poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Mniej Go kochajcie ,a więcej czytajcie !!

Kanonizacja zawsze jest ryzykowna. Jak każdy publiczny kult osoby z krwi i kości. Nie mam na myśli pytań o detale biografii Karola Wojtyły, które mogłyby rzucić cień na niego jako wzorzec do naśladowania. Człowiek to człowiek. Tylko małe dzieci oczekują od dorosłych boskiej doskonałości. Niebezpieczne są trzy inne rodzaje ryzyka. Pierwszy to zakneblowanie świętego jeszcze grubszą warstwą lukru. Jan Paweł II za życia boleśnie tego doświadczał. Od początku był bardziej kochany niż słuchany. Podziwiany i adorowany, ale nie czytany. Gdyby Polacy włożyli tyle wysiłku i pieniędzy w zrozumienie papieża, ile pochłonęło stawianie mu pomników i uprawianie innych beztreściowych form kultu, Polska byłaby rajem. Bo zawsze wyrażał bezinteresowną, życzliwą odpowiedzialność za świat i za innych. A nam jej najbardziej brakuje. Polacy czerpali z papieża otuchę, ale nie czerpali mądrości. Nie mieli odwagi poważnie rozmawiać o tym, co do nas mówił. Nawet nie bardzo chcieli wiedzieć, co mówi. Kiedy ogłosił nowy Katechizm Kościoła katolickiego, na polskie tłumaczenie trzeba było czekać latami, bo część jego tez nie odpowiadała nastrojom polskiego Kościoła. Poza ks. Tischnerem mało kto upominał się, by polscy katolicy uzyskali dostęp do katolicyzmu polskiego papieża. Zamiast katechizmu mieliśmy czytać o tym, jak stał na bramce i pływał kajakiem. Był to sabotaż wobec Naszego Ukochanego Papieża i nic nie wskazuje na to, by po kanonizacji miał się skończyć. W oparach świętości jeszcze łatwiej będzie robić z Jana Pawła II totemiczną wydmuszkę. Drugi rodzaj ryzyka to niskie wpisywanie się w czyjąś świętość i w każdą znaczącą zasługę. W Polsce jest to prawdziwa epidemia. Cudze zasługi zastępują własne. Dają niesłuszne poczucie dumy, które nie wymaga wysiłku ani wyrzeczeń. Nie mam nic przeciw temu, by ludzie mieli dobre samopoczucie, ale lepiej, jeśli każdy sam na nie zapracuje. To przecież nie dyr. Rydzyk został kanonizowany. Nie abp Hoser, nie kard. Dziwisz, nie ks. Oko, nie redaktorzy Sakiewicz czy Terlikowski, nie posłowie Sobecka, Gowin czy Macierewicz. Nie naród polski, nie polski Kościół, nie polskie społeczeństwo i nie polskie państwo mają nad sobą złocistą aureolę. Chociaż taki nastrój unosi się w powietrzu. Nikt z nas oprócz św. Karola nie został w niedzielę kanonizowany, zbiorowo ani indywidualnie. Jesteśmy tymi, którymi byliśmy w sobotę. I Polska jest ta sama. Tylko bardziej korci, by głosem wołającego na puszczy zawyć: mniej go kochajcie, a bardziej czytajcie. Święty czy nie miał sporo rzeczy do powiedzenia, o które warto by się było pospierać. "Pospierać się" to klucz do trzeciego rodzaju ryzyka. Bo świętość JPII nie oznacza świętości całej jego spuścizny. A spora jej część jest deprymująca. Nie widzę niczego, co wskazywałoby, że polski katolicyzm po JPII jest lepszy niż przed nim, że mamy mądrzejszych i bardziej szlachetnych biskupów, że Kościół lepiej odpowiada na współczesne wyzwania niż 40 lat temu, że jest bardziej katolicki, a mniej narodowy, i bardziej chrześcijański, a mniej pyszny, oraz że lepiej pomaga Polakom żyć wedle sensownych wartości. Warto się wspólnie zastanowić, dlaczego świętość Karola Wojtyły nie udzieliła się innym katolikom lub im za mało pomogła. A teraz będzie to jeszcze trudniejsze. Lukier, który kneblował polskiego papieża za życia, po kanonizacji może jeszcze skuteczniej kneblować rozmowę o tym, co św. Karol po sobie zostawił. A to oznaczałoby zamurowanie polskiego Kościoła i dużej części polskiej świadomości oraz tożsamości w ich dzisiejszym kształcie, z którego JPII chyba też nie byłby dumny.

sobota, 19 kwietnia 2014

Jasiu i Zdzisiu!

To jedyny taki duet aktorski w polskim kinie. Zdzisław Maklakiewicz razem i Jan Himilsbach - zagrali w aż trzech filmach: „Rejsie”, „Wniebowziętych” i „Jak to się robi”. A oto jedna z historyjek-legend, które krążą o aktorach: Od śmierci Maklakiewicza Himilsbach coraz rzadziej pojawiał się w "Spatifie". Był schorowany i stan zdrowia nie pozwalał mu na zabawy tak huczne, jak dawniej. Nie miał już swojej charakterystycznej chrypy, mówił szeptem, chodził z trudem. Znany warszawski lekarz, codzienny gość "Spatifu", wyznaczył mu więc alkoholowy limit - sto gram dziennie. Jednak w niedługi czas potem zobaczył Himilsbacha w stanie wskazującym na spożycie większej ilości. -- Jasiu! A nasza umowa? - karcił aktora. -- Miałeś poprzestać na stu gramach! -- A ty myślisz, że ja tylko u ciebie się leczę? - spokojnie odparował Himilsbach. * * * * * * Są tacy Aktorzy, którzy wywołują natychmiastowy uśmiech na naszych twarzach. W historii polskiej kinematografii było ich wielu. Zagadką pozostanie, czy mieli oni zwykłe szczęście zagrać w komediach, które zachwycały aż trzy (a może i cztery) różne pokolenia, czy też filmy te zaliczane są dziś do wybitnych właśnie ze względu na genialną obsadę. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku Czas jednak płynie nieubłaganie i wielu z tych wybitnych aktorów nie ma już dziś wśród nas. Warto więc przypomnieć ich twarze (choć mam nadzieję, że znacie je wszyscy dobrze). Przesłanie jest proste: spieszmy się kochać wybitnych aktorów komediowych, bo na drugich takich często trzeba czekać baaaaardzo długo. Wiedzieliście, Drodzy Czytelnicy, że Zdzisław Maklakiewicz w czasie wojny był żołnierzem AK? Jako aktor filmowy debiutował w 1959 roku w dramacie "Wspólny pokój" Wojciecha Jerzego Hasa. Od tej pory pojawiał się głównie w filmach, choć miał też angaż w teatrze, ale występował w nim niechętnie i rzadko. W filmie grał przede wszystkim postacie komediowe i groteskowe. Komedie z jego udziałem to m.in. „Giuseppe w Warszawie”, „Marysia i Napoleon”, „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, „Hydrozagadka”, „Brunet wieczorową porą” czy „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”. Jego filmowe teksty powtarzane są do dziś. Do historii polskiego kina przeszedł chociażby ten o Nudzie w Polskim Kinie („Rejs”) : --"Aż mi się chce wyjść z kina proszę pana. Wie pan? No i panie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze proszę pana. To są nasze pieniądze, społeczeństwa proszę pana”. Zdzisław Maklakiewicz zagrał w blisko stu filmach. Zmarł 9 października, 36 lat temu. Jego niezapomniane kreacje to między innymi inżynier Mamoń w obrazie "Rejs" Marka Piwowskiego i Arkaszk Kozłowski z "Wniebowziętych" Andrzeja Kondratiuka. W tych i kilku innych filmach Maklakiewicz grał z aktorem niezawodowym Janem Himilsbachem, tworząc specyficzny duet „cwaniaków i filozofów z przedmieścia”. Maklakiewicz od połowy lat 60. grał głównie w filmach, w teatrze występował rzadziej, choć pojawiał się spektaklach Teatru Telewizji. Grał też w serialach telewizyjnych, jak: "Czterdziestolatek", "Stawka większa niż życie", "Chłopi" i "Lalka". Był bardzo popularnym artystą, często pytanym o opinię w różnych kwestiach. Był bardzo barwną postacią, z czasem bujne życie towarzyskie i choroba alkoholowa zajmowały mu więcej czasu, niż praca. Zmarł – śmiertelnie pobity - w 1977 roku, w wieku 50 lat. Został pochowany na warszawskich Powązkach, ostatnią posługę oddał mu jego przyjaciel, Jan Himilsbach, aktor i pisarz z wyboru, z zawodu kamieniarz. UPORZĄDKUJMY ZATEM BOGATY ŻYCIORYS ZAWODOWY ZDZISŁAWA MAKLAKIEWICZA: Aktor. Urodził się 9 lipca 1927 roku w Warszawie. Zmarł 9 października 1977 tamże. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. Był bratankiem kompozytorów Jana, Franciszka i Tadeusza Maklakiewiczów. Studia aktorskie rozpoczął w 1947 roku w Krakowie, później przeniósł się na PWST w Warszawie i ukończył naukę w 1950 roku, jako jeden z pierwszych absolwentów tej uczelni (dyplom uzyskał w 1951 roku). Podjął również studia na wydziale reżyserii, lecz ich nie ukończył. W 1951 roku zadebiutował niewielką rolą Montera w programie Panie Dobrodzieju w warszawskim Teatrze Syrena i w tym teatrze występował do 1952 roku, równocześnie był też aktorem warszawskiego Teatru Polskiego. W latach 1952-56 grał w Teatrze Ludowym w Warszawie, a w latach 1956-57 ponownie związał się z Teatrem Polskim. W 1958 występował w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. W latach 1958-62 był aktorem Teatru Wybrzeże w Gdańsku, gdzie zagrał między innymi w sztukach reżyserowanych przez Zbyszka Cybulskiego, Bogumiła Kobielę i Andrzeja Wajdę. W latach 1962-64 grał w Teatrach Dramatycznych (Teatr Kameralny i Teatr Polski) we Wrocławiu, a później w Warszawie w Teatrze Powszechnym (1964-65) i w Polskim (1965-67). W latach 1967-69 był w zespole Teatru Starego w Krakowie. Potem w latach 1969-72 występował w Teatrze Narodowym, a następnie od 1974-76 w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Mimo angaży w tak znakomitych teatrach, aktor grywał rzadko i najczęściej niewielkie role. "Za grą na scenie chyba nie za bardzo przepadał. Nużyło go powtarzanie co wieczór tych samych i takich samych kwestii, męczył reżim teatralny. Wolał film, bo praca na planie filmowym miała dlań jedną wielką zaletę, mógł ją... zakończyć. Był więc Maklakiewicz na swój sposób profesjonalistą o duszy naturszczyka, niecierpliwego naturszczyka. Nie lubił grać 'na końcówkę', czyli na ostatnią kwestię partnera, wolał improwizować, drażniły go próby, wolał niespodzianki" - pisał o aktorze Lech Kurpiewski ("Film" 1992 nr 50). SAM AKTOR TAK WYPOWIADAŁ SIĘ O SWOICH WYSTĘPACH W TEATRZE: "Jakoś tak się składa, że tych głównych ról nie gram, nie mam serca do repertuaru (...), do tych tam wiecznie niespełnionych nadziei, antybodźców bezinteresownej zawiści, czyli tego całego romantyzmu, krótko mówiąc, ja robię na pół etatu" - cytował go Tomasz Lengren ("Film" 2000 nr 11). W filmie Maklakiewicz grał wszystkie role, jakie mu zaoferowano. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych niemal nie schodził z ekranu. Jego dorobek z zaledwie osiemnastu lat kariery filmowej jest imponujący - wystąpił bowiem w ponad stu filmach!!! Był głównie aktorem drugiego planu. Adam Zarzycki napisał o nim między innymi: "W swym dorobku ma ogromną galerię zróżnicowanych typów, postaci negatywnych i pozytywnych, humorystycznych i serio, ponurych i miłych, ale zawsze wyrazistych." ("Magazyn Filmowy" 1971 nr 49). Oczywiście wśród tak dużej liczby filmów znalazło się wiele słabszych pozycji. Maklakiewicz jednak potrafił zagrać interesująco nawet i gorsze role. Krzysztof Mętrak napisał o nim: "Miał swój styl rozpoznawalny nawet w złych, czy wręcz okropnych filmach". Debiutował w 1960 roku dość dużą rolą Bednarczyka we „Wspólnym pokoju” Wojciecha J. Hasa. Krzysztof Demidowicz tak pisał o tym debiucie: "Rola chłopskiego syna, który dzięki morderczej pracy chce skończyć studia i osiągnąć awans społeczny, została życzliwie zauważona. Bednarczyk w interpretacji Maklakiewicza nie był płaskim portretem zawziętości, trywialności i irytującego samozadowolenia. Wyczuwało się, że nonszalancja owego studenta jest rodzajem obrony przed napięciem w jakim żyje człowiek, który porusza się po bardzo wąskiej granicy między sukcesem a klęską. W szorstkim głosie i aroganckim spojrzeniu aktora była ukryta desperacja kogoś skazanego na ryzykowne, samotne zmagania." ("Film" 2000 nr 06). Aktor zagrał w innych jeszcze filmach Wojciecha J. Hasa - kierowcę Gabrysia w „Złocie” (1961), dziennikarza Zenona w „Jak być kochaną” (1962), Don Roque Busquerosa w „Rękopisie znalezionym w Saragossie” (1964) i Maruszewicza w „Lalce” (1968). Jak zauważył Krzysztof Demidowicz: "Granie u Hasa wymagało inwencji i własnego tonu, nawet jeśli były to role drugoplanowe. Maklakiewicz doskonale spełniał te warunki." ("Film" 2000 nr 06) Tadeusz Konwicki, u którego aktor zagrał rotmistrza w słynnym „Salcie” (1965) i Włodka w „Jak daleko stąd, jak blisko” (1971), stwierdził, że : "Nikt nie potrafi grać postaci pozornie pospolitych i nieciekawych, tak przenikliwie, jak Maklakiewicz". Aleksander Jackiewicz tak napisał o roli aktora w filmie „Dancing w kwaterze Hitlera” Jana Batorego (1968): "Oto jedna z pamiętnych ról Zdzisława Maklakiewicza. Właściwie nie rola nawet, lecz monodram czy monolog. Bohaterem jest zawodowy przewodnik po szczątkach kwatery Hitlera w Kętrzynie, człowiek przeciętny, słabo wykształcony, szeregowy Polak. W dodatku rutyniarz. Ale on tak robi, że jego bohater, oprowadzając wycieczki młodzieży, jakby spełniał posłannictwo. (...) A chociaż wydaje się śmieszny, jest dramatyczny w tym posłannictwie." Pisze także wybitny krytyk filmowy, Aleksander Jackiewicz, o innej roli aktora - w filmie „Zofia” Ryszarda Czekały (1976): "Aktor zagrał znakomitą postać kelnera w sekwencji, która opowiada o samotnej kolacji starszej kobiety, owej Zofii (Ryszarda Hanin), w warszawskiej restauracji, opustoszałej z powodu Świąt Bożego Narodzenia. Znów gra zwykłego człowieka, znów - jak często - postać przedmiejską, tym razem kutego na cztery nogi fachowca w dziedzinie gastronomii i rozrywki. Ale kiedy tamtego wieczoru spotkał osamotnioną konsumentkę, okazał się życzliwy, opiekuńczy, pozwolił Cyganom grać dla niej i cieszył się jej cichą radością" (z książki pt.: „Gwiazdozbiór” 1983 r.). Początkowo obsadzano go w rolach hochsztaplerów i czarnych charakterów. Jak pisał był Lech Kurpiewski: "Jego zadaniem było głównie tworzenie tła. Oczywiście czarnego, by pozytywni bohaterowie pierwszoplanowi byli lepiej widoczni. (...) Postaci kreowane przez aktora jednak bardzo szybko zatraciły swą wcześniejszą jednowymiarowość i jednoznaczność. Typ cwaniaka ustąpił miejsca osobnikowi dobrze zorientowanemu w rzeczywistości, niepoprawnemu sceptykowi. (...) Z roli na rolę Maklakiewicz coraz mniej udawał, coraz mniej imitował, czyli coraz mniej grał, a coraz bardziej.... BYŁ. Był sobą. Jak choćby w 'Rejsie' Marka Piwowskiego (1970), oraz 'Wniebowziętych' (1973) i 'Jak to się robi' (1973) - oba filmy w reżyserii Andrzeja Kondratiuka. W tych filmach mówił wreszcie własnym tekstem i odgrywał własne scenariusze. I dopiero dzięki nim zaistniał tak naprawdę w świadomości szerokiej widowni. (...) Bohaterowie grani przez Maklakiewicza mieli dość specyficzny sposób wyrażania się. Była to świetnie zimitowana mowa nuworysza z aspiracjami." ("Film" 1992 nr 50). O czym już wspomniałem na wstępie: w trzech filmach wystąpił Maklakiewicz w duecie z Janem Himilsbachem. Tworzyli oni słynną parę komediową. Świetnie się rozumieli i dopełniali. Byli przyjaciółmi również w życiu. Najbardziej zapamiętane przez wszystkich role zagrali w kultowym filmie „Rejs”. Do historii przeszły ich dialogi, jak na przykład słynne zdanie Maklakiewicza: --"Bardzo mi przykro, inżynier Mamoń jestem". (…) Tak pisze o tej roli Krzysztof Demidowicz: "Kapitalna postać inżyniera Mamonia stworzona przez Maklakiewicza, jest odblaskiem jego mitycznego, pozaekranowego wizerunku ironisty, gawędziarza i aranżera prześmiewczych sytuacji. Historyczny już monolog o marności polskiego kina był przez niego w całości zaimprowizowany. Parodystyczne popisy Maklakiewicza w roli inteligenta Mamonia, ukazały go nie tylko jako wykonawcę o imponującej swobodzie aktorskiej i absolutnym wyczuciu komizmu, lecz także czujnego obserwatora ówczesnej rzeczywistości." ("Film" 2000 nr 06). W telewizyjnym filmie „Wniebowzięci” Andrzeja Kondratiuka (Himilsbach był współautorem scenariusza filmu) Maklakiewicz zagrał rolę "trochę cwaniaka, trochę postaci z Wiecha, ale i romantyka, który lubi ulatywać w niebo. Razem z Himilsbachem stworzyli znakomitą parę - dwóch szczęściarzy, którzy wygrali małą sumkę i zafundowali sobie kilka przejażdżek samolotem nad Polską. Bohatera Maklakiewicza cechowała delikatność, inteligencja i zaradność, za to bohater Himilsbacha był kolorowy, ludowy, obdarzony zdrowym rozsądkiem" - pisał Aleksander Jackiewicz w książce „Gwiazdozbiór” (1983). "Oczekiwano z nadziejami na trzeci film znanej pary - 'Jak to się robi' również w reżyserii Kondratiuka (tym razem Maklakiewicz był współautorem scenariusza). Niestety film nie okazał się sukcesem. Historia dwóch hochsztaplerów, 'reżysera' (Maklakiewicz) i 'scenarzysty' (Himilsbach), małpujących pozy i gesty filmowców - pomyślana była jako satyra na środowisko filmowe skrywające swoje niedostatki i kompleksy za frazesami o sztuce. Zawiodła jednak konstrukcja historii, (...) zaś zabawa w parodiowanie filmowych stereotypów okazała się wyższą szkołą jazdy, wymagającą finezji i żelaznej dyscypliny, których tu zabrakło" - pisał Krzysztof Demidowicz ("Film" 2000 nr 06). Pozostałe role filmowe Maklakiewicza to między innymi: postać "Sprężyny" w Skąpanych w ogniu (1963) i dowódca oddziału AK w Barwach walki (1964) - oba filmy w reżyserii Jerzego Passendorfera; podporucznik w „Pierwszym dniu wolności Aleksandra Forda” (1964); Czesiek Wróbel w filmie „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego (1964); fałszywy wartownik w niemieckim mundurze i handlarz na bazarze w „Giuseppe w Warszawie” Stanisława Lenartowicza (1964); lekarz powiatowy w „Godzinie drogi” (3) w „Trzy kroki po ziemi” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego (1965); partyzant w noweli „Abitur” / „Matura” Tadeusza Konwickiego w „Augenblick des Friedens” / „Czas pokoju”, prod. RFN (1965); Józef Poniatowski w filmie „Marysia i Napoleon” Leonarda Buczkowskiego (1966); trzy role: Leon, dziennikarz i pasażer na statku w „Cała naprzód” Stanisława Lenartowicza (1966); drwal w „Die gefrorenen Blitze” / „Zamrożone błyskawice”, prod. NRD, Janosa Veiczi (1967); sierżant Franciszek Knapas w „Czerwone i złote” Stanisława Lenartowicza (1969); Zdzich w „Dzięciole” Jerzego Gruzy (1970); Balcerzan w „Opętaniu” Stanisława Lenartowicza (1972); Roman, szef komory celnej w „Rewizji osobistej” Witolda Leszczyńskiego (1972), ksiądz kapelan w „Głowy pełne gwiazd” Janusza Kondratiuka (1974), Michał Samostrzelny w „Grzechu Antoniego Grudy” Jerzego Sztwiertni (1975); kelner w „Zaklętych rewirach” Janusza Majewskiego (1975); Karol w filmie „Brunet wieczorową” porą Stanisława Barei (1976); Zdzisiek w „Rekolekcjach” (1977); inżynier Józef Kopacki w „Królowej pszczół” Janusza Nasfetera (1977). Ostatnią rolą filmową aktora był kierownik sklepu - Stasio w „Milionerze” Sylwestra Szyszki (1977). W 1972 roku Maklakiewicz wystąpił w nietypowym filmie telewizyjnym – „Siedem czerwonych róż czyli Benek kwiaciarz o sobie i innych” Jerzego Sztwiertni. Była to ekranizacja sześciu opowiadań Marka Nowakowskiego z tomu „Mizerykordia”. Aktor wciela się w sześć postaci, które występują w poszczególnych nowelach: Władka w „Teczce”, kaprala Stanisława Jankowskiego w „Odmieńcu”, dyrektora Wocka w „Palcie”, inżyniera Zdzisława Bartkowiaka w „Zimnej wodzie”, kierownika Grada w „Kierowniku Gradzie”, Benka "Kwiaciarza" w „Benku kwiaciarzu”. Aktor tak mówił o tej roli: -- "Film w całości ma charakter satyryczny, ukazuje różne postawy ludzi. Kluczem do tych obrazków jest historia Benka Kwiaciarza, starego cwaniaka, który miał jedną słabość - kochał kwiaty." W 1971 roku aktor wystąpił w głównej roli - majora Kowalewa w filmie telewizyjnym „Nos” (wg opowiadania Mikołaja Gogola) w reżyserii Stanisława Lenartowicza. Była to rola kostiumowa, zupełnie odmienna od poprzednich. "Maklakiewicz wypadł w tej roli śmiesznie, zjadliwie, żałośnie, a umierał przejmująco - jak szczur i jak człowiek" - napisał Aleksander Jackiewicz w książce „Gwiazdozbiór” (1983). Aktor zagrał misjonarza, znawcę archipelagu Małe Kokosy w „Profesor Tutka” był dziennikarzem (2) (1966) i radcę prawnego w „Motylku” (11) w serialu „Klub profesora Tutki” (1968) Andrzeja Kondratiuka. Wystąpił również w serialu „Czterdziestolatek” Jerzego Gruzy - jako Jodłowski "Dżuma" w odcinku 5 (1974) i 18 (1977). "Życie tak to wyreżyserowało, że swą najbardziej przejmującą rolę ekranową Maklakiewicz zagrał niedługo przed śmiercią. W reżyserowanym przez Janusza Morgensterna serialu "Polskie drogi" w 7. odcinku noszącym tytuł "Lekcja poloneza" (1976) wcielił się w postać nauczyciela tańca, znanego ongiś baletmistrza, który swój ostatni w życiu taniec, pełen bolesnej determinacji i dumy zarazem, wykonuje przed gestapowcem, który obserwuje jego umieranie. Maklakiewicz zaskoczył widzów znakomicie nakreśloną sylwetką tragicznego bohatera, godną dużego formatu. Był tu tak odmienny od większości swoich filmowych wcieleń, że odruchowo narzucało się pytanie, dlaczego tak rzadko powierzano mu duże dramatyczne role. Tę ostatnią grał chwilami brawurowo, ale z nieomylnym wyczuciem Mistrza, który wie, kiedy trzeba powściągnąć ekspresję. (...) Była w niej siła aktora uwolnionego z więzów swego emploi, energia człowieka, który dostał niespodziewaną szansę. (...) Ta ostatnia kreacja człowieka, który musi rozstać się z życiem nabrała później symbolicznego wymiaru" - pisał Krzysztof Demidowicz ("Film" 2000 nr 06). Pozostałe role w serialach telewizyjnych to między innymi: Untersturmführer Max Abusch w „Bez instrukcji” (13) Janusza Morgenszterna w „Stawce większej niż życie” (1968); pisarz w noweli „Jarmark” (2) w „Chłopach” Jana Rybkowskiego (1972); Konstanty, lokaj barona Krzeszewskiego w „Wielkopańskich zabawach” (3) i „Damach i kobietach” (8) w serialu „Lalka” (1977) Ryszarda Bera. Aktor zagrał też w dziesięciu spektaklach teatru telewizji, m.in.: żołnierza angielskiego w „Skowronku” Czesława Szpakowicza (1956), Nozdiriewa w „Martwych duszach” Zygmunta Hübnera (1966) i Molvika w „Dzikiej kaczce” Jana Świderskiego (1976). Lech Kurpiewski tak pisał o aktorze: "Maklakiewicz był obserwatorem wrażliwym, inteligentnym i twórczym. Wyczulony był szczególnie na Absurd, którego każdy przejaw natychmiast jakoś kwitował albo 'sprzedawał' w błyskotliwej opowiastce, lub sytuacyjnym gagu. (...) Dla swoich anegdot i scenek potrzebował żywo reagujących słuchaczy i widzów. Znajdował ich wszędzie, między innymi przy restauracyjnym stoliku. Obok desek teatralnych, planu filmowego właśnie kawiarniany stolik stał się trzecią sceną, przy której Maklakiewicz się spełniał. (...) Tu był aktorem nie mniej prawdziwym niż gdzie indziej. Tu był prawdziwym artystą - reżyserem i poetą. Tutaj snuł swoje opowiastki o - jak to wyraził Janusz Głowacki - polskim bohaterze niedorzecznym…" ("Film" 1992 nr 50). "Nie był gwiazdą. Nie był nawet aktorem głównych ról. (...) A przecież był wybitną indywidualnością aktorską"- podsumował jego karierę Aleksander Jackiewicz w książce „Gwiazdozbiór” (1983). Zdzisław Maklakiewicz był także współautorem (z Bogumiłem Kobielą) pomysłu scenariusza do filmu „Przeprowadzka” Jerzego Gruzy (1972). Opracował muzykę do kilku przedstawień teatralnych m.in. w Teatrze Wybrzeże: „Jonasz i błazen” (1958), „Poskromienie złośnicy” (1959), „Król” (1959), „Jezioro Bodeńskie” (1960) (za: Almanach sceny polskiej, sezon 1959-60). * * * * * * Grzechem byłoby pominąć Jego najlepszego chyba przyjaciela, a przynajmniej najlepszego partnera filmowego – JANA HIMILSBACHA. To prawdopodobnie najwybitniejszy "naturszczyk" w historii polskiej kinematografii. Trudno wymienić wszystkie zawody, którymi parał się, zanim trafił do filmu. Był m.in. rębaczem w kopani, tragarzem w Gdyni i palaczem na kutrach rybackich. Nauki pobierał na... Wojewódzkim Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu. W międzyczasie pisał wiersze i opowiadania. Pierwszy raz przed kamerą stanął na planie kultowego „Rejsu”. Plotka głosi, że w dwa dni po pogrzebie Zdzisława Maklakiewicza Himilsbach zadzwonił do jego matki: -- Zdzisiek jest? - spytał zachrypniętym głosem. -- Ależ panie Janku, przecież pan wie, że Zdzisiek umarł. Był pan przecież na pogrzebie... -- Wiem, k**wa, ale mi się w to wierzyć nie chce. Bardzo panią przepraszam. JAN HIMILSBACH - zmarł w 1988 roku, ale na moje szczęście – zdążyłem Go poznać na drugim roku studiów… w knajpce dolnej „Harendy” opodal warszawskiego Uniwerku… Pisarz, scenarzysta i aktor charakterystyczny. W 1947 wszedł w kolizję z prawem. Po odbyciu kary pracował jako kamieniarz w kamieniołomach w Strzegomiu. Następnie ukończył Szkołę Przysposobienia Przemysłowego i pracował jako rębacz w kopalni "Boże Dary" w Kostuchnie, a po wyjeździe do Gdyni jako tragarz, a później palacz na kutrach rybackich. W 1951 przyjechał do Warszawy, gdzie podjął pracę w Zakładach Konserwacji Architektury Monumentalnej, a następnie był palaczem w Żegludze Śródlądowej na Wiśle. W tym czasie uczęszczał na Uniwersyteckie Studium Przygotowawcze, później uczył się w Wojewódzkim Uniwersytecie i pracował w Zarządzie Stołecznym ZMP. W latach 1954-56 odbywał służbę wojskową. Debiutował wierszem w 1951. W latach 1956-68 pracował w prywatnej firmie kamieniarskiej na Powązkach w Warszawie. W 1959 debiutował jako prozaik. Wydał trzy tomy opowiadań: "Monidło" (1967), "Przepychanka" (1974) i "Łzy sołtysa" (1983). Jako aktor zadebiutował w sławnym "Rejsie" tworząc od tego czasu niezapomniany duet komediowy ze Zdzisławem Maklakiewiczem. Zagrał w blisko 50 filmach – często role epizodyczne, ale głęboko zapadające w pamięć. Marcel Proust spod budki z piwem": tym mianem miał podobno określić Himilsbacha Tadeusz Konwicki. Trudno się pod tym nie podpisać. Janowi Himilsbachowi absurd towarzyszył od początku - w metryce jego urodzenia pijana urzędniczka wpisała datę 31 listopada… Z Janem Himilsbachem – wówczas już znanym i uznanym aktorem, i pisarzem - rozmawiałem dziesiątki razy jako początkujący student UW w pobliskiej restauracji „szybkiej obsługi”: „Harenda”. Kiedyś zauważył, jak robię jakieś notatki przy stoliku, przywołał mnie do siebie, postawił piwo, jedno, drugie, trzecie, a za nami rósł stos barszczyków z krokietami, ponieważ samego piwa nie podawano w tak „ekskluzywnej” knajpie. Z czasem zacząłem przynosić na nasze spotkania magnetofon, by utrwalić choć fragmenty rozmów, specyficzny dowcip, światoodczucie a także znamienną, choć często wyrwaną z kontekstu i mocno fragmentaryczną filozofię życiową pana Jana. A po kilku latach – jakże drogiego mi Janka… Ale to już temat na inną opowieść…

piątek, 11 kwietnia 2014

Nie tylko Wołyń!

W tym roku przypada 70-ta rocznica zbrodni ludobójstwa dokonanej przez faszystów ukraińskich spod znaku UPA na polskiej ludności dawnych województw Poski płd-wsch ,tj. lwowskiego , stanisławowskiego i tarnopolskiego. Skala i okrucieństwo tych zbrodni przerażają nie mniej jak bardziej znana i szerzej opisywana zbrodnia wołyńska . NIE ZAPOMNIJMY O NICH Stowarzyszenie Huta Pieniacka odwołało uroczystości rocznicowe w Hucie Pieniackiej planowane na dni 28.02-01.03.2014 r. w Hucie Pieniackiej i we Lwowie. W komunikacie podane zostało: „Jest nam ogromnie przykro, że podczas 70. rocznicy zagłady nie będziemy mogli pomodlić się i zapalić zniczy w miejscu gdzie zginęli nasi bliscy, lecz eskalacja konfliktu na Ukrainie nakazuje odpowiedzialnym organizatorom podjęcie takiej decyzji, wobec niemożności zapewnienia bezpieczeństwa uczestnikom uroczystości”. W tym samym czasie wszystkie „zwycięskie siły rewolucyjne” na Ukrainie pełne są wyrazów wdzięczności dla Polski i Polaków za pomoc im okazaną, zarówno w czasie krwawych wydarzeń na Majdanie jak i obecne dla nowej władzy, w tym w konflikcie Ukrainy z Rosją o Krym. Wydawałoby się więc, że obecnie doszło do autentycznego „pojednania” polsko-ukraińskiego, w ramach którego nowe władze we Lwowie zapewnią nie tylko bezpieczny przebieg uroczystości 70. rocznicy zagłady Huty Pieniackiej, ale nawet same wezmą w nich udział razem z Polakami. W latach poprzednich obecni reprezentanci tej władzy utrudniali i zakłócali ich przebieg. Brak zapewnienia bezpieczeństwa uczestnikom uroczystości wyraźnie świadczy o tym, że wdzięczność nowych władz ukraińskich jest dzianiem koniunkturalnym, natomiast w polityce historycznej kurs ten nie tylko nie zmieni się, ale będzie jeszcze bardziej ostry. Gorzej jednak, gdy obecne problemy Ukrainy zaczynają rzutować negatywnie na nasz obowiązek pamięci dotyczącej ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na naszych rodakach. Okres luty – kwiecień 1944 roku przyniósł więcej ofiar ludności polskiej w trzech województwach Małopolski Wschodniej (tarnopolskim, lwowskim i stanisławowskim), niż na Wołyniu w lipcu i sierpniu 1943 roku. Najbardziej znana jest rzeź Polaków w Hucie Pieniackiej (tutaj było najwięcej ofiar), ale dotknęła także ponad tysiąc innych miejscowości, w których Polacy zostali w większości wymordowani a ich gospodarstwa obrabowane i spalone. Ta porażająca fala morderstw szczególne nasilona była w okresie świąt Wielkanocnych, ludność polska przeszła swoistą „drogę krzyżową” kończącą się męczeńską śmiercią. W 70. rocznicę tego ludobójstwa poniżej wymieniona jest część tych zbrodni. Nocą z 31 marca na 1 kwietnia 1944 roku we wsi Dołha Wojniłowska - Ziemianka pow. Kałusz upowcy zamordowali co najmniej 95 Polaków (łącznie we wsi zginęło 140 Polaków), w tym na plebani spalili żywcem ponad 40 Polaków razem z ks. Błażejem Czubą. Katarzyna Lebioda zginęła tuż po połogu z małą córeczką: „oprawcy obcięli jej piersi i ręce, wyrwali wnętrzności i powiesili na płocie” (Jastrzębski..., s. 157 – 158, stanisławowskie; datuje on napad na noc z 1 na 2 kwietnia). Nie wiadomo, czy ktoś spłonął razem z drewnianym kościołem, ocaleli Polacy pouciekali a ciała ofiar zapełniły studnie lub rozwłóczone zostały przez psy. Obecnie nie ma śladu po pomordowanych. 1 kwietnia do wsi Poturzyn pow. Tomaszów Lubelski weszły oddziały SS „Galizien – Hałyczyna” oraz sotnia UPA Iwana Sycza – Sajenko „Jahody”. Naoczny świadek Maria Radwańska relacjonowała: „Upowcy sprawdzali dokumenty i kazali mówić ukraiński pacierz. Gdy trafili na polską rodzinę, wszystkich zabijali na miejscu. Nie oszczędzali ani starców, ani dzieci, ani chorych. Tylko niewielu naszym, wśród nich właśnie mnie, 16-letniej dziewczynie, udało się uciec i ukryć. Ludzie na kolanach prosili o litość. Na darmo. Strzelano do nich, kłuto widłami, zabijano siekierami. W tym dniu oprawcy z UPA zabili też moją matkę i dwie kuzynki. Gdy dokonali już mordu, podpalili polskie domy, dwór i aptekę” . Ukraińcy zamordowali 162 Polaków. W tym dniu mordy na ludności polskiej miały miejsce w kilkudziesięciu miejscowościach. We wsi Pasieczna pow. Nadwórna podczas nocnego napadu upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 157 Polaków. We wsi Pomorzany pow. Złoczów podczas nocnego napadu banderowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi obrabowali i spalili wieś oraz zamordowali około 70 Polaków i 2 Żydówki. Zwłoki matki z 6 córkami do lat 14 porozrzucane były po całym podwórzu i ogrodzie, siostry lat 16 i 18 zamordowane w stodole miały rozprute brzuchy. 27 czerwca 2010 na zbiorowej mogile postawiono pomnik („Kurier Galicyjski” z 16 – 28 lipca 2010). We wsi Bereźnica Szlachecka pow. Kałusz banderowcy spalili 75 gospodarstw polskich i zamordowali 62 Polaków oraz 3-osobową rodzinę polsko-ukraińską. We wsi Sokołów pow. Stryj podczas nocnego napadu spalili wieś i zamordowali około 60 Polaków. We wsi Pawłów pow. Radziechów 39 Polaków (Wiktor Poliszczuk podaje, że było 46 ofiar). We wsi Obrowice pow. Hrubieszów podczas nocnego napadu ukraińscy esesmani z SS „Galizien” zamordowali 30 Polaków. We wsi Rafajłowa pow. Nadwórna podczas nocnego napadu upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków, całe rodziny. We wsi Tarnoszyn pow. Tomaszów Lubelski policjanci ukraińscy ze Szczepiatyna uprowadzili 30 Polaków (kobiety, dzieci i starców) i rozstrzelali ich we wsi Szczepiatyn. We wsi Weleśnica pow. Nadwórna podczas nocnego napadu banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 17 Polaków. We wsi Zagórze Konkolnickie pow. Rohatyn zamordowali 10 Polaków, w tym kobiety. 2 kwietnia (niedziela palmowa) we wsi Krosienko pow. Przemyślany banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków. We wsi Łany pow. Lwów zamordowali 18 Polaków. We wsi Słobódka Kąkolnicka pow. Rohatyn zamordowali 103 Polaków „od niemowlęcia (5-miesziecznego) po starca (69-letniego)”. We wsi Szczerzec pow. Lwów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 25 Polaków. We wsi Wolica pow. Żółkiew napadli na 3 przysiółki: Piaski, Rokitna i Wolica i za pomocą siekier, noży i bagnetów zamordowali 21 Polaków a większość ciał spalili razem z budynkami. 3 kwietnia we wsi Biała pow. Przemyślany podczas trzeciego napadu zamordowali 24 Polaków. We wsi Kuropatniki pow. Brzeżany podczas nocnego napadu 33 Polaków; kilka rodzin, w większości ofiarom siekierami odrąbując głowy. We wsi Rumno pow. Rudki spalili 60 gospodarstw polskich i zamordowali 27 Polaków (Motyka..., s. 386; Ukraińska...). 4 kwietnia pomiędzy wsią Perekosy pow. Kałusz a wsią Protesy pow. Żydaczów „w koloniach polskich położonych między Perkozami a Protesamy upowcy zamordowali około 20 Polaków” (Motyka..., s. 386; Ukraińska...). We wsi Berbeki pow. Kamionka Strumiłowska upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali po okrutnych torturach 16 Polaków . We wsi Turki pow. Kamionka Strumiłowska obrabowali i spalili gospodarstwa polskie, szkołę i kościół oraz zamordowali 15 Polaków. 5 kwietnia (Wielka Środa) we wsi Jarczów pow. Tomaszów Lubelski upowcy zamordowali 18 Polaków, natomiast w walce z UPA poległo 50 partyzantów AK (w tym dwaj ciężko ranni dowódcy: „Zawisza” i „Malik” popełnili samobójstwo nie chcąc dostać się w ręce ukraińskie). Straty ludności polskiej we wsiach: Podlodów, Rokitno, Szlatyn i Żerniki nie zostały ustalone (Motyka..., s. 200). We wsi Łubcze pow. Tomaszów Lubelski zamordowali 116 osób, w tym mieszkańców sąsiedniego Szlatyna i Hubinka, a także kilkunastu Ukraińców, którzy zginęli w wyniku pomyłki (Ukraińcy udawali początkowo polskich partyzantów – mieli opaski biało czerwone). Do dzisiaj nie ustalono jaka sotnia UPA dokonała tej zbrodni. Nocą z 5 na 6 kwietnia (z Wielkiej Środy na Wielki Czwartek) we wsi Siemiginów pow. Stryj banderowcy obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 18 Polaków: „wszystkich mężczyzn, a było ich co najmniej 15, banderowcy powiązali kolczastym drutem – poprzednio kazali się rozebrać do naga – i zaprowadzili na skraj wioski. Tam zamknęli ich w domu parcelanta i po zamordowaniu wszystkich spalili wraz z budynkiem” (Jastrzębski..., s. 351, stanisławowskie). We wsi Żulin pow. Stryj zamordowali 13 Polaków: ks. proboszcza Franciszka Będkowskiego oraz 12 osób z 4 rodzin. 6 kwietnia (Wielki Czwartek) w miasteczku Sołotwina pow. Nadwórna banderowcy nocą obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali co najmniej 38 Polaków. We wsi Strychanka pow. Kamionka Strumiłowska zamordowali 5 Polaków: zastrzelili nauczyciela i studenta oraz uprowadzili 3 kobiety (w tym nauczycielkę), po których ślad zaginął. We wsi Worochta pow. Sokal upowcy oraz miejscowi Ukraińcy (m.in. Saneckyj i Kruk) zamordowali 46 Polaków od 1 roku życia do 82 lat - dwa doły z ich zwłokami znajdują się kilkanaście metrów od granicy polsko-ukraińskiej po stronie ukraińskiej, obok słupa granicznego Nr 747. Od 5 do 7 kwietnia we wsi Pawlikówka pow. Kałusz banderowcy oraz miejscowi Ukraińcy obrabowali i spalili około 100 gospodarstw polskich oraz zamordowali 124 Polaków. Nocą z 6 na 7 kwietnia (z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek) we wsi Komarów pow. Sokal zamordowali 17 Polaków. We wsi Lisko pow. Kamionka Strumiłowska 18 Polaków. We wsi Moosberg pow. Jaworów wymordowali ponad 30 rodzin polskich liczących około 160 osób oraz uprowadzili 25 osób, po których ślad zaginął, łącznie zginęło około 185 Polaków. 7 kwietnia (Wielki Piątek) we wsi Budki Nieznanowskie pow. Kamionka Strumiłowska zamordowali 10 Polaków (za 2 dni dalszych 11 Polaków). We wsi Chatki pow. Podhajce esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” zamordowali 22 Polaków (Motyka..., s. 386; Ukraińska...). Ci sami oprawcy we wsi Dobrowody pow. Podhajce spalili około 200 gospodarstw polskich oraz zamordowali 21 Polaków i Ukraińca, męża Polki. We wsi Osowce pow. Buczacz upowcy zamordowali poprzez ucinanie siekierami głów 8 Polaków, chłopca niemowlę wyciągnęli z kołyski, roztrzaskali mu głowę a zwłoki wyrzucili na podwórze. We wsi Salówka pow. Czortków esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna’ zgwałcili i zamordowali Polkę, żonę podoficera WP. Nocą z 7 na 8 kwietnia (z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę) we wsi Pyszówka pow. Jaworów banderowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi obrabowali i spalili 40 gospodarstw polskich i plebanie oraz zamordowali ponad 100 Polaków i 7 ukrywanych przez nich Żydów. We wsi Wełdzirz pow. Dolina zamordowali co najmniej 26 Polaków. 8 kwietnia (Wielka Sobota) we wsi Chrusno Stare pow. Lwów zamordowali 5 Polaków (3 kobiety, 2 mężczyzn), w tym nauczycielkę i młodą dziewczynę. We wsi Łachodów pow. Przemyślany obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 30 Polaków, w tym matkę z 3 córkami. We wsi Łachowce pow. Tomaszów Lubelski Ukraińcy z UNS rozstrzelali 28 Polaków. We wsi Wolica Komarowa pow. Sokal upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 60 Polaków. Nocą z 8 na 9 kwietnia (z Wielkiej Soboty na Wielkanoc) we wsi Jazienica Polska pow. Kamionka Strumiłowska obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 16 Polaków. We wsi Krechów pow. Żydaczów banderowcy z pobliskiej wsi ukraińskiej Sulatycze obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 11 Polaków: małżeństwo spalili żywcem w stogu słomy, ciężarnej kobiecie nożami rozpruli brzuch a jej 3 dzieci spalili żywcem, mężczyźnie wycięli język i genitalia. Ci sami oprawcy we wsi Krechówka pow. Stryj obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 11 Polaków, większość ciał spalili. Także ci sami oprawcy we wsi Machliniec pow. Żydaczów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków. We wsi Wiązowa pow. Żółkiew banderowcy wyłapali 24 Polaków, zamknęli ich w stodole i żywcem spalili, w tym dwie matki mające po 3 dzieci i jedną matkę z 2 dzieci. We wsi Wołczkowce pow. Śniatyn obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków. 9 kwietnia (Wielkanoc) we wsi Budki Nieznanowskie pow. Kamionka Strumiłowska banderowcy zamordowali 11 Polaków. We wsi Hołyń pow. Kałusz obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 21 Polaków, w większości kobiety, dzieci i starców, 75-letniego byłego nauczyciela wrzucili żywcem do płonącej stodoły. We wsi Huta woj. tarnopolskie: „Wieś Huta – w samą Wielkanoc spalono i wymordowano 20 osób” (Zbigniew Rusiński: Tryptyk brzeżański; Wrocław 1998, s. 39). We wsi Łachowce pow. Tomaszów Lubelski upowcy zamordowali 53 Polaków, do uciekających strzelali, złapanych torturowali aż do zgonu. We wsi Ostrówek gmina Ciechanki pow. Lublin policjanci ukraińscy spalili wieś oraz zamordowali 24 Polaków, w tym 6 kobiet oraz dzieci lat: 2, 3, 6, 8, 10, 15. We wsi Posadów pow. Tomaszów Lubelski upowcy obrabowali gospodarstwa polskie oraz zamordowali 21 Polaków. We wsi Rekliniec pow. Żółkiew zamordowali 26 Polaków, głównie kobiety i dzieci. We wsi Rzeplin pow. Tomaszów Lubelski co najmniej 20 Polaków. We wsi Wasylów Wielki pow. Tomaszów Lubelski wyłapali na terenie gminy i zamordowali co najmniej 89 Polaków. Nocą z 9 na 10 kwietnia (z Wielkanocy na Poniedziałek Wielkanocny) we wsi Dublany pow. Sambor miejscowi banderowcy oraz ze wsi Horodyszcze i Stopnica Ruska napadli na przysiółek Oleksięta, obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali za pomocą siekier, noży, wideł, bagnetów, lub spalili żywcem 30 Polaków. We wsi Hanaczów pow. Przemyślany upowcy zabili 66 Polaków, z czego 26 w Hanaczowie, a reszta w przysiółkach. Bagnetami zakłuli matkę z 5 dzieci od roku do 7 lat a ojca ciężko poranili (Motyka..., s. 387; Ukraińska...). We wsi Tomaszowce pow. Kałusz banderowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi w sile 2 – 3 tysięcy napastników spalili 470 gospodarstw polskich, szkołę i kościół oraz zamordowali 107 Polaków, w większości kobiety i dzieci. Nad ofiarami pastwiono się, np. członkom rodziny Krasuckich poobcinano kończyny, piersi i genitalia, 55-letniemu mężczyźnie rozcięli brzuch i nasypali do środka soli, skonał w męczarniach . We wsi Wicyń pow. Złoczów w walce z UPA poległo 19 Polaków z samoobrony. Wieś obroniła się, za co 25 kwietnia została spacyfikowana przez SS „Galizien”. W przysiółku Zady należącym do wsi Wołoszcza pow. Drohobycz bojówkarze OUN spalili wszystkie 52 gospodarstwa polskie, szkołę, urząd wiejski i zamordowali 35 Polaków oraz „nieznana liczba mężczyzn spaliła się w ogniu” (Motyka..., s. 387; Ukraińska…). W dniach 9 – 10 kwiecień (Wielka Niedziela i Poniedziałek Wielkanocny) we wsi Lubienie pow. Jaworów banderowcy obrabowali i spalili wieś oraz zamordowali 240 Polaków. Około Wielkanocy w miejscowości Olesk pow. Złoczów: „Klasztor w Olesku spalony, zakonnicy wymordowani, z Żydów, których tam umieściliśmy ubiegłej jesieni, uratował się zaledwie jeden (Franciszek Sikorski: Iwa zielona; s. 237); (...) a potem jak zobaczyłem na wpół zwęglonych ojców, wuja Micheasza, ciotecznego brata Aarona, którego powiesili w kruchcie na krzyżu, gwoździami przybili ręce i nogi, a bok przedziurawili, klęczącego furtiana, podpartego z przodu i z tyłu ławkami i trzymającego w złożonych jak do modlitwy pacierza rękach własną głowę, Dawida bez rąk i nóg (s. 239); (...) to hiwisi wspólnie z wyrostkami z Zatorzec, wśród których był syn popa, spalili klasztor” (s. 243). 10 kwietnia (Poniedziałek Wielkanocny) we wsi Kopań pow. Przemyślany zamordowali 3 Polaków, w tym 6-letnią dziewczynkę (następne mordy: 13, 14 i 17 kwietnia). We wsi Sławna pow. Zborów 14 Polaków z 3 rodzin. We wsi Stołpin pow. Radziechów zamordowali w okrutny sposób 4-osobową rodzinę polską: matkę z córkami lat 2 i 4 oraz 8-letniego syna. 11 kwietnia we wsi Komarów pow. Sokal 27 Polaków. We wsi Zapust Lwowski pow. Brzeżany podczas nocnego napadu zamordowali 72 Polaków i 9 Ukraińców, dzieciom lat 3 i 5 rozpruli brzuchy, 15-letniego chłopca powiesili na drzewie (inni datują napad 12 kwietnia). Nocą z 11 na 12 kwietnia we wsi Cucyłów pow. Nadwórna obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę gajowego oraz 4-osobową rodzinę młynarza: matkę z 2 córkami i siostrą. We wsi Zamulińce pow. Kołomyja obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę gajowego z 3 dzieci. 12 kwietnia we wsi Chodaczków Wielki pow. Tarnopol esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” dokonali rzezi ludności polskiej. W mogile złożono 862 ciała Polaków „od niemowląt po starców”, ale wiele osób zostało spalonych, przywalonych zgliszczami domów, stąd prawdziwa liczba przekracza 1 000 ofiar. Polska samoobrona skutecznie broniła się przeciwko upowcom, stąd sztab OUN-UPA „poprosił o pomoc” swoich esesmanów z 14 ochotniczej Strzeleckiej Dywizji Waffen SS „Galizien – Hałyczyna”. We wsi Hucisko pow. Bóbrka upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi okolicznych za pomocą siekier, kos, wideł, noży i innych narzędzi dokonali rzezi 118 Polaków a 30 poranili, kobiety i dziewczęta gwałcili, okaleczali i zabijali, dwóch nauczycieli zakłuli nożami, kilku chłopcom i mężczyznom wycięli genitalia i serca, 70-letnią kobietę położyli na odwróconych bronach i oprawca skacząc po niej wołał: jak ta Laszka kryczyt (Komański..., s. 19 – 22 i 36 – 38). We wsi Polana pow. Lwów banderowcy powiązali sznurami schwytanych mężczyzn, zaprowadzili do stodoły, gdzie ich zamordowali a zwłoki spalili – 27 Polaków w wieku 17 – 69 lat. We wsi Sielczyk pow. Biała Podlaska esesmani ukraińscy z SS „Galizien” wtargnęli na wesele polskie, objedli się i opili i chcieli gwałcić kobiety i dziewczęta, w obronie których stanęła młodzież polska – za co spalili 12 gospodarstw polskich i zamordowali 9 Polaków. Od 10 do 13 kwietnia w mieście Kuty pow. Kosów Huculski upowcy wymordowali ponad 200 Polaków i Ormian 13 kwietnia we wsi Chodywańce pow. Tomaszów Lubelski zamordowali 19 Polaków. Uprowadzili do lasu ks. Jakuba Jachułę, gdzie obcinali mu kolejno różne części ciała a w końcu piłą przecięli tułów. W przysiółku Huta Suchodolska pow. Bóbrka zamordowali 23 Polaków. Nocą z 13 na 14 kwietnia we wsi Brany pow. Horochów zamordowali i wrzucili do studni 21 Polaków, w tym 8 dzieci. We wsi Huta Szczerzecka pow. Lwów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 45 Polaków. 14 kwietnia we wsi Busieniec pow. Hrubieszów upowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali 31 Polaków a ciała ich spalili w stodole. We wsi Fraga pow. Rohatyn podczas nocnego napadu banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 31 Polaków, głównie kobiety i dzieci, m.in. nauczycielkę z 2 dzieci, w tym z noworodkiem. We wsi Kondratów pow. Złoczów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 50 Polaków. We wsi Mużyłowice pow. Jaworów spalili kościół, plebanie, kilka gospodarstw oraz zamordowali ponad 10 Polaków. We wsi Niedźwiednia pow. Żółkiew obrabowali i spalili gospodarstwa oraz zamordowali 24 Polaków. We wsi Plebanka pow. Tomaszów Lubelski upowcy oraz Ukraińcy z USN zamordowali co najmniej 57 Polaków. We wsi Żędowice pow. Przemyślany: „zabito 38 Polaków, w tej liczbie 4 kobiety, które stawiały opór. Spalono 14 gospodarstw” (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA. Lubin 2009, który cytuje meldunek powiatowej bojówki OUN i grupy UPA „Orły” z dnia 12 maja 1944 r.). 15 kwietnia we wsi Chodywańce pow. Tomaszów Lubelski upowcy zamordowali 23 Polaków. We wsi Kamionka Wołoska pow. Rawa Ruska 9 Polaków. We wsi Mircze pow. Hrubieszów sąsiedzi Ukraińcy w kolejnym napadzie zamordowali około 15 Polaków i zrabowali ich dobytek . We wsi Podłuby Wielkie pow. Jaworów upowcy zamordowali 3 rodziny polskie. We wsi Turady pow. Żydaczów 16 Polaków, w tym dziecko kopiąc je butem oraz dziewczynę z chłopcem związali drutem kolczastym i zakłuli nożami (Jastrzębski..., s. 430, stanisławowskie). 16 kwietnia we wsi Borynicze pow. Bóbrka zamordowali 14 Polaków, w tym rodzinę hr. Mycielskiego: rodziców z córką i synem. We wsi Petlikowce Stare pow. Buczacz dwóch esesmanów ukraińskich z SS „Galizien – Hałyczyna” oraz trzech upowców zastrzeliło wewnątrz kościoła 5 Polaków, w tym siostrę zakonną Beatę Kogut oraz chłopców lat 13 i 15 oraz ciężko poranili siostrę zakonną Kryspinę Walerię Cnotę, którą uratowali przejeżdżający żołnierze niemieccy zabierając ją do wojskowego szpitala polowego. We wsi Sarny pow. Jaworów banderowcy zamordowali 15 Polaków. 17 kwietnia („ruska” Wielkanoc) we wsi Horodyszcze pow. Tarnopol esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” zamordowali 50 Polaków. We wsi Kopań pow. Przemyślany w kolejnym napadzie banderowcy zamordowali 8 Polaków. We wsi Kulczyce pow. Sambor obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków. We wsi Ożomla pow. Jaworów zamordowali 25 Polaków. We wsi Zabuż pow. Rawa Ruska upowcy z sotni „Prołom” obrabowali i spalili 15 gospodarstw oraz zamordowali 30 Polaków (Motyka..., s. 397; Ukraińska...). 18 kwietnia we wsi Majnicz pow. Sambor zamordowali 1 Polkę oraz uprowadzili 11 mężczyzn, którzy zaginęli (prawdopodobnie zostali zamordowani we wsi Wołoszcza pow. Drohobycz. G. Motyka podaje, że we wsi Mejnycz „bojówka OUN zlikwidowała trzynastu Polaków ,samych mężczyzn, s. 388). We wsi Niedzieliska pow. Przemyślany zamordowali 17 Polaków. 19 kwietnia we wsi Brusno Nowe pow. Lubaczów obrabowali i spalili plebanię oraz zamordowali 57 Polaków. We wsi Rudka pow. Lubaczów upowcy z kurenia „Zaliźniaka” zamordowali 60 Polaków (inni podają liczbę 75 zamordowanych). We wsi Sapahów pow. Stanisławów banderowcy uprowadzili wszystkie rodziny polskie, które zaginęły bez wieści – 27 Polaków, po czym obrabowali i spalili ich gospodarstwa. 20 kwietnia we wsi Jamnica pow. Tarnobrzeg obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 9 Polaków. We wsi Rzeczki pow. Rawa Ruska zamordowali 30 Polaków. 21 kwietnia we wsi Moosberg pow. Jaworów w kolejnym napadzie spalili 10 gospodarstw polskich i zamordowali 20 Polaków. We wsi Olesiów pow. Stanisławów spalili większość gospodarstw i zamordowali co najmniej 12 Polaków. We wsi Pawełcze pow. Stanisławów obrabowali gospodarstwa i zamordowali 18 Polaków. 22 kwietnia we wsi Chotylub pow. Lubaczów zamordowali 11 Polaków. We wsi Dębiny pow. Lubaczów (przysiółek Wólki Horynieckiej) 6 Polaków, w tym 2-letniego chłopca. We wsi Witków pow. Hrubieszów Ukraińcy na służbie niemieckiej zamordowali 8 Polaków, w tym lat: 14, 17 i 18. Nocą z 22 na 23 kwietnia w mieście Kosów Huculski woj. stanisławowskie zamordowali 31 Polaków, „mego ojca banderowcy związali obłożywszy z obu stron deskami i piłą obcięli głowę, którą rozbili n dwie części: górną i dolną (Jastrzębski..., s. 219, stanisławowskie). 23 kwietnia we wsi Majdan Stary pow. Radziechów zamordowali 33 Polaków, matkę z córką spalili żywcem w stodole. We wsi Radróż pow. Rawa Ruska 13 Polaków. We wsi Tuczna pow. Przemyślany podczas drugiego napadu zamordowali około 60 Polaków. Nocą z 23 na 24 kwietnia we wsi Wiktorów pow. Stanisławów zamordowali 3 rodziny polskie, tj. 12 Polaków. „Wśród zaistniałych w tym czasie zbrodni brutalnością wyróżniło się dokonane w nocy z 23 na 24.04.1944 r. w Wiktorowie zabójstwo Zofii Mazurkiewicz i jej pięciorga dzieci, których okaleczone zwłoki zostały zakopane przez sprawców zbrodni na pobliskim polu” (IPN Wrocław, sygn. S.8/04/Zi). 24 kwietnia w miasteczku Bolechów pow. Dolina zamordowali 15 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę z 4 dzieci. We wsi Kanie pow. Chełm 19 Polaków. We wsiach Stupnica Polska i Stupnica Ruska pow. Sambor uprowadzili i zamordowali 6 Polaków. 25 kwietnia we wsi Dylągowa pow. Brzozów policjanci ukraińscy zamordowali 39 Polaków. We wsi Gliniany pow. Przemyślany w nocy banderowcy zamordowali ponad 41 Polaków. W przysiółku Hubinek pow. Tomaszów Lubelski obrabowali gospodarstwa i zamordowali 5 Polaków: 1 mężczyznę i 4 kobiety w tym matkę z 2 córkami lat 1 i 5. We wsi Terezja pow. Radziechów obrabowali i spalili gospodarstwa oraz zamordowali 17 Polaków. We wsi Wicyń pow. Złoczów esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna’ obrabowali i spalili gospodarstwa oraz zamordowali 26 Polaków. We wsi Wołków pow. Przemyślany upowcy obrabowali gospodarstwa i zamordowali ponad 20 Polaków. 26 kwietnia we wsi Gawliki pow. Kamionka Strumiłowska zamordowali 11 Polaków. We wsi Krowica Hołodowska pow. Lubaczów spalili wszystkie zabudowania i zamordowali 9 Polaków. We wsi Pawłów pow. Chełm Ukraińcy z Niemcami zabili 15 Polaków. 27 kwietnia we wsi Myców pow. Hrubieszów: „Pomordowani przez U.P.A. w miejscowości Myców pow. Hrubieszów w dniu 27.04.1944 r.: Dwór w Mycowie : rodzina Dreźniaków (3 osoby), Rodzina Gierusów (4 osoby), rodzina Kaczorów (6 osób), rodzina Maruchniaków (3 osoby), rodzina Nikodemów (4 osoby), rodzina Pukasów (3 osoby), rodzina Sawickich (3 osoby). Wieś Myców : rodzina Białosowskich (3 osoby), rodzina Piotrowskich (3 osoby). Wszystkich zamordowano za pomocą pałek lub kolb od pistoletów. W miejscu straceń jest grób upamiętniający pomordowanych (Kazimiera Adamczyk, w: www.ludobojstwo.pl). We wsi Szczerzec pow. Rawa Ruska upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali ponad 70 Polaków. We wsi Ulicko – Seredkiewicz pow. Lubaczów zamordowali 60 Polaków (inni podają, że UPA spaliła 250 gospodarstw polskich i zamordowała ponad 100 Polaków). 28 kwietnia we wsi Kołodróbka pow. Zaleszczyki upowcy zamordowali 2 Polaków: matkę z córką. W dniach 27 – 29 kwietnia we wsi Ostrów pow. Sokal banderowcy zamordowali nad starym korytem rzeki Sołokija 17 Polaków: 13 kobiet i 4 mężczyzn (25-letniego i trzech w wieku 60 – 80 lat). Nocą z 28 na 29 kwietnia miała miejsce rzeź ludności polskiej w powiecie lubaczowskim. W miasteczku Cieszanów upowcy zamordowali 50 Polaków, we wsi Kowalówka 20 Polaków, we wsi Lipsk 22 Polaków, we wsi Wielkie Oczy 19 Polaków, we wsi Żmijowiska 32 Polaków (J. Węgierski; w: „Zeszyty Historyczne WiN-u”, nr 9/1996). 29 kwietnia we wsi Antoniówka pow. Żydaczów banderowcy zamordowali 1 Polkę , we wsi Włodzimierce pow. Żydaczów 1 Polkę, w mieście Kowel woj. wołyńskie 22-letnią Polkę. We wsi Gawliki pow. Kamionka Strumiłowska podczas drugiego napadu (pierwszy 26 kwietnia) zamordowali 13 Polaków. We wsi Kimirz pow. Przemyślany 10 Polaków oraz 3-osobową rodzinę ukraińską. We wsi Wojciechowice pow. Przemyślany 9 Polaków. 30 kwietnia we wsi Borowica pow. Chełm ukraińscy esesmani ze szkoły w Trawnikach zabili 4 Polaków, w tym 3 kobiety za odmowę „świadczenia usług”, oraz aresztowali 11 Polaków, w tym 9 kobiet, następnie obrabowali i spalili 47 gospodarstw polskich. We wsi Chlebowice Świrskie pow. Przemyślany: „Dnia 30 kwietnia 1944 r. w wiosce Hlebowicze zabito 42 Polaków, w pobliżu wiosek Miwsewa – 22, Miasteczko – 36, Boczacz – 18 , Grabnik – 19 (były to przysiółki Hlebowicz Świrskich) – Józef Wyspiański cytuje meldunek OUN-UPA z 12 maja 1944 r. We wsi Niedzieliska pow. Przemyślany podczas trzeciego napadu Ukraińcy zamordowali 19 Polaków. W miasteczku Świrz pow. Przemyślany: „Dnia 30 kwietnia 1944 w wiosce Zarębina (Zadębina, przysiółek Świrza) zabito 27 Polaków i Halina 80 (przysiółek Świrza) – Józef Wyspiański cytuje meldunek OUN-UPA z 12 maja 1944 r. Przez 4 dni torturowali Tadeusza Hołodniaka: „wyłupili oczy, obcięli nos, uszy i przyrodzenia, cięli nożami od góry do dołu, nogi miażdżyli grubymi łańcuchami, że do kolan była tylko miazga”. We wsi Gorajec pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali 6 Polaków: 16-letniego chłopca oraz 5 kobiet, w tym 2 uprowadzone zaginęły bez śladu. We wsi Kowalówka koło Cieszanowa pow. Lubaczów: „Tego dnia oddział UPA rozstrzelał w lesie 16 Polaków, w tym dwoje dzieci. Spalono większość polskich zabudowań” (Józef Matusz: „Jeszcze wiele rzek do przejścia”, w: „Rzeczpospolita” z 8 września 2009). Ponadto w kwietniu (świadkowie nie podali dnia) 1944 roku udokumentowane zostały napady na Polaków zamieszkałych w 237 miejscowościach. Poniżej kilkanaście przykładów. Ludność polska była mordowana m.in. w miejscowościach: we wsi Babińce pow. Borszczów (10 Polaków), we wsi Basznia Stara pow. Lubaczów (20 Polaków),we wsi Berdychów pow. Jaworów (20 Polaków), we wsi Bereźnica pow. Stryj (22 Polaków), we wsi Bereźnica Szlachecka pow. Kałusz (65 Polaków, i – co było czymś wyjątkowym – samych mężczyzn), we wsi Brykula Nowa pow. Trembowla (10 Polaków oraz 3-osobowa rodzina litewska), we wsi Chochonów pow. Rohatyn (około 10 Polaków, natomiast w okresie luty – kwiecień około 80 Polaków), we wsi Czerniszówka pow. Skałat (53 Polaków), w miasteczku Delatyn pow. Nadwórna (6-osobową rodzinę polską Konarskich z córkami lat: 1, 6, 8 i 10), we wsi Delejów pow. Stanisławów (obrabowali i spalili dwór i około 290 gospodarstw polskich oraz zamordowali 48 Polaków), we wsi Dmytrów pow. Radziechów (banderowcy nie mogąc dostać się do kościoła, gdzie schroniła się ludność, oblali go naftą i podpalili, w płomieniach żywcem spaliło się 120 Polaków), we wsi Dobrotwór pow. Kamionka Strumiłowska (50 Polaków), we wsi Dorożów pow. Sambor (21 Polaków), we wsi Dubowica pow. Kałusz (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 30 Polaków, w tym 8-osobową rodzinę Pałeczków), we wsi Dytiatyn pow. Rohatyn (co najmniej 22 Polaków, w okresie luty – kwiecień zamordowali tutaj co najmniej 84 Polaków), we wsi Dziedziłów pow. Kamionka Strumiłowska (50 Polaków), w przysiółku Dzwoniec należącym do wsi Pobocz pow. Złoczów (42 Polaków), we wsi Hołyń pow. Kałusz (ponad 20 Polaków ), we wsi Horpin pow. Kamionka Strumiłowska (spalili 350 budynków, kościół i ochronkę prowadzoną przez siostry zakonne oraz zamordowali 31 Polaków i Ukrainkę, żonę Polaka z ich 4-ma nieletnimi synami), we wsi Humenów pow. Kałusz (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i zamordowali 22 Polaków, a 2 uprowadzili, którzy zaginęli bez śladu), we wsi Jezupol pow. Stanisławów (15 Polaków), we wsi Kadobna pow. Kałusz ( obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków i uprowadzili leśniczego, który zaginał bez wieści), we wsi Karolówka pow. Rohatyn (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków), we wsi Kołokolin pow. Rohatyn (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków), we wsi Koniuchów pow. Stryj (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie, spędzili do stodoły złapanych 47 Polaków, w tym całe rodziny, i spalili ich żywcem), we wsi Konstantynówka pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 25 Polaków), we wsi Kopanka pow. Kałusz (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 55 Polaków) we wsi Krechów pow. Żółkiew (około 50 Polaków), we wsi Kupiczwola pow. Żółkiew (16 Polaków, w tym 7 kobiet), we wsi Leszczowate pow. Lesko (29 Polaków), we wsi Lipowiec pow. Lubaczów ( 6 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę z 2 dzieci, z których 19-letnią córkę przed zamordowaniem zgwałcili), we wsi Lubeszka pow. Bóbrka (5 Polaków, natomiast „Los co najmniej 183 Polaków z tej wsi nie jest znany”), we wsi Ładańce pow. Przemyślany (banderowcy uprowadzili i zamordowali na polach folwarku Brykoń 3 Polki: matkę oraz jej dwie 19-letnie córki a ciała ofiar spalili w stogu słomy), we wsi Łany Polskie pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 21 Polaków), we wsi Łapajówka pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 23 Polaków), we wsi Łuka Mała pow. Skałat (banderowcy uprowadzili, torturowali i zamordowali 25-letnią nauczycielkę Marię Klapę), w miasteczku Łysiec pow. Stanisławów (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 22 Polaków), we wsi Maćkowa pow. Przemyśl (powiesili 17 Polaków), we wsi Milatyn Nowy pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół oraz zamordowali 27 Polaków), we wsi Młyniska pow. Żydaczów (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 25 Polaków), w miasteczku Mościska woj. lwowskie (18 Polaków, w tym 2 rodziny 6-osobowe), we wsi Narajów pow. Brzeżany (15 Polaków), we wsi Niegowce pow. Kałusz (co najmniej 15 Polaków), we wsi Obydów pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 17 Polaków), we wsi Piaski pow. Lwów ( obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków), we wsi Pniów pow. Nadwórna (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali ponad 200 Polaków), we wsi Podciemno pow. Lwów (obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 22 Polaków z 7 rodzin), we wsi Podkaliszcze pow. Lesko (około 30 Polaków - „kilkanaście rodzin”), we wsi Pomarzany pow. Zborów (banderowcy zakopali żywcem w ziemi 2 Polaków), we wsi Powitno pow. Gródek Jagielloński (obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 30 Polaków), we wsi Przybyłów pow. Tłumacz ( 9-osobową rodzinę Twardowskich: 80-letnią babkę, rodziców i 6 dzieci od niemowlęcia do 22 lat), we wsi Radków pow. Tomaszów Lubelski (30 Polaków), we wsi Rozłucz pow. Turka (obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 15 Polaków), we wsi Różanka pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków), we wsi Ruda Sielecka pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 16 Polaków), we wsi Rzyczki pow. Rawa Ruska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali ponad 100 Polaków), we wsi Sołotwina pow. Nadwórna (38 Polaków), we wsi Stołpin pow. Radziechów (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 37 Polaków, w tym matkę z 6 dzieci), we wsi Strzeliska Nowe pow. Bóbrka (podczas drugiego napadu zamordowali ponad 80 Polaków), we wsi Tomaszowce pow. Kałusz (zamordowali 37 Polaków i spalili 470 gospodarstw), we wsi Trościaniec pow. Buczacz (31 Polaków, którzy nie opuścili swoich gospodarstw oraz 4 Ukraińców, w tym 3 kobiety powiesili do góry nogami za krytykę UPA), we wsi Turady pow. Żydaczów (15 Polaków),we wsi Ulwówek pow. Sokal (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 16 Polaków), we wsi Warchoły pow. Kamionka Strumiłowska (20 Polaków), we wsi Warchoły pow. Stanisławów („W kwietniu 1944 r. we wsi Warchoły i trzech innych tego sołectwa, pow. stanisławowski, OUN-UPA zamordowała 45 osób” - Wiktor Poliszczuk: w: „Nowa Myśl Polska” z 23 marca 2003 r.), we wsi Witków Nowy pow. Radziechów (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 21 Polaków - po przybyciu oddziału niemieckiego ocaleli Polacy uratowali obraz Matki Boskiej Pocieszenia), we wsi Witków Stary pow. Radziechów ( 16 Polaków), we wsi Włodzimirce pow. Żydaczów (2 Polki: matkę z małym dzieckiem), we wsi Wojniłów pow. Kałusz (kilkudziesięciu Polaków), we wsi Wola Wysocka pow. Żółkiew (187 Polaków: „Jak podaje ks. biskup Wincenty Urban, wszyscy spoczęli w jednej wspólnej mogile”), we wsi Wołoszcza pow. Drohobycz (uprowadzili 20 Polaków, którzy ocaleli z rzezi nocą z 10 na 11 kwietnia, i zaginęli oni bez śladu), we wsi Zubowmosty pow. Kamionka Strumiłowska (obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków), we wsi Żurów pow. Rohatyn (51 Polaków). W kwietniu 1944 roku na terenie obszaru lwowskiego AK zanotowano około 5 tys. ofiar rzezi dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich. Między innymi właśnie w kwietniu oddział UPA zaatakował wsie: Hałyń, Tomaszówka, Dębina, Sygnały i Ziemianka, mordując broniącą się ludność i paląc wsie. Następnie ogłoszono „Samostijną Ukrainę” z centralą we wsi Wojniłów (Mieczysław Jachniewicz: Na wschód od Bugu, Warszawa 1985, s. 180).

środa, 2 kwietnia 2014

Panie Kochanku czyli rzecz o jednym z naoryginalniejszych polskich sarmatów !

Przystępując do jaskrawej postaci księcia „Panie Kochanku”, bo takie było przezwisko księcia Karola, mówiącego do każdego szlachcica litewskiego: „Panie Kochanku”, podzielimy sobie temat na „Panie Kochanku” w anegdocie i „Panie Kochanku” w polityce polskiej. Czy wszystkie te anegdoty odpowiadają prawdzie? Nie wiem i sądzę, że nie ma to większego znaczenia. Niewątpliwie „Panie Kochanku” miał talent gawędziarski, narracyjny, a przede wszystkim fantazję niesamowitą. Jego tak zwane łgarstwa zapłodniły literaturę polską. Zagłoba sienkiewiczowski ma w nim oddalonego przodka. „Panie Kochanku” nigdy swych opowiadań nie spisywał, a przecież powinien być uznany za jednego z literatów polskich bardzo twórczych, Chodźko, Rzewuski i szereg innych byli pod jego wpływem. Jeśli Bogusław Radziwiłł z XVII wieku, syn elektorówny i protestant, reprezentował u nas skłonności do cudzoziemszczyzny, o tyle nieświescy Radziwiłłowie, wręcz odwrotnie, byli całkowicie sarmatami, a z nich wszystkich sarmatą największym był właśnie „Panie Kochanku”. Typowa anegdota „Panie Kochanku” o tym, jak polował na niedźwiedzie: Wymazywał miodem dyszel od wozu. Niedźwiedź rozdziawiał paszczę, aby zlizać miód z dyszla, potem liżąc dalej, ciągle w głąb siebie wpakowywał dyszel, aż w końcu zupełnie na dyszel się nadziewał. „Panie Kochanku”, aczkolwiek doskonale włada francuskim, nigdy nie używa francuszczyzny, a jego stosunek do cudzoziemców żywo przypomina starego Zawiłowskiego z Rodziny Połanieckich, który wyższość Polaków nad innymi nacjami zasadza to na tym, że jemu mnóstwo Niemców, Francuzów, Włochów czyściło buty, a on nikomu butów nie czyścił i nie będzie. Tradycje anegdoty „Panie Kochanku” przemawiają w tym sienkiewiczowskim opowiadaniu: Mleko z dojonych krów zlano do sadzawki. Potem ze śmietanki z tego mleka zrobiono masło. I w maśle tym – według opowiadania „Panie Kochanku” – znaleziono źrebię, które się w sadzawce z mlekiem utopiło. Raz „Panie Kochanku” polował, zobaczył jelenia, ale nie miał już kul ani nawet śrutu. W pośpiechu nabił więc strzelbę pestkami od wisien. Następnego roku w tym lesie wychodzi na Radziwiłła jeleń z dużymi gałęziami wiśni wyrastającymi mu z głowy. Na Morzu Adriatyckim okręt, którym „Panie Kochanku” podróżował, rozbił się i Radziwiłł zamieszkał samotnie na skale, która wystawała z morza. Na tej skale poznała go i zakochała się w nim syrena i z tej koneksji powstały śledzie. Atakując fortecę w Chorwacji książę „Panie Kochanku” miał przykry wypadek. Oto pocisk armatni oberwał jego koniowi obie tylne nogi. Ale „Panie Kochanku” z taką siłą dał ostrogi koniowi, że ten tylko przednimi nogami na wał forteczny wskoczył, gdzie książę załogę wyrąbał. Raz przez omyłkę w Hiszpanii znalazł się w obozie nieprzyjacielskim. Od razu wlazł do lufy armatniej wycelowanej w obóz własny. Po chwili armata wystrzeliła księcia, który zdrów i cały do swoich powrócił. – Czyż to nie było cudowne zdarzenie – opowiadał „Panie Kochanku” – jak ja, prowadząc chorągiew husarską, przez kulę armatnią na pół rozerwany zostałem. Pamiętasz to, Borowski? – Nie, nie pamiętam, proszę księcia pana – odpowiada zapytany – bo już wtedy byłem zabity. Opowiadanie „Panie Kochanku” o dwóch myszach, które w zajadłości nawzajem się zjadły i tylko dwa ogony z nich pozostały, zostało uwiecznione przez poezję polską. Lubię także to opowiadanie, jak „Panie Kochanku” spotkał we Włoszech armatę tak dużą, że czwórką koni i karetą wjechał do jej środka, zawrócił i wyjechał. Kiedy to opowiadał, Borowski uśmiechnął się. – Co, nie wierzysz, Panie Kochanku, nie wierzysz? – zawołał książę. – Ależ wierzę, mości książę, wierzę. Ja właśnie w tym samym czasie przejeżdżałem przez panewkę. Radziwiłł się roześmiał. – Tak, ja łżę, ale łżę zawsze rzeczy, które zdarzyć się mogą. Dlaczego nie ma być takiej armaty, do której można by wjechać czwórką koni? Przecież można taką armatę zbudować. Ale proszę, wymyśl, Borowski, coś takiego, co w ogóle, absolutnie byłoby niemożliwe, a dam ci konia z rzędem. Nazajutrz Borowski przychodzi ze smutną miną. – Co się stało, Panie Kochanku? – A nic, miałem tylko dziwny sen. – Cóżeś śnił? – Ano śniłem, że byłem w niebie i tam... kiedy wstydzę się opowiadać. – No co, nie bój się. – Tam w niebie u Pana Jezusa Radziwiłł świnie pasie... – No tak, Panie Kochanku, zmyśliłeś coś, co jest w ogóle absolutnie niemożliwe. Dostaniesz konia z rzędem. Henryk Rzewuski w swoich wspaniałych Pamiątkach Soplicy opowiada, jak „Panie Kochanku” rozdał kiedyś wśród współbiesiadników swój kontusz, żupan i pas i siedząc w koszuli z ogromnym szkaplerzem na karku perorował w sposób następujący: – Panie Kochanku – widzicie ten mój szkaplerz? To ja go w sukcesji mam po swoich antenatach. Jeszcze go mój praszczur, Lizdejko, nosił wprzód, nim rewekował Władysław Jagiełło. Sierotka z nim do Betleemu chodził. On wielki jest, bo w nim zaszyta unia Litwy z Koroną. Ja kocham Koronę, panie kochanku, ale nie ma jak nasza Litwa. Ja i w Koronie mam kawałek ziemi, ale diabeł by tam siedział. Tam łatwiej o kuśnierza jak o dojeżdżacza. My tu niedźwiedzie bijem, a tam z rozjazdem na przepiórki polują. U koroniarzów susły, tu gruba zwierzyna. To, panie, jak zaczął mnie prześladować książę biskup wileński, szwagier pana wojewody nowogródzkiego, co tu usadził się na nas, aby nie pan Michał Rejtan, ale pan Kazimierz Haraburda dekreta nam pisał, to już z rozpaczy chciałem się do Korony wynieść. I mnie tam intratne opactwo dawano za to, że piękne wiersze piszę. Już byłem osiadł na Rusi, ale kiedym zaczął się modlić Panu Jezusowi w Boremlu, On się do mnie odezwał: „Radziwille, wracaj do Litwy, bo tu nic nie wskórasz, tu szlachectwo śmierdzące”. Powiada dalej Pan Jezus: „Wracaj do nas na Litwę i kłaniaj się szlachcie nowogródzkiej ode mnie, bo moja prababka była Litwinką”. A ja Mu na to upadłszy krzyżem o ziemię: „Panie! A jak ja mam powracać na Litwę, kiedy tam mnie Twój biskup prześladuje!” A on mnie: „To nie mój biskup, to hultaj, ale on naprzeciw ciebie nic nie dokaże. Wracaj, Radziwille, do Litwy i będziesz Radziwiłłem po dawnemu, a on jak był kiep, tak będzie kpem”. Otóż, Panie Kochanku, ja, ośmielony takim przyrzeczeniem Pana i Boga mojego, do was wróciłem i Pan mój nagrodził moją wiarę, bo ja nigdy nie wątpiłem o słowie przez Niego danym, a moje wiersze odstąpiłem księdzu Naruszewiczowi, bo choć on był podupadły, ale Radziwiłłowski krewny i on za moje wiersze dostał biskupstwo smoleńskie. Oczywiście „Panie Kochanku” nie żądał od nikogo wiary w to, że kiedyś był rozerwany pociskiem na dwie części ani że pisał wiersze dla Naruszewicza, wówczas uważanego nieomal za największego poetę polskiego. „Panie Kochanku” był niewątpliwie impetykiem, pasjonatem i człowiekiem samowolnym, tak jak każdy szlachcic w tej mało budującej epoce. Był jeśli nie najbogatszym, to jednym z najbogatszych ludzi w Europie, w każdym razie tego rodzaju bogaczy nie było wówczas ani w Rosji, ani w Prusach, więc to bogactwo dawało jego wybrykom ogromne możliwości. Serce miał jednak dobre, bo się ujmował bardzo za niedolą chłopów i nie znosił ucisku chłopów w swoich dobrach przez ekonomów. Raz chciał zabić ekonoma, który bił starych chłopów kańczugiem. W miarę wieku odchodziło jednak od niego awanturnictwo. Był obok króla Stanisława Augusta, z którym tak długo walczył, osobą najbardziej spotwarzaną i oplotkowywaną w Polsce. Dumouriez mówił o nim jako o głupcu. Inni twierdzili, że nie umie pisać lub przynajmniej, że nie umiał pisać i czytać, jak już miał lat piętnaście. Wszystko to są oszczerstwa, tak częste w XVIII wieku. Czesław Jankowski wydał listy Karola „Panie Kochanku” w wieku dziecinnym pisane po francusku i po polsku, i nawet po łacinie, a Waliszewski wydał jego listy dyplomatyczne i polityczne, oryginalnie przez niego pisane, a nie przez sekretarzy, które wskazują na duży poziom inteligencji. Czasy były absurdalne, poglądy były absurdalne i stąd „Panie Kochanku”, wycięty ze swoich czasów, pozbawiony ich tła, może się nam wydać także absurdem, co nie byłoby jednak diagnozą inteligentną. Zawsze się jednak pocieszam w takich okazjach, że kto wie, czy XIX wiek nie powiedziałby, a XXI wiek nie powie o naszych obecnych czasach, że są równie absurdalne.

Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...

Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...