piątek, 24 czerwca 2022

Co by było , gdyby ...?

Gdyby nie błoto, byłoby złoto. To powiedzenie zna każdy starszy kibic piłkarskiej reprezentacji Polski. Mowa oczywiście o pamiętnym – przegranym przez naszych piłkarzy – półfinałowym meczu mistrzostw świata z 1974 roku. Czy Polacy mogli to spotkanie wygrać? Drużyna prowadzona przez legendarnego trenera Kazimierza Górskiego trafiła do bardzo trudnej grupy z faworyzowanymi reprezentacji Argentyny i Włoch oraz z dosyć egzotyczną drużyną Haiti. Przed mundialem szanse dawano nam jedynie w starciu z Haitańczykami, choć należy pamiętać, że Orły Górskiego wygrały eliminacyjną grupę z Anglikami, a przed dwoma laty zdobyły olimpijskie złoto. Droga do półfinału Zmagania w grupie Polacy oczywiście zakończyli na pierwszym miejscu wygrywając w pierwszym spotkaniu z Argentyną 3:2, rozbijając Haiti aż 7:0 w drugim oraz zwycięsko wychodząc z potyczki ze Squadra Azzura – 2:1 – rozgrywając wtedy jeden z najlepszych meczów w historii polskiego futbolu. Mundial, którego w 1974 roku gospodarzem była Republika Federalna Niemiec, odbywał się na nieco innych zasadach niż te, które znamy obecnie. Po wyjściu z grup najlepsze drużyny po raz kolejny dzielono, jednakże już tylko na dwie grupy. Ich zwycięscy grali w finale, natomiast reprezentacje z drugich miejsc grały o „brąz”. Wygrywając 1:0 trudny mecz ze Szwecją po bramce niezawodnego Grzegorza Lato (Jan Tomaszewski obronił ponadto „jedenastkę”) oraz 2:1 z Jugosławią Polska w ostatnim meczu II rundy mierzyła się z reprezentacją gospodarzy, która również z kompletem punktów przystępowała do tego starcia. Mecz okrzyknięto zatem nieformalnym półfinałem, bowiem ani Szwecja ani Jugosławia nie były już w stanie wyprzedzić Niemców i Polaków. Jednakże nasza reprezentacja ze względu na gorszy bilans bramkowy musiała ten meczy wygrać, a drużynie RFN wystarczał remis. Mecz, który nie miał prawa się odbyć Nic nie wskazywało na to, że mecz na Waldstadion we Frankfurcie przejdzie do historii jako słynny „mecz na wodzie”. Tymczasem już podczas rozgrzewki rozpoczęła się ogromna nawałnica, która zmusiła zawodników obu ekip do opuszczenia płyty boiska. Spotkanie rozpoczęło się z ponad godzinnym opóźnieniem, a murawa nie nadawał się do gry. Straż pożarna usuwała wodę przy pomocy kilku pomp, a ekipy porządkowe za pomocą specjalnych, ręcznych walców. Zabiegi te jednak na nic się zdały. Do dziś tak naprawdę nie wiadomo dlaczego spotkania, które nie miało prawa się odbyć, nie przełożono. Grzegorz Lato wspominał, że ma żal do polskich działaczy związkowych, że zgodzili się na rozegranie meczu. Futbolówka często stawała na wodzie, a wymienienie kilku podań stanowiło nie lada wyzwanie. Polska kadra została w ten sposób pozbawiona swoich najmocniejszych atutów: szybkiej, kombinacyjnej gry oraz zabójczych skrzydeł Lato-Gadocha. Polscy piłkarze byli o wiele lepiej wyszkoleni technicznie od Niemców. Duet środka pola Deyna-Kasperczyk, stanowiący o sile ataku pozycyjnego, musiał uciekać się do długich podań, a piłka i tak nie dolatywała do adresatów i grzęzła w wodzie. Po latach Henryk Kasperczak zwrócił uwagę, że Niemcy po wygranym przez ich kapitana losowaniu jako piersi mogli wybrać stronę boiska. A wybrali najkorzystniejszą.
Okazji bramkowych nie brakowało Przed linią bramkową niemieckiej połowy była bowiem spora kałuża, na której aż dwukrotnie zatrzymała się futbolówka. Pomimo obronionego rzutu karnego przez Tomaszewskiego i zwycięskiej bramki Gerda Müllera, to Polacy byli w tym spotkaniu lepsi. Oprócz dwóch wymienionych sytuacji należy również wspomnieć o dogodnej szansie Grzegorza Laty z pierwszej połowy, świętych strzałach z dystansu Gadochy i Deyny oraz sytuacji z końcówki meczu rezerwowego Kazimierza Kmiecika. Legendarny komentator Jan Ciszewski aż trzykrotnie krzyczał podczas telewizyjnej transmisji „gol” będąc przekonanym, że piłka w końcu trafiła do siatki. Prawdziwym bohaterem Niemców nie był zatem Gerd Müller, a bramkarz – Sepp Maier. Po spotkaniu chyba pierwszy raz w historii prasa więcej pisała o przegranych niż zwycięzcach. Pogoda nie ustępowała ani na moment, a w końcowych minutach padało tak intensywnie, że trudno było cokolwiek dostrzec. To m.in ta rywalizacja przyczyniła się do powstania kilkanaście lat później słynnego powiedzenia Garego Linekera, że piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy. Na pocieszenie polskim kibicom pozostało pokonanie broniącej tytułu sprzed 4 lat Brazylii 1:0 w meczu o trzecie miejsce oraz korona króla strzelców dla Laty, którego dorobek wyniósł 7 trafień. Na drugim miejscu ex aequo uplasowali się Szarmach oraz Holender Neeskens (5 goli). Polska vs Holandia Czy Polska mogła zatem zagrać w finale i zdobyć upragnione złoto? Na suchej murawie Niemcy nie mieliby większych szans. Już podczas „meczu na wodzie” nastawieni byli tylko na grę z kontry, natomiast Polacy przy optymalnej pogodzie po trzech, czterech podaniach byli w stanie przedostać się pod bramkę rywali i stworzyć dogodną sytuację. Doskonale wiedzieli o tym rywale i być może dlatego tak usilnie dążyli do rozegrania meczu, który powinien zostać przełożony. Z resztą po latach kapitan i filar obrony niemieckiej kadry – Franz Beckenbauer – przyznał: „przy normalnych warunkach nie mielibyśmy prawdopodobnie żadnych szans”. Niewykluczone, że w półfinale Lato zanotowałby podobny rajd, jak w meczu o 3. miejsce dające upragniony medal, a Gadocha lub Deyna „dorzuciliby” futbolówkę wprost na głowę Szarmacha, prawdziwego eksperta od bramek tego rodzaju. W finale natomiast naszym rywalem byłaby Holandia, którą rok później w eliminacjach do europejskiego czempionatu rozbiliśmy aż 4:1. I choć absolutnie nie można zakładać takiego samego wyniku w finałowym starciu , to i tak szanse na zwycięstwo mieliśmy wtedy ogromne.

środa, 22 czerwca 2022

Partyzancka miłość.

22 czerwca 1922 r. w podkarpackiej Kuryłówce urodziła się Janina Przysiężniak "Jaga", z d. Oleszkiewicz - łączniczka i sanitariuszka AK. W wieku osiemnastu lat miała już małą maturę i za sobą zaprzysiężenie do NOW-AK. Po przeszkoleniu w zakresie sanitarno-łącznościowym nie miała wątpliwości, że trzeba stanąć do walki. Przybrała pseudonim "Olcha", który zmieniła po poznaniu "Ojca Jana", swojego przyszłego męża. Młody, przystojny i opiekuńczy wobec swoich podkomendnych dowódca (stąd miano) i piękna blondynka o niebieskich oczach
poznali się na weselu przyjaciółki i zakochali. Ślub zaplanowali w drugi dzień Bożego Narodzenia 1943 r., niestety na skutek zdrady nadciągnęły niemieckie tyraliery i rozegrała się bitwa. Franciszek i Janina stanęli na ślubnym kobiercu po dwóch tygodniach, bez partyzanckiej asysty, z jednym świadkiem. Akt małżeński został głęboko ukryty w jarocińskim kościele. Niepokój panny młodej budził wystawiony katafalk i rzeczywiście małżonkom nie było dane żyć długo i szczęśliwie. Ostatni raz widzieli się w Wielki Piątek 1945 roku. Święta ze względów bezpieczeństwa mieli spędzić osobno. Rozstanie było smutne, ale konieczne. Wiedzieli, że są poszukiwani przez NKWD. Jan miał spędzić Wielkanoc w leżajskim klasztorze, a Jaga - będąca w błogosławionym stanie (siódmy miesiąc ciąży) - udała się do domu siostry Marii Dolnej. Tam znaleźli ją ubowcy, wywlekli z domu, by po całonocnych torturach odwieźć na miejsce kaźni. Znane jest nazwisko mordercy - to Andrzej Machaj strzelił w plecy brzemiennej kobiety, raniąc ją śmiertelnie... Pogrzeb w Wielkanocny Poniedziałek był wielką manifestacją. Kilka partyzanckich oddziałów w pełnym rynsztunku, gotowych na wszystko. Ostatnia droga Jagi i zamordowanego z nią dzieciątka z honorami - szpaler przed kościołem, salwa nad grobem... A na skromnej mogile wciąż ktoś dopisywał: "Zamordowana przez UB". Słowa te, pojawiające się na nagrobku Janki, miały przypominać komunistycznym katom o krwi ciążącej na ich rękach. Miały także odświeżać pamięć Polaków o prawdziwej powojennej historii tych miejsc… Kiedy po latach Franciszek Przysiężniak opuścił więzienie, często widziano go pochylonego nad mogiłą najbliższych... "Jaga" to jedna z wielu Dziewcząt Niezłomnych. Losy jej i 15 innych dziewcząt opisał Szymon Nowak w książce pt. "Dziewczyny Wyklęte”. Cześć Jej Pamięci! 🇵🇱

niedziela, 19 czerwca 2022

Jeszcze jedno wspomnienie.

Do lipca 1943 r, mieszkałem z rodziną w kolonii Rogowicze, gmina Chorów, pow. Horochów. Ojciec mój Aleksander oprócz gospodarstwa rolnego posiadał młyn, siostra Jadwiga, lat 25, panna, była nauczycielką w szkole powszechnej, starszy brat Aleksander, lat 35 był sekretarzem gminy, ja zaś miałem kuźnię. Z Ukraińcami żyliśmy w zgodzie i mimo iż docierały do nas informacje o mordowaniu rodzin polskich przez banderowców uwierzyliśmy zapewnieniom naszych ukraińskich sąsiadów, że nic nam nie grozi, mamy mocną pozycję, przecież oni też korzystają z naszego młyna i kuźni, a brat Aleksander był przez nich ceniony za udzielanie porad agronomicznych. „Musicie zginąć, nie ma tu dla was miejsca”. Lipcowa rzeź w kolonii Rogowicze, gm. Chorów, pow. Horochów, woj. wołyńskie A jednak przyszli. Była to niedziela 11 czy też 18 lipca 1943 r. Wróciłem do domu z rodzicami Aleksandrem i Agnieszką z d. Bernat oraz siostrą Jadwigą po nabożeństwie z kościoła w Łokaczach. Przyszedł do nas brat Aleksander z żoną Marianną lat 28 i dwuletnią córeczką. Naradzaliśmy się, czy mamy pozostać w swoich domach, czy też jak inne polskie rodziny opuścić dom i przenieść się do Łokacz, gdzie został utworzony oddział samoobrony i czulibyśmy się bezpieczniejsi. Ojciec wyszedł w pole do krów, a matka smażyła jajecznicę na boczku. Widocznie przywiódł ich zapach jedzenia. Weszło ich trzech, nieznanych mi z widzenia, uzbrojonych w karabiny. Zapytali czy cała rodzina jest w domu, zażądali od nas dokumentów, zabrali z portfelami mówiąc, że nam już one nie będą potrzebne. Byliśmy odświętnie ubrani, więc polecili, abyśmy się rozebrali do bielizny. Krzyczeli: Polskie mordy to już koniec z wami, musicie zginąć, nie ma tu dla was miejsca. Matka prosiła ich, aby pozwolili nam pomodlić się przed śmiercią. Zagonili nas z kuchni do pokoju, a kiedy siostra Jadwiga nie uklękła jak inni i na ich krzyki odpowiedziała: my zginiemy, ale i wy zginiecie, nie zbudujecie Ukrainy na krwi niewinnej i bezbronnej ludności polskiej, a okryjecie siebie i naród ukraiński wieczną hańbą, jesteśmy solą tej ziemi, zamiast mordować uczcie się od nas jak żyć godnie i dostatnio – została uderzona przez bandytę lufą karabinu, zachwiała się i upadła na szafę. W tym zamieszaniu matka powiedziała do mnie, abym uciekał. Klęczałem najbliżej okna. Zerwałem się z klęczek i skoczyłem w okno wybijając łokciem szybę. Kiedy byłem za oknem widziałem jak do mnie strzela inny bandyta stojący na obstawie. Zaciął mu się karabin. Wbiegłem za stodołę, gdzie stał banderowiec z rkm a z drugiej strony dwóch z karabinami. Słyszałem strzały, ale na szczęście nie trafili we mnie. Biegłem w stronę Łokacz polami kryjąc się za dziesiątkami żyta. Na pastwisku pasły się konie. Schwyciłem jednego i na oklep pojechałem dalej. Z ukraińskiej wsi Markowicze wyjechała furmanka z 4-5 mężczyznami którzy strzelali w moim kierunku. Konno dojechałem do rzeki, po czym pozostawiłem konia i wpław przeprawiłem się przez rzekę. Tak dotarłem do Łokacz gdzie poinformowałem znajomych Polaków o napadzie. Zgłosiliśmy o tym Niemcom. Następnego dnia Niemcy za obiecane im krowę, jałówkę i świnię zgodzili się wysłać z Łokacz do mojego domu patrol policji niemieckiej, który będzie mnie i grupę moich znajomych ochraniał przy pochówku wymordowanej mojej rodziny. W pokoju podłoga była we krwi. Nie mogliśmy odnaleźć zwłok. Sąsiad-Ukrainiec powiedział, że ciała pomordowanych leżą w gnojowniku zamaskowane gnojem i słomą. Wszystkie ofiary miały rany postrzałowe z tyłu głowy i w plecach. Odnalazłem swojego ojca w polu, był zszokowany, stracił na bardzo długi czas mowę. Widział z oddali z pola jak banderowcy otaczają nasz dom, słyszał strzały, widział jak uciekam. Zabraliśmy ciała pomordowanych moich bliskich oraz odzież, którą przezornie zakopaliśmy wcześniej w skrzyni na polu i opuściłem na zawsze swoje gniazdo rodzinne. (…)

Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...

Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...