrując na rzecz europejskiej przyszłości Ukrainy, a niektórzy z premedytacją wykonują zlecenia tych, którzy chcą pokazać Ukraińców jako nieokrzesanych nazistów.” Na swoje nieszczęście pan burmistrz nakazał zidentyfikowanie prowokatorów. Dlaczego miałoby być to nieszczęście dla pana burmistrza? Okazało się, że w marszu wzięli udział członkowie banderowskiej partii Swoboda, z którymi pan burmistrz nie raz brał udział w rocznicowych uroczystościach ku chwale ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA. Ramię w ramię stali obok siebie oddając cześć mordercom Polaków i Żydów. Jak rozpoznano członków Swobody skoro mieli na twarzach kominiarki? Otóż niektórzy z nich wygłaszali przemówienia i wtedy kominiarki zdejmowali. Do nich należał m. in. Jewhen Karaś, aktywista partii Swoboda z Kijowa.. Jest on oficjalnie pomocnikiem – konsultantem posła do ukraińskiego parlamentu z partii Swoboda, Andrija Illienka. Wśród uczestników rozpoznano też pomocników parlamentarzysty Swobody ze Lwowa – Jurija Mychalczyszyna. 24 listopada Mychalczyszyn przyszedł na wiec studentów na rzecz wstąpienia do UE. Studenci nie pozwolili mu przemówić, Został wygwizdany. Nazwał ich „smarkaczami, którzy chcą zrobić rewolucję”. Studenci skandowali ‘Hańba!”, buczeli i gwizdali. Prowadząca zażądała od Mychalczyszyna zejścia z podium mówiąc, że „Nikt nie ma prawa nazywać studentów smarkaczami”, ale uparty poseł jeszcze przez 20 minut blokował podium, a w tym czasie jego zwolennicy napadli na studentów i studentki i zaczęli ich bić. W ich obronie stanęli organizatorzy. Ja tu chcę tylko przypomnieć, że Swoboda jest obecnie czwartą siłą polityczną w ukraińskim parlamencie i od 2009 roku stale zwiększa swój elektorat. Jej oryginalna nazwa –Socjal- Nacjonalistyczna Partia Ukrainy lepiej charakteryzuje ideologię tego tworu politycznego niż „Ogólnoukraińskie Zjednoczenie Swoboda”, podobnie chyba jak nazwa „Ruch Palikota” wierniej odzwierciedlała charakter partii posła z Biłgoraja niż „Twój Ruch”, bo to bynajmniej nie jest mój Ruch, ani chyba nikogo tu z Państwa. Nastawienie Swobody do naszego kraju znalazło swoje ujście w czasie wizyty prezydenta Komorowskiego w lipcu tego roku w Łucku, gdzie miał uczcić ofiary zbrodni wołyńskiej. Człowiek z plecakiem z nazwą właśnie tej partii rzucił w najwyższego przedstawiciela RP jajkiem, a przewodniczący Swobody w obwodzie wołyńskim, Anatolij Witiw powiedział: „Po przyjęciu przez (polski) Senat 20 czerwca 2013 roku antyukraińskiej, pseudohistorycznej i szowinistycznej uchwały o wydarzeniach na Wołyniu wizyta prezydenta Polski w Łucku jest niepożądana i bezsensowna. Ukraińskie społeczeństwo może odebrać tę inicjatywę polskiego prezydenta jako prowokację.” Dodał on również, że wizyta prezydenta RP na Wołyniu miałaby sens jedynie w sytuacji, gdy przeprosiłby on publicznie Ukrainę "za wiele lat zaborczej polityki Polski", a także za zbrodnie "dokonywane przez Polaków na Ukraińcach na Chełmszczyźnie wiosną 1944 roku oraz w trakcie akcji 'Wisła'". Oczywiście słowa te ochoczo opublikowała gazeta Wyborcza, która z takim zapałem tropi wszelkie ślady etnicznej nietolerancji w naszym kraju. Strach pomyśleć, jakie „aj waj” by było, gdyby u nas przez centrum dużego miasta przemaszerowali neonaziści. No, ale my takich niestety nie mamy, choć media starają się wtłoczyć w te ramy narodowców. Krzysztof „Keanu Reeves” Bosak jednak w żaden sposób nie pasuje do wizerunku młodego hitlerowca, a ukraińscy nacjonaliści kipiący nienawiścią do Polaków, a skupieni wobec legalnej i rosnącej w siłę formacji, jakoś naszych władz ani mediów nie niepokoją....

poniedziałek, 11 listopada 2013

Nie moje święto !!!!

Dzis 11 listopada , świeto niepodleglosci. Za Polske ginęly tysiące Polaków, ale czy ta obecna Polska jest tą o jakiej snili i marzyli??, nie wydaje mi się by postkomunisstyczny twór powstały w wyniku tajnych targów miedzy komunistami a żydowsko -czarnosukienkową mafia , był tą Polską za która przelewali krew. Dlatego to nie moje święto! Niech świętują czerwone świnie i komunistyczne pasibrzuchy do spółki z żydowska i watykańską mafią !!!!

wtorek, 5 listopada 2013

Ratowanie polskich cmentarzy na Kresach!

Moja osobista prośba o ratowanie polskiego cmentarza w Czerwonogradzie [d. Krystynopol ] została wysłuchana!!!! Przez faacebookowy portal '' Ocal mogiłe swojego pradziada od zapomnienia '' ! . Czerwonogród (dawny Krystynopol) Zwrócono się do nas z prośbą o ratowanie cmentarza w Czerwonogrodzie (d. Krystynopol) w woj. lwowskim. Pamiętamy o wszystkich cmentarzach kresowych i staramy się je ratować, lecz jesteśmy ograniczeni środkami finansowymi. Zapewniamy, że gdy pieniądze się znajdą, to zostaną tam wysłani nasi wolontariusze. Jesteś obecni w oddalonym o 10 kilometrów Sokalu.

sobota, 2 listopada 2013

Kresy zapomnianych mogił !

Na ziemiach położonych na wschód od obecnych granic Polski w każdej większej miejscowości natknąć się można na groby żołnierzy poległych w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Imienne krzyże (…) ustawione są w długim szeregu w Kobryniu na Polesiu (dziś Białoruś) Można na nie trafić niekiedy zupełnie niespodzianie. Przy bocznej drodze, opodal ruin dawnego dworku, w zarośniętej i zapomnianej części współczesnego cmentarza. Polskie groby na Kresach Wschodnich nikną na naszych oczach. Tam, gdzie kiedykolwiek była Polska, pozostawiła po sobie mogiły tych, którzy nasz kraj, naszą narodowość i państwowość budowali. Ludzi powszechnie znanych i cenionych, ale też zwykłych obywateli, którzy tutaj żyli i stąd odchodzili w wieczność. Nic dziwnego, że dawne tereny I i II Rzeczypospolitej na wschodzie, na obszarach dzisiejszej Rosji, Łotwy, Litwy, Białorusi, Ukrainy i Mołdawii pełne są dawnych polskich cmentarzy, ale także położonych poza nimi zbiorowych i pojedynczych grobów w bardzo różnych, często niespodziewanych miejscach. Większość Polaków zapytana dziś o nasze kresowe nekropolie wymieni zazwyczaj dwie, o których mówimy najczęściej przy okazji Dnia Wszystkich Świętych, a telewizja prezentuje z nich krótkie migawki: wileńską Rossę i lwowski Łyczaków. Być może po zastanowieniu ktoś doda do tego cmentarze, które wspólnie możemy określić mianem katyńskich. Koło stacji Gniezdowo pod Smoleńskiem, w Twerze, pod Charkowem, w Kuropatach koło Mińska. „Pilnuję dla Polski” Jeśli ktoś miał związki rodzinne z ziemiami pozostającymi dziś poza naszą wschodnią granicą, może wymieni jeszcze jedno, dwa miejsca. Reszta jest już niepamięcią. I nie można temu się dziwić. - Polska stąd już tak dawno odeszła - mówił mi przed laty z głębokim smutkiem starszy mężczyzna spotkany na cmentarzu w Wielkiej Rzeszy koło Wilna. - Zostawiła tylko groby. Pilnujemy ich, bo jakby tu Polska wróciła, to co ja bym mógł powiedzieć? Że zapomniałem o niej? - O, jakie to czasy były za pańskiej Polski - nagle pojawiają się jak najbardziej pozytywne emocje na twarzy starszej mieszkanki wsi Koniecpol na północy Białorusi. - Tam są groby państwa, tych których Sowieci ubili, jak tu weszli - pokazuje. - Zniszczyli cały majątek, wszystko zarosło, ale płyty nie ukradli. To ja tam te kwiatki noszę... W Szemiotówce na białoruskim Polesiu, niedużej dziś wsi, w której przed 1939 rokiem mieszkali polscy osadnicy wojskowi, stara część cmentarza wyjątkowo się zachowała. Z wysokiej trawy wystają zardzewiałe krzyże, kamienie, fragmenty nagrobnych płyt. Z trudem można jeszcze gdzieniegdzie przeczytać pojedyncze litery i daty. Obecni mieszkańcy korzystają ze swojej części cmentarza. Kiedyś jednak przyjdzie czas i na zaoranie pod nowe groby polskiej części. Cóż innego może się stać, jeśli nikt tu o polskie groby zadbać nie przyjeżdża? „Wchodzą po cichu, od kuchni” Bardzo smutne wrażenie pozostaje po spacerze przez te najbardziej znane, największe polskie nekropolie na Kresach Wschodnich. Mimo starań mieszkających tu przecież licznie Polaków, mimo prac Straży Mogił Polskich na Wschodzie, ofiarności licznych stowarzyszeń kresowych z Polski, przedsiębiorstw budowlanych i ludzi dobrej woli, cmentarze te giną w oczach, a pochowani tu ludzie umierają po raz wtóry, znikając już na zawsze z powierzchni ziemi. Nie sposób przecież odnowić czy choćby zachować tysięcy nagrobków, o które nie dbają już z różnych powodów rodziny osób tam spoczywających. Leżą więc na ziemi przewrócone krzyże, zacierają się litery na tabliczkach, obrastają mchem płyty. Tak jest na wileńskiej Rossie, na Antokolu w tym samym mieście, na lwowskim Łyczakowie. Wyjątkowo przygnębiająco wyglądają: cmentarz Bernardyński w Wilnie, położony na skarpie podmywanej przez Wilię, z którego nagrobki zsuwają się do rzeki, a także niknący dosłownie w oczach cmentarz Kalwaryjski w Mińsku, zwany przez miejscowych cmentarzem szlachty polskiej. - Kiedyś pojedynczy Litwini, którzy mieszkali w Wilnie, byli grzebani na Rossie. Po 1945 roku Rossę zostawili na zniszczenie, a litewski miał być cmentarz na Antokolu, Przez Rossę nawet planowano budowę obwodnicy - mówi Helena Tomaszewska z Wilna. - Teraz Litwini wchodzą na Rossę od tyłu, kuchennymi drzwiami. Celowo odmawiają zgody na restaurację polskich nagrobków, żeby potem, kiedy nie będzie po nich śladu, pochować w to miejsce jakiegoś Litwina. I tak zmienią ten cmentarz na litewski. Rzeczywiście, tak się dzieje. W tych najsłynniejszych alejkach, wokół kaplicy, na „górce literatów”, w alei Piłsudskich coraz więcej świeżutkich grobów, na sowiecki wzór z wytłaczaną w kamieniu podobizną zmarłego albo z nagrobkiem na kształt drzewa, nawiązującym do litewskich mitów przedchrześcijańskich. Nie ma śladu zbrodni Identyczne zdanie o cmentarzu łyczakowskim ma Roma Jasieńska, mieszkanka Lwowa. - Bywa, że nagle w nocy znika polski nagrobek, a rano w tym miejscu odbywa się pogrzeb - mówi głęboko skonfundowana. - Kiedyś nie było mowy, żeby w głównych alejach niszczyć polskie stare groby, teraz już nikt się tym nie przejmuje. Niedługo zostanie tylko kilka polskich nagrobków, choć może i osoby w nich pochowane zostaną przechrzczone na Ukraińców, tak jak ostatnio we Lwowie wystawili pomnik Nikiforowi, jako że to był wielki... ukraiński malarz. Spacer po cmentarzu Orląt Lwowskich, ładnie wprawdzie uporządkowanym, też musi Polaków bulwersować. Kwatery w przygniatającej większości młodych ludzi, którzy oddali życie za polskość tego miasta, otoczone zostały w ostatnich latach „dla równowagi i poprawności politycznej” miejscami pochówku bohaterskich... banderowców. Gdybyż zmarli wiedzieli, co czeka ich prochy po śmierci... Wyjątkowo przygnębiająco wyglądają pozostałości polskich wsi na Wołyniu, tam gdzie doszło do przerażających mordów pod koniec II wojny światowej. W paru miejscach udało się cmentarze odszukać, odrobinę je uporządkować, położyć nową płytę ku pamięci ofiar sprzed lat. Większości miejsc pochówku ofiar rzezi wołyńskiej po prostu nie ma. Nic o tym nie wiedzą pytani miejscowi, bo to przeważnie albo młodzi ludzie, którzy nic o tym, co dzieło się tu przed laty, nie słyszeli, albo przybysze z innych stron Ukrainy czy ZSRR. Czasem tylko, cierpliwie wędrując po terenach dawnych osad polskich natknąć się można na resztki zabudowań, zarośnięte fundamenty, kręgi czy żurawie po studni. Obok - jeśli dopisze szczęście - zobaczyć można resztki metalowych krzyży, kamienne płyty... Niebawem znikną i one. „Jeśli zapomnę o nich, ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie” Adam Mickiewicz.

Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...

Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...