niedziela, 30 lipca 2017

Żniwa.

ŻNIWA
Dziś słońce prażyło, grzało stare kości
a ja powróciłem do lat mej młodości,
konkretnie do czasu, kiedy pani kosa...
królowała na łanach żyta, albo prosa,
to znaczy do pory żniw zmierzam.
Najpierw na pole gospodarz bieżał,
rozkruszał w dłoni kłos, oglądał ziarno,
oceniał je wiedzą swoją gospodarną.
Gdy był już czas, kosę wydobywał
i klepał na babce młotkiem, i to żywo,
by nadać jej jadu, by osełką pieszczona
cięła suche łodygi na długich zagonach
a pałąk na kosisku odkładał pokosy.
Najlepiej szło koszenie z ranną rosą.
Za kosiarzami dzielnie podążały chłopki,
skręcały powrósła i wiązały snopki.
Kiedy się z koszeniem pola uporali,
to na ściernisku snopy w mendle ustawiali,
żeby słońce ziarno bardziej przesuszyło.
To nie to, co dzisiejsze żniwa. To była MIŁOŚĆ. 


Epoka PRL-u -post scriptum ,czyli fakty którym zaprzeczyć nie sposób.

A kto – z młodych wykształconych, z dużych miast – wie, że kiedyś w Polsce produkowano generatory elektryczne dla największych elektrowni?
Że produkowano turbiny o mocy 500 MW, — a przymierzano się do turbin 1500 MW?
Że polowa chińskich, indyjskich, indonezyjskich, greckich i tureckich, libijskich i irackich elektrowni — wyposażona była / jest nie w amerykańskie, czy niemieckie — a w polskie turbiny?
Że produkowano u nas śmigłowce, samoloty tłokowe i odrzutowe, że produkowano 40.000 ciężarówek, że wytapiano 20 mln ton stali, że byliśmy na 2 miejscu – za Japonią – w produkcji statków rybackich, a te zdobywały Błękitną Wstęgę Atlantyku w tej kategorii?
Że nasze zestawy audio – radio, wzmacniacz, głośniki, gramofon, magnetofon Radmoru — biły amerykańskie i japońskie?
Że nasze sprężarki chłodnicze kupowało wiele krajów świata? Że już w latach 50-tych nasz Star był napędzany gazem LPG — i miał nim chłodzone nadwozie?
Kto pamięta, że pierwszy PC komputer powstał w Erze – przed ZX Spectrum?
Że wybudowano:
  • Trasę Warszawa-Katowice (Gierkówka, niecałe 300 km – jedna z nielicznych dziś dróg dwujezdniowych o tej długości w Polsce);
  • Trasę Łazienkowską wraz z drogami dojazdowymi w Warszawie;
  • Dwujezdniową drogę Tuszyn-Łódź;
  • Szpital „Centrum Zdrowia Dziecka”;
  • Szpital „Centrum Zdrowia Matki Polki”;
  • Rafinerię ropy naftowej w Gdańsku;
  • Odlewnię żeliwa w Koluszkach;
  • Zakłady Dziewiarskie „Kalina” w Lodzi;
  • Zakłady produkcji dywanów „Dywilan” w Lodzi;
  • Zakłady odzieżowe „Cotex”;
  • Zakład produkcji profili giętch w Bochni;
  • Zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego w Leżajsku i Lipsku;
  • Hutę miedzi w Głogowie;
  • Produkcja blach walcowanych na zimno w Hucie im. Lenina (obecnie im. Tadeusza Sendzimira);
  • Płocką Fabrykę Maszyn Żniwnych (wyd. 2,5 tys. sztuk kombajnów zbożowych BIZON);
  • Zakłady mleczarskie w Węgrowie, Ciechanowie, Chodzieży, Zabrzu;
  • Produkcja autobusu Jelcz w Kowarach;
  • Zakłady mięsne w Ostródzie, Sokołowie Podlaskim, Zielonej Górze;
  • Port Północny i nafto-port (mieliśmy wtedy własne tankowce);
  • Zakład kineskopów kolorowych na licencji amerykanskiej w Piasecznie (wtedy jedyny zakład w Europie produkujący tej klasy sprzęt);
  • Produkcja układów scalonych i półprzewodników w Naukowo-Produkcyjnym
  • Centrum Półprzewodników CEMI w Warszawie,
  • 11 elektrowni (w tym największa, Kozienice I – o mocy 1200 MW; po 1989 r. – zero elektrowni) – i wiele, wiele innych.
  • W latach 70′ oddawano do użytku ok. 300 tys. mieszkań rocznie, a obecnie ok. 1/3 tej liczby, w latach 90-tcyh jeszcze mniej;
  • W latach 1970-75 płace wzrosły o 40%;
  • W dekadzie 1970-80 – wzrost PKB o ok. 80% (po 1989 r. potrzeba było na taki sam wyczyn 20 lat);
  • Spożycie mięsa na głowę było wyższe niż dziś, mięsa nie myto i nie nasączano (Constar);
  • 1982 (rok kryzysu wywołanego przez „Solidarność” finansowaną przez CIA);
  • Od tego roku mierzy się w Polsce liczbę osób żyjących poniżej minimum socjalnego na 24 %, obecnie – powyżej 60%!
  • We wrześniu 1980 r. (kiedy Gierek odchodził) zadłużenie Polski w Klubach Paryskim i Londyńskim wynosiło ok. 17,6 miliardów dolarów. Na osobę (615 USD) było ono mniejsze niż na Węgrzech (836 USD) lub Jugosławii (856 USD).
Pod względem zadłużenia byliśmy na 12-13 miejscu w świecie — co odpowiadało naszej ówczesnej produkcji.
Przypominam, że Polska posiadała wówczas rezerwy walutowe w wysokości ok. 1,3 mld USD — 4 mld USD w surowcach i półfabrykatach, jak również blisko miliardową nadwyżkę eksportu nad importem (wartość eksportu w 1980 to ok 10 mld USD; bilans handlowy pogorszył się po strajkach „S”).
Dług Gierka został prawie całkowicie spłacony w roku 2009.
Gierek, kiedy rządził, mieszkał w rządowych willach (które przy niektórych dzisiejszych chałupach wyglądały jak psia buda). Po internowaniu mieszkał w domku typu klocek w Ustroniu. Jeździł maluchem 126p kupionym na talon. Żył tylko z emerytury belgijskiej za okres przepracowany w tamtejszych kopalniach.
Proste pytania dla tych, którzy dostają piany na ustach kiedy pada słowo ROSJA.
Które przedsiębiorstwa kupiła Rosja lub Rosjanie w Polsce za bezcen, a następnie zlikwidowała przez tzw. wrogie przejęcia? Może w Łodzi? Na Śląsku, w Starachowicach?
Kto doprowadził armie Polską do ruiny, tak że w tej chwili mamy zaledwie parę tysięcy żołnierzy zdolnych do walki?
Czy to w Moskwie powstają prawa zakazujące w Polsce wędzenia mięsa?
Kto limituje nam połowy ryb, produkcję mleka, cukru, etc.?
Czy to Rosja kontroluje handel w Polsce przez 12 największych sieci handlowych?
Ktoś może dać przykład — kiedy Rosjanie przez podstawione osoby wykupują ziemie na zachodzie Polski?
A może ktoś zna jakieś rosyjskie, lichwiarskie banki w kraju nad Wisłą?
Kto zlikwidował całe nasze gałęzie przemysłu takie jak stocznie, elektronika, hutnictwo, zbrojeniówkę?
A może Putin nałożył na nas haracz za emisję dwutlenku węgla, przez co prąd kosztuje Polaka dwa razy więcej tyle co wcześniej?
Czy Rosja w Polsce propaguje demoralizację, niszczy rodzinę, patriotyzm młodzieży, gryzie katolików?
Rosja nie pozwala budować dróg tak, jak chcemy, ze względu na dwa żółwie przechadzające się od sadzawki do sadzawki?
Czy Rosjanie planują masowe osadnictwo na ziemiach polskich?
Czy Rosjanie roszczą pretensje do 1/3 polskiego terytorium?
Czy Rosja wspiera naszych wrogów takich jak banderowcy?
Czy żąda od nas wysyłania kontyngentów wojskowych do Afganistanu, na Bliski Wschód czy ostatnio Afryki przy okazji niszcząc nasze interesy i powiązania handlowe?
Czy Rosja narzuca nam swojego rubla, czy ktoś inny – euro?
Czy Rosja zmusiła do emigracji około 4 milionów, głównie młodych ludzi po 1989 roku?
Czy to Rosja kazała nam podpisach w 2006 roku traktat lizboński, który de facto zlikwidował suwerenność Polski?
Pytania można mnożyć – bagaż historyczny stosunków polsko-rosyjskich jest ciężki jak cholera – ale każdy powinien zrozumieć proporcje.
Los Ukrainy jest ważny — ale jeszcze ważniejsze jest to, co LEŻY w INTERESIE POLSKI a CO NIE – czasem się o tym zapomina…
Co do zakładów, to można wymienić jeszcze setki innych, w zależności z jakiego fragmentu Polski się pochodzi, bo po prostu było tego całkiem sporo.
Jeśli wszystko to było nieopłacalne – to niech mi ktoś wyjaśni, z czego dokładano do interesu — skoro do czasów Gierka nikt nie brał ani grosza pożyczek? I podobno sponsorowaliśmy ZSRR

piątek, 28 lipca 2017

Edward Gierek -plusy i minusy.

29 lipca 2001 roku w Cieszynie zmarł Edward Gierek
Urodził się 6 stycznia 1913 roku w Porąbce. Gdy miał 12 lat wyemigrował z rodziną do Francji,gdzie podjął pracę w kopalni soli potasowej. W wieku 17 lat wstąpił do partii komunistycznej.W 1934 roku wrócił do Polski,by odbyć służbę wojskową po czym wyjechał do Belgii. Tam również działał w partii komunistycznej i nauczył się mówić płynnie po francusku.W czasie okupacji działał w belgijskim ruchu oporu. W 1948 roku w...rocił do Polski i wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W 1957 roku został I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. W 1970 roku zastąpił na stanowisku I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR skompromitowanego na skutek wypadków grudniowych Władysława Gomułkę. Właśnie okres lat 70 tych jest czasem jego najszerszej działalności,a jednocześnie jest też okresem budzącym do dziś ogromne kontrowersje. Powstawały w tym czasie wielkie zakłady przemysłowe takie jak Huta Katowice,na masową skalę rozbudowywano miasta. Wizerunek dobrego gospodarza skutecznie zapewniała mu doskonale rozbudowana propaganda.
Edward Gierek, pierwszy przywódca
socjalistycznej Polski wychowany na
„burżuazyjnym” zachodzie, starał się – w miarę swoich możliwości – przybliżać kraj do wzorców zachodnich, nie rezygnując jednak z
pryncypiów socjalizmu.
W porównaniu z "szarym okresem rządów Władysława Gomułki czasy Edwarda Gierka wyróżniają się raczej pozytywnie, choć druga połowa lat 70.
zakończyła się gospodarczym kryzysem w wielu dziedzinach i doprowadziła w rezultacie
do upadku PRL.
Nie da się ukryć, że Gierek w jakiś sposób otworzył komunistyczną Polskę na świat. Ekipa Gierka próbowała też naprawy stosunków z Watykanem. Okres rządów Gierka ma też wiele minusów,chociażby niezbyt udany podział administracyjny na 49 województw, aresztowania opozycji czy braki towarów na rynku.
Na skutek rozpoczynających się w 1980 roku kolejnych protestów robotniczych i pozakulisowych rozgrywek Gierek został odsunięty od władzy na rzecz Stanisława Kani.
W stanie wojennym na polecenie generała Jaruzelskiego został zatrzymany przez funkcjonariuszy BOR-u i milicjantów w swoim domu w Katowicach i internowany w ośrodku
w Głębokiem koło Koszalina, gdzie został przetransportowany śmigłowcem. Zwolniony z internowania w grudniu 1982 roku otoczony został stałą obserwacją . Specjalna komisja partyjna PZPR oskarżyła go o przywłaszczenie
domu i działki w Katowicach.
3 sierpnia 2001 roku Gierek został pochowany na katolickim cmentarzu w Sosnowcu Środuli. W pogrzebie uczestniczyli między innymi Edward Babiuch,Mieczysław Rakowski i Zbigniew Messner. Z tych wymienionych tu osób żyje jeszcze tylko Edward Babiuch. Epoka Gierka do tej pory wzbudza wśród ekspertów od ekonomii  a taks wśród zwykłych obywateli szereg kontrowersji i  dyskusji, zwłaszcza starsi ludzie wspominają tamte czasy z sentymentem.   Niewątpliwie  starał on się o podwyższenie poziomu życia  Polaków  , pojawiło się na rynku szereg produktów  wcześniej  niedostępnych  , np. dżinsy  i coca cola . Niestety  okres rządów  Gierka skończył się kartkami  , strajkami i stanem wojennym.

czwartek, 27 lipca 2017

Zbrodnie ukraińskie w czasie Powstania Warszawskiego .

 Literatura odnosząca się do Powstania Warszawskiego jest pełna dokumentów, informacji i relacji obciążających za tę zbrodnię także Ukraińców, walczących wtedy u boku Niemców. I to za wyjątkowo wyrafinowane barbarzyństwo i ludobójstwo. Dużo tych oskarżeń pod adresem Ukraińców jest w pracy prof. Zygmunta Wojciechowskiego „Zbrodnia niemiecka w Warszawie”, wydanej już w 1946 r., a więc kiedy jeszcze wszyscy wszystko dobrze pamiętali. Właściwie nie ma bodajże ani jednej publikacji o Powstaniu Warszawskim, w której nie ma mowy o barbarzyństwie ukraińskim podczas Powstania.
Władysław Pobóg-Malinowski w swej „Najnowszej historii politycznej Polski 1864-1945. Tom Trzeci. Okres 1939-1945” (Londyn 1960) napisał, że „Udział Ukraińców w tłumieniu powstania i w bestwialstwach wobec ludności wymaga jeszcze badań”. Było to napisane 44 lata temu. Jednak, z przyczyn natury politycznej, ten temat leży ciągle odłogiem. Żąda się przeprosin od Niemców i Rosjan, a także od rządów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale nie od Ukraińców, których wina jest wyjątkowo duża, na pewno – w odniesieniu do samego Powstania Warszawskiego – dużo większa od winy Churchilla i Roosevelta.
Nikt nie tylko nie mówi o konieczności przeproszenia Polaków przez Ukrainę/Ukraińców za tę zbrodnię, ale niektóre wpływowe czynniki polskie także świadomie przemilczają lub fałszują tę sprawę. Podobnie czynią Ukraińcy – i to nie od dzisiaj. Nie ma się temu co dziwić, gdyż nikt dobrowolnie nie przyznaje się do winy, a tym bardziej do potwornej zbrodni. Wkrótce po wojnie znani działacze emigracji ukraińskiej Łewyckyj i Ortynskyj dowodzili w paryskiej „Kulturze” (nr 56 i 61 1952), że ukraińska dywizja SS Galizien nie brała udziału w tłumieniu Powstania Warszawskiego, że dla Polaków wszyscy nie-Niemcy, którzy brali udział w dławieniu Powstania byli Ukraińcami. Potem w ich ślady poszli L. Szankowskyj, Taras Hunczak (który na łamach brytyjskiego „The Guardian Weekly” z 5 stycznia 1986 pisał, że żadne jednostki ukraińskiego wojska nie brały udziału w tłumieniu Powstania Warszawskiego!) i Wasyl Weryha, autor książki „Dorohami druhoj switowoj wijny. Lehendy pro uczast Ukrainciw w warszawśkomu powstanni 1944…”, wydanej w Toronto w 1980 r. Niebawem „niewinnych” Ukraińców zaczęli wspierać niektórzy proukraińsko nastawieni działacze „Solidarności” (np. Andrzej Zięba „72 rocznica powstania niepodległego państwa ukraińskiego. Ukraińcy i Powstanie Warszawskie” nakładem RKW NSZZ „S” Dolny Śląsk, Wrocław1990), miesięcznik „Znak” (nr 413-415) i michnikowska „Gazeta Wyborcza”. Jednak najdalej posunął się Kazimierz Podlaski (Bohdan Skaradziński) w swej książce „Białorusini, Litwini, Ukraińcy” (wyd. 3, Londyn 1985), który bandytów ukraińskich w służbie niemieckiej nie uważa za Ukraińców, gdyż: „ludzie ci bowiem realizowali swoje osobiste kariery i działali na rzecz… III Rzeszy, a nie – tak czy inaczej pojmowanej samoistnej Ukrainy… formacji ukraińskich nie było wtedy w Warszawie. Bóg ustrzegł, nas i ich, przed jeszcze jedną pozycją… na i tak długiej liście wzajemnych krzywd i zbrodni. Nie dopisujmy tej pozycji sami, hołdując bezkrytycznie mitom”.
Podlaski tak kończy swój proukraiński wywód: „Ukraińcy stanowili 1,5% garnizonu (niemieckiego w Warszawie), więc o ich roli pacyfikatorów Powstania nie będzie można poważnie mówić”.
1,5% czegokolwiek odbieramy jako rzecz mało znaczącą. Jednak w wypadku Powstania Warszawskiego oznaczało to 270 zabitych i 75 ciężko rannych powstańców, 3000 zamordowanych cywilów i zniszczonych całkowicie 156 budynków („Encyklopedia Warszawy”, Warszawa 1994, s. 687). Czy doprawdy zabicie ok. 3500 ludzi i całkowite zniszczenie 156 budynków to niewielka zbrodnia?! Lub zbrodnia, o której, jak twierdzi Podlaski, „nie można poważnie mówić”?! A przecież Ukraińcy stanowili dużo, dużo większy odsetek żołnierzy garnizonu niemieckiego w Warszawie, liczącego 31 lipca 1944 ok. 20 000 ludzi (Władysław Bartoszewski „Dni walczącej stolicy. Kronika Powstania Warszawskiego” Londyn 1984), a później przeciętnie 25 000 ludzi. Jeśli było Ukraińców tylko 7,5% wśród żołnierzy garnizonu niemieckiego w Warszawie to wówczas ci żołdacy mają na swoim sumieniu 1350 zabitych i 375 ciężko rannych powstańców, 15 000 zamordowanych cywilów i zniszczonych całkowicie 780 budynków.
Wasyl Weryha w książce „Dorohami druhoj switowoj wijny. Lehendy pro uczast Ukrainciw w warszawśkomu powstanni 1944…” (Toronto 1980) dowodzi, że ukraińska dywizja Waffen SS Galizien (Hałyczyna) nie brała udziała w dławieniu Powstania Warszawskiego. Jednak jest faktem, że 150-osobowa ukraińska kompania policyjna, stacjonująca przy alei Szucha, należała do SS Galizien, o czym pisze A. Borkiewicz w pracy „Powstanie Warszawskie” (Warszawa 1957), a przyjmuje za prawdopodobne nawet Kazimierz Podlaski (str. 97). Tak więc także i historia SS Galizien jest zbroczona krwią powstańców i ludności Warszawy. Dowodem koronnym na to, że żołnierze SS Galizien byli w Warszawie podczas Powstania Warszawskiego jest m.in. to że ci ukraińscy SS-mani mówili po polsku (Aleksander Kamiński „Zośka i Parasol”, wyd. 3, Warszawa 1979). Byli to więc Ukraińcy z Galicji (skąd pochodzili ochotnicy do SS Galizien), gdyż Ukraińcy z rosyjskiej Ukrainy nie mówili po polsku. Także historyk niemiecki Hans von Krannhals, autor książki „Der Warschauer Aufstand 1944…” (Frankfurt am Main 1962), dowodzi, że w Warszawie była kompania dywizji SS Galizien.
Pomimo tego, że wielu Ukraińców i Polaków starało się i stara przemilczeć lub pomniejszyć udział formacji ukraińskich w zdławieniu Powstania Warszawskiego, prawda wypływała co rusz z powodzeniem na światło dzienne i dlatego strona polska nie może jej w dalszym ciągu całkowicie ignorować. Jednak z uporem maniaka robi się wszystko, aby przemilczać zbrodnie Ukraińców. Np. Andrzej Zięba jest zmuszony przyznać, że Ukraińcy brali udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego. Stwierdza, że w Warszawie były dwie ukraińskie kompanie policyjne, że ukraińska formacja była w straży Pawiaka, a grupy Ukraińców w oddziałach Hiwis oraz w zgrupowaniu Reinefartha i że we wrześniu 1944 r. do Warszawy przybył Legion Wołyński w sile 400 ludzi. Tych faktów Zięba nie mógł ukrywać, tak jak to próbowali czynić Ukraińcy. Jednak nie tylko, że nic nie pisze o zbrodniach popełnionych na ludności Warszawy przez te oddziały ukraińskie, ale wręcz stara się przekonać czytelników swojego elaboratu, że ci ludzie nie mieli rąk zbroczonych w polskiej krwi, pisząc, że byli tłumaczami, że nie brali udziału w zbrodniach, że Legion Ukraiński poruszał się po terenach dawno „spacyfikowanych przez brygadę Kamińskiego (RONA)”.
Zięba po prostu kłamał, kiedy próbował wybielać rolę Ukraińców lub przemilczeć ich zbrodnie, a to kłamstwo obnażyła sama filoukraińska „Gazeta Wyborcza”. Maciej Kledzik w artykule „Kim byli sprawcy rzezi na Woli i Ochocie” (1.8.1990) tłumaczy fakt oskarżania przez ludność Warszawy Ukraińców za liczne i potworne zbrodnie popełnione na ludności cywilnej podczas Powstania  Warszawskiego pisząc m.in.: „Do jednostki SS, zajmującej gmach wyższej Szkoły Nauk Politycznych przy ul. Wawelskiej, wcielona była kompania Ukraińców. Również w skład grupy bojowej Schutzpolizei (1700 żołnierzy) wchodziła kompania Ukraińców (150 żołnierzy) kwaterująca w alei Róż pod numerami 9 i 25. Po wybuchu Powstania, część z nich usiłowała przedrzeć się samochodami przez Śródmieście w kierunku Ogrodu Saskiego. Na Marszałkowskiej samochody rozbite zostały ogniem powstańców. Ukraińcy ukryli się w okolicznych domach, gdzie wymordowali wielu mieszkańców, w tym kobiety i dzieci, zanim nie zostali wybici przez zorganizowane grupki powstańców. Duży rozgłos tej zbrodni nadała powstańcza prasa i tak pojawiło się określenie oprawcy-Ukraińca, przypisywane później innym (nie-Niemcom walczącym u boku Niemców)…”
.
Jeśli została udowodniona ponad wszelką wątpliwość obecność kompanii ukraińskich w gmachu wyższej Szkoły Nauk Politycznych przy ul. Wawelskiej i przy alei Róż i alei Szucha to, siłą rzeczy, wszelkie relacje polskie o walkach w tych rejonach z udziałem Ukraińców w pierwszej połowie sierpnia 1944 r. muszą być wiarygodne. Są one jednym wielkim oskarżeniem pod adresem Ukraińców. Np. Józef K. Wroniszewski w swej książce „Ochota 1939-1945” (Warszawa 1976) pisze: „Po raz pierwszy zaatakowali Niemcy redutę (powstańczą na Ochocie) 3 sierpnia… Tuż za tym przygotowaniem ruszyło od Wawelskiej natarcie kompanii SS „Galizien” przy alei Róż i alei Szucha to, siłą rzeczy, wszelkie relacje polskie o walkach w tych rejonach z udziałem Ukraińców w pierwszej połowie sierpnia 1944 r. muszą być wiarygodne. Są one jednym wielkim oskarżeniem pod adresem Ukraińców. Np. Józef K. Wroniszewski w swej książce „Ochota 1939-1945” (Warszawa 1976) pisze: „Po raz pierwszy zaatakowali Niemcy redutę (powstańczą na Ochocie) 3 sierpnia… Tuż za tym przygotowaniem ruszyło od Wawelskiej natarcie kompanii SS „Galizien” przy wsparciu ogniowym działa czołgowego i cekaemów… 4 sierpnia… obrońcy Wawelskiej odpierali natomiast parokrotne ataki wspartej czołgami kompanii SS „Galizien”… Jakaś młoda dziewczyna rozpacza. To kilku Ukraińców ją zgwałciło: płacze, modli się, przeklina. Kto ją pomści?…W mordowaniu ludności cywilnej brali wybitny udział ukraińscy nacjonaliści”. Natomiast były minister rządu polskiego Stanisław Wachowiak pisał: „…Kiedy go żegnałem, nie myślałem, że już go nie zobaczę. Ukraińcy w drugi dzień Powstania wymordowali na ul. Wiejskiej całą rodzinę” („Wspomnienia” w: „Zeszyty historyczne” Nr 31, Paryż 1975). Z kolei głośny uczestnik Powstania Warszawskiego Aleksander Kamiński pisze: „…Z oznak na mundurach widać, że są to Ukraińcy, hitlerowcy z dywizji SS Galizien… Niektórzy (z nich) mówili po polsku… Ruszono… w stronę alei Szucha. Tam zatrzymano powstańców na dziedzińcu gestapo… Z rana przyszli do nich SS-mani Ukraińcy. Po południu rannych załadowano do samochodów. Następnie SS-mani oddzielili powstańczych chłopców od dziewcząt. Chłopców poprowadzono ulicą Wolską za miasto, w kierunku Pruszkowa, dziewczętom zaś kazano ustawić się pod murem (i je rozstrzelano) („Zośka i Parasol”, wyd. 3, Warszawa 1979).
Także nieprawdą jest, że Legion Wołyński nie walczył z powstańcami; ze walczył z powstańcami na Czerniakowie piszą Jarosław Gdański, autor książki dotyczącej wschodnich formacji armii niemieckiej, i Hubert Kuberski, autor pracy „Sojusznicy Hitlera”, w artykule pt. „Legenda o własowcach”, opublikowanym w „Rzeczypospolitej” z 31 lipca 2004 r. Oddział ten walczył także  z 9. Pułkiem Piechoty 3. DP im. Traugutta 1. Armii WP, który spieszył na pomoc powstańcom, a następnie brał udział w operacji „Sternschuppe” (27-30 września) przeciwko zgrupowaniu Armii Krajowej w Puszczy Kampinoskiej. Legionem Wołyńskim, którego żołnierze brali uprzednio udział w rzeziach Polaków na Wołyniu (1943-44), dowodził płk Petro Diaczenko, przedwojenny oficer kontraktowy Wojska Polskiego. Tak się odpłacił Polsce i Polakom za to, że po ucieczce z zajętej przez bolszewików Ukrainy w 1920 r. mógł nie tylko zamieszkać w Polsce, ale także został oficerem Wojska Polskiego!
O Ukraińcach tłumiących Powstanie Warszawskie pisze także niemiecki historyk Guenther Deschner w pracy o powstaniu, wydanej w języku angielskim „Warsaw rising” (Londyn 1972). Niestety, ta dobra historia Powstania nie jest chyba w ogóle znana historykom polskim. Deschner pisze, że „Powstanie dało Ukraińcom idealną możliwość ujścia dla ich głęboko zakorzenionych antypolskich urazów”. Janina Popiel wspomina jak na krótko przed Powstaniem słyszała jak jeden z żołdaków ukraińskich mówił, że oddział ich przybył do Warszawy, aby „Lachiw rizaty” („Losy Polaków i Ukraińców” Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza, Londyn 19.9.1966). – I mordowali Polaków! I to w jak barbarzyński sposób. Marek Hłasko w swym opowiadaniu „Drugie zabicie psa” (Kultura Nr 1-2 1965, Paryż) pisze: „…I nie uwierzyłaby chyba również i w to, że widziałem w czterdziestym czwartym roku w Warszawie, jak sześciu Ukraińców zgwałciło jedną dziewczynę z naszego domu a potem wyjęli jej oczy łyżką do herbaty; i śmieli się przy tym i dowcipkowali…”. O tych zbrodniach ukraińskich mówiła cała powstańcza Warszawa i ludzie panicznie ich się bali. Zbigniew Zaniewski w książce „Powstanie i potem” (Londyn 1984) pisze: „…Nie lękała się śmierci, ani Niemców nawet, ale – o wstydzie! – przerażała ją możliwość dostania się w ręce „braci-Słowian” w niemieckich mundurach. Budziła siebie i innych po nocach, krzycząc że Ukraińcy… są już w bramie”. Dlatego, jak pisze  Ukrainiec Lew Bykowskyj w swoich wspomnieniach z okresu Powstania „Polskie powstanie w Warszawie w roku 1944” („Zeszyty historyczne” Nr 5, Paryż 1964): „Do niebezpiecznych robót na pierwszej linii frontu powstańcy używali jeńców niemieckich, Volksdeutschów i Ukraińców”.
O udziale Ukraińców w dławieniu Powstania piszą także inni Niemcy, przede wszystkim dowódca wojsk niemieckich dławiących Powstanie – gen. von dem Bach, który wykorzystywał Ukraińców, znających dobrze język polski, m.in. jako szpiegów, których wysyłał na stronę polską („Ostatni akt” w: „Drogi Cichociemnych” Londyn 1961) i niemiecki historyk Powstania Hans von Krannhals, autor książki „Der Warschauer Aufstand 1944…” (Frankfurt am Main 1962). Krannhals obwinia głównie nie-Niemców w niemieckich mundurach, w tym Ukraińców, za wszelkie potworności, które miały miejsce podczas Powstania. „Dzicz wschodnia” – mówił o nich gen. Reinefarth, a gen. Erich vom dem Bach wtórował mu: „Można uwierzyć w teorię Untermenscha” (Józef Mackiewicz „Nie trzeba głośno mówić” IL Paryż 1969).
Należy także pamiętać, że Ukraińcy, chyba wszyscy z rosyjskiej Ukrainy, stanowili duży odsetek w oddziałach rosyjskich i kozackich tłumiących Powstanie Warszawskie. Był to pułk RONA (Rosyjskiej Narodowej Armii Wyzwoleńczej), dowodzony przez M. Kaminskiego i którego potworne zbrodnie na cywilnej ludności Warszawy utkwiły najgłębiej w pamięci mieszkańców stolicy i przeszły na trwałe nie tylko do historii Powstania, ale i Warszawy, oraz oddziały kozackie: 209 Kozacki Batalion Schutzmannschaften, 3. Pułk Kozaków płk. Bondarenki, 69. Dywizjon Kawalerii i 572 Batalion Piechoty. Potwierdza to wiele dokumentów i relacji osób, które przeżyły Powstanie Warszawskie. Np. angielski historyk hitlerowskich formacji SS Martin Windrow w swej pracy „The Waffen-SS” (London 1984) pisze: „…w skład Brygady Kaminskiego wchodziło 6500 renegatów i morderców, głównie Ukraińców”. Z kolei mieszkająca po wojnie w Londynie Janina Zabłocka, która urodziła się w powiecie kaniowskim na rosyjskiej Ukrainie i znała świetnie język ukraiński, wspominała, że kiedy po Powstaniu pędzono ludność Warszawy do Pruszkowa, po drodze rewidowali ją Ukraińcy. Wrzasnęli: „Otwórz, starucha, torebkę, pokaż co w niej masz!”. Wówczas p. Zabłocka „obsypała mołojców gradem wyzwisk w ich rodzinnym (ukraińskim) języku. Tak im to zaimponowało, że puścili ją bez przeszkód…” („W sto lat – znad Dniepru do Londynu” Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza, Londyn 19.4.1979). Moja znajoma, która przeżyła Powstanie Warszawskie,  Halina Kaczmarska z Melbourne, powiedziała mi, że dużo żołnierzy z formacji rosyjskich dławiących Powstanie mówiło, przyznawało się do tego, że są Ukraińcami. Byli to Ukraińcy, z formacji rosyjsko-kozackich, stacjonujący w byłej remizie strażackiej przy ul. Chłodnej, w budynkach byłej Szkoły Gazowej na ul. Gdańskiej oraz w budynkach byłej szkoły zawodowej na Bielanach.
Ukraińcy byli obecni i aktywni w Warszawie także po upadku Powstania Warszawskiego; prawdopodobnie brali udział w niszczeniu ocalałych budynków. Potwierdzają to różnego rodzaju źródła i publikacje. Np. dowódca Armii Krajowej, następca gen. Bora Komorowskiego – gen. Leopold Okulicki meldował w końcu października do rządu polskiego w Londynie o sytuacji w Warszawie: „Po kapitulacji Niemcy palą miasto… W Warszawie stacjonują oddziały policji, wojska oraz znaczne oddziały Ukraińców i Kozaków…” („Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej”, t. III Armia Krajowa, Londyn 1950). Z dokumentów ukraińskich można wymienić np. wspomnienia Pavlo Shandruka (Pawło Szandruka) „Arms of Valor” (New York 1959) czy wspomnienia Lwa Bykowskyego „Polskie powstanie w Warszawie w roku 1944…” („Zeszyty historyczne” Nr 5, Paryż 1964). Ukraińcy musieli być bardzo ważni w popowstańczej Warszawie skoro Shandruk pisze, że uzyskał zezwolenie od Niemców dla ukraińskiego pułkownika Sadowskyego na udanie się do Warszawy, aby mógł się spotkać ze swoim wnukiem, zapewne żołnierzem w oddziałach niszczących Warszawę.
Nie ulega wątpliwości, że Ukraińcy obok wielu innych zbrodni popełnionych wobec Polski i na narodzie polskim podczas II wojny światowej mają na swoim sumieniu także chyba raczej spory udział w zdławieniu Powstania Warszawskiego i zniszczeniu stolicy Polski. . Powyższe relacje dowodzą  bezsprzecznie o  udziale Ukraińców w walkach  w czasie Powstania Warszawskiego i zbrodniach tam poczynionych  za które winni nigdy nie ponieśli  kary. Swoistym memento  było zawieszenie ukraińskiej flagi na Pomniku Małego Powstańca co spotkało się ze  słusznym oburzeniem warszawiaków.

środa, 26 lipca 2017

Apel do antykomunisty .

Antykomunisto!
Chcesz być bardziej antykomunistyczny od swoich antykomunistycznych znajomych i brylować w towarzystwie większym od nich włas...nym antykomunizmem? Tych kilka porad sprawi, że pod wrażeniem twojego antykomunizmu pospadają z krzeseł.
1. Wyrzeknij się wszelkich możliwych świadczeń socjalnych, a przede wszystkim zrezygnuj z ubezpieczeń zdrowotnych i za każdą wizytę u lekarza płać tyle ile od ciebie żądają.
2. Zrezygnuj z prawa do emerytury, bo to jeden z najgroźniejszych reliktów komunizmu.
3. Dobrowolnie obniż sobie pensję, by twój szef nie musiał ponosić tak strasznych kosztów związanych z zatrudnianiem ciebie i dobrowolnie wydłuż sobie czas pracy, rezygnując z wszelkich dni wolnych od pracy i urlopów (to relikty komunizmu). Publicznie pal kodeks pracy, bo to relikt komunizmu. Spal i wyrzuć umowę o pracę, bo to wymysł komunistów.
4. Dobrowolnie podnieś sobie czynsz za wynajmowane mieszkanie, by właściciel domu w którym mieszkasz nie cierpiał nędzy.
5. Jeśli pochodzisz ze wsi, albo mieszkasz na wsi i posiadasz ziemię, która weszła w twoje posiadanie w wyniku komunistycznej reformy rolnej, to czym prędzej zwróć tę ziemię jaśniepanu i przenieś się wraz z rodziną do czworaków. Przy okazji uczcisz bohaterów - żołnierzy wyklętych, którzy ze szczególnym upodobaniem walczyli z komunistami przeprowadzającymi reformę rolną i dającymi chłopom ziemię.
6. Jeśli za komuny za darmo zdobyłeś jakiekolwiek wykształcenie, to czym prędzej zwróć świadectwa i dyplomy, by nie karmić komunizmu czerpiąc dla siebie cokolwiek z jego zdobyczy.
7. Pod żadnym pozorem nie korzystaj z pomocy społecznej, bo to rujnuje budżet twojej kapitalistycznej ojczyzny i utrudnia jaśniepanom bogacenie się.
8. Pluj każdego dnia na portrety swoich dziadków i rodziców, bo ci zdrajcy narodu przyczynili się swoją pracą do budowy komunistycznego państwa.
9. Krzycz "precz z komuną" nawet jeśli u władzy od 25 lat będzie burżuazja i kler, a ustrój państwowy będzie kapitalistyczny. To tak na wszelki wypadek, żeby komuna wiedziała, że jej nienawidzisz.
Jeśli jeszcze coś mi się przypomni, to nie omieszkam o tym wspomnieć, by dopomóc ci w tym, aby twój antykomunizm był jeszcze lepszy.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Lubelskie dziadostwo .

Ranking bogactwa gmin
Gdzie są najbogatsze, a gdzie najbiedniejsze gminy, powiaty i województwa? Sprawdź wyniki i porównaj bogactwo samorządów w swoim regionie. Pismo samorządowe „Wspólnota” publikuje wyniki  XVI edycji rankingu zamożności.
Do finansowej arystokracji możemy zaliczyć 43 gminy, których dochody w naszym rankingu przekraczają 5000 zł na mieszkańca. Są rozrzucone w różnych województwach po całym kraju, ale bez trudu można je zidentyfikować w jednej z trzech grup:
– obszary metropolitalne (Warszawa, Sopot) i  zamożna strefa podmiejska (7 gmin wokół Warszawy, ale także Suchy Las i Tarnowo Podgórne koło Poznania oraz Kobierzyce koło Wrocławia);
– gminy turystyczne, głównie nadmorskie (np. Rewal, Mielno, Ustronie Morskie, Krynica Morska, Dziwnów, Międzyzdroje, Łeba), ale także Karpacz w Karkonoszach;
– niewielkie gminy z surowcami naturalnymi (np. węglem brunatnym) i dużymi zakładami – w tej kategorii mieści się przynajmniej 15 zamożnych gmin. Najbardziej znanym przykładem jest Kleszczów, gdzie znajduje się kopalnia i elektrownia Bełchatów. Ale też trzy sąsiadujące z Kleszczowem gminy w woj. łódzkim, kilka gmin w Zagłębiu Miedziowym, Puchaczów (kopalnia węgla), Sitkówka-Nowiny (cementownia), dwie gminy w zagłębiu węgla brunatnego koło Konina i Turka i kilka jeszcze innych.
Na przeciwnym biegunie mamy 133 gminy z dochodami poniżej 2300 zł na mieszkańca. Absolutnym rekordzistą jest woj. lubelskie, z którego pochodzi ponad jedna trzecia gmin zaliczanych do tej najbiedniejszej grupy (47, z tego 42 wiejskie). Na dalszych miejscach są inne województwa Polski Wschodniej – podkarpackie (16 gmin), świętokrzyskie (15 gmin) i podlaskie (12 gmin).

piątek, 21 lipca 2017

Wyzwolenie Majdanka.

W nocy z 22 na 23 lipca 1944 roku Armia Czerwona wyparła Niemców z obozu Konzentrationslager Lublin (potoczna nazwa ,,Majdanek'') Armia Czerwona oswobodziła grupę więźniów radzieckich znajdujących się na polu II, chłopów ze spacyfikowanych wsi Lubelszczyzny przebywających na polu I oraz pracowników Baudienstu przebywających na polu numer V.
Konzentrationslager Lublin (Majdanek) był niemieckim obozem koncentracyjnym powstałym z polecenia Reichsfuhrera SS Heinricha Himmlera. O...bóz zbudowano na terenie okupowanej przez hitlerowców Polski. Na terenie obozu umieszczono więźniów z blisko 30 państw. Najliczniejszą grupą więźniów byli Polacy, polscy Żydzi, a także obywatele Związku Radzieckiego i Żydzi z Czechosłowacji. Obóz funkcjonował w latach 1941/44. Ze 150 tysięcy więźniów, którzy przeszli przez Majdanek, wg najnowszych ustaleń życie straciło blisko 80 tysięcy osób, w tym około 60 tysięcy Żydów. Aby zatrzeć ślady Niemcy palili ciała pomordowanych w krematorium lub stosach spaleniskowych. Tuż po wyzwoleniu na terenie Majdanka funkcjonariusze NKWD założyli obóz dla aresztowanych członków polskiego Państwa Podziemnego. W barakach byłego obozu przez pewien czas przetrzymywano również niemieckich żołnierzy, którzy dostali się do niewoli sowieckiej.
Foto: Żołnierze radzieccy w oswobodzonym Majdanku, sierpień 1944.
 

poniedziałek, 17 lipca 2017

Żniwa w Kryłowie . Zanim nastały John Deery.

Żniwa zaczynały się od koszenia zboża , służyły do tego  kosiarki konne  z tzw. ''przyrządem''. Zaprzężone  do koni , a w  póżniejszym czasie do ciągnika. Oprócz kosiarek  w użyciu  były też  tzw''żniwiarki''/ na zdj./
Po  wykoszeniu zboża  należało je powiązać  w snopki  , czyniono to  za pomocą tzw .przewróseł  czyli odpowiednio przygotowanych  wiązek zboża.
W latach sześdziesiatych nastała era snopowiązałek które  kosiły i jednocześnie wiązały snopki
Tu na zdjęciu  snopowiaząłka   zaczepiona jest  do ciągnika Ursus-4011. Na snopiązałce siedział operator zwany tu zaczepowym. , często był to po prostu właściciel pola  , albowiem zaczepowy drzemał w tym czasie  w chłodku po spożyciu przygotowanego poczęstunku.

Po  związaniu snopków  i złożeniu  w półkopki   ,zwożono je  do stert  na podwórkach i do stodół  . Tam  zboże  było  młócone za pomocą młockarni, W Kryłowie  popularne  były  maszyny  marki''Lublinianka MC 10 '' charakteryzujące się dużą  niezawodnością i dobrym czyszczeniem ziarna. Do napędu młockarni  służył niezawodny ''esek'' czyli Silnik  S-320  . Uruchomiany był na korbę , trzeba było mieć  dużo wprawy by korba na  tzw.odbiciu  nie wybiła zębów. Napęd młockarni odbywał się przy pomocy pasa transmisyjnego  który często się  slizgał , więc operator smarował go smołą  albo po prostu ...miodem.
Do obsługi   młockarni  potrzebnych było kilkanaście  osób. Popularne więc było tzw. odrabianie  czyli wzajemna pomoc sąsiedzka.  Po zakończonym dniu  pracy  gospodyni zapraszała   pracowników na kolację  , czasem okraszoną  kieliszkiem alkoholu  . A potem nastała era kombajnów , którą zapoczątkowała popularna ''Vistula '' /nie mylić z wódką o tej samej nazwie /
Po Vistuli  miejscowymi polami  zawładnął  bez reszty Bizon  i to panowanie trwa  do dzisiaj , mimo  ekspansji  zachodniej technologii.
 I tak to  w krótkim skrócie  żniwa  w Kryłowie wyglądały . Tekst poświęcony jest  nieżyjącym już mieszkańcom Kryłowa , którzy minionymi laty w codziennym trudzie i znoju  pracowali w letniej spiece by nikomu  nie brakowało  chleba.

Kazń rodziny Romanowów.

15 marca 1917 roku Duma Państwowa i część wyższej generalicji armii czynnej zmusiła cara Mikołaja II do abdykacji, zrobił to w imieniu swoim i syna carewicza Aleksego na rzecz swojego brata, wielkiego księcia Michaiła, ten jednak tronu nie przyjął i został później zamordowany. Car przebywał w areszcie domowym wraz ze swoją rodziną w pałacu w Carskim Siole. Przyczynami aresztowania była ogromna nienawiść społeczeństwa rosyjskiego wobec cara i jego rodziny oraz ich ogromny majątek szacowany na 1 mld dolarów na czasy obecne, a także udziały w amerykańskich kolejach, które oszacowano na równowartość obecnie 9 mld dolarów. Oprócz tego carska rodzina była posiadaczami ogromnych zbiorów dzieł sztuki. Car planował emigrację do Anglii, jednak nowy rząd demokratyczny nie zgadzał się na wyjazd carskiej rodziny z Rosji. Następnie carska rodzina była trzymana w Tobolsku, a w końcu w Jekaterynburgu, gdzie zostali uwięzieni w domu „specjalnego przeznaczenia” inżyniera Nikołaja Ipatiewa, który otoczony był wysokim drewnianym płotem.
Decyzję o egzekucji cara i jego rodziny podjęło kierownictwo bolszewików na początku lipca 1918. 12 lipca formalną decyzję o rozstrzelaniu cara podjął Urałsowiet. 16 lipca zgodę wydał na polecenie Lenina przewodniczący Ogólnorosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad Jakow Swierdłow. Tego samego dnia cała rodzina położyła się spać około godziny 23. Krótko po północy, już 17 lipca, Jakow Jurowski obudził ich i kazał zejść do piwnicy, rzekomo z powodu grożącego im niebezpieczeństwa. Cała carska rodzina – car Mikołaj, jego żona Aleksandra, córki Olga, Tatiana, Maria i Anastazja oraz syn Aleksy, a także przyboczny lekarz doktor Jewgienij Botkin oraz trzy osoby z dobrowolnej służby – kucharz Iwan Charitonow, kamerdyner Aloizij Trupp i pokojówka Anna Demidowa, znaleźli się w małym pokoiku w piwnicy. Jurowski zgodził się nawet przynieść dwa krzesła, na których zasiedli Aleksandra Fiodorowna oraz słabowity carewicz Aleksy. Po odczytaniu przez Jurowskiego uzgodnionego wcześniej tekstu podanego jako wyrok, wszystkie zgromadzone osoby zostały zastrzelone przez Jurowskiego, M. A. Miedwiediewa – członka kolegium Uralskiego Komitetu Centralnego, G. P. Nikulina – zastępcy Jurowskiego, P. Z. Jermakowa – komendanta ochrony i szeregowych ochroniarzy, prawdopodobnie Węgrów lub Łotyszy. Jednym z członków plutonu egzekucyjnego mógł byc były jeniec armii austro-węgierskiej Imre Nagy identyfikowany jako przyszły premier Węgier, jednak nie ma na ten temat oficjalnych informacji.
Ciała ofiar załadowano na samochód ciężarowy i wywieziono do lasu, na uroczysko „czterej bracia”, po czym zwłoki zostały rozebrane – w czasie tej czynności na ziemię wysypywało się wiele drogocennych kamieni zaszytych w ubraniach członków rodziny carskiej, oblano je kwasem, poćwiartowano i wrzucono do nieczynnych szybów.
Dopiero po wielu latach szczegóły tej zbrodni wyszły na jaw. Mimo, że przez dekady legendy, choćby o cudownie ocalałej Anastazji, zapładniały umysły nie tylko Rosjan, śmierć rodziny Romanowów nie kryła aż takich zagadek. Rodziła za to kolejne mity. Niezwykle pobożny car, który zginął tak tragiczną śmiercią, przez wielu prawosławnych Rosjan nazywany jest Mikołajem Męczennikiem. W 1981 roku ostatni car Rosji zbliżył się do świętości, został kanonizowany przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną poza Granicami Rosji. W 2001 roku śladem swojego odłamu poszła Rosyjska Cerkiew Prawosławna.
Śmierć carskiej rodziny to wydarzenie kończące pewną epokę w dziejach Rosji. Po nim nastały mroczne lata, w których cieniu kryją się oprawcy podobni do carskich morderców. Może, gdyby Mikołaj II miał choćby minimalne wyczucie społecznych nastrojów, nie skończyłby w tak straszny sposób.
Naiwność zaprowadziła go pod kule.

niedziela, 16 lipca 2017

Jon Lord -gentelmen hard-rockowy.

5 lat temu świat muzyki stracił Jona Lorda – pianistę i klawiszowca, członka Deep Purple, Whitesnake, The Artwoods, tria Paice Ashton Lord, członka Rock and Roll Hall of Fame, wybitnego muzyka rockowego, który był także cenionym kompozytorem muzyki klasycznej. Lord był jednym z pionierów wykorzystania organów Hammonda w muzyce rockowej. Najbardziej znany był jako jeden z założycieli Deep Purple – grupy, w szeregach której występował do 2002 roku. Był powszechnie uważany za jednego z największych gentlemanów w środowisku muzycznym. Jon Lord odszedł w wieku 71 lat po walce z nowotworem.
 

sobota, 15 lipca 2017

''Enej''-historia rezuna.

Dla Ukraińców z Wołynia Petro Olijnyk pseudonim „Enej”, używający też pseudonimów „Roman” i „Serhij” jest bohaterem. Dla Polaków, którym udało się zbiec przed banderowskimi nożami i siekierami był zbrodniarzem i to znanym z bezwzględności i okrucieństwa. By zagrzewać swych podwładnych do boju, to pomimo że był oficerem wysokiej rangi, własnoręcznie jak twierdzą świadkowie, odrąbywał głowy swym ofiarom. Był zwykłym… katem Wołynia, unurzanym w lackiej krwi i takim powinien być w Polsce zapamiętany.
Według Stefana Babija ukraińskiego pisarza, „Enej” należy do powstańczej legendy, podobnie jak „Kłym Sawur” i inni. Babij miał trzy lata i trzy miesiące, gdy banderowcy dowodzeni przez takich rzeźników jak „Enej” rozpoczęli rzeź Polaków. W swojej książce „Łuny powstańczego kraju” twierdzi jednak, że zapamiętał wołyńską noc, kiedy m.in. podwładni „Eneja” przystąpili do swego dzieła. Pisze m.in.: ”Noc była ciepła i ciemna. Raptem wybuchły płomienie. Za nim drugie i trzecie. Potem następne i następne. Początkowo płomienie były daleko. Wkrótce jednak ogień zaczął się rozprzestrzeniać, poszerzać i przybliżać. Wkrótce zlały się tworząc czerwone morze! (…) Tak było w noc z 29 na 30 czerwca 1943 r. i podczas niej na wysokim kurhanie stali „Kłym Sawur” i „Enej” i podziwiali łuny pożarów jako przejaw masowego protestu przeciw tym, którzy zajęli ukraińską ziemię i zagrażali ukraińskiej wolności. To była akcja UPA na resztki polskich kolonii. W akcji oprócz oddziałów UPA brali także udział wszyscy miejscowi bojownicy”.
Babij jako trzyletnie dziecko być może nie widział dwóch oficerów UPA obserwujących ogarniającą Wołyń pożogę. Dopiero, gdy w swojej twórczości zajął się heroizacją UPA za pieniądze Wasyla Czerwonija mógł sobie uzmysłowić, że jednym z oficerów, podziwiającym łuny na Wołyniem był „Enej”. Łatwo można go było poznać. Był wysoki, przystojny, z dużymi wąsami. Wszyscy, którzy widzieli go na własne oczy podkreślali, ze zawsze siedział na koniu albo trzymał go za uzdę.


Danych o Olijniku jest bardzo niewiele, a te, które są dostępne, często są sprzeczne. Wynika to z konspiracyjnych zasad obowiązujących w Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Tacy ludzie, jak on, zawodowi rewolucjoniści zacierali za sobą ślady. Urodził się w 1909 r. we wsi Mołodyczne w Małopolsce Wschodniej, należącej wtedy do Austro-Węgier, znajdującej się obecnie w Żydaczowskim rejonie Lwowskiego Obwodu. Według innych danych przyszły kat Wołynia przyszedł na świat w styczniu 1914 r. we wsi Mieżdurecze k/ Stanisławowa, przemianowanego przez komunistów na Iwano- Frankowsk. Pewne jest tylko, że urodził się on w Małopolsce Wschodniej, którą Austriacy nazywali Królestwem Gacliji i Lodomerii. Na jego wychowanie duży wpływ miała więc rodzina, która musiała mieć mocno nacjonalistyczne przekonania i Kościół greckokatolicki. W młodości zetknął się , jak większość kunowskich działaczy, z ukraińskim ruchem skautowym „Płast”.
Od dziecka wróg Polski
Nie było to oczywiście jakieś harcerstwo, starające się wychować młodych chłopców na porządnych ludzi. „Płast” był przedszkolem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Młody Petro uczestniczył w pracach 20 kurenia im. Filippa Orlika w Rohatyniu. W mieście tym ukończył też Gimnazjum im. Włodzimierza Wielkiego. Następnie wstąpił na Uniwersytet im. Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie podjął studia na wydziale prawa. Jednocześnie już w 1929 r. wstąpił do OUN, w której aktywną działalność podjął rok później. W 1934 r. władze usunęły go z uczelni za nacjonalistyczną działalność. Wtedy odbył służbę wojskową w polskiej armii. Po jej ukończeniu funkcjonował już jako właściciel firmy „Memor”. Była to oczywiście tylko przykrywka do prowadzenia nacjonalistycznej działalności wymierzonej w państwo polskie. W 1937 r. przeprowadził się do Krakowa, gdzie się ożenił. Rok później został we Lwowie okręgowym przewodnikiem OUN, która wtedy prowadziła terrorystyczną działalność, wymierzoną w państwo polskie. Stanowisko to objął w chwili, gdy OUN nasilił działania terrorystyczne na terenie Małopolski Wschodniej. Szybko jednak został aresztowany przez polską policję i osadzony w więzieniu. Wyszedł z niego we wrześniu 1939 r., gdy władze polskie po wybuchu wojny zwolniły wszystkich uwięzionych ukraińskich terrorystów. Przedostał się do Krakowa, gdzie uczestniczył w pracach OUN, odbywających się pod patronatem Abwehry. W 1941 r. wszedł na Ukrainę w ramach jednej z grup pochodowych OUN, które korzystając z niemieckiego poparcia, usiłowały utworzyć na zajmowanych terytoriach własną administrację. Niemcy tolerowali ich działalność bardzo krótko. Popierali bardziej frakcję OUN- Melnyka, nastawioną na współpracę z Niemcami.

Wyciągnięty z więzienia
Gdy frakcja związana z Banderą, do której należał Olijnik zaczęła mordować zwolenników Melnyka, Niemcy się wściekli i zaczęli aresztować i rozstrzeliwać członków frakcji Bandery. Olijnik, kierujący banderowcami w obwodzie dniepropietrowskim został aresztowany i osadzony w więzieniu. Jego kamraci oswobodzili go jednak i skierowali na Wołyń. Tu zajął się tworzeniem UPA.
Struktury OUN, które przejęły kontrolę praktycznie nad całym terytorium na przełomie 1942/1943 szykowały się do przejęcia na Wołyniem całkowitej kontroli i usunięcia z niego przez fizyczną likwidację całej ludności polskiej i wszystkich śladów jej obecności na tym obszarze. Atmosferę tamtego czasu oddał Mikołaj Łebedź, pisząc: „Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi pracują i walczą w miarę swoich sił. Wieś blokowała miasto, gdzie stacjonował wróg nie dostawiając mu zaopatrzenia. Na wsiach tworzył się własny przemysł. Starsi garbowali skóry, gotują mydło, szyją buty, tkają płótna, farbują i szyją odzież, przygotowują bandaże. Dziewczęta szykują się do udzielania sanitarnej pomocy, organizują polowe szpitale, gromadzą lekarstwa. Studenci medycyny pod okiem doświadczonych chirurgów szkolą się na polowych lekarzy. Inni zajmują się pracą kulturalno-oświatową i propagandową”.
”Enej” zajmował się wtedy szkoleniem i tworzeniem oddziałów UPA podległych banderowskiej frakcji OUN. Przed rozpoczęciem akcji „oczyszczania” Wołynia z ludności polskiej „Enej” uczestniczył także w likwidacji oddziałów ukraińskich, nie uznających zwierzchnictwa Bandery, tylko Melnyka.
Kierował likwidacją
Doceniając talenty dowódcze „Eneja”, przełożeni mianowali go komendantem Wojskowego Okręgu „Bohun”. Obejmował on swoim zasięgiem trzy południowe powiaty Wołynia: Dubno, Krzemieniec, Zdołbunów i Równo. „Enej” był jednym z trzech najważniejszych dowódców UPA na Wołyniu. Był on bowiem podzielony na trzy Okręgi Wojskowe : „Zahrawa”, „Bohun” i „Turiw”. W skład OW „Bohun”, na czele którego „Kłym Sawur” postawił „Eneja” wchodziły kurenie: „Kruka”, „Korpywy”, „Bystroho”, „Hołobenki”, „Ptacha”, „Jurka”, Jasena” i „Burłaky”. Każdy z tych oddziałów dzielił się na sotnie, a one na drużyny. W sumie pod rozkazami „Eneja” pozostawało kilka tysięcy ludzi. Każdy z nich miał ręce unurzane w polskiej krwi!
Przywoływany wcześniej Stefan Babij nie zaprzecza, że „Enej” ma związek z „akcjami przeciwko ludności polskiej”. Pisze, że „Enej” miał z nimi „bezpośredni związek jako dowodzący zagonem, w skład którego wchodziły cztery kurenie”. Zgodnie z ukraińską wykładnią dziejów Babij uważa, że uczestnictwo „Eneja” w tych akcjach było w pełni usprawiedliwione. Akcje UPA przeciwko Polakom na Wołyniu były bowiem zrozumiałe. Nie chce przyjąć do wiadomości, że żadne fakty nie mogą usprawiedliwiać ludobójstwa, które zasługuje na największe potępienie! „Akcje przeciwko Polakom”, realizowane przez podwładnych „Eneja” były najzwyczajniej zbrodniami przeciw ludzkości, dokonanymi z największym okrucieństwem i godnymi napiętnowania.
„Polska od morza do morza”
Potwierdza to informacja proboszcza parafii Dederkały ks. dr Józefa Kuczyńskiego. W informacji dla władz podziemia ten bohaterski kapłan trwający do końca na posterunku pisał: „30 VII b.r. Ukraińcy podpalili kościół Szumbarze zgromadziwszy w nim wprzód zrabowane Polakom rzeczy, bibliotekę itp. Kościół spłonął doszczętnie.
W Zahajcach wymordowano ludność polską m.in. rodzinę Misiurów, których córka przeszłą niedawno na prawosławie. Własny jej mąż prawosławny Ukrainiec wydał ją jako Polkę bandytom. Zamordowano również 11 jeńców sowieckich w Sadukach. Zabito nauczycielkę Koterynę powszechnie kochaną za dobroć. Stadnicki i Maciej Sierakowski z Obór zabici. W Borkach pod Krzemieńcem banda ukraińska ostrzelała oddział niemiecki i raniła oficera. Spalono za to 2 chaty (charakterystyczne, tylko 2 chaty). Wieś Rybcza w krzemienieckim powiecie ocalała jak dotąd dzięki dobrze zorganizowanej samoobronie i nieustannej czujności. Wszystkie gospodarstwa polskie wokoło spalone. Podobnie spłonęły, a ludność została wymordowana: Piszczatyńce, Zarudzie, Matwiejowce i Zahajce. Gdzie pozostawał jeszcze jaki dwór, został zrównany z ziemią.
Według dotychczasowych danych zostało doszczętnie spalonych w krzemienieckim 53 folwarki, między nimi folwarki stanowiące własność Liceum Krzemienieckiego. 3 ocalono tam gdzie stoi załoga niemiecka. (…)
Morderstwa cechuje wszędzie nieopisany sadyzm. Małe dzieci z ustami przeciętymi od ucha do ucha i napis na kartce :”Polska od morza do morza”.
Kobiety wbijane na pal, mężczyźni rozrywani końmi. Obcinanie kolejno wszystkich członków przed zadaniem śmierci.
Rzesze uciekinierów koczują w Krzemieńcu, we Wiśniowcu w klasztorze i w innych miejscach. Nędza wśród nich okropna – nagląca konieczność pomocy. Pomoc może być dwojaka: wyciąganie stamtąd ludzi, posyłanie im pieniędzy. Jedno i drugie leży w naszych możliwościach Chodzi tylko o środki i szybkość działania, bo ostatnie wieści są coraz okropniejsze.”
Jest to tylko część dokumentu sporządzonego przez ks. Kuczyńskiego. Upowcy „Eneja” mordowali rzecz jasna nie tylko na Ziemi Krzemienieckiej, ale też w innych powiatach na terenie Okręgu Wojskowego „Bohun”, dokonując napadów nie tylko na wsie, ale nawet miasteczka. Na nie kurenie podległe „Enejowi” napadały szczególnie jesienią i w początkach zimy z 1943 r. na 1944 r. W miasteczkach tych chronili się Polacy z mordowanych wsi licząc, że tam znajdą schronienie. Stacjonowały w nich bowiem niemieckie garnizony. Te jednak nie były w stanie, jak się okazało, skutecznie bronić miasteczek, a zwłaszcza ich przedmieść przed atakami UPA. Polacy musieli przenosić się do większych ośrodków. Ci, co tego nie uczynili, byli mordowani…
O sytuacji, która panowała w takich miasteczkach świadczy fragment listu ks. Jerzego Zwolińskiego do bp Szelążka ordynariusza diecezji. Pisze on m.in. :” Wszystkie rodziny katolickie mojej parafii, a raczej niedobitki z okolic zjechały do Beresteczka. Płacz wdowców, lament wdów i sierot, półnagich i głodnych, niebo ustawicznie od pożarów czerwone, ryk bydła głodnego, wycie psów bezdomnych oto atmosfera, którą przez szereg tygodni oddycham, a ponieważ w całym moim życiu kierowałem się więcej uczuciem niż rozumem, serce moje niemądre odmawia posłuszeństwa, bo cierpi za tysiące. Potęguje się ten ból tą okolicznością, że wobec tej żywiołowej klęski i bezmiaru cierpień zaradzić nie mogę najpotrzebniejszym wymogom biednego ludu.
Dwa transporty tych biedaków odjechało na daleki Zachód , w przygotowaniu jest przedostatni , z ostatnim ja odjadę. Zostanie w całej parafii kilka rodzin mętów i szumowin zukrainizowanych. Rzeczy kościoła beresteckiego są zabezpieczone. Klucze oddałem burmistrzowi , czyniąc go surowo odpowiedzialnym za całość świątyni. Gdyby nastąpiło uspokojenie, jak zapowiadają nasi „przyjacieli”, i pozostałą mała gromadka wiernych nie opuszczę Beresteczka.”
Kurenie podległe „Enejowi” dokonywały też rajdów na dawną sowiecką Ukrainę, leżącą poza dawną polską granicą, siejąc wszędzie śmierć i zniszczenie.
Przed wkroczeniem sowieckich wojsk na Wołyń, „Enej” wziął udział w dwóch naradach , które odbyły się we wsi Baćkowce na Ziemi Ostrogskiej. Miały one wypracować taktykę, jaką miały przyjąć oddziały OUN- UPA po wkroczeniu Sowietów. „Enej”, jak pisze Babij, był jednym z tych komendantów, którzy opowiedzieli się przeciw rozwiązywaniu zbrojnych oddziałów UPA. Chciał walczyć do końca. Na początku 1946 r. w Rudnikach k/ Maniewicz został otoczony przez Sowietów. Kata Wołynia dosięgła kula.

czwartek, 13 lipca 2017

Wołyń -rachunki krzywd.


Zofia Szwal: Odgrzebałam kości i wiedziałam, że trafiłam na miejsce, gdzie leżą mieszkańcy Orzeszyny.

Warkoczyk zbryzgany krwią

Do loszku na ziemniaki wrzucono granat. Tak ginęły dzieci ze wsi. Te starsze, bo mniejsze topiono w studni
Nawet dziś śnią mi się po nocach mordercy, płonie mój dom, dziadkowi odcinają głowę, a ja wyję we śnie, żona słyszy krzyk i widzi, jak macham rękami. Pali się moja wieś Hnilicze, w mojej głowie brzmią śmiertelne krzyki – mówi znany pisarz Stanisław Srokowski.
Każdy z ocalonych z rzezi na Kresach dźwiga swoją historię. Ma swój własny koszmar, który powraca do niego, gdy zamyka oczy.
Żałobna lista
Najdrobniejszy szczegół tej sceny wrył się w pamięć Zygmunta Maguzy. Kiedy wszedł do domu dziadków Stankiewiczów w Witoldowie, zobaczył trzy trupy. Babcia i dziadek leżeli w łóżku porąbani siekierą. Na ciało babci rzucono zmasakrowaną 11-letnią Weronkę, jego młodszą córkę.
– Podłoga zalana była krwią. Krew i kawałki mózgu zbryzgały ścianę. Dziobały je kury, niektóre wskoczyły na stół, leżał tam chleb upieczony przez babcię. Podniosłem za ramiona dziadka, jego czaszka była wbita w klatkę piersiową – mówi Zygmunt Maguza. – Chlusnęły na mnie czarna krew i mózg.
Sąsiedzi opowiedzieli mu, że Weronka uciekała przez podwórko, kiedy trafiła ją kula. Ranną dziewczynkę Ukrainiec przywlókł za nogę do domu.
– To była cicha, nieśmiała dziewczynka. Mówiła „dobryj deń" sąsiadom, niewiele więcej. Tego ranka słyszeli, jak strasznie krzyczy: „Nie zabijajcie mnie" – opowiada Maguza. Łamie mu się głos.
18-letni Henryk Maguza wstąpił potem do 27. dywizji wołyńskiej AK, jeszcze później z armią Berlinga dotarł do Berlina. Forsował Prypeć, gdy przełamywano front, i patrzył, jak innych pochłania rzeka. Widział śmierć na wojnie, koledzy umierali mu na rękach, sam wiele razy cudem ocalał.
Opowiada o tym spokojnie. Nie może jednak powstrzymać łez, gdy mówi o rzezi w rodzinnym Chrynowie. – Była tam siedmioletnia dziewczynka. Mamusia ubrała ją w ładną sukienkę do kościoła, zaplotła warkoczyki i zawiązała kokardę. Ukrainiec zatłukł dziewczynkę kolbą karabinu przed kościołem.
Po prawie 70 latach Maguza potrafi wyrecytować listę krewnych, którzy zginęli na Wołyniu. Jest ona długa, zawiera kilkadziesiąt nazwisk. Jest na niej zastrzelony drugi dziadek, Ignacy Girgilewicz, zarąbani siekierą rodzice chrzestni i ich troje dzieci wrzuconych do studni. Najmłodsza z ofiar ma zaledwie kilka miesięcy.
– Dziecko rozerwano i położono na stole, na urągowisko Lachom. Matkę zostawiono z rozprutym brzuchem na podłodze. Ojciec był na polu, ocalał. Był ze mną potem w dywizji. Kiedy mówił o tym, co zobaczył w domu, miał nieprzytomne oczy, z ust leciała mu piana.
Istnieje granica wytrzymałości, której ocaleni z wołyńskiej rzezi nie są w stanie przekroczyć. Rozmawiałam z ludźmi, którzy przeżyli masakrę w Woli Ostrowieckiej i Ostrówkach
– dwóch polskich wsiach unicestwionych 30 sierpnia 1943 roku. Ich relacja zawsze załamywała się w dwóch momentach – gdy mówili o śmierci swych rodziców. I kiedy przywoływali obrazy agonii najmłodszych mieszkańców wsi.
– Sześcioletnia dziewczynka podniosła się po serii strzałów, którą Ukraińcy zabili kobiety i dzieci spędzone pod las. Zaczęła biec, krzycząc: „Mamo". Strzelano do niej, padała. I znów biegła do nieżywej już matki. Aż w końcu banderowiec zabił ją, uderzając w głowę – mówił Aleksander Pradun, który jako 13-letni chłopiec ocalał przygnieciony ciałami rozstrzelanych ludzi.
Scenariusz zbrodni
Niemal do końca mieszkańcy polskich wsi nie wierzyli, że może ich spotkać zagłada.
– Do naszej przyszła stara Ukrainka, akuszerka z sąsiedniej wsi. Powiedziała, że następnego dnia Ukraińcy będą nas zabijać. Wszyscy muszą się schować, uciec do lasu. Mieszkańcy zaczęli się naradzać i doszli do jednego wniosku: kobiecie na starość rozum się pomieszał – opowiada Teresa Radziszewska.
Jeśli zawsze zgodnie żyliśmy z ukraińskimi sąsiadami, oni przychodzili na nasze wesela i chrzciny, my na ich, a nasze dzieci bawiły się razem, to czego mamy się obawiać? Tak mówiono w lipcu 1943 roku w polskich wsiach na Wołyniu.  Nie potrafiłem przekonać swoich bliskich, że grozi nam niebezpieczeństwo. Dziadek Ignacy Girgilewicz powtarzał, że nikt mu krzywdy nie zrobi. Jego ukraińscy przyjaciele mówią mu, że może się nie bać. Jest kowalem, wykuwa obręcze na koła wozów, robi podkowy. Kto chciałby skrzywdzić człowieka, który jest wszystkim potrzebny? – mówi Zygmunt Maguza.
Nawet gdy w lipcu 1943 roku przez polskie wsie przetoczyła się już fala mordów, w niektórych powiatach Wołynia ludzie nie mieli o tym pojęcia. Docierały do nich wieści, że popi święcą w cerkwiach siekiery, którymi ma się zabijać Lachów. Widzieli na drogach furmanki wyładowane uzbrojonymi mężczyznami. Atmosfera zagrożenia narastała, nie sądzono jednak, że mogą się zdarzyć rzeczy ostateczne.
Z relacji świadków wynika, że Ukraińcy starali się uśpić czujność wyreżyserowanymi gestami. Masowa zbrodnia ma swoją inżynierię – trzeba opanować panikę ofiar, sprawić, by nie zaczęły uciekać lub stawiać oporu.
– Pojawili się w Ostrówkach nad ranem. Wchodzili do obejść, mieli broń i drewniane kołki. Pytali, dlaczego się boimy, są przecież takimi samymi ludźmi jak my. Mówiliśmy sobie: było tyle strachu, a przecież jest tak dobrze, tak grzecznie – opowiadała mi ponad 80-letnia Helena Popek.
Scenariusz bywał w różnych miejscowościach podobny: ludzi spędzano w jedno miejsce pod pretekstem zebrania, na którym mieli usłyszeć ważne informacje. Tak było i w Ostrówkach, i w Woli Ostrowieckiej. Gdy ukraiński komendant z patosem opowiadał zgromadzonym w szkole ludziom, że będą wspólnie walczyć z okupantem, przed budynkiem kopano już zbiorowe groby.
– Na podwórku naszego domu w kolonii Orzeszyna pojawili się uzbrojeni Ukraińcy. Byli to ojcowie moich szkolnych koleżanek, widziałam znajome twarze, więc nie czułam niepokoju. Powiedzieli, że dla naszego bezpieczeństwa mamy iść pod las, bo we wsi będą się toczyły walki z Niemcami – wspomina Zofia Szwal. Nie mogła wówczas zrozumieć, co się dzieje: rodzice mówią, że nigdzie nie pójdą, sami zatroszczą się o siebie. Pobladły kuzyn, który przyjechał z wizytą, tłumaczy, że jest Ukraińcem i pospiesznie zaprzęga konia. Tata gorączkowo przekonuje do czegoś znajomego Ukraińca    
Fala zbrodni rozlała się z Wołynia na Podole i Pokucie.
Najpierw pojawiły się niepokojące sygnały.
– Nasi sąsiedzi, Ukraińcy, poczęli się od nas odwracać. Niby byli tacy sami, ale dało się odczuć chłód, szybkie, nerwowe spojrzenia i ucieczkę oczu. Oni już wiedzieli, co się szykuje. Już zbierali się potajemnie w lasach i naradzali. Widzieliśmy, jak wracali nad ranem, coraz butniejsi i hardzi – wspomina Stanisław Srokowski. Pod koniec lipca zaczęli przybywać przerażeni, często okaleczeni mieszkańcy Wołynia, przynosząc niepojęte wieści o okrutnych morderstwach, wymyślnych sposobach zabijania.
– W naszym domu zbierała się rada starszych – dziadkowie, wujowie, ciotki – i radziła, co robić dalej, by ocalić życie. Słuchałem strasznych historii i powoli zamieniałem się z dziecka w zaszczute zwierzę, które kryje się pod łóżkiem w ciemnościach – mówi Stanisław Srokowski. W październiku w Hniliczach zdarzyła się pierwsza zbrodnia. Uzbrojeni mężczyźni nie zastali na plebanii księdza. Zabrali jego 18-letniego siostrzeńca Stanisława Rybickiego, który przebywał akurat na plebanii z matką. Powieźli w kierunku lasu.
– Tej nocy ludzie w sąsiedniej wsi słyszeli przerażające krzyki. Trwały do rana. Następnego dnia chłopi znaleźli ciało Stasia. Było zmasakrowane. Wydłubane oczy, odcięty język i genitalia. Na głowę wciśnięto mu cierniową koronę. I ja widziałem jego ciało przyniesione na plebanię. Śnił mi się po nocach – mówi Stanisław Srokowski.
Pętla strachu się zaciskała. Najgorszy był ten dawkowany pełzający lęk, świadomość, że śmierć nadchodzi nieuchronnie. W marcu 1944 roku zaczęto mordować całe wsie na Podolu. W sierpniu przyszedł czas i na Hnilicze.
– Mieliśmy być wszyscy wymordowani, co do jednego. Takie były rozkazy UPA. Ostrzegła nas młodziutka sąsiadka, przyjaciółka matki Olga Misiurak. Przemogła lęk i powiedziała: „Chowajcie się, bo przyjdą nasi i was zabiją".
Nie wiedzieli, dokąd pójść, lasy były pełne morderców z UPA. Ośmioletni Stanisław szukał sobie miejsca w stajni pod żłobem, w zbożu. Całą rodzinę ukryła jednak w przygotowanej skrytce Olga Misiurak.
Słyszał strzały, wycie psów, ryk palonych krów, jęki mordowanych. Drżał w gorączce, majaczył, ojciec zakrywał mu usta dłonią. Gdy o świcie wyszedł z kryjówki, zobaczył zgliszcza. Strach naznaczył go na całe życie.
Droga przez martwą wieś
Miała zginąć w loszku na ziemniaki, do którego wrzucono granat. Tak ginęły inne dzieci z jej wsi – te starsze, bo mniejsze topiono w studni. Kiedy 16 lipca 1943 roku Ukraińcy mordowali mieszkańców kolonii Aleksandrówka w powiecie kowelskim, dziewięcioletnia Teresa Radziszewska przetrwała rzeź ukryta w stodole Pawła Kyca, ukraińskiego sąsiada.
Czasem żałowała, że ocalała, lub było jej wszystko jedno. Gdy dwa miesiące później zginęli jej rodzice, nie wiedziała, po co ma żyć dalej.
– Rodzice chcieli przekroczyć Bug, uciec do rodziny na Zamojszczyznę. Serce mi się łamało z rozpaczy, gdy tata spytał, czy nie zostałabym z babcią. Kiwnęłam głową, że tak. Nie chciałam być ciężarem.
Pamięta, jak w strugach deszczu szedł ojciec, niosąc trzyletnią siostrę. Brzemienna mama miała na rękach półtorarocznego brata. Na końcu, ze spuszczoną głową, szedł pięcioletni Henio.
Kiedy usłyszała strzały, zrozumiała, że już ich nigdy nie zobaczy.
Potem długo wędrowała z babcią w kierunku miasteczka. Mijały wsie ukraińskie pełne krzątających się w obejściach chłopów. Po drogach jechały furmanki,  mężczyźni mieli widły i kosy, podwinięte rękawy i byli pochlapani krwią.
Gdy przechodziły przez polskie wsie, babcia kazała jej odwracać oczy. Ale i tak widziała dzieci wbite na sztachety, ludzi z rozprutymi brzuchami leżących przy domach.
Babcia ostrzegała, żebym nic nie mówiła, kiedy będą mijać kogoś na drodze i nie okazywała lęku. Niepotrzebnie, była przecież tak otępiała, że nie mogła wykrztusić słowa i nie czuła już nic.
Pierwszy powrót po latach do rodzinnej wsi na Wołyniu był dla wszystkich taki sam. Towarzyszył mu strach.
– Zobaczyłam ludzi pracujących na polu. Mieli kosy i widły. Nie mogłam iść,   przestraszyłam się, że moje dzieci zostaną bez matki – przyznaje Zofia Szwal, która już w latach 60. przyjechała na Ukrainę.
Ukraińskie wsie wyglądają tak, jakby czas się zatrzymał. Drewniane chaty, piaszczyste drogi, po których idą bose baby i przejeżdżają drabiniaste wozy. Ale ten idylliczny widok u powracających po latach nie budzi nostalgii. Ta ziemia ma dla nich zapach krwi.
– Zamówiłam u kowala metalowy pręt. Chodziłam pod lasem i kłułam ziemię. W jednym miejscu ziemia się poruszała, zaczęłam kopać. Odgrzebałam kości i wiedziałam, że trafiłam na miejsce, gdzie leżą mieszkańcy Orzeszówki – mówi Zofia Szwal.
Teresa Radziszewska kopała pod krzakiem dzikiej róży, który wyrósł na ugorze. Schyliła się, podniosła czaszkę, na której były jeszcze długie włosy. To była mama. W nogach rodziców pochowano braci i siostrzyczkę.
– Po 47 latach usłyszałam, jak zginęli moi rodzice. Padał deszcz, wstąpili na chwilę do sąsiadów. Przyszedł znajomy Ukrainiec, kazał zaprzęgać konie. Wywiózł ich poza wieś. Uklękli na ziemi, zmówili modlitwę. Błagali, by ich zabił na początku, żeby nie patrzyli na śmierć swych dzieci. 
Nie jest łatwo odnaleźć miejsce, gdzie leżą zamordowani. Trudno też odtworzyć przebieg zbrodni.
– Jeśli ktoś zaufa, że się go nie zdradzi, to opowie coś w tajemnicy. Gdy zbiorą się już dwie, trzy osoby, nikt nie chce mówić. Zasłania się niepamięcią – mówi Zofia Szwal.
Ja sama doświadczyłam tej zmowy milczenia, gdy jeździłam po wołyńskich wsiach, szukając świadków zagłady Ostrówek i Woli Ostrowieckiej. Mieszkańcy ukraińskiej wsi Sokół, graniczącej z nimi o miedzę, doznali zbiorowej amnezji. Nie pamiętają, co działo się tu latem 1943 roku, gdy wymordowano tysiąc Polaków. Nawet ci, którzy mieli wówczas kilkanaście lat. Nie wiedzą, czy w ogóle zginęli tam jacyś ludzie. I po co o tym mówić. Bo przecież nikt im życia nie zwróci.
Ale cudownie odzyskiwali pamięć, gdy pytałam, jak było przed wojną? Dobrze żyliśmy z sąsiadami – mówili. – Jeździliśmy do nich do młyna, oni do nas na zabawy.
Uśmiechali się, wspominając polskich kolegów, których kości dawno już zbielały na okolicznych polach.
Kto się o nich upomni?
– Ciągle nas ktoś poucza, żebyśmy nie mówili o naszej tragedii, bo jątrzymy. Przyznaje się prawo do opowiadania o swej krzywdzie Ukraińcom wysiedlonym w ramach akcji „Wisła". Poprawność polityczna każe wsłuchiwać się w ich głos, wzruszać się, że zostawiali tam swoje sady i chaty – mówi Zofia Szwal. – Chociaż przecież wysiedlono ich z Bieszczadów, bo i po wojnie lała się tam polska krew.
Dziesięć największych wydawnictw odrzuciło książkę „Nienawiść" Stanisława Srokowskiego, zbiór opowiadań mówiących o tragedii na Kresach. „Nikogo to już nie interesuje" – mówiono pisarzowi. W czasach komunizmu ofiary tragedii wołyńskiej miały zakneblowane usta. Cenzura pilnowała, by temat Kresów nie istniał w świadomości społecznej.
W wolnej Polsce ocaleni z rzezi mają cierpieć dyskretnie. Nie może powstać muzeum dokumentujące ludobójstwo na Kresach, nawet sam termin „ludobójstwo" stanowi w tym przypadku tabu. Odmawia się prawa do wmurowania tablic, urzędnicy zabronili postawienia symbolicznego grobu na cmentarzu we Wrocławiu.
– Przepraszacie ciągle za stodołę w Jedwabnem, gdzie zginęli Żydzi. A przecież na Ukrainie płonęły dziesiątki stodół, w których sąsiedzi zamknęli Polaków. Dlaczego o tym milczycie? – mówiła mi Dora Kacnelson, córka rabina z Białegostoku, którą poznałam w Drohobyczu. – Kto się ma o te ofiary upomnieć?            

wtorek, 11 lipca 2017

12 lipca 1943 na Wołyniu , a oni ciągle ginęli.

12 lipca 1943 roku zapisał się jako dalszy ciąg tragicznych męczarni naszych rodaków...
we wsi Biskupicze Małe pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, kilka rodzin
· we wsi i majątku Biskupicze Szlacheckie pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali Polaków: kilka rodzin oraz pracowników majątku, liczba ofiar nie została ustalona
· we wsi Czestny Krest pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali przebijając widłami i rąbiąc siekierami 18 dzieci polskich w wieku 3 – 12 lat wyłapanych w zbożu podczas pogromu kol. Maria Wola i przywiezionych tutaj furmankami
· we wsi Dziegciów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 2 Polaków: matkę z małym dzieckiem
· w kol. Fundum pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali kilka rodzin polskich oraz obrabowali i spalili ich domy
· w kol. Grabowiec pow. Łuck upowcy zabili „trzy rodziny Tarnaskich i dwie rodziny Romaniewiczów” (Zbigniew Starzyński „Senior”: Anastazy Ryszard Garcyński „Nadzieja” ; w: „Biuletyn informacyjny 27 DWAK” nr 4/2000)
· w kol. Granatów pow. Horochów Ukraińcy zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, imiennie znane jest tylko 7 ofiar
· w osadzie Holendernia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zgromadzili rodziny polskie w stodole, zaryglowali drzwi, oblali benzyną i podpalili; żywcem spalili około 50 Polaków
· w kol. Horochówka pow. Horochów Ukraińcy zamordowali około 30 Polaków: mężczyzn zamordowali i wrzucili do studni, kobiety i dzieci zgromadzili w jednym domu i spalili żywcem, uciekającą kobietę związali drutem kolczastym i wrzucili do ognia: nad zgliszczami latały białe gołębie, a Ukraińcy mówili, że są to dusze Polaków
· w kol. Jachimówka pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 4 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę
· w kol. Janów pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków
· w kol. Jasionówka pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 14 Polaków; dwie osoby żywcem wrzucili do studni, dwie osoby powiesili na drucie kolczastym, 5 osób zatłukli drągami
· we wsi Korytnica pow. Horochów Ukraińcy zamordowali Polaka uprowadzonego z innej wsi oraz kilka miejscowych rodzin polskich, liczba ofiar nie została ustalona
· w kol. Krzemieniec pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 10 – 12 rodzin polskich, co najmniej 40 Polaków
· w osadzie Listopadówka pow. Horochów Ukraińcy zamordowali nie ustalona liczbę Polaków, było tutaj 20 gospodarstw polskich, imiennie znane jest tylko 5 ofiar
· we wsi Majdan pow. Zdołbunów upowcy zamordowali 20 Polaków
· we wsi Majdańska Huta pow. Zdołbunów Polacy od wiosny żywili oddziały UPA mając nawet podpisaną umowę gwarantującą bezpieczeństwo; jednak upowcy dokonali rzezi 184 Polaków, w większości paląc ich żywcem w stodole; z całej wsi uratowało się jedynie 11 Polaków, gdyż przebywali poza swoimi domami (W. i E> Siemaszko..., s. 969)
· w kol. Maria Wola pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz okoliczni chłopi ukraińscy dokonali rzezi 228 Polaków przy użyciu broni palnej, siekier, wideł, noży, drągów itp.,; 30 osób wrzucili żywcem do studni i zawalili kamieniami, 13 mężczyzn powiązali i spalili żywcem w stodole, 18 dzieci w wieku 3 – 12 lat wywieźli do wsi Czestny Kąt i tam zamordowali; gospodarstwa polskie obrabowali i spalili (W. i E. Siemaszkowie..., s. 862 – 863)
· w kol. Oktawin pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy z sąsiednich wiosek zamordowali 7 Polaków, którzy nie wyjechali z kolonii
· w kol. Piłsudczyzna pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę
· w kol. Piński Most pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali ostatnią mieszkającą tutaj 6-osobową rodzinę polską: 1 mężczyzna, 3 kobiety (żona i 2 jego siostry) oraz 2 dzieci lat 2 i 5
· w kol. Poluchno pow. Horochów Ukraińcy zamordowali około 40 Polaków, całe rodziny
· we wsi Poluchno pow. Horochów Ukraińcy zamordowali co najmniej 49 Polaków, całe rodziny zarąbane siekierami, spalone żywcem itp.
· w miasteczku Poryck pow. Włodzimierz Wołyński w następnym dniu po rzezi 11 lipca upowcy dokonali ponownego napadu mordując co najmniej 100 Polaków
· w kol. Pustomyty pow. Horochów Ukraińcy zamordowali około 50 Polaków
· we wsi Pustomyty pow. Horochów Ukraińcy zamordowali około 40 Polaków
· w majątku Radowicze pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 2 rodziny polskie, w tym 5-miesięcznego chłopca i 3 dzieci
· we wsi Rudnia pow. Horochów Ukraińcy zamordowali około 140 Polaków
· w kol. Smołowa pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali co najmniej 65 Polaków; w kuźni spalili żywcem około 40 osób, w tym kobiety i dzieci; przy gliniankach znaleziono 18-miesięcznego Leszka Bardygę, który ssał pierś zamordowanej matki; jednej Polce w ciąży rozpruli brzuch, aby „pomóc urodzić Lacha”; starcowi o nazwisku Prymas sąsiedzi Ukraińcy ścięli głowę kosą (W. i E. Siemaszko..., s. 823)
· we wsi Stężarzyce pow. Włodzimierz Wołyński miejscowi bojówkarze UPA „Krwawego Potapa” uprowadzili do lasu ks. Karola Barana, gdzie przerżnęli go pilą w drewnianym korycie, a miejscowi Ukraińcy zamordowali 7 Polaków, w tym nauczyciela, wiążąc niektórym ręce drutem kolczastym i torturując. Łącznie zamordowali 8 Polaków
· we wsi Szelwów pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 17 Polaków
· we wsi Trościaniec pow. Łuck w walce z UPA zginął 20-letni Polak z samoobrony w Przebrażu
· we wsi Tuliczów pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 5 rodzin polskich
· we wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy uprowadzili z domu lekarza, kpt. WP Jana Romanowskiego; dobrowolnie pojechała z nim żona z paromiesięcznym dzieckiem; wszyscy zostali zamordowani między wsią Turia a wsią Rewuszki
· we wsi Twerdynie pow. Horochów Ukraińcy zamordowali około 50 Polaków
· w osadzie Ułanówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z sąsiednich wsi zamordowali ponad 30 Polaków, których ciała spalili w stodole; 80-letniej Nowakowskiej odrąbali głowę (W. i E. Siemaszko..., s. 868)
· we wsi Werchnów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3-osobową rodzinę polską: Michałkiewicza i jego 2 córki do lat 8, które nadziali na bagnet i śmiali się, że to „polski samolot” (W. i E. Siemaszko..., s. 824)
· we wsi Wojnin pow. Horochów Ukraińcy zarąbali siekierami 12 Polaków: 2 rodziny z dziećmi, małżeństwo, 24-letnią matkę z malutkim dzieckiem oraz 18-letnią dziewczynę
· we wsi Woszczutyn pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3 Polki: matkę z córką i 35-letnią kobietę, oraz małżeństwo polsko-ukraińskie
· we wsi Wólka Sadowska pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 80 Polaków
· we wsi Wyrka pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 2 Polaków
· we wsi Zagaje pow. Horochów upowcy oraz Ukraińcy z sąsiednich wiosek zamordowali co najmniej 260 Polaków; w pierwszej linii szli Ukraińcy uzbrojeni w szpadle, siekiery, widły, kosy, noże i sznury, którymi łapali uciekających i dusili; w drugiej linii jechali upowcy na koniach uzbrojeni w broń palną i strzelali do uciekających; dzieci przywiązywali za rączki do drzew i rozrywali lub wrzucali żywcem do studni; gospodarstwa polskie obrabowali i spalili (W. i E. Siemaszko..., s. 183)
· we wsi Zahorów Stary pow. Horochów Ukraińcy zamordowali ponad 70 Polaków
· we wsi Zajęczyce pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 25 Polaków
· w kol. Złoczowiecka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali po torturach 15 Polaków
· we wsi Złoczówka pow. Dubno upowcy zamordowali 37 Polaków (w tym całe rodziny) oraz 1 Ukraińca
· we wsi Żurawiec pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 8 Polaków
Przed 13 lipcem > na drodze między wsiami Maślanka i Użyniec pow. Dubno upowcy zamordowali 2 Polki: matkę z córką.
Nocą z 12 na 13 lipca >
· we wsi Dominopol pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wyłapali kilkudziesięciu uciekających z tej wsi i wsi okolicznych Polaków przywożąc ich z lewego brzegu rzeki Turia i tutaj wymordowali
· w kol. Zofiówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 7 Polaków, w tym ojca z 16-letnią córką a jego teściów spalili w stodole
Znamienny w tym wszystkim jest przypadek, który miał miejsce we wsi Złoczówka w gminie Boromel, gdzie organista miejscowego kościoła Leopold Dyrda został ostrzeżony na przełomie kwietnia i maja 1943 r. przez Iwana Bondaruka (według innej wersji – przez Antona Diducha), po czym wyjechał z czwórką dzieci do Beresteczka w powiecie horochowskim, pozostawiając na miejscu żonę z jedną córką. Podczas napadu spalono tylko ich dom.
Podobnie blisko 70-letni proboszcz miejscowej parafii ksiadz. Bolesław Stasiewicz został
ostrzeżony przez Ukraińca, wyjechał z trzema swoimi siostrami do Łucka i przeżył wojnę.

Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...

Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...