wtorek, 17 grudnia 2019

Zbrodnie galicyjskie 1918-1919.

W momencie gdy państwo polskie odradzało się po okresie zaborów, jednym z pierwszych starć, do jakich zmuszeni byli Polacy, okazały się walki w Małopolsce Wschodniej z Ukraińcami. Tereny planowanego przez nich państwa były spornym obszarem, do którego rościli sobie prawo również Polacy. Krótki okres walk rozpoczętych starciami we Lwowie, jakie wybuchły z 31 października na 1 listopada 1918 r. obfitował w wiele drastycznych scen, których relacje można spotkać w ówczesnej prasie .Po okresie walk o Lwów doszło do starć pomiędzy stroną polską a ukraińską, które trwały do 17 lipca 1919 r., kiedy stronie polskiej udało się zmusić Ukraińców do przekroczenia rzeki Zbrucz, dzięki czemu cały sporny obszar trafił pod zarząd polski1. W momencie polskiej kontrofensywy i po zakończeniu działań bojowych, wychodziło na jaw traktowanie polskich jeńców i ludności cywilnej pod jarzmem ukraińskim. Informacje te często trafiały na łamy polskich gazet, na bieżąco informujących swoich czytelników o nowych „bestialskich” odkryciach.Jako jeden z przykładów zachowań Ukraińców w stosunku do polskich żołnierzy, którzy trafili do niewoli warto przytoczyć informację, podaną przez „Kurjer Warszawski” dnia 22 maja 1919 r., dotyczącą wydarzeń pod Jaworowem, gdzie: (…) ukraińcy zagarnęli oddział naszych, złożony ze 125 legjonistów. Chłopi jaworowscy roznieśli na widłach 64 legjionistów i rozpruwali im brzuchy kosami. Podobny los spotykał członków Polskiej Organizacji Wojskowej ze Stanisławowa, którzy w trakcie próby odbicia miasta z rąk ukraińskich dostali się w ręce wroga. Najstarszy z Polaków liczył 18 lat. Członkom polskiej organizacji: (…) wydarto oczy i języki, pozdzierano na piersiach i rękach skórę, ciała nosiły ponadto ślady, każde przynajmniej 16 ran kłutych i kul rewolwerowych3. Podane przykłady dotyczyły żołnierzy Wojska Polskiego i członków organizacji wojskowej, jednak tragiczny w skutkach los spotykał także cywilnych mieszkańców. „Kurjer Warszawski” w artykule z dnia 21 maja 1919 r. informował o wymordowaniu w lesie Grzybółkowskim 67 osób, będących do chwili śmierci zakładnikami. Wśród ofiar tej zbrodni znajdowały się kobiety, dzieci i starcy4.
Odnosząc się od pojawiających się informacji o zbrodniach dokonywanych na polskim narodzie, premier rządu Polskiego Ignacy Paderewski w czasie obrad Sejmu stwierdził: Kto z nas nie słyszał o tej gromadce biednych żołnierzy polskich rannych, których pogrzebano w lesie pod Lwowem żywcem? Kto z nas nie słyszał o tym młodym oficerze (…), który był ranny (…) został również żywcem do grobu wrzucony? (…) Ludzie, którzy się tych potwornych dopuszczają czynów, nie mogą być za wojsko uważani5.
Już po zakończeniu walk w Malopolsce Wschodniej wysłana została na miejsce komisja, której zadaniem było przeprowadzenie badań o dokonanych przestępstwach na ludności polskiej. Jej wyniki zostały zaprezentowane na posiedzeniu Sejmu 9 lipca 1919 r. Komisja uzyskała informacje o 90 zbrodniach popełnionych w okresie rządów ukraińskich. W swoim podsumowaniu poseł Jan Zamoyski odniósł się do czynników, które doprowadziły do takiego zachowania się Ukraińców wobec Polaków. Zdaniem polskiego posła popełnione zbrodnie były wytworem: (…) tej szkoły, która zaprawiała młodzież na hajdamaków w pojęciu Tarasa Szewczenki, że taki hajdamaka bierze święty nóż, poświęcony we krwi lackiej, do mordowania wszystkiego, co lackie, do mordowania nawet żony Laszki i dzieci własnych, jeżeli są z Laszki urodzone. (…) Gdy na takich poematach zaprawiała się młodzież, to z tej młodzieży wychodzą pół i ćwierćinteligencja potem nie umie czego innego, jak tylko znęcać się, pastwić i mordować6.
Kwestia tych tragicznych wydarzeń z lat 1918/1919 była żywa przez cały okres pokojowych lat II Rzeczypospolitej. W roku 1932 gazeta opozycyjna „Obrona Ludu” informowała, że w czasie posiedzenia komisji nad budżetem emerytur i rent inwalidzkich, poseł ukraiński Wełykanowicz zgłosił rezolucję o nastepującej kwestii: Sejm uznaje potrzebę zaopatrzenia inwalidów galicyjskich armji ukraińskiej i wzywa rząd do jak najrychlejszego opracowania projektu tego zaopatrzenia. Biorąc pod uwagę, że wspomniani „inwalidzi galicyjscy armii ukraińskiej” mogli brać udział w pogromach ludności polskiej w czasie walk 1918-1919 skandaliczną staje się odpowiedź przedstawiciela klubu Be-Be o tym. że zasadniczo klub godzi się na tą rezolucję7.
Obecnie spotyka się informacje, że ludobójstwo dokonane na polskiej ludności województw wschodnich II RP było wynikiem polskiej polityki prowadzonej w latach 1921-1939. Powyższy tekst ma na celu ukazać, że już pierwsze starcia w relacjach polsko-ukraińskich w XX wieku dały sygnał, że w momencie słabości państwa polskiego, strona ukraińska gotowa jest realizować swoje założenia polityczne bez zwracania uwagi na humanitaryzm. W latach 1918-1919 cywilnej ludności polskiej mogły przyjść z pomocą wojska polskie, których zabrakło w latach zorganizowanej akcji ludobójczej dokonanej przez bandy UPA z lat 1939-1947.

wtorek, 10 grudnia 2019

Tomek.

37 lat temu zmarł TOMASZ HOPFER
Legendarny dziennikarz sportowy i prezenter telewizyjny. Jedna z najważniejszych "twarzy" dawnej Telewizji Polskiej. Wraz z Bożeną Walter, Tadeuszem Sznukiem i Edwardem Mikołajczykiem był gospodarzem słynnego bloku programowego "Studio 2" w TVP. Tomasz Hopfer urodził się 24 kwietnia 1935 roku w Warszawie. W młodości trenował lekkoatletykę, specjalizował się w sprincie i biegach średniodystansowych. W latach 50-tych był członkiem kadry narodowej, dwukrotnym Mistrzem Polski z 1955 i 1958 roku w sztafecie 4 × 400 metrów. Był absolwentem Szkoły Głównej Handlowej. Po zakończeniu kariery sportowej rozpoczął pracę jako trener oraz dziennikarz, m.in. w miesięczniku "Lekkoatletyka", tygodniku "Sport dla Wszystkich", pracował także w Głównym Komitecie Kultury Fizycznej. Od 1969 roku był dziennikarzem telewizyjnym, debiutował relacjonując Memoriał Janusza Kusocińskiego. Zajmował się komentowaniem, głównie lekkoatletyki, a także piłki nożnej, kolarstwa. Znakomicie sprawdzał się jako gospodarz studia podczas dużych imprez sportowych, m.in.: igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata w piłce nożnej. Na wizji zżerała go trema. Nigdy się jej nie pozbył. Były szef "Studia 2" Mariusz Walter tak go wspominał: -"Wiedział, jak udawać naturalność. Ekran uskrzydlał Tomka, a zarazem krańcowo go eksploatował". Inny kolega z telewizji wspominał: -"Nie potrafił faulować. Dziwił się, że można przez całe życie iść, mając tylko łokcie i plecy. Nie potrzebował ich, bo miał talent, osobowość, wiedzę, szacunek dla pracy i przyjaźni. Stał się obiektem ataków, gdyż pracował wśród ludzi pozbawionych skrupułów. Nominacja na szefa redakcji sportowej TVP go zaskoczyła. Nie palił się do objęcia tego stanowiska, ponieważ wiązało się ono raczej z urzędowaniem niż dziennikarstwem. Nie potrafił długo wysiedzieć za biurkiem. Był zbyt wrażliwy, by rozstrzygać spory, których na początku lat 80-tych nie brakowało. Po kilku miesiącach złożył dymisję i powrócił na etat szeregowego dziennikarza". Postanowił zrezygnować z funkcji, ale dopiero po olimpiadzie w Moskwie. W jej trakcie prowadził studio olimpijskie w Moskwie przez 17 dni po 20 godzin na dobę. Coraz bardziej szwankowało mu zdrowie. Organizm zareagował na ten stres wieloma tygodniami bezsenności. 13 grudnia 1981 roku nie wpuszczono go do budynku telewizji. Ponoć dostał ofertę: może pracować dalej, ale w mundurze. Odmówił. Obawiał się też, że władze TVP zdejmą go z wizji, zwłaszcza po tym, jak jego żona wystąpiła z PZPR. On sam tego nie zrobił, nie zapisał się też do "Solidarności". Tomasz Hopfer był niestrudzonym animatorem biegania. Wpadł na pomysł spopularyzowania tej formy rekreacji za pośrednictwem szklanego ekranu. Tak powstał cykl "Bieg po zdrowie", przekształcony później w serię "Biegaj razem z nami". Z inicjatywy Hopfera zorganizowano w Warszawie "Maraton Pokoju". Życie prywatne: Żonę, Zofię Grochot, poznał na obozie lekkoatletycznym. Była mistrzynią Polski juniorów w biegu na 200 metrów. Podczas tego zgrupowania złamała obojczyk. Zaopiekował się dziewczyną, a pół roku później wzięli ślub. W 1966 roku przyszła na świat ich córka Monika. Po wprowadzeniu stanu wojennego wykorzystał zaległy urlop, następnie przebywał na zwolnieniu lekarskim. Rozpoczął też starania o rentę. 15 października 1982 roku otrzymał pismo z wydziału kadr Telewizji Polskiej o treści: "Obywatel Tomasz Hopfer. Zwalniam obywatela ze służby w jednostce zmilitaryzowanej - Komitecie do Spraw Radia i Telewizji. Jednocześnie rozwiązuję z obywatelem umowę o pracę". Po zwolnieniu z TVP pracował dorywczo w galwanizerni. Na początku grudnia 1982 roku zaziębił się podczas płukania w kadzi z zimną wodą posrebrzanych wisiorków. Trzy dni później trafił na OIOM szpitala bielańskiego z rozpoznaniem: wirusowe zapalenie płuc. -"Prześwietlenie wykazało niewydolność płuc i ogólne zakażenie organizmu. Rosła gorączka, brakowało leków..." - wspominała Zofia Hopfer. Niezbędny lek na zwiększenie odporności wysłał z Niemiec prywatnym samolotem Stefan Lewandowski, były olimpijczyk, lekarz i właściciel kliniki w Kolonii. Niestety, z powodu przepisów stanu wojennego samolot nie dostał zgody na lądowanie. Tomasz Hopfer zmarł 10 grudnia 1982 roku w wieku 47 lat. Pochowany jest na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Pogrzeb miał być 13 grudnia, ale władze nie zgodziły się na taką manifestację w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.

Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...

Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...