piątek, 27 października 2023
Zbrodnia UPA w Puźnikach.
W Puźnikach w Ukrainie specjaliści polscy i ukraińscy odnaleźli zbiorowy dół, w którym w 1945 r. złożono ciała pomordowanych mieszkańców wsi. Wystąpiono do władz ukraińskich o zgodę na przeprowadzenie ekshumacji - poinformował minister w KPRM Michał Dworczyk.Ludobójstwa polskiej ludności Puźnik dokonały sotnie UPA ,,Sire Wowki'' i,,Czernomorci'' z kurenia Petra Chamczuka ,,Bystrego''Przed wojną Puźniki były wsią niemal czysto polską liczącą około 800 mieszkańców, rodzin ukraińskich i mieszanych było tylko kilka[1].
Według wspomnień zgromadzonych przez Stowarzyszenie Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu, w 1943 roku podczas okupacji niemieckiej, pod wpływem doniesień o mordach ukraińskich nacjonalistów na Polakach, w Puźnikach zawiązała się polska samoobrona oparta o struktury AK pod dowództwem por. Mieczysława Warunka. Uzbroiła się ona m.in. w broń zebraną na pobojowisku po starciu sił niemieckich z sowieckimi partyzantami Sidora Kowpaka, które miało miejsce w sierpniu 1943 w lesie koropieckim. Kilka dni później Niemcy z ukraińską policją dokonali pacyfikacji części Puźnik paląc 12 zagród i biorąc zakładników, których ostatecznie zwolniono. Po kilku kolejnych dniach samoobrona bez strat w ludziach odparła atak banderowców z Zalesia, którzy zdołali podpalić trzy gospodarstwa. Po tym wydarzeniu wprowadzono całonocne uzbrojone warty oraz legitymowanie wszystkich nieznajomych wędrujących przez wieś. Mimo to pod koniec września banderowcy spalili osiedle Nagórzanka i po wymianie ognia wycofali się. Także tym razem nie zginął nikt z mieszkańców wsi.
29 lutego 1944 roku oddział z Puźnik przyszedł z odsieczą odległemu o 12 km Korościatynowi zaatakowanemu przez UPA i zapobiegł dalszej rzezi. Latem 1944 roku rejon Puźnik został ponownie zajęty przez Armię Czerwoną. Por. Warunek z łączniczką ujawnił się władzom sowieckim, został aresztowany i zesłany do łagrów. W sierpniu 1944 większość mężczyzn w wieku poborowym wcielono do Wojska Polskiego. Kilkunastu Puźniczan wstąpiło do tzw. batalionu niszczycielskiego (IB), który stacjonował w Koropcu. Członkowie batalionu często przebywali w Puźnikach; mieszkańcy wsi w dalszym ciągu przechowywali broń.
5 lutego 1945 roku UPA dokonała masowej zbrodni na Polakach w pobliskim Baryszu. 2 dni później w Zalesiu zamordowano kilkadziesiąt osób, w tym 7 osób z Puźnik. W obawie przed napadem UPA niektórzy Polacy z Puźnik przenieśli się do miejscowości uważanych za bezpieczniejsze.
Osobne artykuły: Zbrodnie w Baryszu i Zbrodnia w Zalesiu Koropieckim.
11 lutego 1945 roku do Puźnik przyjechali sowieccy urzędnicy z Koropca, którzy dokonali spisu ludności i nakazali zdać posiadaną broń, twierdząc, że Polakom nic nie grozi, ponieważ „władze zapewniają bezpieczeństwo.”W nocy z 12 na 13 lutego 1945 roku (według wspomnień świadków – około północy[1], według danych sowieckich – około godz. 4[4]) w momencie zmiany wart Puźniki zostały otoczone i zaatakowane z kilku stron przez kureń UPA Petra Chamczuka „Bystrego”[4]. Napastnicy przystąpili do zabijania napotkanych Polaków przy pomocy broni palnej, siekier, bagnetów i noży oraz palenia zabudowań. Uzbrojeni członkowie samoobrony, zaskoczonej skalą ataku, oraz obecni we wsi żołnierze IB podjęli nieskoordynowaną obronę. Zaalarmowana przez nich ludność cywilna chroniła się w bronionych budynkach, gdzie były przygotowane schrony (kościół i plebania, domy Malinowskiego, Borkowskiego, Rolowej, Jarzyckiego, Łaciny). Niektórzy, jak Rozalia Dancewicz uciekli do lasu. Honorata Dancewicz ukryła się w kapliczce za figurą Matki Boskiej[1][3].
Najwięcej ofiar zginęło w „rowie Borkowskiego” biegnącym przez wieś, w którym znajdowały się jamy mogące służyć za kryjówki. Upowcy zmasakrowali tam kilkadziesiąt kobiet i dzieci, przeważnie przy pomocy siekier i bagnetów; strzelano tylko do próbujących uciekać.
Nad ranem siły UPA wycofały się z Puźnik. Według dokumentów UPA były to sotnie „Siri Wowki” i „Czernomorci”.
Najczęściej podaje się, że w Puźnikach zginęło około lub co najmniej 70 Polaków (część świadków, Grzegorz Hryciuk, Ryszard Kotarba. O około 100 ofiarach piszą Zdzisław Skrok oraz Henryk Komański i Szczepan Siekierka[1]. Taką samą liczbę podaje artykuł Zagłada Puźnik. Liczbę 104 osób podał Michał Sobków, który przybył na miejsce masakry po kilku godzinach. Według ks. J. Anczarskiego zginęło 120 osób. Raport UPA mówi jedynie o zniszczeniu „kilkunastu bolszewickich sługusów”, raport Berii do Stalina o 50 zabitych Polakach. Notatka MGB z 1951 roku wspomina o 82 ofiarach.
Według danych sowieckich spalono 172-200 domów, w zagrodach spaliły się 63 sztuki bydła.
Oddział IB z Koropca przybył do Puźnik dopiero 13 lutego około południa. Zdaniem polskich żołnierzy batalionu i Puźniczan sowieccy dowódcy zwlekali z wyruszeniem wsi na odsiecz, a potem skierowali pościg w niewłaściwą stronę[3]. Ofiary zbrodni, w większości kobiety, dzieci i starcy, zostały pochowane na cmentarzu w dwóch zbiorowych grobach.
Po zbrodni ocaleni Polacy przebywali w Puźnikach jeszcze kilka–kilkanaście dni w niezniszczonych domach oraz na plebanii, sukcesywnie przenosząc się do Koropca i Buczacza. Stamtąd w czerwcu i lipcu 1945 przesiedlono ich na tzw. Ziemie Odzyskane (wsie Niemysłowice koło Prudnika i Ratowice koło Wrocławia). Na szczególną uwagę zwraca fakt że w momencie zbrodni , ziemie te były już w rękach sowieckich i wiadomo było że ludność polska zostanie stamtąd wysiedlona i wywieziona do Polski w jej powojennych granicach.
środa, 25 października 2023
Losy kryłowian i dzieje szkoły w Kryłowie we wspomnieniach Michała Karowicza.
Dekretem Kuratorium Okręgu Szkolnego Lubelskiego z dnia 1.IV.1925r. Nr.912/I zostałem przeniesiony ze stanowiska nauczyciela jednoklasowej szkoły Powszechnej w Pawłowicach, pow. Hrubieszów (obecnie w ZSRR) na stanowisko p.o. kierownika czteroklasowej Publicznej Szkoły Powszechnej w Kryłowie z ważnością od dnia 1 maja 1925r.
Na tej podstawie z dniem 1 maja 1925 roku rozpocząłem służbę w Kryłowie.Grono Nauczycielskie wraz z uczniami
7 klasy szkoły podstawowej
w Kryłowie rok 1936.
Moimi współpracownikami byli koledzy: Aleksander Waczków, Adolfina Penkalówna oraz kol. Osińska (imienia nie pamiętam). Kryłów w owym czasie był miasteczkiem rozwijającym się w szybkim tempie. Głównym czynnikiem szybkiego rozwoju tego miasta było położenie geograficzne. Oto najbliższymi miastami były Sokal i Hrubieszów oddalone o przeszło 20 km od Kryłowa w kierunku północ-południe oraz Waręż i Poryck, też tak samo odległe. W Kryłowie odbywały się targi i jarmarki na które zjeżdżali się chłopi z południowej części powiatu Hrubieszowskiego i północnej części powiatu Sokalskiego oraz Wołynia. Na danych targach można się było zaopatrzyć dosłownie we wszystko, gdyż prawie cały handel spoczywał w rękach Żydów.
Żydzi zaś, trzeba im przyznać, znali się na dziedzinie handlu i starali się o zapewnienie jak najlepszego zaopatrzenia sklepów. Codziennie szła do Hrubieszowa lub Sokala furmanka po towar. Była jedna rodzina żydowska, która się z tego utrzymywała – Woźnica ów nazywał się Pinia.
Cały rynek Kryłowski był zabudowany małymi, drewnianymi domkami w których mieściły się sklepy, magazyny, jatki i mieszkania żydowskie. Ja zaopatrywałem się w niezbędne towary spożywcze i inne w sklepie Łejzora Bitermana, Choskla Bitermana a w towary włókiennicze u starej Ryfki.
Umyślnie wymieniłem nazwiska Żydów bo tylko tyle po nich pozostało – wspomnienia i nic więcej.
Oprócz sklepów żydowskich powstały później sklepy polskie: Ignacy Szczucki założył sklep ze sławnymi wędlinami, Jan Kazimierczak, inwalida wojenny trzymał trafikę ( sklep z wyrobami) tytoniowymi i monopolowymi, a wreszcie Szczucki (imię zapomniałem) sklep spożywczy.
Na parę lat przed wojną powstał w Kryłowie sklep spółdzielczy.
Kryłów był zatem przed wojną miasteczkiem handlowym bardzo ruchliwym gdyż nie brakło tu również rzemieślników zarówno Żydów jak Polaków i Prawosławnych zwących się Ruskimi.
Podkreślam słowo Ruskimi czyli Rosjanami a nie Ukraińcami.
Ukraińcami poczęli się zwać dopiero po przeprowadzeniu akcji zwane „Pro Russia”.
Owa akcja polegała na burzeniu cerkwi prawosławnych na parę lat przed wojną i na „nawracaniu” prawosławnych na katolicyzm. Owo „nawracanie” było reakcją ziemiaństwa na żyjącą w ich pamięci akcję rosyjską na Chełmszczyźnie. Nazwa Chełmszczyzna obejmowała powiaty: chełmski, hrubieszowski, zamojski, tomaszowski i krasnystawski, oderwane ukazem carskim od „Prywislińskiego Kraju”. Nazwa „Prywislińskij Kraj” to rosyjska nazwa Królestwa Polskiego Kongresowego (1815). Nazwa ta powstała z nienawiści do „polskich matiażników”, którzy dążyli do odbudowania niepodległej Polski. Aby Polakom raz na zawsze nadzieję odzyskania niepodległości zmieniono nazwę Królestwo Polskie na Priwislińskij Kraj.
Odebranie wyżej wymienionych powiatów od terytorium „Prywislińskiego Kraju” motywowano tym, że powiaty te były zamieszkane przez ludność (unicką – która) mieszaną polsko – katolicką i ludność unicką – która dążyła raczej ku Polsce. Aby osłabić żywioł polski
i oderwać unitów, czyli katolików obrzędu greckiego od wpływów polskich przeprowadzono na Chełmszczyźnie „obruszenie” czyli rusyfikację unitów polegająca na przymusowym przeciągnięciu ludności unickiej na prawosławie.
Kazano po prostu księżom unickim przejść na prawosławie i przeciągnąć na tę religię parafian.
Sam znałem jednego z księży prawosławnych, którzy ongiś byli księżami unickimi. Był to ksiądz Artecki z Szychowic.
Sam w Pawłowicach poznałem mieszkańca tej wsi Tymczuka, którego dosłownie prowadzono na powrozie do cerkwi prawosławnej.
Na tej nieszczęsnej Chełmszczyźnie zatriumfowało prawo „Cuius regio eius religio”. Akcja rusyfikacyjna przeprowadzona w taki bezwzględny sposób stworzyła napięcie, które w kilkanaście lat po odzyskaniu niepodległości wydawała się w postaci „Akcja pro Russia”. Akcja ta polegała nie tylko na burzeniu cerkwi lecz i na stawianiu cerkwi greko – katolickich, które panowie dziedzice utożsamiali z dawnymi unickimi. Myśleli że gdy prawosławni przejdą na greko – katolicyzm to staną się Polakami.
Dziedzic z Gołębia, nazwiskiem Świerzawski, postawił taką cerkiew w Gołębiu i przewoził na nabożeństwa księdza z Uhrynowa. Zaś dziedzic z Cichoburza „nawrócił” na katolicyzm swoich fornali. – Kazał im po prostu przejść na katolicyzm. Byłem przypadkowo przy tym gdy owi fornale przyjechali do Kryłowa aby w kościele „zrobić wyznanie wiary”.
Przyznaje, że gdy zobaczyłem tych ludzi ogarnął mnie lęk. W ich obliczach wyraźnie gniew i nienawiść. Od tego czasu nienawiść do Polski i Polaków dawała się wyczuwać wyraźnie w bliższym zetknięciu się z ludnością prawosławną, która już teraz nazywała się ukraińską. Chłód i nienawiść wyczuwałem także i szkole u starszych uczniów.
Została zmarnowała wieloletnia praca szkoły polskiej. W czasie tej akcji (rok 1937) spotkałem w Kryłowie na targu znajomego gospodarza z Pawłowic, nazwiskiem Biłyk. Ów Biłyk był prawosławnym. Przyjechał on na targ w parę dni po zburzeniu cerkwi w Pawłowicach. Po chłodnym przywitaniu rzekł on z wyraźnym szyderstwem:
- Pan nas uczył, że Polska jest matką dla wszystkich - To taka matka?
Co nauczyciel mógł zrobić aby zapobiec względnie naprawić popełnione błędy? Odpowiedzią na tak postawione pytanie będzie zdanie czy informacja wygłoszona na konferencji kierowników szkół w szkole w Werbkowicach przez przedstawiciela Władz Szkolnych: - Komu się nie podoba akcja przeprowadzona na terenie powiat, to niechaj wnosi podanie o przeniesienie do innego powiatu!!
Stąd wniosek, że ze zdaniem nauczyciela nikt się nigdy nie liczył ani go o zdanie nie pytał. Stawiano go zawsze wobec faktów dokonanych i wydawano odpowiednie polecenia. Nauczyciel był odpowiedzialny przed swoimi władzami tylko za wykonanie tych zadań.
Tak wyglądało środowisko Szkoły Podstawowej III stopnia w Kryłowie w przeddzień wybuchu drugiej wojny światowej.
Co się tyczy rozwoju szkoły w czasie mojej służby w Kryłowie to przedstawia się ona następująco:
Szkoła kryłowska miała własny murowany budynek zbudowany jeszcze przed pierwszą wojną światową. W budynku było 6 sal szkolnych. W parę lat po objęciu stanowiska p.o. kierownika szkoły liczbę nauczycieli zwiększono. Przybyło dwóch nauczycieli: Wacław Kopaczyński i Bronisław Kulikowski, a odeszła koleżanka Osińska, która wyszła za mąż.
Wobec tego, że liczba uczniów stale się zwiększała w rok później przydzielono do szkoły nową nauczycielkę ob. Dąbrowską Janinę.
W następnym roku przydzielono do szkoły nową nauczycielkę Oszustowiczówną, która była w Kryłowie tylko dwa lata. a następnie przeniosła się do Zamościa, a na jej miejsce przyszła Stefania Pająkówna.
Wobec tego, że szkoła miała już wtedy 7 klas, do szkoły tej zaczęły napływać dzieci z sąsiednich gmin i z Wołynia. Klasy liczyły po 120 uczniów i miały po dwa oddziały równoległe.
Wywołało to konieczność przydzielenia nowych nauczycieli i znów przydzielono jedną nauczycielkę, Janinę Jaźwińską i Aleksandrę Muzyczukówną.
Skojarzyły się trzy małżeństwa:
Kopaczyński Wacław i Dąbrowska Janina
Kulikowski Bronisław i Jaźwińska Janina
Waczków Aleksander i Penkalówna Adolfina
W następnych latach kolega Kulikowski Bronisław wraz z małżonką przenieśli się do Rachań w powiecie Tomaszowskim, a na ich miejsce przyszli nauczyciele: Święcicki Franciszek, Janina Laskowska i Aleksander Budzyń..
Przed wybuchem drugiej wojny światowej w Szkole Podstawowej w Kryłowie grono nauczycielskie liczyło 9 osób:
1.Waczków Aleksander
2. Waczkowówna Adolfina
3. Kopaczyński Wacław
4. Kopaczyńska Janina
5.Budzyń Aleksander
6. Laskowska Janina
7.Gębicz Szczepan
8.Święcicki Franciszek
9.Karowicz Michał
W klasach od pierwszej do szóstej włącznie było po dwa oddziały równoległe w siódmej był jeden oddział. Praca w tak licznym gronie i przy tak licznych klasach była trudna i ciężka, grono nauczycielskie było zgrane bardzo pracowite. Dlatego poziom nauczania i wychowania był stosunkowo wysoki.
W szkole istniała Drużyna Harcerska i Drużyna Zuchów. Drużynę Harcerską prowadził kolega Kopaczyński i kol. Kulikowska Janina. Z tego czasu przechowało się kilka fotografii grona nauczycielskiego i uczniów oraz Drużyny harcerskiej męskiej żeńskiej fotografie te dołączam.
Wybuch wojny w 1939 zastał nas niespodziewanie.
Wierzyliśmy, że „mocarstwo” Polska oprze się niemieckiej nawale, że zatrzyma ją dopóki zachodni sojusznicy nie zmobilizują sił zbrojnych.
Druzgocące ciosy następowały po sobie tak szybko, że rozpacz brała słuchając komunikatów radiowych. – Westerplatte broni się jeszcze – głosi to radio.
- Uwaga! Nadchodzi! – głosił spiker radia warszawskiego w czasie nalotów niemieckich bombowców
Z głośników radiowych płynęły grobowe wieści
- Niechaj nikt nie rozpacza, gdy nasz głos zamilknie.
Jesteśmy przygotowani, ze niemiecka bomba wreszcie i nas tu trafi - mówił z rozpaczą w głosie pułkownik, który podawał wiadomości z frontu. – Westerplatte padło – głosi to radio warszawskie. – Wojska rosyjskie wkroczyły do Polski i posuwają się szybko na zachód.
Wreszcie radio zamilkło.
Wojska rosyjskie wkroczyły do Kryłowa Finis Polonia.
Po tygodniu wojska rosyjskie ustąpiły za Bug a z nimi razem wyjechali Żydzi z Kryłowa, pozostało dwie czy trzy rodziny. Na trzeci dzień przyjechała do Kryłowa niemiecka dywizja pancerna. I rozpoczęła się okupacja niemiecka.
Inspektor Szkolny Olszewski przepadł gdzieś w tej zawierusze, a na jego miejsce powrócił emerytowany Inspektor Szkolny Wilhelm Greger i powołał nauczycielstwo d służby. Z grona nauczycielskiego liczącego dziesięć osób stanęło do pracy czworo:
1.Waczków Aleksander
2.Waczkowowa Adolfina
3.Gębicz Szczepan
4.Karowicz Michał
Do szkoły zapisało się niewiele dzieci i to tylko dzieci polskie. Natomiast dzieci ukraińskie zapisały się do szkoły ukraińskiej, którą stworzona natychmiast po zajęciu Polski przez Niemców.
Budynek szkoły został zajęty przez oddział niemieckiej straży granicznej.
Skutkiem tego szkoła polska mieściła się w budynkach pożydowskich. Program nauczania został zredukowany. Dzieciom polskim pozwolono uczyć się tylko cztery lata. Nie wolno było w szkole uczyć historii.
Jaki był cel takiego obniżenia poziomu wykształcenia młodego pokolenia w „Gerzoroknej Guberni” jak teraz Niemcy nazwali „Priwislińkskij Kraj”? Po co Polakom wyższe wykształcenie, kiedy ich przeznaczeniem jest wierna i pokorna służba Herrenvolkowi?
Tej pokory łaknęli Niemcy wszyscy. Wściekali się gdy nie dostrzegali u Polaka brak pokory i uniżoności – doświadczyłem tego na sobie.
Pewnego razu po nauce rozmawiałem na placu, koło świętego Jana ze staruszką, panią Podhorodeńską. W czasie tej rozmowy przeszła koło nas patrol niemieckiej straży pogranicznej złożona z trzech zbrojnych żołnierzy niemieckich.
Gdy owa patrol nas mijała zauważyłem, komendant patroli patrzy wyczekująco na mnie. Gdy już nas minęli, komendant odwrócił się do nas i wrzasnął
- Warum begrüssen się mich nicht?
Skamieniałem ze zdziwienia, bo nie przypuszczałem że obowiązująca u nas zasada, że te, który idzie pozrawia tego co stoi, może być tak w ten sposób odwrócona. – odpowiedziałem więc spokojnym głosem: Ich begrüsse nur mich meine Bekonmten
Na to Niemiec z wściekłością zaryczał:
- Polnisches Drrrreck!!!
Trzeba przyznać, ze Niemcy nie do wszystkich Polaków odnosili się z taką pogardą. byli wśród mieszkańców Kryłowa wybrańcy losu, których Niemcy darzyli szacunkiem, przyjaźnią, masłem, mięsem i cukrem po niskich cenach.
Do tych wybrańców losu zostali zaliczeni (nie bez ich zgody) niektórzy mieszkańcy Kryłowa i gminy Kryłów którzy nosili krótkie jednozgłoskowe nazwiska:
Volksdeutche!
Przywilejów tych pozazdrościł Volksdeutchom pewien mieszkaniec kol. Kryłów którego nazwisko kończy się na ski. Wiem o tym od ówczesnego wójta gminy Kryłów, Antoniego Stormkego.
A było to tak:
W mieście Himlerstadt czyli dzisiejszym Zamościu był taki urząd który zajmował się rejestracją Volksdeutchów. Do tego urzędu wzywano Polaków o nazwiskach o brzmieniu niemieckim. Oprócz wezwanych zgłaszali się również ochotnicy. Do tego urzędu wezwano i wójta gm. Kryłów, Antoniego Stormkego.
W oznaczonym dniu stawił się Stormke w owym urzędzie wraz z synem.
Oczekując na swoją kolej słyszał A. Stormke taką rozmowe:
Urzędnik zapytał wyżej wymienionego mieszkańca kol. Kryłow:
- Panie M...wski, czy oańska matka była Niemką?
- Nie
- Więc może kto inny z rodziny pańskiej był Niemcem?
- Nie
- Wiec dlaczego chce pan być Niemcem?
Pytanie to widać zaskoczyło pan M...wskiego gdyż dłuższą chwilę powtarzał
- A bo, a bo...
I nic dziwnego, że to ostatnie pytanie tak zakłopotało pana M...wskiego. Bo jakże tu się przyznać, że idzie tu o masło, mięso i cukier, którymi tak hojnie Niemcy darzyli Volksdeutchów? Trzeba było podać inne motywy:
Po dłuższej chwili znalazł się taki motyw:
- A bo ja, proszę pana, służyłem w austriackich ułanach.
Na to urzędnik krzyknął:
- Marsz za drzwi! Nam tu durniów nie potrzeba.
Trzeba przyznać, że innych Polaków o nazwiskach kończących się na ski, którzy logicznie umotywowali swoje zamiary chętnie przyjmowali i wpisywali do tak zwanej Volkslisty (Dębiński, Wilczyński).
Ponieważ wójt A. Stormke nie podpisał Volkslisty przeto został on zwolniony z urzędu , a na jego miejsce został powołany Ukrainiec, ksiądz prawosławny, nazwiskiem Maksymiuk.
Ukraińcy objęli administracje. Trzeba przyznać, że spełniali oni swoje obowiązki energicznie i wiernie służyli Niemcom.
Pierwszym ich wyczynem było wydanie Niemcom ośmiu najaktywniejszych Polaków, których jako zakładników wywieźli Niemcy do Oranienburga:
1.Szutowski Roman
2. Steciuk Łucjan
3. Kołtoniuk Władysław
4. Zieliński
5. Gębicz Szczepan
6. Kopaczyński Wacław
7. Drohobycki Roman
8. ( niepamiętam nazwiska)
Pierwszy powrócił z Oranienburga Steciuk Łucjan. Powrócił w urnie, którą włożono do trumny i w asyście uzbrojonego w karabin i granaty ukraińskiego policjanta pogrzebano na cmentarzu kryłowskim.
W liczbie wywiezionych do Oranienburga znalazło się dwóch nauczycieli: Kopaczyński Wacław i Gębicz Szczepan.
Kopaczyński W. nie podobał się Ukraińcom dlatego że prowadził w szkole Drużynę harcerską o umiał wokół siebie skupić młodziez
Gębicz Szczepan, za to chyba, że współpracował z administracją, był radnym gminnym, a może dlatego że uczył historii.
Gdy wywieziono z Kryłowa zakładników, wtedy Ukraińcy i Volksdeutche podnieśli głowy. Już wcale nie ukrywali swojej nienawiści do Polaków. Zaczęły chodzić pogłoski, że Ukraińcy przygotowują się do walki z Polakami, że będą „rizały Lachiw”.
My, mieszkańcy wschodniej Polski, wiedzieliśmy i pamiętaliśmy z walk w latach 1918- 1919 że Ukraińcy umieją prowadzić „wojnę totalną” i nie lekceważyliśmy tych wieści. Trzeba było obmyślić obronę, trzeba było zorganizować i przygotować się do walki.
Było to późną jesienią 1942r. Zaczęło się wysiedlanie Polaków z powiatu Zamojskiego i Hrubieszowskiego, aby zrobić miejsce dla nasiedlonych kolonistów niemickich z Mołdawii i z Rosji. U nas Ukraińcy wiedzieli o tym i starali się przysłużyć Niemcom i ułatwić im to zadanie.
Ja w tym czasie mieszkałem w Uhrynowie u matki żony, gdyż w Kryłowie nie miałem mieszkania. Codziennie rano przyjeżdżałem do Kryłowa do pracy rowerem.
Otóż w czasie gdy odbywały się wysiedlenia, to pewnego dnia rano na drzwiach naszego domu zobaczyliśmy kredą napisaną literę „P”. Taka sama litera była napisana na drzwiach każdego domu polskiego.
Umieszczano ją po to aby niemiecka ekspedycja wysiedleńcza wiedziała że tu mieszkają Polacy – Verfluchte Polen!!
Trzeba się więc było przygotować do ostatecznej walki już nie o życie, bo na to nie wcale nie liczyliśmy, lecz na to by nie dać się wymordować jak Żydzi w Gettach i w obozach zagłady w Bełżcu w Majdanku i w tylu innych miejscowościach.
Pierwszą organizacją bojową jaka dotarła do Kryłowa był Związek Walki Zbrojnej, na czele którego stał pułkownik pseudonim Grot.
Skontaktował mnie z tą organizacją kolega Parys Władysław nauczyciel z Prehoryłego.
Na terenie Kryłowa do tej organizacji wstąpiło 16 ludzi, w Prehoryłem było około 18 ludzi. Do Małkowa dotarła inna organizacja bojowa a mianowicie „Bataliony Chłopskie”. Głównym organizatorem B.Ch. w Małkowie, a później komendantem B.Ch. był Stanisław Basaj – pseudonim Ryś. W późniejszych walkach z Niemcami i Ukraińcami Basaj – Ryś odznaczył się męstwem i zdolnościami strategicznymi.
Dla szkoły kryłowskiej zaszczyt że Basaj był wychowankiem tej szkoły.
Związek Walki Zbrojnej na terenie Kryłowa nie utrzymał się z powodu zdrady wyrycia tej organizacji przez wywiad ukraiński. W pierwszych dniach marca 1943 r. został aresztowany komendant batalionu z, Komornicki z Mircza.
Tego samego dnia aresztowano komendanta kompanii inżyniera Zarębińskiego, leśniczego z Katłubisk, lecz ten wyrwał się i umknął.
Następnego dnia policja ukraińska aresztowała i wywiozła do Hrubieszowa komendanta plutonu prehorylskiego kol. Parysa Władysława. Z Hrubieszowa wywieziono go do Dashau .
Dnia 12 marca 1943r. otrzymałem ostrzeżenie, ze w dniu tym zostanę aresztowany prze ukraińską policję. Ostrzeżenie to przekazała mi p. Marciszukowa z mieszkanka Kryłowa.
Musiałem więc opuścić Kryłów, gdyż dalsza praca na stanowisku kierownika szkoły była niemożliwa, a na rozpoczęcie akcji bojowej było jeszcze za wcześnie.
Tak zakończyła się moja służba i praca w Kryłowie.
Po wyzwoleniu nie powróciłem do Kryłowa na dawne stanowisko chociaż byłem już stałym kierownikiem szkoły, mianowanym w drodze konkursu.
Nie mogłem powrócić, bo czułbym się w Kryłowie jak na cmentarzysku...
Wydaje mi się, że to samo uczycie mieli i ci wszyscy którzy po wyzwoleniu pozostali przy życiu gdyż kol. Gębicz i Kopaczyński wraz z małżonką ulokowali się w Hrubieszowie i nie chcieli wracać na dawne stanowiska. Z przedwojennych nauczycieli tylko ś.p. kolega Waczków Aleksander wraz z małżonką pozostali w Kryłowie. Z pozostałych przy życiu zakładników powrócił do Polski tylko Drohobycki lecz i ten nie chciał pracować i zamieszkać w Kryłowie.
Wydaje mi się, że nikt nie posądzi mnie o tchórzostwo z tej racji, że po wyzwoleniu nie powróciłem do Kryłowa na dawne stanowisko.
M. Karowicz
środa, 4 października 2023
,,Bij lackiego gada, gdzie dopadniesz!”
Najpierw połamali mu palce. Potem zmasakrowali plecy setkami uderzeń nahajki. Wreszcie usłyszał sentencję wyroku śmierci i został zawleczony pod mur egzekucyjny. Z oddali dobiegały odgłosy wojny. Na gruzach dawnych imperiów nowopowstałe państwa toczyły ze sobą śmiertelne boje. O panowanie nad Małopolską Wschodnią walczyły wówczas zaciekle siły zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej i Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Jednak Ludwik Wolski nie nosił żołnierskiego munduru. Był poetą, okrutna kaźń spotkała go za… napisanie wiersza.Wojna polsko-ukraińska lat 1918-1919 była okrutnym konfliktem. Krew lała się nie tylko na polach bitew. Nienawistna kampania antypolska polityków ukraińskich prowadzona od szeregu lat teraz wydawała krwawy plon.
Już podczas walk o Lwów w listopadzie 1918 r. popełniono liczne zbrodnie na jeńcach i ludności cywilnej. Mieszkańcy lwiego grodu ze zgrozą przekazywali sobie informacje o wyrżnięciu obrońców miasta wziętych do niewoli przez „kozaków” atamana Dołuda, o wymordowaniu rodziny Michalewskich, o masakrze w hotelu „Esplanade”, o torturowaniu i zabijaniu sanitariuszek, o ostrzelaniu szpitala na Politechnice…
Również w listopadzie Ukraińcy puścili z dymem Biłkę Szlachecką, zabijając 28 jej mieszkańców. Jeszcze większe rozmiary przybrała grudniowa rzeź w Sokolnikach, gdzie liczba zamordowanych przekroczyła 50. W Brzeżanach od kul plutonu egzekucyjnego zginęło 17 osób. W Stanisławowie mord na 7 małoletnich aresztantach poprzedziły makabryczne tortury – chłopcom wykłuto oczy, wyrwano języki i obcięto uszy. Nie mniejszą inwencją wykazali się oprawcy z Chodaczkowa Wielkiego, którzy wyjątkowo okrutnie okaleczyli cztery młode Polki (następnie zamordowane), z Wiśniewa, gdzie pogrzebano żywcem katolickiego księdza, oraz wielu innych miejscowości.
Szczególnie brutalne traktowanie przetrzymywanych Polaków odnotowano w więzieniach i obozach, poza wspomnianym już Stanisławowem, również w Tarnopolu, Kołomyi, Mikulińcach i Czortkowie. Na tej ponurej liście znalazł się także Złoczów (woj. tarnopolskie).
Treba znyszczyty
Ukraińcy opanowali Złoczów już w listopadzie 1918 r. Swoje rządy rozpoczęli w sposób nader charakterystyczny, mianowicie od… zdewastowania pomnika Adama Mickiewicza. Wkrótce dotychczasowych patronów ulic (Sobieskiego, Kilińskiego, Kopernika, Mickiewicza, Potockiego i in.) zastąpili nowi, uznani przez nowych włodarzy miasta za stosowniejszych (m.in. Chmielnicki, Petlura, Nordau, Mendelsohn, rzucała się też w oczy sympatyczna nazwa ulicy Szulem Alejchem).
Zabroniono używania języka polskiego w miejscach publicznych (również w szkole). Miejscowa gazeta „Zołocziwskie Słowo” niemal w każdym numerze piętnowała rzekome zbrodnie polskie i polski imperializm, domagając się zemsty i zdecydowanej rozprawy z wrogami Ukrainy (A ukrainśkyj narod, mimo cych wsich prowokacyj, terpeływo mowczyt. Ałe koneć jeho terpciu, koneć joho pobłażływosty! Ciu ohnennu żmiju treba znyszczyty ohnem! Treba znyszczyty, szczob ślidu ne buło, de żyw wirołomnyj pidstupnyj Polak!” – „ZS” 4 grudnia1918).
Rządy ukraińskie w Złoczowie nabrały charakteru iście gangsterskiego. Przeprowadzano aresztowania dziesiątków miejscowych Polaków pod zarzutem niecnego spiskowania. Następnie zatrzymanym przedstawiano oferty uwolnienia w zamian za uiszczenie wysokiej kaucji. Niestety, ku konsternacji „śledczych”, uwięzieni zaczęli solidarnie odmawiać zapłacenia haraczu, dobrowolnie godząc się na wielotygodniowe uwięzienie.
Podszepty wroga
Trzeba przyznać, że choć władze ukraińskie uciskały miejscową społeczność polską, zarazem przykładnie współpracowały z tutejszymi Żydami. Sielanka trwała aż do 5 marca 1919 r., kiedy to zdemoralizowane żołdactwo ukraińskie przypuściło szturm na żydowskie sklepy. Dowództwo garnizonu złoczowskiego w końcu powściągnęło jakoś swych podkomendnych, a następnie poszukało winnych wśród… Polaków, których „podszepty” miały spowodować orgię rabunków. Jak ogłoszono w oficjalnej odezwie: „Wielka część złoczowskiego garnizonu, podburzona przez naszych narodowych wrogów, Polaków, samowolnie wyszła na miasto i dopuściła się tutaj rabunków na ludności żydowskiej. […] Niestety nasz naród często słuchał podszeptów wroga […]”.
Wkrótce zdecydowano się zaostrzyć terror wobec „podstępnych Polaków”. W przewidywaniu oporu komendant garnizonu, ataman Łyśniak zapowiedział bez ogródek: „[…] za zranienie 1 żołnierza ukraińskiego będzie rozstrzelanych 5 Polaków bez względu na wiek i płeć, a za zabójstwo 1 żołnierza 10 Polaków. W wypadku zamieszek każę zdziesiątkować całą polską populację.”
Zabić poetę
Wśród aresztowanych był młody, zaledwie 24-letni Ludwik Lubicz Wolski, były asystent przy katedrze botaniki w Dublanach, komisarz rolniczy przy starostwie zborowskim.
Ludwik od dzieciństwa wychowywany był w atmosferze patriotycznej. W dniu swego chrztu otrzymał od babki, Wandy Młodnickiej z domu Monné (ongiś muzy Artura Grottgera), dwa grottgerowskie kartony „Na chórze” i „U grobu Kościuszki”, zaś ojciec chrzestny Ludwika, Władysław Bełza, dedykował mu swój słynny „Katechizm polskiego dziecka”.
Ludwik, będąc świadkiem poczynań budowniczych ukraińskiej państwowości w Złoczowie, dał wyraz swoim odczuciom w wierszu satyrycznym „Ukraina”:
Byli Niemcy i Moskale,
Człowiek siedział u komina.
Dzisiaj siedzi w kryminale,
Bo woskresła Ukrajina.
Autor poświęcił stosowny fragment włodarzom złoczowskim oraz ich oryginalnej metodzie łatania „dziury budżetowej”:
Biedak czy też gruba ryba,
Wszystkich pod klucz się zamyka,
Wkrótce internują chyba
Co drugiego nieboszczyka.
I nie wpuszczą go do nieba,
Aż da okup zań rodzina,
Bo „na wijsko hroszi treba,
Gdy woskresła Ukrajina.”
Wśród wydarzeń uwiecznionych w utworze nie zabrakło opisu zdewastowania pomnika wieszcza:
W sposób zgoła barbarzyński
Obalili Mickiewicza
Znak, że Naród Ukraiński
Do kulturnych się zalicza.
Rękopis wiersza znaleziony w trakcie rewizji wywołał wściekłość złoczowskich kacyków. Rychło postanowili udowodnić młodemu rymopisowi „kulturny” charakter ukraińskich rządów.
Złoczowska Golgota
Kilkudziesięciu Polakom przetrzymywanych w więzieniu w Złoczowie postawiono zarzut zbrodniczej konspiracji przeciw Zachodnioukraińskiej Republice Ludowej.
Aresztantów próbowano zmusić do przyznania się razami nahajek (niektórzy otrzymali po 500 plag!). Wspominał Józef Rajmund Schmidt, emerytowany zastępca prokuratora i były poseł na Sejm Krajowy: „Mimo moich protestów porwali mię owi żołnierze i po krótkiej obronie z mojej strony przemogli mnie, rzucili na ławkę, jeden z żołnierzy siadł mi na karku, drugi na nogach, a dwaj poczęli mię okładać bykowcami, aż do utraty przytomności. Kiedy przytomność odzyskałem, żądano ode mnie, abym wymienił nazwiska skonspirowanych, a gdy to było bez skutku, bito mię po raz drugi i trzeci, za każdem razem do utraty przytomności.”
W wyjątkowym bestialstwem potraktowano Ludwika Wolskiego. Więziona wtedy również pisarka Maria Jehanne Wielopolska-Janowska zeznała potem przed władzami polskimi: „[…] sprowadzono p. Wolskiego do konfrontacyjnego przesłuchania – tenże przyznał się do autorstwa tego wiersza. Zauważyłam, że p. Wolski był wówczas już bardzo skatowany – zmieniony nie do poznania i opuchnięty. Rozglądnąwszy się po pokoju, w którem to przesłuchanie miało miejsce, zauważyłam, że cały był zbryzgany krwią i zdawało mi się jakby kawałki ciała na ścianie tkwiły, na podłodze leżała szmata cała skrwawiona”.
Towarzysze z celi zapamiętali „zmasakrowane ciało” poety; „że nie ma skóry na grzbiecie”; „zobaczyliśmy, że ciało miał czarne jak węgiel”; „był tak okropnie skatowany, że po kilku godzinach od bicia wykazywał już na całej powierzchni stan ropienia”…
Egzekucja
27 marca 1919 r. koło cmentarza w Złoczowie żołnierze ukraińscy wykopali dwa wielki doły. Tego samego dnia wieczorem w więzieniu rozpoczęło się zabijanie Polaków – domniemanych konspiratorów.
„Naraz wstrząsnął nami huk silnej salwy karabinowej, po której nastąpiło 13 pojedynczych strzałów. […] Słyszeliśmy nawoływania: >>Dobyj!<< i silne uderzenia kolbami w głowy nieszczęśliwych” – wspominał polski więzień.
Strzelano z odległości zaledwie trzech kroków, używając kul dum-dum, które powodowały straszliwe rany. Tego wieczora uśmiercono dziewięciu więźniów. W następnych dniach doszło do nowych egzekucji. Ogółem zamordowano 22 osoby.
Ludwik Wolski zginął (wraz z trzema towarzyszami) w dniu 1 kwietnia. Spowiednika poprosił o przekazanie informacji rodzinie, że oddał życie „jak dobry Polak”. Zamordowano go trzema strzałami w twarz, oddanymi z najbliższej odległości.
Jego współtowarzyszowi w męczeństwie, inżynierowi Marianowi Nieciowi pozwolono napisać list do żony: „Dziecino moja, pamiętaj o naszych dzieciach, wychowaj ich w pamięci o ojcu, który zginął tak tragicznie. […] Szczególnie Jerzyk będzie trudny do prowadzenia. Zosieńka będzie zawsze grzeczna. Jerzyka nie karz, gdyż ma dobre serce, tylko żywy bardzo. Tak bardzo pragnę wiedzieć, jakie będzie maleństwo, ale trudno. […] Żegnaj, moja Najdroższa Istoto, żegnajcie moje dzieci – bądźcie uczciwymi ludźmi. Z myślą o was umieram.”
Mroczny testament
Jak już wspomniano, zbrodnia w Złoczowie nie była jedyną w owym czasie. Popełnionych okrucieństw nie da się wytłumaczyć czynami poszczególnych zdemoralizowanych jednostek. Antypolska propaganda ukraińskich czynników oficjalnych przybierała na zajadłości do ostatnich dni konfliktu. Bij lacką swołocz! […] Ukraiński żołnierzu! Bij lackiego gada, gdzie dopadniesz!” – wzywało pismo Armii Halickiej „Striłec”.
Ulotka kolportowana wśród żołnierzy ukraińskich głosiła: „Pamiętaj, ukraiński żołnierzu, że tylko cham i niewolnik może mówić o miłosierdziu i łagodności wobec Lachów […] póty nie będzie spokoju i dobra na ukraińskiej ziemi, póki będzie tu żyć lackie nasienie. […] Pamiętaj, że Lach to najgorsza gadzina, jaka istnieje w Europie […] Kobieto ukraińska, skoro tylko twoje dziecię nauczy się pierwszych słów, mów mu razem z modlitwą, że jego obowiązkiem będzie szkodzić lackim gadom zawsze i wszędzie, i wiązać się ze wszystkimi wrogami Polski. Nie zamkniesz oczu na łożu śmierci, póki tego nie przekażesz swojemu synowi jako swą ostatnią wolę matczyną.[…]”
***
Dzisiaj wspomnienie o polskich ofiarach z lat 1918-1919 zostało przesłonięte koszmarem czerwonych nocy na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach II wojny światowej, rozmiarami potwornej rzezi dokonanej przez Ukraińską Powstańczą Armię oraz przez policję ukraińską w służbie Hitlera. Jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to właśnie u świtu niepodległości Rzeczypospolitej, w katowniach Złoczowa, Stanisławowa i Tarnopola, na zgliszczach Biłki Szlacheckiej i Sokolnik, w krwiożerczych odezwach ukraińskich wojskowych i polityków – że to właśnie wtedy rodziło się krwawe monstrum, które ćwierć stulecia później pokaże światu swe odrażające oblicze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...
Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...

-
15 marca 1944 roku w Gozdowie w województwie lubelskim oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordował na miejscowej stacji kolejowej 24 pr...
-
Żebracy pod cerkwia w Hrubieszowie , lat dwudzieste XXw. Wiejska zagroda , prawdopodobnie Kryłów. Dwór Rulikowskich w Mirczu. Dwór w Masło...