sobota, 12 listopada 2022
Mord UPA w Worochcie k. Tarnoszyna.
Worochta w czasach II Rzeczypospolitej należała do gminy Bełz w powiecie sokalskim w województwie lwowskim. Była to duża wieś z kościołem, cerkwią i folwarkiem.
Do tragedii doszło w Wielki Piątek 6 kwietnia 1944 r. W folwarku zastrzelono co najmniej 30 Polaków. Po egzekucji oprawcy zepchnęli ciała do przygotowanego wcześniej dołu. Zdaniem świadków najmłodsza ofiara miała zaledwie rok.
– W wyniku zbrodni zginęli polscy mieszkańcy Worochty. Sprawcy to prawdopodobnie członkowie ukraińskich organizacji nacjonalistycznych, którym mogli udzielać pomocy niektórzy Ukraińcy mieszkający w tej miejscowości – opisuje „Rzeczpospolitej" Dorota Cebrat, szefowa pionu śledczego wrocławskiego oddziału IPN. Dodaje, że ustalono to na podstawie zeznań świadków, materiałów archiwalnych, a także publikacji opartych na relacjach bezpośrednich uczestników zdarzeń.
Część ofiar pochowano na cmentarzu w pobliskim Tarnoszynie (w tej wsi w czasie wojny funkcjonariusze ukraińskiej policji i członkowie UPA też dokonywali mordów na Polakach).Po wojnie Worochta weszła w skład powiatu hrubieszowskiego i znajdowała się w granicach Polski. Jednak w 1951 r. wraz z większą częścią gminy Bełz przyłączono ją do ukraińskiej sowieckiej republiki wchodzącej w skład ZSRR. Mieszkańców przesiedlono na ziemie zachodnie i północne Polski.
Dziwnie wyglądało wytyczanie tego odcinka granicy. Zmiana lokalizacji pasa granicznego odbyła się w ostatniej chwili, gdy w innym miejscu wycięto już las. Niektórzy mieszkańcy okolicy podejrzewają, że celem korekty było zamaskowanie miejsca zbrodni. Jednak jak zapewnia nas Dorota Cebrat, w czasie śledztwa „nie ujawniono jakichkolwiek danych pozwalających na przyjęcie, że przeprowadzona na podstawie umowy z dnia 15 lutego 1951 r. tzw. zamiana odcinków terytoriów państwowych miała jakikolwiek związek z opisaną zbrodnią".
Dzisiaj po wsi nie ma już śladu. W pasie granicznym po ukraińskiej stronie pozostała masowa mogiła. Dopiero w 1994 r. rodzinom ofiar udało się postawić tam drewniane krzyże. Od tamtego czasu kilka razy dla miejscowych otwierane było tymczasowe przejście graniczne, aby mogli odwiedzić mogiłę i ją uporządkować.
Śledztwo dotyczące zbrodni w Worochcie prowadzone jest w ramach szerszego postępowania, które dotyczy zbrodni ludobójstwa dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w latach 1942–1945 w powiatach Rawa Ruska, województwo lwowskie, i Tomaszów Lubelski.Obejmuje ono m.in. mord w Niemirowie Zdroju, gdzie w listopadzie 1942 r. nacjonaliści zamordowali 17 Polaków ukrywających się w domu ukraińskiego sąsiada. Pozostali mieszkańcy wsi, którzy przeżyli napad, ukryli się w kościele, na polecenie władz niemieckich zostali oni przewiezieni do Rawy Ruskiej, a następnie do centralnej Polski.
Śledztwo obejmuje też m.in. zabójstwo z 15 października 1943 r. w Stajach. Ukraińcy wyprowadzili na łąkę i zastrzelili dziewięciu Polaków. Ciała ofiar wciąż leżą w zwykłych dołach w pasie granicznym. Strona ukraińska nie pozwala na ekshumację i godny pochówek ofiar.
czwartek, 10 listopada 2022
Rozżalenie.
Są telefony
które już
nie zadzwonią
I ludzie
którzy nie wrócą
Ramiona
co nie przytulą
Usta
które się smucą
Są kawy
w samotności
wypite
Tęsknoty
niewykrzyczane
Listy których
ktoś nie napisał
I słowa
przemilczane
Są drzwi
które się
nie otworzą
Choć serce
ciągle otwarte
Są dłonie
zimne, jak z lodu
Są oczy...
z łez nie otarte...
środa, 9 listopada 2022
Hodujemy węża na własnej piersi.Tekst St. Srokowskiego.
Myślałem, że w problematyce ukraińskiej już mnie nikt niczym nie zaskoczy. A jednak zaskoczył. Mam przyjaciela pedagoga w jednym z prestiżowych gimnazjów Warszawy. I to on opowiedział mi historię krew mrożącą w żyłach.
Na razie nie wymieniam nazwy tego gimnazjum, ponieważ sprawa – jak to się mówi – ma charakter rozwojowy. Z przyjacielem wielokrotnie rozmawiałem o dramacie Polaków na Kresach, o przerażających aktach ludobójstwa, o mordowaniu niewinnych ludzi, dzieci, starców, ale zawsze, ilekroć wracałem do tego tematu, przyjaciel dawał mi do zrozumienia, że tamta epoka dawno już minęła i nigdy się nie powtórzy, a my, Polacy, powinniśmy rozwijać dobre stosunki z Ukraińcami, bo to naród, który nauczony tragicznymi doświadczeniami, na pewno nie podda się złowrogiej propagandzie.
Patrzyłem na niego z lekkim wyrazem zawodu. Bo wiedziałem, że ten naród właśnie poddaje się złowrogiej propagandzie nazistowskiej i czyni to ostentacyjnie. I oto spotykam przyjaciela znowu i widzę w jego oczach smutek. Gdy pytam, czy coś się złego zdarzyło w rodzinie, odpowiada, że nie, nic złego się w rodzinie nie zdarzyło, on też jest zdrowy, ale dręczy go pewna myśl, z którą nie może sobie poradzić. Cóż to za myśl, pytam go, a on z opuszczoną głową odpowiada, że nie docenił siły zbrodniczej ideologii Dmytra Doncowa, w którą duża część ukraińskiej inteligencji niegdyś uwierzyła i utworzyła OUN, UPA, by wymordować ok. 200 tys. Polaków.Jakby skruszony, zaczął mi mówić, czego sam doświadczył. Otóż po zakończonej lekcji podszedł do szafki uczniów, w których trzymają oni swoje osobiste rzeczy, czasami książki, podręczniki, zeszyty. I szafki te są otwarte. Każdy może zobaczyć, co one mieszczą. I mój przyjaciel zobaczył rzeczy, które go poraziły. Powiada mi: – Wyobraź sobie, co ja widzę? Zdjęcie polskiej flagi przekreślone mazakiem.
Drugie zdjęcie, na którym widnieje godło Polski, orzeł biały, zbryzgane farbą i poszarpane, a na czoło wysuwa się czerwono-czarna flaga ukraińskich nazistów z czasów wojny oraz portret Stepana Bandery. Własnym oczom nie wierzę – chwyta się za głowę – Podchodzimy do ucznia, do którego ta szafka należy i pytam go, co to wszystko znaczy. A on hardo mi odpowiada: – Jak to co? To kawałek Ukrainy. Ja jestem Ukraińcem i trzymam tam narodowe skarby – tak mówi. – Te skarby? – dopytuję. – Banderę i czerwono-czarną flagę? – Tak – odpowiada bez wahania – to są nasze symbole. Symbole wolnej Ukrainy. Nienawidzę Polski. Polska okupowała Ukrainę. Moją stolicą jest Kijów, a nie Warszawa. – Ale przecież uczysz się w polskiej szkole, w Warszawie!? – z niedowierzaniem ciągnę. – To chwilowa sprawa. Wykorzystamy was, pokończymy studia i wyjedziemy do swojej ojczyzny – już mówi w liczbie mnogiej. – A poza tym, w jakiej tam polskiej szkole? – butnie rzuca. – Niedługo przyłączymy was do Ukrainy. I będziemy wielkim państwem. Mogę panu pokazać mapy, na których wyraźnie widać, jak wielka jest Ukraina. A jak przyłączymy Kraków i Warszawę, będzie jeszcze większa. Mogę panu przesłać emailem filmy o prawdziwej i wielkiej Ukrainie. – Nauczyciel tego słuchał ze zdumieniem, a uczeń na jego oczach wyciągnął z kieszeni niebiesko-żółtą opaskę i nałożył na rękaw. – Widzi pan, jestem Ukraińcem – powiedział. – I co ja mam teraz z tym zrobić? – pyta mój przyjaciel. – Ta sytuacja rozłożyła mnie na łopatki – powiada. – Zrozumiałem, że twoje przestrogi – mówi do mnie – nie są wyssane z palca. Kiedy czytałem napisane przez ciebie felietony i artykuły w „WG”, byłem dość sceptyczny, nie do końca wierzyłem, że masz rację, i że demony zła się odradzają. Nie tylko pomniki Bandery na Ukrainie. I jak piszesz, w Polsce, gdzieś na wschodzie, ale teraz widzę, że odradzają się tutaj, pod moim bokiem, w stolicy kraju, w sercu Polski. I to w umyśle dziecka. Bo ten chłopiec ma trzynaście lat. – No, właśnie, ma trzynaście lat – odpowiadam przyjacielowi. I to nie on sam z siebie zaraził się nazistowską ideologią. Wyniósł ją z domu, może ze środowiska ukraińskiego.
Ktoś musiał mu w głowę wbijać, że Bandera to wzór i bohater. I że słowa, które wypowiadał jeden z ideologów ukraińskiego nazizmu, Mychajło Kołodziński: Trzeba krwi, dajmy morze krwi, trzeba terroru, uczyńmy go piekielnym […]. Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń. W walce nie ma etyki – że słowa te są i dla tego chłopca ważne. – Boję się go teraz – wyznaje przyjaciel. – Nie wiem, jak do niego podejść. Boję się, kto z niego wyrośnie. Z nikim z polskich kolegów się nie przyjaźni. Nie mam pojęcia, do czego jest zdolny – martwi się. I ma rację. A ja zadaję pytanie: Polska wspiera Ukrainę. Dostarcza jej pomoc, którą Kijów wykorzystuje, by zabijać.
Czy polski nadzór pedagogiczny sprawdza, co się naprawdę dzieje tam, gdzie uczą się ukraińskie dzieci? Powiedzmy wprost, to nie one są winne tego, czym się zaraziły. To dom, rodzina, historyczna wspólnota.
W Polsce działają potężne grupy wsparcia. A tymczasem w szkołach wyrastają na naszych piersiach małe żmije, które mogą w nas wpuszczać swój zabójczy jad. Oby nie było za późno, kiedy ich myśli rozwiną się w czyn. A czyn to rzeki krwi. Przestrzegam przed tym.
Stanisław Srokowski
niedziela, 6 listopada 2022
Byliśmy...
Nic dwa razy się nie zdarza.
A szkoda — bo czasem chciałoby się wrócić, choć na chwilę do cudownych dni i zatrzymać je na dłużej.
Poczuć je ponownie.
Zasmakować jeszcze raz tego, co było dla nas piękne, co kochaliśmy i z czym mamy cudne wspomnienia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...
Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...

-
15 marca 1944 roku w Gozdowie w województwie lubelskim oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordował na miejscowej stacji kolejowej 24 pr...
-
Żebracy pod cerkwia w Hrubieszowie , lat dwudzieste XXw. Wiejska zagroda , prawdopodobnie Kryłów. Dwór Rulikowskich w Mirczu. Dwór w Masło...