czwartek, 16 lipca 2015
sobota, 6 czerwca 2015
czwartek, 7 maja 2015
Dlaczego Kukiz?
Ktoś pewnie zapytałby mnie ,dlaczego Paweł Kukiz jest moim kandydatem na prezydenta? Dobre pytanie. A otóż dlatego że Paweł prezentuje cechy w naszych czasach rzadkie u polityków, uczciwość , prawdomówność , a wreszcie nie jest ,co najważniejsze, obarczony rzadną przeszłością polityczną . Nie jest kościółkowym Dudą , mainstreamowym Komorowskim, skompromitowanym Palikotem, nijakim Jarubasem, że o reszcie nie wspomnę . Mam nadzieję że w przypadku wygranej Pawła, rozpocznie się w Polsce żmudny ,długotrwały ale jakże potrzebny proces odnowy życia społecznego, politycznego i duchowego. Że wreszcie słowo będzie znaczyć to co znaczy . Zacznie się poprawiać polska ekonomia, zaprzestanie się wyprzedawanie majątku narodowego gromadzonego latami przez naszych ojców i dziadów. Polska wymaga naprawy we wszystkich dziedzinach życia publicznego. Jeśli my w najbliższych wyborach tego nie zrobimy to zakonserwowany obecny układ polityczny oparty o złodziejskie kliki towarzysko-biznesowe doprowadzi ten kraj do kompletnej ruiny !! Czy damy radę ? Pytanie , a jaki mamy wybór?
czwartek, 9 kwietnia 2015
Zanim nastąpił Wołyń ...
O okrucieństwach hajdamackich”. O ukraińskich zbrodniach na ludności polskiej z 1919, które ujawniła sejmowa komisja śledcza.
W maju 1919 r. wojska polskie opanowały Galicję Wschodnią. Wtedy to wyszły na jaw okrucieństwa i zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców podczas ich półrocznego panowania w tym regionie. W celu zbadania okrucieństw ukraińskich powołana została specjalna sejmowa komisja śledcza na czele z posłem Janem Zamorskim ze Związku Ludowo-Narodowego. Należy przy tym zaznaczyć, że wspomniana komisja sejmowa mogła działać jedynie na terenach już wyzwolonych przez Polaków. Oto fragment mowy sejmowej posła J. Zamorskiego na ten temat wygłoszonej na 66 sesji Sejmu Rzeczypospolitej w dniu 9 lutego 1919 r.
„Wysoki Sejmie! Komisja wydelegowana przez Sejm do Galicji Wschodniej dla zbadania okrucieństw popełnionych na ludności polskiej przez Ukraińców zebrała się we Lwowie… i odbyła kilka posiedzeń celem oznaczenie zakresu i sposobu przeprowadzenia swych prac. Zgadzano się na to, że okrucieństw takich, które wołają o pomstę do nieba jest bardzo wielka liczba, że poza tymi okrucieństwami jest nieskończona liczba rabunków, podpaleń, morderstw wynikających niby to z działań wojennych, których zapomnieć nie można… Tragedia ludu polskiego zaczęła się z chwilą upadku państwa austriackiego tzn. dn. 1 listopada 1918 r. Wiadomo, że rząd austriacki zostawił w Galicji Wschodniej wiele pułków czysto ruskich, ale wzmocnionych również żołnierzami z pułków niemieckich i węgierskich, którzy w tej chwili oddali się pod władzę tzw. Narodowej Rady Ukraińskiej i którzy w tej chwili byli tą siłą zbrojną przy pomocy której Rada Ukraińska obejmowała rządy w całej Galicji Wschodniej. Co prawda Rusini przy obejmowaniu rządów ogłosili dla wszystkich równouprawnienie, a więc i dla Polaków, ale natychmiast po miastach kazano zdejmować napisy polskie i zastępować je ruskimi, zamykać szkoły polskie i w niedługim czasie wystąpiono do urzędników polskich z żądaniem, aby dokonali przysięgi na wierność Rzeczypospolitej Zachodnio-Ukraińskiej, w przeciwnym razie zostaną pozbawieni urzędów. W ten sposób we wszystkich prawie miastach Galicji Wschodniej urzędnicy polscy zostali pozbawieni swoich urzędów, swoich dochodów. Miasta oddano pod zarząd komisarzom ukraińskim, powiaty również komisarzom ukraińskim. Ludności polskiej odmawiano prawa do korzystania z aprowizacji miejskiej. Wskutek tego ta aprowizacja Polaków spadła całą siłą ciężaru na samą ludność.
Pomoc ludu polskiego:
Ludność wsi polskich starała się donosić żywność Polakom w miastach. W Tarnopolu tego rodzaju zasilanie Polaków miejskich przez wiejskich zabroniono i w skutek tego ludność takich wsi jak: Bajkowice, Czernielów była narażona na prześladowania co nie przeszkadzało, że chłopi w tajemnicy, nocą nosili żywność do miast narażając się na aresztowanie i bicie. Sam osobiście widziałem gospodarza Markowicza z Bajkowic, któremu żołnierze ukraińscy zabrali całą żywność, jaką niósł dla Polaków w Tarnopolu, przy czym wybili mu kolbą zęby. Ukraińcy wietrzyli spiski. Służyło to do tego, aby żołnierzom pozwalano na rewizje z którymi były połączone rabunki. Przy szukaniu broni już ci żołnierze nie tylko grabią ale i mordują. Tych morderstw zliczyć dzisiaj nie można. My w tym czasie stwierdziliśmy, na podstawie zeznań świadków, przeszło 90 morderstw dokonanych na ludności niewinnej, zupełnie bezbronnej.
Zhańbienie kościołów:
Przede wszystkim rabowano w pierwszym rzędzie dwory i kościoły, przy tym wiele kościołów zostało zhańbionych. Mamy dotąd zanotowane kościoły: w Zbarażu, we Fradze, Samborze, Wieruszowie i inne. We Fradze np. nie dość, że w kościele pootwierano i zabierano wszystkie naczynia liturgiczne, nie dość, że w kościele zrobiono wychodek, ale poza tym muzykalny jakiś podoficer siadł na chórze i zagrał na organach tańce, a pijana dzicz zaczęła tańczyć w kościele. Tego rodzaju obrazy, jak ciągnienie przez bawiących się, figury Matki Bożej lub Pana Jezusa do studni, ażeby się napił wody i oświadczenie, że pić nie chce, żeby sobie wąsów nie zamoczył itd. te dowcipy przy pohańbieniu kościołów były częste.
Kradzież pieniędzy:
Prócz tego ściągano pieniądze. Gdy już zabrakło pieniędzy u Polaków, wtedy ściągano pieniądze ze wszystkich i robiło się to pod pozorem zamieniania monety austriackiej na ukraińską….
Obozy jeńców cywilnych:
Wietrząc spiski od razu zaczęto wywozić Polaków. Główne obozy internowanych, któreśmy dotąd zwiedzili były z Żółkwi, we Lwowie, w Złoczowie, w Tarnopolu, w Mikulińcach, w Strusowie, w Jazłowcu, w Kołomyi na Kosaczu i inne. Spędzano tych internowanych w zimie do nie opalanych baraków. Nie dawano im z początku przez kilka dni nic jeść, a potem dawano rano jakąś kawę, czasem raz na tydzień, albo na dwa tygodnie kawałek razowego chleba, czasem kawałek koniny, czasem zamiast obiadu gotowane harbuzy. Mam tutaj fotografię tego rodzaju internowanych, którzy poodmrażali w obozach nogi. Główną chorobą, która tam się szerzyła był tyfus. W samych Mikulińcach stwierdzono przeszło 600 wypadków śmierci na tyfus. Tego rodzaju wypadki śmierci powtarzały się tak samo w Jazłowcu, Strusowie, Kołomyi, Tarnopolu. Zawsze chorzy mieszczą się razem ze zdrowymi. Na przykład lekarz w Mikulicach p. dr Szpor przychodzi i z dala stwierdza, że wszystko jest w porządku, mimo, iż mu donoszą, że tutaj jest tyfus. W tych warunkach tysiące ludzi wyginęło. Urządzenie tych obozów internowanych było tego rodzaju, że stanowczo nasuwa się myśl, wniosek, iż umyślnie chciano wygubić jak największą liczbę ludności polskiej. Chorych zawsze trzymano ze zdrowymi, gdzie sztucznie mnożyły się choroby. Takie wypadki są w Tarnopolu notowane w dwóch więzieniach: na Półkowińkówce w trzech szkołach w więzieniu w Strusowie, Mikulincu, Kołomyi… Internowanych wypędzano do robót. Na przykład w Tarnopolu przy mrozie wypędzano boso przeszło 200 ludzi (albo z nogami owiniętymi w słomę), do roboty niby przy kolei i codziennie po kilku ludzi umierało na mrozie a inni chorowali.
Podpalanie polskich wsi i mordowanie ludzi:
I znowu świadectw na to jest moc. Gdy Ukraińcy zaczęli się cofać spod Lwowa, wówczas przyszła ostatnia godzina na polską ludność wiejską. Przede wszystkim podpalano wieś. Tak zrobiono w Sokolnikach, w Biłce Szlacheckiej w Dawidowie, tak zrobiono zawsze w każdej wsi, która miała opinię wsi polskiej. Podpalano zazwyczaj zachaty i strzelano do ludzi. W ten sposób spalono ponad 500 gospodarstw, czyli około 2000 budynków: w Sokolnikach 96 gospodarstw, w Biłce, cośmy naocznie stwierdzili. Ktokolwiek wyszedł z chaty, padał zabity albo ranny. W ten sposób zginęło w Sokolnikach ponad 50 osób i 28 w Biłce. Palono żywcem w domach i stodołach. Wiele jest takich wypadków. W ten sposób obchodzono się z polskimi wsiami. Przy pędzeniu do robót zwracano szczególną uwagę na dziewczęta, które po robotach oddawano żołnierzom do użytku. Klee ataman ukraiński – Niemiec, założył w Żółkwi dom publiczny dla żołnierzy z dziewcząt polskich. Podobnie postępowano z zakonnicami w trzech klasztorach polskich. Zazwyczaj nasyciwszy swoje chuci żołnierze przeważnie mordowali swoje ofiary. We wsi Chodaczkowie Wielkim k/Tarnopola np. cztery dziewczęta zostały zamordowane w ogrodzie, lecz przedtem oderżnięto im piersi a żołnierze ukraińscy podrzucali nimi jak piłką. Znęcanie się nad ludnością w ogóle odbywało się w wielu miejscowościach. Wiadomo, że niewiastom obrzynano piersi, zapuszczano im papryki, stawiano granat we wstydliwe miejsce i rozrywano. Takie wypadki powtarzają się dość często. Najokrutniej postępowali żołnierze półinteligenci, oficerowie, synowie popów.
Rozstrzeliwano jeńców polskich:
Np. w Szkle i w lesie Grabnik k/Szkła, gdzie rozstrzelano 17 żołnierzy, rannych Polaków. Jednemu udało się uciec. Zwłoki były odarte z odzieży i nosiły ślady licznych ran postrzałowych, co stwierdzono w protokole z dn. 27 kwietnia 1919 r. z ekshumacji zwłok. Podobnie stało się z 26 jeńcami polskimi w Janowie. Księdza Rysia z Wiśniewa zakopano żywcem do góry nogami. Drugiego księdza zamordowano i wrzucono do jamy poprzednio przez niego wykopanej. Grzebanie żywcem powtarzało się bardzo często, co stwierdzają protokoły sądowe. Wszystkie gminy podmiejskie lwowskie: Brzuchowice, Biłki, Winniki, Dawidów, Sokolniki, Dublany i Basiówka mogą wykazać podane wyżej przykłady bestialstwa ukraińskiego. W Basiówce mordowali też niemowlęta.
Sądy doraźne:
W Złoczowie było bardzo dużo ludzi aresztowanych w dawnym zamku Sobieskiego. Ludziom tym a zwłaszcza kolejarzom, którzy zostali pozbawieni pracy za odmówienie złożenia przysięgi na wierność państwu ukraińskiemu, przysłano z Tarnopola zapomogę w wysokości 5000 koron. Pieniądze te przywiózł dr Nieć. Mimo, że pieniądze te były oficjalnie wzięte z kasy Komitetu, za wiedzą władz ukraińskich w Tarnopolu, mimo to pieniądze te uznano jako przysłane z organizacji polskiej dla zrobienia spisku. W nocy z 26/27 marca 1919 r. aresztowano od razu kilkunastu Polaków i wzięto ich do więzienia. Przesłuchiwanie odbywało się w ten sposób, że bito ich do nieprzytomności wmawiano w nich istnienie spisku przeciw Ukraińcom. Rozprawa przeciw oskarżonym rozpoczęła się o godz. 7 rano, zaś wyrok zapadł o 9-tej a o 16-tej już czekały dwa wozy, aby zabrać trupy zabitych, czyli, że wyrok był z góry przesądzony. Od nocy były już wykopane dwie jamy na cmentarzu i czekały gotowe na zabitych. Zaraz po wykonaniu wyroku, przedmioty będące własnością zabitych jak: tabakierki, papierośnice, łańcuszki znalazły się u oficerów sądu.
Odkopywanie grobów:
Komisja sądowa i lekarska przy udziale polskiej administracji odkryła zwłoki w jednym grobie, gdzie było 5 osób pomordowanych Polaków, bez trumien w nieładzie, półnagich, część Wrzucona żywcem. Istniały ślady okrutnego znęcania się nad nieboszczykami. Pomordowani to: Hercog, Jerzy Podgórski i inni. Ofiary były najpierw katowane, potem obijane kolbami, znęcano się, wyrywano języki, wyrywano palce. Tego rodzaju wypadków stwierdzonych sądownie mamy z Jaworowa – 17, ze Złoczowa – 28. W innych miejscowościach po 1 lub po kilka. Jest to wytwór tej szkoły, która zaprawiała młodzież na hąjdamaków w pojęciu Tarasa Szewczenki. Hajdamak bierze święty nóż, poświęcony we krwi lackiej i morduje wszystko lackie, nawet żony i dzieci I łaszki urodzone. (Zob. T. Szewczenko, Hajdamaki). Niektóre wsie Ukraińskie przechowywały Polaków a nawet obszarników, dając im ubranie Chłopskie i biorąc za członków rodziny. Ale są wsie ukraińskie w których mieszkał jakiś nauczyciel, z których prawie wszyscy byli katami Polaków. Są niektórzy i spośród nauczycieli i księży unickich, co jest bardzo rzadkie, którzy nie tylko do zbrodni ręki nie przyłożyli, ale ratowali ludność polską i odradzali oficerom ukraińskim mordować Polaków. Ukraińskość nie jest narodowością […].
W maju 1919 r. wojska polskie opanowały Galicję Wschodnią. Wtedy to wyszły na jaw okrucieństwa i zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców podczas ich półrocznego panowania w tym regionie. W celu zbadania okrucieństw ukraińskich powołana została specjalna sejmowa komisja śledcza na czele z posłem Janem Zamorskim ze Związku Ludowo-Narodowego. Należy przy tym zaznaczyć, że wspomniana komisja sejmowa mogła działać jedynie na terenach już wyzwolonych przez Polaków. Oto fragment mowy sejmowej posła J. Zamorskiego na ten temat wygłoszonej na 66 sesji Sejmu Rzeczypospolitej w dniu 9 lutego 1919 r.
„Wysoki Sejmie! Komisja wydelegowana przez Sejm do Galicji Wschodniej dla zbadania okrucieństw popełnionych na ludności polskiej przez Ukraińców zebrała się we Lwowie… i odbyła kilka posiedzeń celem oznaczenie zakresu i sposobu przeprowadzenia swych prac. Zgadzano się na to, że okrucieństw takich, które wołają o pomstę do nieba jest bardzo wielka liczba, że poza tymi okrucieństwami jest nieskończona liczba rabunków, podpaleń, morderstw wynikających niby to z działań wojennych, których zapomnieć nie można… Tragedia ludu polskiego zaczęła się z chwilą upadku państwa austriackiego tzn. dn. 1 listopada 1918 r. Wiadomo, że rząd austriacki zostawił w Galicji Wschodniej wiele pułków czysto ruskich, ale wzmocnionych również żołnierzami z pułków niemieckich i węgierskich, którzy w tej chwili oddali się pod władzę tzw. Narodowej Rady Ukraińskiej i którzy w tej chwili byli tą siłą zbrojną przy pomocy której Rada Ukraińska obejmowała rządy w całej Galicji Wschodniej. Co prawda Rusini przy obejmowaniu rządów ogłosili dla wszystkich równouprawnienie, a więc i dla Polaków, ale natychmiast po miastach kazano zdejmować napisy polskie i zastępować je ruskimi, zamykać szkoły polskie i w niedługim czasie wystąpiono do urzędników polskich z żądaniem, aby dokonali przysięgi na wierność Rzeczypospolitej Zachodnio-Ukraińskiej, w przeciwnym razie zostaną pozbawieni urzędów. W ten sposób we wszystkich prawie miastach Galicji Wschodniej urzędnicy polscy zostali pozbawieni swoich urzędów, swoich dochodów. Miasta oddano pod zarząd komisarzom ukraińskim, powiaty również komisarzom ukraińskim. Ludności polskiej odmawiano prawa do korzystania z aprowizacji miejskiej. Wskutek tego ta aprowizacja Polaków spadła całą siłą ciężaru na samą ludność.
Pomoc ludu polskiego:
Ludność wsi polskich starała się donosić żywność Polakom w miastach. W Tarnopolu tego rodzaju zasilanie Polaków miejskich przez wiejskich zabroniono i w skutek tego ludność takich wsi jak: Bajkowice, Czernielów była narażona na prześladowania co nie przeszkadzało, że chłopi w tajemnicy, nocą nosili żywność do miast narażając się na aresztowanie i bicie. Sam osobiście widziałem gospodarza Markowicza z Bajkowic, któremu żołnierze ukraińscy zabrali całą żywność, jaką niósł dla Polaków w Tarnopolu, przy czym wybili mu kolbą zęby. Ukraińcy wietrzyli spiski. Służyło to do tego, aby żołnierzom pozwalano na rewizje z którymi były połączone rabunki. Przy szukaniu broni już ci żołnierze nie tylko grabią ale i mordują. Tych morderstw zliczyć dzisiaj nie można. My w tym czasie stwierdziliśmy, na podstawie zeznań świadków, przeszło 90 morderstw dokonanych na ludności niewinnej, zupełnie bezbronnej.
Zhańbienie kościołów:
Przede wszystkim rabowano w pierwszym rzędzie dwory i kościoły, przy tym wiele kościołów zostało zhańbionych. Mamy dotąd zanotowane kościoły: w Zbarażu, we Fradze, Samborze, Wieruszowie i inne. We Fradze np. nie dość, że w kościele pootwierano i zabierano wszystkie naczynia liturgiczne, nie dość, że w kościele zrobiono wychodek, ale poza tym muzykalny jakiś podoficer siadł na chórze i zagrał na organach tańce, a pijana dzicz zaczęła tańczyć w kościele. Tego rodzaju obrazy, jak ciągnienie przez bawiących się, figury Matki Bożej lub Pana Jezusa do studni, ażeby się napił wody i oświadczenie, że pić nie chce, żeby sobie wąsów nie zamoczył itd. te dowcipy przy pohańbieniu kościołów były częste.
Kradzież pieniędzy:
Prócz tego ściągano pieniądze. Gdy już zabrakło pieniędzy u Polaków, wtedy ściągano pieniądze ze wszystkich i robiło się to pod pozorem zamieniania monety austriackiej na ukraińską….
Obozy jeńców cywilnych:
Wietrząc spiski od razu zaczęto wywozić Polaków. Główne obozy internowanych, któreśmy dotąd zwiedzili były z Żółkwi, we Lwowie, w Złoczowie, w Tarnopolu, w Mikulińcach, w Strusowie, w Jazłowcu, w Kołomyi na Kosaczu i inne. Spędzano tych internowanych w zimie do nie opalanych baraków. Nie dawano im z początku przez kilka dni nic jeść, a potem dawano rano jakąś kawę, czasem raz na tydzień, albo na dwa tygodnie kawałek razowego chleba, czasem kawałek koniny, czasem zamiast obiadu gotowane harbuzy. Mam tutaj fotografię tego rodzaju internowanych, którzy poodmrażali w obozach nogi. Główną chorobą, która tam się szerzyła był tyfus. W samych Mikulińcach stwierdzono przeszło 600 wypadków śmierci na tyfus. Tego rodzaju wypadki śmierci powtarzały się tak samo w Jazłowcu, Strusowie, Kołomyi, Tarnopolu. Zawsze chorzy mieszczą się razem ze zdrowymi. Na przykład lekarz w Mikulicach p. dr Szpor przychodzi i z dala stwierdza, że wszystko jest w porządku, mimo, iż mu donoszą, że tutaj jest tyfus. W tych warunkach tysiące ludzi wyginęło. Urządzenie tych obozów internowanych było tego rodzaju, że stanowczo nasuwa się myśl, wniosek, iż umyślnie chciano wygubić jak największą liczbę ludności polskiej. Chorych zawsze trzymano ze zdrowymi, gdzie sztucznie mnożyły się choroby. Takie wypadki są w Tarnopolu notowane w dwóch więzieniach: na Półkowińkówce w trzech szkołach w więzieniu w Strusowie, Mikulincu, Kołomyi… Internowanych wypędzano do robót. Na przykład w Tarnopolu przy mrozie wypędzano boso przeszło 200 ludzi (albo z nogami owiniętymi w słomę), do roboty niby przy kolei i codziennie po kilku ludzi umierało na mrozie a inni chorowali.
Podpalanie polskich wsi i mordowanie ludzi:
I znowu świadectw na to jest moc. Gdy Ukraińcy zaczęli się cofać spod Lwowa, wówczas przyszła ostatnia godzina na polską ludność wiejską. Przede wszystkim podpalano wieś. Tak zrobiono w Sokolnikach, w Biłce Szlacheckiej w Dawidowie, tak zrobiono zawsze w każdej wsi, która miała opinię wsi polskiej. Podpalano zazwyczaj zachaty i strzelano do ludzi. W ten sposób spalono ponad 500 gospodarstw, czyli około 2000 budynków: w Sokolnikach 96 gospodarstw, w Biłce, cośmy naocznie stwierdzili. Ktokolwiek wyszedł z chaty, padał zabity albo ranny. W ten sposób zginęło w Sokolnikach ponad 50 osób i 28 w Biłce. Palono żywcem w domach i stodołach. Wiele jest takich wypadków. W ten sposób obchodzono się z polskimi wsiami. Przy pędzeniu do robót zwracano szczególną uwagę na dziewczęta, które po robotach oddawano żołnierzom do użytku. Klee ataman ukraiński – Niemiec, założył w Żółkwi dom publiczny dla żołnierzy z dziewcząt polskich. Podobnie postępowano z zakonnicami w trzech klasztorach polskich. Zazwyczaj nasyciwszy swoje chuci żołnierze przeważnie mordowali swoje ofiary. We wsi Chodaczkowie Wielkim k/Tarnopola np. cztery dziewczęta zostały zamordowane w ogrodzie, lecz przedtem oderżnięto im piersi a żołnierze ukraińscy podrzucali nimi jak piłką. Znęcanie się nad ludnością w ogóle odbywało się w wielu miejscowościach. Wiadomo, że niewiastom obrzynano piersi, zapuszczano im papryki, stawiano granat we wstydliwe miejsce i rozrywano. Takie wypadki powtarzają się dość często. Najokrutniej postępowali żołnierze półinteligenci, oficerowie, synowie popów.
Rozstrzeliwano jeńców polskich:
Np. w Szkle i w lesie Grabnik k/Szkła, gdzie rozstrzelano 17 żołnierzy, rannych Polaków. Jednemu udało się uciec. Zwłoki były odarte z odzieży i nosiły ślady licznych ran postrzałowych, co stwierdzono w protokole z dn. 27 kwietnia 1919 r. z ekshumacji zwłok. Podobnie stało się z 26 jeńcami polskimi w Janowie. Księdza Rysia z Wiśniewa zakopano żywcem do góry nogami. Drugiego księdza zamordowano i wrzucono do jamy poprzednio przez niego wykopanej. Grzebanie żywcem powtarzało się bardzo często, co stwierdzają protokoły sądowe. Wszystkie gminy podmiejskie lwowskie: Brzuchowice, Biłki, Winniki, Dawidów, Sokolniki, Dublany i Basiówka mogą wykazać podane wyżej przykłady bestialstwa ukraińskiego. W Basiówce mordowali też niemowlęta.
Sądy doraźne:
W Złoczowie było bardzo dużo ludzi aresztowanych w dawnym zamku Sobieskiego. Ludziom tym a zwłaszcza kolejarzom, którzy zostali pozbawieni pracy za odmówienie złożenia przysięgi na wierność państwu ukraińskiemu, przysłano z Tarnopola zapomogę w wysokości 5000 koron. Pieniądze te przywiózł dr Nieć. Mimo, że pieniądze te były oficjalnie wzięte z kasy Komitetu, za wiedzą władz ukraińskich w Tarnopolu, mimo to pieniądze te uznano jako przysłane z organizacji polskiej dla zrobienia spisku. W nocy z 26/27 marca 1919 r. aresztowano od razu kilkunastu Polaków i wzięto ich do więzienia. Przesłuchiwanie odbywało się w ten sposób, że bito ich do nieprzytomności wmawiano w nich istnienie spisku przeciw Ukraińcom. Rozprawa przeciw oskarżonym rozpoczęła się o godz. 7 rano, zaś wyrok zapadł o 9-tej a o 16-tej już czekały dwa wozy, aby zabrać trupy zabitych, czyli, że wyrok był z góry przesądzony. Od nocy były już wykopane dwie jamy na cmentarzu i czekały gotowe na zabitych. Zaraz po wykonaniu wyroku, przedmioty będące własnością zabitych jak: tabakierki, papierośnice, łańcuszki znalazły się u oficerów sądu.
Odkopywanie grobów:
Komisja sądowa i lekarska przy udziale polskiej administracji odkryła zwłoki w jednym grobie, gdzie było 5 osób pomordowanych Polaków, bez trumien w nieładzie, półnagich, część Wrzucona żywcem. Istniały ślady okrutnego znęcania się nad nieboszczykami. Pomordowani to: Hercog, Jerzy Podgórski i inni. Ofiary były najpierw katowane, potem obijane kolbami, znęcano się, wyrywano języki, wyrywano palce. Tego rodzaju wypadków stwierdzonych sądownie mamy z Jaworowa – 17, ze Złoczowa – 28. W innych miejscowościach po 1 lub po kilka. Jest to wytwór tej szkoły, która zaprawiała młodzież na hąjdamaków w pojęciu Tarasa Szewczenki. Hajdamak bierze święty nóż, poświęcony we krwi lackiej i morduje wszystko lackie, nawet żony i dzieci I łaszki urodzone. (Zob. T. Szewczenko, Hajdamaki). Niektóre wsie Ukraińskie przechowywały Polaków a nawet obszarników, dając im ubranie Chłopskie i biorąc za członków rodziny. Ale są wsie ukraińskie w których mieszkał jakiś nauczyciel, z których prawie wszyscy byli katami Polaków. Są niektórzy i spośród nauczycieli i księży unickich, co jest bardzo rzadkie, którzy nie tylko do zbrodni ręki nie przyłożyli, ale ratowali ludność polską i odradzali oficerom ukraińskim mordować Polaków. Ukraińskość nie jest narodowością […].
czwartek, 26 marca 2015
Jak w 1951 r. polski rząd „podarował” Sowietom ziemie bogate w węgiel.
Rok 1945 był rokiem narodowej tragedii dla Polaków. Rzeczpospolita Polska utraciła Kresy Wschodnie – blisko połowę swojego dotychczasowego terytorium. Wydawało się, że definitywnie odpadły od Macierzy Wilno i Lwów. Miliony ludzi, którzy przeżyli wojenną gehennę, musiało porzucić swoje rodzinne stronyi udać się na obce im ziemie. To nie był jednak jeszcze koniec koszmaru. Kilka lat później Sowieci sięgnęli po kolejne rdzennie polskie obszary.
W latach 30. ubiegłego wieku polscy geologowie prowadzili badania na Roztoczu, na wschód od Lublina. Wyniki ich prac były bardzo obiecujące. W szerokim pasie ciągnącym się od Lublina do Lwowa odkryto potężne złoża węgla kamiennego. Ilość kopaliny zalegającej pod powierzchnią ziemi szacowano na dziesiątki milionów ton. W dodatku stwierdzono również występowanie znacznych ilości gazu ziemnego. Surowiec ten, choć nie był wówczas powszechnie wykorzystywany, miał przed sobą przyszłość. Pokłady węgla były istotnie potężne. Jednak ówczesna technika nie pozwalała jeszcze na ich natychmiastową eksploatację. Nad większością złóż zalegają bowiem kurzawki. Próby wierceń powodowałyby po prostu zalewanie szybów. Kurzawek nie było tylko nad stosunkowo płytkimi złożami położonymi w tak zwanym kolanie Bugu – w okolicach Sokala. Jednak wybuch wojny spowodował, że dość zaawansowane już prace przygotowawcze zostały przerwane. W wyniku agresji sowieckiej i przy milczącej aprobacie zachodnich aliantów Polska utraciła wschodnie Roztocze. Jednak granica na Bugu pozostawiała po stronie polskiej część dawnego województwa lwowskiego wraz z historycznymi miastami Bełz, Sokal czy Krystynopol. Polacy mogli nadal cieszyć się sławnym obrazem Matki Boskiej Sokalskiej wystawionym w miejscowym kościele pod wezwaniem św.św. Piotra i Pawła czy zachowanym XVII-wiecznym, wspaniałym pałacem Potockich w Krystynopolu. Jak się okazało, nie na długo jednak…
Począwszy od 1943 roku na terenach tych trwały zacięte walki polsko-ukraińskie i raczej tu niż na obszarach podgórskich miało miejsce największe nasilenie walk z oddziałami UPA w latach 1945-1947. Wreszcie pod koniec lat 40. na tereny te zaczęli powracać dawni mieszkańcy. Jednak właśnie wtedy tuż za granicą, za Sołokiją i Bugiem, pojawiły się sowieccy geologowie. Pod osłoną nocy, po kryjomu prowadzili prace wiertnicze także na terytorium RP! Było to tak jawne i oczywiste pogwałcenie polskiej suwerenności, że dziś nie mieści się to nam w głowie. Jednak wówczas miejscowe władze „nie zauważały” wielokrotnego naruszania polskich granic. Z pewnością odpowiednia instrukcja wpłynęła do władz powiatowych Warszawy.
Nagle w połowie 1950 roku na mieszkańców wschodniej części powiatu hrubieszowskiego jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że rząd RP wystąpił do prezydium Rady Najwyższej ZSRS z propozycją odstąpienia tych terenów Związkowi Sowieckiemu. Była to typowa dla Sowietów perfidia dyplomatyczna, było bowiem oczywiste, że polski rząd, nawet komunistyczny, nigdy z własnej inicjatywy nie odstąpiłby żadnych terenów.
To Sowieci przekonali polskich komunistów, że taka transakcja będzie dla Polski „korzystna”.
Dobromil za złoto
Co było motorem działań Moskali? Oczywiście węgiel kamienny. Sowieccy geologowie stwierdzili, że zasoby surowca zalegające w kolanie Bugu wynoszą około 15 milionów ton! Warto się było schylić po takie ilości czarnego złota. Zapewne nie do końca ufano polskim sojusznikom, skoro Wielki Brat zdecydował się bezpośrednio położyć na złożach swoją łapę.
Oczywiście rodzi się pytanie: dlaczego Sowiety nie zaanektowały tych terenów od razu, w 1945 roku? Uczestnicy rozmów prowadzonych latem tegoż roku w Moskwie nie wspominają, by Rosjanie już wówczas podnosili ten problem. Czyżby w ferworze negocjacji zapomniano o tym? A może nie zapoznano się jeszcze wówczas z wynikami przedwojennych prac polskich geologów? Może Stalin obawiał się reakcji aliantów i konsekwentnie trzymał się tzw. linii Curzona, bo i tak wiedział, że do sprawy będzie mógł wrócić później, kiedy się wszystko uspokoi… Ponieważ to nie był już ten czas, kiedy Stalin mógł po prostu pchnąć swoje dywizje, bo Polska była przecież formalnym sojusznikiem ZSRS, Sowieci musieli wymyślić jakieś bardziej dyplomatyczne rozwiązanie. Zaproponowali ostatecznie Polsce zamianę terytoriów. Za „kolano Bugu” Polska miała otrzymać rekompensatę w postaci obszaru położonego wokół Ustrzyk Dolnych w Bieszczadach. Pierwotnie planowano odstąpić Polsce również obszary dawnego powiatu drohobyckiego wraz nie należącą do RP częścią linii kolejowej Ustrzyki Dolne – Przemyśl, a z nią między innymi miasta Dobromil i Chyrów (ze słynnym pojezuickim gimnazjum dla chłopców). Jednak te ostatnie tereny miały wrócić do Polski pod warunkiem zapłacenia rekompensaty w złocie. Złota domagali się bezczelnie sowieccy dyplomaci w zamian za odstąpienie polskiej stronie szybów wiertniczych ropy naftowej w Czarnej w Bieszczadach. Żądanie było o tyle bezsensowne, że szyby, zbudowane w końcu za pieniądze polskich przedsiębiorców, po wojnie nie były już eksploatowane.
Podpisana bardzo szybko – 15 lutego 1951 roku – umowa przewidywała, że „Każda z Umawiających się Stron przekazuje bez odszkodowania w stanie nienaruszonym nieruchomy majątek państwowy, spółdzielczo-kołchozowy, spółdzielczy, jak również inny majątek społeczny, włącznie z urządzeniami przedsiębiorstw, kolei żelaznych, środków łączności, Rządowi państwa, na rzecz którego przechodzi dane terytorium”. Polscy mieszkańcy ziemi bełskiej pozostawili swój dobytek i poszli na wygnanie. Osiedlono ich na terenach odzyskanych, na lichych ziemiach podgórskich. Sowieci przez kilka lat zdążyli obszary te skolektywizować. Tak więc oprócz rozgrabionych kołchozów nic tam nie zastano. Tymczasowi gospodarze prowadzili typową gospodarkę rabunkową, barbarzyńsko wycinając bieszczadzkie lasy. Jedyną większą miejscowość na tych terenach, czyli przedwojenne Ustrzyki Dolne, przemianowano na Szewczenkowo – na cześć ukraińskiego poety. Tymczasem na nowo zajętych terenach utworzono potężny kombinat przemysłowo-wydobywczy. Krystynopol przemianowano na Czerwonograd. W mieście mieszka dziś 150 tysięcy ludzi.
Sowieci udławili się jednak sokalską kością. Dziś złoża węgla są na wyczerpaniu. Działa zaledwie kilka kopalni, resztę zamknięto. Cały obszar ma dziś status zagrożonego ekologicznie. Zanieczyszczenie środowiska jest tak duże, że dzieciom wyrastają zęby bez szkliwa, zaś zachorowalność na pylicę płuc wielokrotnie przekracza nawet miejscowe, dość liberalne normy. Dziś można domniemywać, że Polacy z zagospodarowaniem ziemi bełskiej poradziliby sobie jednak lepiej.
W latach 30. ubiegłego wieku polscy geologowie prowadzili badania na Roztoczu, na wschód od Lublina. Wyniki ich prac były bardzo obiecujące. W szerokim pasie ciągnącym się od Lublina do Lwowa odkryto potężne złoża węgla kamiennego. Ilość kopaliny zalegającej pod powierzchnią ziemi szacowano na dziesiątki milionów ton. W dodatku stwierdzono również występowanie znacznych ilości gazu ziemnego. Surowiec ten, choć nie był wówczas powszechnie wykorzystywany, miał przed sobą przyszłość. Pokłady węgla były istotnie potężne. Jednak ówczesna technika nie pozwalała jeszcze na ich natychmiastową eksploatację. Nad większością złóż zalegają bowiem kurzawki. Próby wierceń powodowałyby po prostu zalewanie szybów. Kurzawek nie było tylko nad stosunkowo płytkimi złożami położonymi w tak zwanym kolanie Bugu – w okolicach Sokala. Jednak wybuch wojny spowodował, że dość zaawansowane już prace przygotowawcze zostały przerwane. W wyniku agresji sowieckiej i przy milczącej aprobacie zachodnich aliantów Polska utraciła wschodnie Roztocze. Jednak granica na Bugu pozostawiała po stronie polskiej część dawnego województwa lwowskiego wraz z historycznymi miastami Bełz, Sokal czy Krystynopol. Polacy mogli nadal cieszyć się sławnym obrazem Matki Boskiej Sokalskiej wystawionym w miejscowym kościele pod wezwaniem św.św. Piotra i Pawła czy zachowanym XVII-wiecznym, wspaniałym pałacem Potockich w Krystynopolu. Jak się okazało, nie na długo jednak…
Począwszy od 1943 roku na terenach tych trwały zacięte walki polsko-ukraińskie i raczej tu niż na obszarach podgórskich miało miejsce największe nasilenie walk z oddziałami UPA w latach 1945-1947. Wreszcie pod koniec lat 40. na tereny te zaczęli powracać dawni mieszkańcy. Jednak właśnie wtedy tuż za granicą, za Sołokiją i Bugiem, pojawiły się sowieccy geologowie. Pod osłoną nocy, po kryjomu prowadzili prace wiertnicze także na terytorium RP! Było to tak jawne i oczywiste pogwałcenie polskiej suwerenności, że dziś nie mieści się to nam w głowie. Jednak wówczas miejscowe władze „nie zauważały” wielokrotnego naruszania polskich granic. Z pewnością odpowiednia instrukcja wpłynęła do władz powiatowych Warszawy.
Nagle w połowie 1950 roku na mieszkańców wschodniej części powiatu hrubieszowskiego jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że rząd RP wystąpił do prezydium Rady Najwyższej ZSRS z propozycją odstąpienia tych terenów Związkowi Sowieckiemu. Była to typowa dla Sowietów perfidia dyplomatyczna, było bowiem oczywiste, że polski rząd, nawet komunistyczny, nigdy z własnej inicjatywy nie odstąpiłby żadnych terenów.
To Sowieci przekonali polskich komunistów, że taka transakcja będzie dla Polski „korzystna”.
Dobromil za złoto
Co było motorem działań Moskali? Oczywiście węgiel kamienny. Sowieccy geologowie stwierdzili, że zasoby surowca zalegające w kolanie Bugu wynoszą około 15 milionów ton! Warto się było schylić po takie ilości czarnego złota. Zapewne nie do końca ufano polskim sojusznikom, skoro Wielki Brat zdecydował się bezpośrednio położyć na złożach swoją łapę.
Oczywiście rodzi się pytanie: dlaczego Sowiety nie zaanektowały tych terenów od razu, w 1945 roku? Uczestnicy rozmów prowadzonych latem tegoż roku w Moskwie nie wspominają, by Rosjanie już wówczas podnosili ten problem. Czyżby w ferworze negocjacji zapomniano o tym? A może nie zapoznano się jeszcze wówczas z wynikami przedwojennych prac polskich geologów? Może Stalin obawiał się reakcji aliantów i konsekwentnie trzymał się tzw. linii Curzona, bo i tak wiedział, że do sprawy będzie mógł wrócić później, kiedy się wszystko uspokoi… Ponieważ to nie był już ten czas, kiedy Stalin mógł po prostu pchnąć swoje dywizje, bo Polska była przecież formalnym sojusznikiem ZSRS, Sowieci musieli wymyślić jakieś bardziej dyplomatyczne rozwiązanie. Zaproponowali ostatecznie Polsce zamianę terytoriów. Za „kolano Bugu” Polska miała otrzymać rekompensatę w postaci obszaru położonego wokół Ustrzyk Dolnych w Bieszczadach. Pierwotnie planowano odstąpić Polsce również obszary dawnego powiatu drohobyckiego wraz nie należącą do RP częścią linii kolejowej Ustrzyki Dolne – Przemyśl, a z nią między innymi miasta Dobromil i Chyrów (ze słynnym pojezuickim gimnazjum dla chłopców). Jednak te ostatnie tereny miały wrócić do Polski pod warunkiem zapłacenia rekompensaty w złocie. Złota domagali się bezczelnie sowieccy dyplomaci w zamian za odstąpienie polskiej stronie szybów wiertniczych ropy naftowej w Czarnej w Bieszczadach. Żądanie było o tyle bezsensowne, że szyby, zbudowane w końcu za pieniądze polskich przedsiębiorców, po wojnie nie były już eksploatowane.
Polacy jednak – ku zdumieniu Sowietów i Stalina – odrzucili to żądanie i kolej drohobycka do Polski nigdy nie wróciła. Dzisiaj, jadąc pociągiem z Ustrzyk Dolnych do Przemyśla, trzeba przejechać przez terytorium Ukrainy, a kiedyś jechało się przed ZSRS i była to jedyna okazja, by przyjrzeć się Bolszewii bez paszportu.Czerwonohrad zamiast Krystynopola
Podpisana bardzo szybko – 15 lutego 1951 roku – umowa przewidywała, że „Każda z Umawiających się Stron przekazuje bez odszkodowania w stanie nienaruszonym nieruchomy majątek państwowy, spółdzielczo-kołchozowy, spółdzielczy, jak również inny majątek społeczny, włącznie z urządzeniami przedsiębiorstw, kolei żelaznych, środków łączności, Rządowi państwa, na rzecz którego przechodzi dane terytorium”. Polscy mieszkańcy ziemi bełskiej pozostawili swój dobytek i poszli na wygnanie. Osiedlono ich na terenach odzyskanych, na lichych ziemiach podgórskich. Sowieci przez kilka lat zdążyli obszary te skolektywizować. Tak więc oprócz rozgrabionych kołchozów nic tam nie zastano. Tymczasowi gospodarze prowadzili typową gospodarkę rabunkową, barbarzyńsko wycinając bieszczadzkie lasy. Jedyną większą miejscowość na tych terenach, czyli przedwojenne Ustrzyki Dolne, przemianowano na Szewczenkowo – na cześć ukraińskiego poety. Tymczasem na nowo zajętych terenach utworzono potężny kombinat przemysłowo-wydobywczy. Krystynopol przemianowano na Czerwonograd. W mieście mieszka dziś 150 tysięcy ludzi.
Sowieci udławili się jednak sokalską kością. Dziś złoża węgla są na wyczerpaniu. Działa zaledwie kilka kopalni, resztę zamknięto. Cały obszar ma dziś status zagrożonego ekologicznie. Zanieczyszczenie środowiska jest tak duże, że dzieciom wyrastają zęby bez szkliwa, zaś zachorowalność na pylicę płuc wielokrotnie przekracza nawet miejscowe, dość liberalne normy. Dziś można domniemywać, że Polacy z zagospodarowaniem ziemi bełskiej poradziliby sobie jednak lepiej.
sobota, 28 lutego 2015
Ludobójstwo w Hucie Pieniackiej !
Dziś przypada 71 rocznica zbrodni dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich z SS-Galizien i UPA, na niewinnych mieszkańcach Huty Pieniackiej !
Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie prowadzi śledztwo o sygnaturze akt S 50/03/Zn w sprawie zabójstwa kilkuset mieszkańców Huty Pieniackiej dokonanego przez członków 14 Dywizji SS „Galizien” w dniu 28 lutego 1944 roku to jest o przestępstwo z art. 1 pkt. 1 Dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 roku o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego[1]. Śledztwo w niniejszej sprawie zostało wszczęte postanowieniem z dnia 24 listopada 1994 roku przez byłą Okręgową Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie.
W oparciu o dotychczas przeprowadzone czynności ustalono następujący stan faktyczny.
W drugiej połowie 1943 roku i na początku 1944 roku, w okresie nasilenia napaści nacjonalistów ukraińskich na polskie wsie kresowe, Polacy grupowali się w większych miejscowościach, gdzie działały silne oddziały samoobrony wspomaganej przez Armię Krajową (AK). Jednym z takich ośrodków była Huta Pieniacka. W dniu 23 lutego 1944 roku członkowie samoobrony w Hucie Pieniackiej odparli atak, próbującego wejść do wsi, zwiadu 1 batalionu 4 pułku policyjnego sformowanego z Ukraińców, ochotników do 14 Dywizji SS „Galizien”[2]. Członkowie samoobrony podjęli walkę w przekonaniu, iż napastnikami są nacjonaliści ukraińscy przebrani w niemieckie mundury. Wniosek taki wysunęli w oparciu o fakt, iż napastnicy posługiwali się językiem ukraińskim. Na skutek powyższych działań zginęło dwóch członków wskazanej formacji, a kolejnych ośmiu zostało rannych. Straty tego pododdziału byłyby zapewne większe, ale uzyskał on pomoc w walce, ze strony sotni Ukraińskiej Powstańczej Armii dowodzonej przez Dmytra Karpenkę pseudonim „Jastrub”[3]. W wyniku opisanej potyczki zginęli Oleksy Bobak i Roman Andrejczuk, pierwsi polegli w czasie działań bojowych żołnierze Dywizji SS „Galizien”, których uroczysty pogrzeb odbył się w Brodach[4]. We w skazanych uroczystościach pogrzebowych uczestniczyli miedzy innymi dr Otto Wechter – Gubernator Dystryktu Galicja oraz pułkownik Zygfryd Binz – dowódca 4 pułku policyjnego SS[5].
Ukraińskie pułki policyjne SS (oznaczone numerami od 4 do 8) zostały utworzone w maju 1943 roku z pierwszego rzutu ukraińskich ochotników zgłaszających się do 14 Dywizji SS „Galizien”, głównie z terenu dawnej Galicji Wschodniej. Funkcje dowódcze sprawowali oficerowi niemieccy, a dowódcą pułku był, jak już wskazano, Niemiec, pułkownik Zygfryd Binz. Pułki policyjne SS stanowiły pododdziały przeznaczone do realizacji odmiennych działań bojowych, a to o charakterze policyjnym. Wyżej wymienione formacje miały za zadanie zabezpieczenie tyłów armii niemieckiej w Galicji Wschodniej, przy szczególnym uwzględnieniu zwalczania partyzantki radzieckiej. W Dowództwie SS w Berlinie powstał Sztab, powołany do utworzenia galicyjskich ochotniczych pułków policyjnych SS, kierowany przez płk Richarda Sthana. Wymieniony Sztab działał do grudnia 1943 roku. Pułki oznaczone numerami 4 i 5 był szkolone w obozach w Niemczech (Alzacja). 4 pułk liczył około 1200 żołnierzy dowodzonych przez niemieckich oficerów służących uprzednio w siłach policyjnych. W lutym 1944 roku, pułk został przetransportowany z obozów szkoleniowych na terytorium Galicji Wschodniej i rozlokowany na linii Złoczów, Brody, Zbaraż, która znajdowała się odległości kilkunastu kilometrów od linii frontu[6].
Także w lutym 1944 roku, na rozkaz SS-Obergruppenfürera Wilhelma Koppe-dowódcy SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, z żołnierzy w/w formacji utworzono grupę bojową do zwalczania radzieckiej partyzantki. Wskazana grupa, znana od nazwiska dowódcy „Bojową Grupą Beyersdorfa”, została skoncentrowana w Lubaczowie, skąd prowadziła działania bojowe w rejonie Cieszanów-Tarnogród-Biłgoraj[7]. W późniejszym okresie, na mocy rozkazu H. Himmlera z dnia 22 kwietnia 1944 roku, galicyjskie ochotnicze pułki policyjne zostały skierowane do walk frontowych wraz innymi oddziałami liniowymi 14 Dywizji SS „Galizien”, a następnie wzięły udział w walkach z Armią Czerwona w kotle Brody. Podnieść należy, iż w opracowaniach historycznych dotyczących 4 pułku policyjnego SS wskazuje się, że żołnierze tej formacji prawdopodobnie nie brali udziału w walkach Dywizji w kotle Brody. W oparciu o ustalenia poczynione w toku niniejszego śledztwa zasadnym jest przyjęcie, iż żołnierze wskazanego pułku brali udział w tych walkach. Na podstawie materiałów archiwalnych w postaci kart zgonu żołnierzy 14 Dywizji SS „Galizien” ujawniono, że wśród poległych w tej bitwie żołnierzy Dywizji, wskazano także kilkunastu, których przydział organizacyjny określono jako 4 pułk policyjny SS (4 Galizische SS Freiwillige Regiment)[8]. Powyższe ustalenie w powiązaniu z innymi dowodami zebranymi w niniejszej sprawie, uprawnia do przyjęcia uprawnionego wniosku dotyczącego co najmniej, związku logistycznego tego pododdziału z 14 Dywizją SS „Galizien”(podnieść należy, iż nazwa niniejszej Dywizji zmieniała się czterokrotnie w okresie jej funkcjonowania).
Opisana powyżej potyczka z dnia 23 lutego 1944 roku była związana z uzyskaniem przez dowództwo 4 pułku policyjnego informacji, iż w Hucie Pieniackiej stacjonuje duży oddział partyzantów radzieckich. Informacje dotyczące sytuacji w Hucie Pieniackiej zostały przekazane prawdopodobnie przez komendanta policji ukraińskiej w Podhorcach[9]. Wzmiankowany oddział wywiadowczy radzieckiej partyzantki, dowodzony przez Borysa Krutikowa, liczył kilkuset partyzantów i stacjonował przez kilka dni w Hucie Pieniackiej, którą opuścił w dniu 22 lutego 1944 roku. Podnieść należy, iż w Hucie Pieniackiej przebywała uprzednio grupa około 60 partyzantów radzieckich, którzy nawiązali współpracę z samoobroną wioski. W ramach powyższego, partyzanci korzystali z pomocy mieszkańców, a sami prowadzili szkolenia członków samoobrony oraz przekazali dla tej formacji broń i amunicję. Stacjonujący w Hucie Pieniackiej oddział partyzancki podejmował akcje dywersyjne skierowane przeciwko Niemcom. Z upływem czasu liczebność tego oddziału rosła, osiągając wskazany powyżej stan osobowy. Stan taki spowodował konieczność opuszczenia Huty Pieniackiej, bowiem rodziło to podstawowe problemy aprowizacyjne, a także stwarzało zagrożenie dla wsi oraz stacjonującego tam oddziału ze strony Niemców. Ważną role w działaniach radzieckich partyzantów pełnili poszczególni mieszkańcy wsi, którzy jako przewodnicy umożliwiali partyzantom sprawne przemieszczanie się w nieznanym im terenie. Ponadto, wykorzystując powiązania rodzinne umożliwiali partyzantom, wykonującym działania dywersyjne, bezpieczny pobyt we Lwowie. W tym celu wykorzystywano między innymi lwowskie mieszkania ojca Kazimierza Wojciechowskiego, dowódcy samoobrony w Hucie Pieniackiej. Wskazane działania dywersyjne polegały na organizowaniu zamachów na niemieckich dygnitarzy, niszczeniu szlaków kolejowych[10].
Wydarzenia z dnia 23 lutego 1944 roku, spowodowały to, iż mieszkańcy Huty Pieniackiej przygotowywali się do odparcia spodziewanego ataku odwetowego. Możliwość podjęcia tego rodzaju akcji odwetowej została uprawdopodobniona w oparciu o dane uzyskane przez komórki wywiadowcze Inspektoratu Armii Krajowej w Złoczowie. W nocy z 27 na 28 lutego 1944 roku do Huty Pieniackiej przybył kurier w/w Inspektoratu, który przekazał, iż w kierunku wsi podążają pododdziały 14 Dywizji SS „Galizien”. Równocześnie, kurier przekazał polecenie Inspektoratu dotyczące zaniechania obrony, ukrycia broni oraz opuszczenia wsi przez mężczyzn, a także przygotowania kryjówek dla pozostałych mieszkańców[11]. W związku z tym w wielu domostwach oraz zabudowaniach gospodarczych przygotowano kryjówki mieszące się w prowizorycznych schronach oraz piwnicach. Tego rodzaju polecenia i podjęte w związku z powyższym działania były podyktowane przekonaniem, iż zbliżające się pododdziały SS dokonają kontroli wsi celem ewentualnego ujawnienia posiadanej przez mieszkańców broni palnej, bądź ujawnienia okoliczności dotyczących udzielania pomocy radzieckim partyzantom. Podobna akcja miała miejsce kilka dni wczesnej w pobliskiej wsi Majdan, gdzie pododdział pułku policyjnego, po przybyciu do wsi, dokonał zatrzymania mężczyzn, którzy zostali poddani przesłuchaniom na podane okoliczności. Po zakończeniu przesłuchań, zatrzymanych zwolniono, a tylko ograniczoną grupę mężczyzn skierowano do robót przymusowych[12].
We wczesnych godzinach porannych 28 lutego 1944 roku, Huta Pieniacka, została otoczona przez kilkusetosobowy oddział wojska (w relacjach wymieniana jest liczba 500-600 żołnierzy). Żołnierze byli ubrani w białe kombinezony maskujące i porozumiewali się w języku ukraińskim, natomiast dowódcy posługiwali się językiem niemieckim. Jak wynika z relacji świadków, żołnierzom towarzyszyli nacjonaliści ukraińscy, w tym zarówno członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii (nieustalona sotnia z Wołynia), jak i mieszkańcy okolicznych wsi. Sygnałem do rozpoczęcia pacyfikacji wsi były wystrzelenie rakiet sygnalizacyjnych. W pierwszej fazie ataku napastnicy ostrzelali zabudowania znajdujące się na obrzeżach wsi. W tym czasie doszło do krótkiej wymiany ognia pomiędzy napastnikami a oddziałem AK z sąsiedniej miejscowości Huty Werchobuskiej. Żołnierze AK, wobec zdecydowanej przewagi przeciwników zaniechali dalszej walki i wycofali się do pobliskich lasów[13]. Atak spowodował, że część mieszkańców ukryła się w przygotowanych uprzednio kryjówkach. Napastnicy po wkroczeniu do wsi, rozpoczęli przeszukania zabudowań. Wszyscy mieszkańcy, na polecenie dowodzącego pacyfikacją, byli, pod eskortą, doprowadzani do znajdujących się w centrum wsi kościoła i szkoły.
Przesłuchani w trakcie prowadzonego śledztwa świadkowie zeznali, że po zakończeniu tej fazy pacyfikacji, napastnicy, w tym głównie nacjonaliści ukraińscy, rozpoczęli plądrowanie opuszczonych zabudowań i grabież pozostawionego mienia w postaci inwentarza żywego, sprzętów gospodarskich, odzieży i innych znalezionych przedmiotów. Opuszczone i ograbione zabudowania zostały spalone. W związku z tym, że w podpalonych zabudowaniach, w kryjówkach, znajdowali się ukrywający się mieszkańcy, część napastników pozostała w okolicy płonących zabudowań, oczekując na ewentualna ucieczkę ukrywających się tam osób. Jak zeznali świadkowie, napastnicy oczekujący w pobliżu podpalonych zabudowań zastrzelili większość osób, które podjęły próby ucieczki. W oparciu o relacje świadków ustalono szereg zdarzeń obrazujących bezwzględność i okrucieństwo sprawców. Jak ustalono, jeden z żołnierzy dokonał zabójstwa noworodka, który urodził się w czasie przetrzymywania pokrzywdzonych w kościele. Kolejny dokonał zabójstwa małego dziecka w ten sposób, iż uderzył jego głową o ściema budynku. Ponadto, między innymi, ujawniono, że jedna ze starszych kobiet została w toku konwojowania śmiertelnie ugodzona bagnetem.
Napastnicy po opanowaniu wsi i umieszczeniu jej mieszkańców w szkole i kościele rozpoczęli przesłuchania zatrzymanych Polaków. Spośród zgromadzonych w kościele i szkole mieszkańców wywoływano poszczególne osoby, które obok kościoła były poddane przesłuchaniom na okoliczność pobytu we wsi radzieckich partyzantów, ukrywania osób narodowości żydowskiej, opieki nad rannymi partyzantami. W toku przesłuchań stosowano przemoc fizyczną polegającą na biciu po całym ciele. Dobór przesłuchiwanych osób pozwala na przyjęcie, iż sprawcy posiadali wiedzę co do dowództwa i składu oddziału samoobrony, a także miejsca ukrywania się radzieckich partyzantów. Ustalono, iż dowódca miejscowego oddziału samoobrony Kazimierz Wojciechowski, po brutalnym przesłuchaniu, został oblany przez sprawców substancją łatwopalną i podpalony, co doprowadziło do jego śmierci. W toku przesłuchania dokonano zabójstwa Władysława Bernackiego, członka oddziału samoobrony, który został ranny w trakcie potyczki w dniu 23 lutego 1944 roku. Po ujawnieniu, iż Wojciech Szmigielski w swoim domu ukrywał jednego z rannych radzieckich partyzantów, poddano go brutalnemu przesłuchaniu, a następnie oblano benzyną i podpalono, co stało się przyczyną jego śmierci. Napastnicy, w jednej z kryjówek znajdujących się na terenie wsi odnaleźli rannych partyzantów radzieckich, którzy, jak podają świadkowie, natychmiast zostali rozstrzelani[14].
Około godziny 14.00 napastnicy rozpoczęli wyprowadzanie uwięzionych mieszkańców wsi z kościoła i szkoły. Poszczególne grupy liczyły od 20-50 osób, a to starszych, kobiet i dzieci oraz mężczyzn. Każda grupa była konwojowana przez kilkunastu żołnierzy, którzy zapewniali prowadzonych, iż wkrótce zostaną zwolnieni. W pierwszej kolejności wyprowadzono kobiety i dzieci. Jako ostatnią, grupę mężczyzn oraz młodzieży, których z kolei poinformowano, że zostaną wywiezieni do III Rzeszy jako robotnicy przymusowi. Wskazane grupy, prowadzono do drewnianych stodół i budynków gospodarczych zlokalizowanych na różnych posesjach w niewielkiej odległości od centrum wsi. Budynki te były kolejno podpalane przy pomocy przygotowanej uprzednio substancji łatwopalnej oraz przy użyciu pochodni, a uwięzionym uniemożliwiono ich opuszczenie. Zarówno w toku konwojowania jak i w czasie realizacji opisanych powyżej działań, sprawcy dokonali zabójstw szeregu osób, które podjęły próbę ucieczki lub jakiegokolwiek oporu. Tylko nieliczni zdołali wówczas zbiec.
Na podstawie zeznań przesłuchanych w sprawie świadków, a także dostępnych źródeł historycznych i publikacji ustalono, iż liczba ofiar opisanych działań wyniosła od 700 do 1300 osób. Zauważyć należy, iż Huta Pieniacka liczyła wówczas 172 gospodarstwa i około 1000 mieszkańców z tym, że liczba ta nie uwzględnia znajdujących się tam wówczas mieszkańców okolicznych wsi. W toku śledztwa ustalono, że z pogromu uratowało się około 160 osób. Podjęto działania zmierzające do ustalenia, w oparciu o zeznania świadków, dokumenty źródłowe oraz opracowania historyczne faktycznej liczby ofiar, jednak nie dały one możliwości poczynienia w tym zakresie precyzyjnych ustaleń. Zebrany w niniejszej sprawie materiał dowodowy wskazuje, że w wyniku pogromu zginęło około 850 osób.
Podnieść należy, iż zabudowania opuszczone przez mieszkańców Huty Pieniackiej były doszczętnie ograbione, a następnie podpalane. Działania te, jak wynika z zeznań przesłuchanych w sprawie świadków, prowadzili głównie nacjonaliści ukraińscy, towarzyszący żołnierzom SS. W wyniku powyższego zniszczeniu uległy praktycznie wszystkie zabudowania Huty Pieniackiej za wyjątkiem budynków kościoła oraz szkoły. Napastnicy opuścili Hutę Pieniacką około godziny 17, 00 zabierając ze sobą skradzione mienie. Następnego dnia, do Huty Pieniackiej przybyli jej ocaleni mieszkańcy oraz grupa osób zamieszkujących okoliczne wsie. Przybyli udzielili pomocy rannym, a także pochowali zamarłych w dwóch zbiorowych mogiłach znajdujących się obok kościoła oraz budynku „nowej” szkoły, w wykopie służącym uprzedni do przechowywania wapna. Powyższe ustalenia zostały oparte zeznaniach i relacjach osób, które uczestniczyły w opisanych powyżej działaniach i precyzyjnie opisały miejsce pochówku. W okresie powojennym nie przeprowadzono ekshumacji ofiar przedmiotowej zbrodni. Po zakończeniu II wojny światowej rozebrano ocalałe budynki, a teren zniwelowano. Teren ten do dzisiaj nie został zabudowany.
Mając na uwadze powyższe stwierdzić należy, iż przedmiotowe zdarzenia zakwalifikowano jako zbrodnię nazistowską w rozumieniu przepisu artykułu 1 ustęp 1 litera a Ustawy z dnia 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej-Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu[15]. W realiach niniejszej sprawy, czyny sprawców należy ocenić jako działanie polegające na pójściu na rękę władzy państwa niemieckiego poprzez udział w dokonywaniu zabójstw osób spośród ludności cywilnej w rozumieniu artykułu 1 punkt 1 dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 roku o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego[16]. Podnieść należy, iż wyżej wymieniony przepis został utrzymany w mocy na podstawie artykułu 5 § 1 punkt 3 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 roku Przepisy wprowadzające Kodeks karny[17].
Przedmiotowa zbrodnia stanowi nadto zbrodnię wojenną oraz zbrodnię przeciwko ludzkości zgodnie z przepisem art. 3 cytowanej Ustawy z dnia 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej-Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. W tym miejscu należy także wskazać na art. 6 pkt a i c Statutów Norymberskich, który zawiera definicję tego rodzaju naruszeń prawa międzynarodowego. W rozumieniu wskazanych uregulowań zbrodnie wojenne obejmują pogwałcenie praw i zwyczajów wojennych polegające między innymi na morderstwach i dręczeniu ludności cywilnej z okupowanego terytorium, rabunek własności prywatnej oraz rozmyślne i bezcelowe burzenie osad miast, osad i wsi, nie usprawiedliwione wojskową koniecznością (art. 6 pkt. b w/w Statutów). Zbrodnie przeciwko ludzkości obejmują morderstwa, eksterminację i inne nieludzkie czyny popełnione w stosunku do ludności cywilnej przed lub podczas wojny z przyczyn politycznych, rasowych lub religijnych w wykonaniu jakiejkolwiek zbrodni wchodzącej w zakres właściwości Międzynarodowego Trybunału Wojskowego powołanego w dniu 8 sierpnia 1945 roku do ścigania i karania głównych przestępców wojennych państw Osi w Europie (art. 6 pkt c Statutów)[18]. Mając na uwadze powyższe stwierdzić należy, iż zbrodnia objęta niniejszym śledztwem wyczerpuje znamiona wskazanych powyżej naruszeń prawa międzynarodowego.
W toku przedmiotowego śledztwa podjęto czynności procesowe zmierzające do ustalenia pełnej listy ofiar zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej, a także ustalenia jej sprawców. W związku z powyższym, podjęto przesłuchania żyjących mieszkańców Huty Pieniackiej, członków rodzin ofiar zabójstw, mieszkańców sąsiednich miejscowości, a także innych osób posiadających wiadomości w sprawie. W toku śledztwa przesłuchano w charakterze świadków 144 osoby. Podjęto czynności zmierzające do ustalenia pełnej liczby mieszkańców Huty Pieniackiej w okresie objętym niniejszym postępowaniem i w tym celu poddano analizie materiały archiwalne, a w szczególności akta stanu cywilnego parafii Pieniaki, dotyczące zarówno liczby mieszkańców tej miejscowości w przedmiotowym okresie, odnotowanych w tych materiałach informacji dotyczących liczby osób zmarłych w dniu 28 lutego 1944 roku, a także w okresie następującym po tym dniu (zmarli w wyniku odniesionych obrażeń)[19]. Poddano analizie dostępne publikacje dotyczące zbrodni w Hucie Pieniackiej i to zarówno wydane w Polsce jaki i zagranicą. W oparciu o zeznania świadków oraz wskazane materiały kompletowana jest lista ofiar niniejszej zbrodni, która na obecnym etapie śledztwa obejmuje ponad 400 osób.
Mając na uwadze czynności zmierzające do ustalenia sprawców zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej stwierdzić należy, iż zarówno w zeznaniach naocznych świadków tych wydarzeń jak i w stosownych publikacjach, a także zgromadzonych materiałach archiwalnych, uczestnicy zbrodni są opisywani jako żołnierze umundurowani w niemieckie uniformy wojskowe, w części w białych kombinezonach maskujących, porozumiewający się w języku ukraińskim, natomiast dowódcy, w języku niemieckim. Ponadto wskazuje się na osoby cywilne opisywane jako mieszkańcy sąsiednich, zamieszkałych przez Ukraińców miejscowości. Osoby te współdziałały z żołnierzami lub też działały samodzielnie. W oparciu o akta sprawy karnej Sądu Apelacyjnego w Katowicach ustalono, że w zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej uczestniczył oddział paramilitarny składający się z nacjonalistów ukraińskich, pod dowództwem Włodzimierza Czerniawski. Wymieniony został uznany za winnego popełnienia między innymi zbrodni w Hucie Pieniackiej i skazany na karę śmierci[20]. W oparciu o ukraińskie materiały archiwalne pochodzące z zasobu NKGB USRS uzyskane w toku sprawy operacyjnej o kryptonimie „Zwiery” ustalono, iż w zbrodniczych działaniach podjętych w Hucie Pieniackiej oprócz żołnierzy 4 pułku policyjnego SS uczestniczyły oddziały UPA (prawdopodobnie sotnia dowodzona przez Dmytra Karpenkę ps. „Jastrun” skierowana z Wołynia do działań zbrojnych na terenie Galicji Wschodniej), a w tym oddział rekrutujący się prawdopodobnie spośród mieszkańców pobliskiej wsi Żarków. Ukraińcy wchodzący w skład tych oddziałów udzielali pomocy żołnierzom pacyfikującym wieś oraz uczestniczyli w zaborze mienia mieszkańców Huty Pieniackiej[21].
Analiza uzyskanych w tym zakresie dowodów, w tym także materiałów archiwalnych dotyczących Galicyjskich Ochotniczych Pułków Policyjnych SS i 14 Dywizji SS „Galizien”, oraz postępowań karnych prowadzonych w kraju i za granicą, dotyczących członków tej formacji, pozwala na stwierdzenie, iż sprawcami zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej w dniu 28 lutego 1944 roku byli żołnierze 4 Galicyjskiego Ochotniczego Pułku Policji SS, powiązanego z 14 Dywizji SS „Galizien” w sile jednego lub dwóch batalionów, przy czym zapewne był to batalion stacjonujący w Złoczowie. Niniejsza sprawa stała się przedmiotem śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę w Hanowerze, które zostało umorzone postanowieniem dnia 1 października 2004 roku. W uzasadnieniu wskazanego orzeczenia, odnosząc się do dostępnych materiałów archiwalnych oraz relacji dotyczących przebiegu przedmiotowego zdarzenia wskazano, iż zbrodni w Hucie Pieniackiej dopuścili się żołnierze 4 pułku policyjnego 14 Dywizji SS „Galizien” wspomagani przez nacjonalistów ukraińskich zamieszkujących w sąsiednich wsiach. Jako potencjalnego dowódcę grupy pacyfikującej Hutę Pieniacka wskazano majora Eugena Pobihuszczego, lecz powyższego nie zdołano potwierdzić w oparciu o zebrane w tej sprawie dowody. Wskazano nadto na brak danych pozwalających na ustalenie składu personalnego pododdziału w/w Dywizji, który dokonał pacyfikacji[22].
W ramach niniejszego postępowania przygotowawczego podjęto kwerendy w niemieckich zasobach archiwalnych i w wyniku powyższego uzyskano materiały w postaci akt osobowych oficerów służących w 14 Dywizji SS „Galizien” dotyczące Eugena Pobihuszczego, Mykoły Palijenko, Karla Bristota, Fritza Freitaga, Wolfa Heike, Bruno Beyersdorfa. W aktach osobowych wskazanych oficerów nie ujawniono żadnych zapisów odnoszących się do przedmiotu niniejszego śledztwa. W odniesieniu do majora SS Eugena Pobihuszczego ustalono, że w dniu 1 listopada 1943 roku podjął służbę w w/w Dywizji i sprawował w niej funkcje dowódcze. W okresie od dnia 17 kwietnia do 13 maja 1944 roku odbył z pozytywnym skutkiem szkolenie dla dowódców batalionów. Nie zdołano ustalić jakim pododdziałem dowodził w okresie poprzedzającym opisane przeszkolenie[23]. W tym miejscu podnieść należy, w oparciu o ustalenia NKGB USRS w ramach sprawy operacyjnej „Zwiery” ujawniono, iż formacją, która dokonała pacyfikacji Huty Pieniackiej dowodził niemiecki oficer w stopniu kapitana, co może wykluczać udział Eugena Pobihuszczego w przedmiotowych zdarzeniach[24]. Przesłuchani w sprawie świadkowie wskazali nazwiska osób, które mogły uczestniczyć w popełnieniu zbrodni w Hucie Pieniackiej (głównie nacjonalistów ukraińskich zamieszkujących w pobliskich miejscowościach) oraz osoby z tych miejscowości, które służyły w Dywizji SS „Galizien”. Podjęta w tym zakresie kwerenda nie doprowadziła na poczynienia precyzyjnych ustaleń. Zauważyć nadto należy, iż zgromadzone w toku śledztwa i pochodzące z różnych źródeł spisy żołnierzy w/w Dywizji oraz pułków mają charakter fragmentaryczny i nie dają pełnej podstawy do przypisania poszczególnych osób do określonych pododdziałów w ramach struktury pułku i Dywizji, a także ścisłego określenia okresu służby w tych jednostkach. W szczególności brak jest precyzyjnych spisów żołnierz 4 pułku policyjnego. W toku śledztwa ujawniono informacje dotyczące odznaczenia żołnierzy 4 pułku policyjnego SS w związku z działaniami bojowymi podejmowanymi przeciw radzieckiej partyzantce oraz miejscowej ludności. W ramach postępowania prowadzonego w 1947 roku przez Komisję Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych, w oparciu o zeznania żołnierza tego pułku Grzegorza Melnika ustalono, iż 19 żołnierzy tej formacji zostało odznaczonych specjalnymi niemieckimi orderami (Krzyże Żelazne) w związku z ich udziałem w akcjach pacyfikacyjnych[25]. W związku z powyższym, zapewne w powiązaniu z faktem, iż wskazane postępowanie obejmowało między innymi zbrodnie w Hucie Pieniackiej, w opracowaniach dotyczących tego zdarzenia podnoszono, że wśród odznaczonych znajdowali się sprawcy przedmiotowej zbrodni[26]. Mając na uwadze wskazane okoliczności uzyskano listy odznaczonych żołnierzy w/w Dywizji lecz nie dotyczą one okresu zaistnienia przedmiotowej zbrodni. Podnieść nadto należy, iż archiwum 14 Dywizji SS „Galizien” zostało utracone w toku walk w kotle Brody w lipcu 1944 roku[27].
W toku kontynuowanego śledztwa ustalono, iż w zasobie Bundesarchiv w Berlinie znajdują się materiały dotyczące działalności sztabu ochotniczych ukraińskich pułków policji SS w Berlinie oraz szefa tej jednostki, płk Richarda Stahna. Wskazane materiały zostały poddane procesowemu tłumaczeniu. Ujawniono, iż w Archiwum Państwowe w Przemyslu dysponuje rozległymi materiałami w postaci wniosków o zapomogi socjalne żołnierzy 14 Dywizji SS „Galizien”. Uzyskano odpis wniosku oraz materiały związkowe dotyczące Pawła Baszczaka z 6 Galicyjskiego Ochotniczego Pułku Policji SS. Powyższe materiały obrazują obieg dokumentów w tej sprawie, odbywający się w ramach struktury organizacyjnej w/w Dywizji SS. Wskazane ustalenie pozwalają na uznanie, iż przedmiotowe pułki policyjne (w tym oznaczony numerem 4) faktycznie funkcjonowały w ramach struktury organizacyjnej 14 Dywizji SS. Uzyskano z zasobu Biblioteki Jagiellońskiej odpisy „Biuletynów Ziemi Czerwińskiej” o numerach 10, 12, 13, 22 za okres od marca do czerwca 1944 roku. W numerze numer 12 z dnia 26 marca 1944 roku znajdują się informacje pochodzące od „…osób przybyłych z terenów objętych ofensywą sowiecką w Tarnopolskim…” wskazujące, iż w toku walk pod Brodami i Podkamieniem, wojska sowieckie pojmały kilkuset żołnierzy Dywizji SS „Galizien”. Jeńców osadzono w zamku w Zbarażu. Władze sowieckie przeprowadziły wówczas „krótkie dochodzenie”, w ramach którego udowodniono w/w udział w zbrodni dokonanej kilka tygodni wcześniej, polegającej na zabójstwach Polaków w Hucie Pieniackiej. Schwytani żołnierze zostali rozstrzelani na zamku w Zbarażu. Pomimo podjętej w tym zakresie kwerendy, wskazanych informacji nie zdołano potwierdzić. Ponadto w zasobie Fundacji Centrum Dokumentacji Czyny Niepodległościowego w Krakowie ujawniono materiały dotyczące przedmiotu niniejszego postępowania. Przedmiotowe materiały zawierają relacje różnych osób, dotyczące przebiegu zbrodni w Hucie Pieniackiej, a nadto dokumentację Polskiego Państwa Podziemnego w postaci meldunków tygodniowych Wydziału Informacji i Prasy Delegatury Rządu we Lwowie oraz sprawozdań Rady Głównej Opiekuńczej we Lwowie. Uzyskano nadto fragment opracowania autorstwa Witalija Masłowskiego „Z kim i przeciw komu walczyli ukraińscy nacjonaliści w trakcie II wojny światowej” odnoszący się do powstania i działalności ukraińskich ochotniczych pułków policji SS.
Podnieść należy, iż w toku niniejszego śledztwa w drodze międzynarodowej pomocy prawnej zwracano się do strony ukraińskiej o uzyskanie materiałów archiwalnych dotyczących zbrodni w Hucie Pieniackiej. W odpowiedzi na powyższe uzyskano informację, że w tamtejszych zasobach archiwalnych brak jest materiałów dotyczących przedmiotowej zbrodni. Podobne zapytania skierowano także do Prokuratur Generalnych, Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, Federacji i Republiki Białorusi. Powyższe nie doprowadziło do ujawnienia nowych źródeł dowodowych [28].
poniedziałek, 16 lutego 2015
Kolejny przykład ''twórczości '' ukraińskich filmowców !
Film Olesia Janczuka „Żelazna sotnia” (ukr. „Залізна сотня „(ang. „The Company of Heroes”) z 2003 r. powinien szczególnie zaciekawić polskich widzów.Film rozpoczyna krótka, „zajawka” przedstawiająca bitwę partyzantów UPA z Wehrmachtem. Po tym krótkim wstępie niewtajemniczonych w „wiry walki” widzówuświadamiają napisy po ukraińsku i po angielsku. Dowiedzieć możemy się m.in. że „na początku XX w. Ukraina została podzielona pomiędzy Rosję Radziecką i Polskę. (…) W 1943 r. Stalin oddał Polsce Zakerzonję , część odwiecznych ukraińskich ziem z prawie milionem ukraińskich mieszkańców. Dla obrony Kraju przed represjami w celu odrodzenia państwa, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów stworzyła podziemną organizację i siły zbrojne. Wśród nich była sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii pod dowództwem Mychajła Dudy „Hromenki”.
Janczuk składa bowiem hołd „bohaterom” Zakerzonii[i], słynnej sotni UPA pod dowództwem „Hromenki” (właściwie Mychajło Duda). Warto dodać, że film zrealizowano na motywach książki Jurija Borca (Paszkowskiego) „UPA – w wirach walki” który zresztą był również głównym producentem filmu, przy wsparciu finansowym Ministerstwa Obrony Ukrainy i Administracji Państwowej oraz Rady Obwodowej w Iwanofrankowsku.
Zanim oglądnąłem ten film zapytałem sam siebie, czego możemy spodziewać się po ukraińskim filmie o Ukraińskiej Powstańczej Armii? Zrozumienia drugiej ze stron? Pokazania zbrodni po stronie ukraińskiej? Dozy obiektywizmu? No w końcu film nakręcono w 2003 r. 12 lat po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, w innych warunkach niż polski „Ogniomistrz Kaleń”…
Nic z tych rzeczy. Reżyser opowiada ukraińską wersję tamtych wydarzeń. Opowiada ze swadą, barwnie, momentami żewnie, ale jak ślepy na jedno oko bandurzysta nie widzi tego, do czego doprowadził ukraiński nacjonalizm po drugiej stronie. Dla jednych to może być główna wada filmu, ale w końcu to film o Ukraińcach i dla Ukraińców. To ich historię opowiada „Czumak” za pośrednictwem reżysera, tu Polacy i Sowieci są tłem dla dzielnych partyzantów spod znaku żelaznej podkowy.Reżyser nie uniknął wpadek charakterystycznych dla siermiężnej, wschodniosłowiańskiej kinematografii. I tak sceny miłosne, które swoim patosem i uderzającą w ekran „burzą uczuć” bohaterów przypominają najlepsze sowieckie dramaty produkcyjne.
Główne postaci w filmie Janczuka są jak archetypowi kozaccy atamani. Buławny „Czumak” , schwytany przez lackie oddziały, niczym Iwan Pidkowaucieka brawurowo z łódki przepływającej graniczny San – nurkując i cudem unikając kaźni. Jest młody chłopiec z sokołem, symbolem wolnej ukraińskiej duszy, nieokiełznanej kozackiej „woli”, są czarnobrewe „mołodyce” i „diyuczyny”, których uroda rozkwita i gaśnie w wojennej zawierusze. Są bohaterscy swiaszczennycy, stawiający czoła bezbożnym okupantom.
Są i zdradzieccy Turcy – Bisurmani, w latach 40-tych to Sowieci. O dolo kozacka! To w większości Ukraińcy spod Charkowa i Połtawy! Jak dawni poturczeńcy woleli „bisurmańskie” wygody niż nierówną walkę z wszystkimi o wszystko… Zresztą „Czumak” tłumaczy Miszy spod Żytomierza, który pyta:
-Czemu Polacy palą wasze wsie?
-Nasze wsie, Misza, nasze wsie! – tłumaczy jak mądry ataman młodemu janczarowi -Wasza Żytomierszczyzna podlega Moskwie, a te ziemie – wskazał na pola – Warszawie.
Warszawa to lacka stolica. Są więc i Lachy…Ukazani jako głowni winowajcy wszystkiego zła Polacy to głownie walczące z UPA i dokonujące wysiedleń ludowe Wojsko Polskie. Kieruje nim, nota bene nieźle sportretowany,tow. Świerczewski. Główne odium nienawiści widza skupia polska banda, siejąca terror wśród dobrych ukraińskich wieśniaków. W przerwach od krwawej siejby banda zajmuje się głównie biesiadowaniem i śpiewaniem łamaną, szeleszczącą polszczyzną piosenek, z pijackim refrenem „ale o mojej biedzie powiedzieć nie mogę”.
Przywódcą bandy, a zarazem główną negatywną postacią filmu jest blondwłosy watażka, amator dobrej wypitki i zdobywanych siłą ukraińskich kobiet. Czarny charakter oczywiście epatuje czarnym humorem, w jednej z pierwszych scen, kiedy przyprowadzają do niego grekokatolickiego księdza Szewczuka, ten najpierw wyzywa go od schizmatyków, a gdy przerażony swiaszczennyk szepce:
-Jestem obrządku wschodniego.
-Znam jeden wschodni obrządek – odpowiada Lach, polerując brzytwę o pas – obrzezanie.
Wtórujemu śmiech innych Lachów, którzy zaraz ochoczo przystępują do wykonywania „obrządku” i pewnie „obrzezaliby” biednego księdza, gdyby nie bohaterska odsiecz upowców.
Sowieccy reżyserzy nie powstydziliby się tak zręcznej propagandowej agitki!
Zwłaszcza, że w tym filmie jest niewątpliwe piękno, surowe bieszczadzkie krajobrazy i świat dawnych mieszkańców tamtych ziem, ukazany jednostronnie i powierzchownie, ale dość przekonywująco. Szerokie panoramy zaśnieżonych połonin, wartkich górskich strumieni, a wśród nich podpalone przez polskie wojsko, polskojęzyczne bandy i enkawudzistów ukraińskie chaty.
Za serce chwyta scena wielkanocnej liturgii na połoninie, kiedy świąteczne „Chrystos Woskres – Woistinu Woskres” brzmią jak pełen nadziei okrzyk zapowiadający zmartwychwstanie Samostijnej Ukrainy. Scenę ślubu w cerkwi kończy rozdzierająca serce pieśń państwa młodych i weselnego orszaku „Myła moja, szczo to bude z namy…” , która rozbrzmiewa po górach i dolinach, odbijająca się głuchym echem od blaszanych kopuł drewnianej cerkiewki, pozwalając zrozumieć tęsknotę za dawno już przebrzmiałym światem.
Cóż piękne, ale czy prawdziwe? Autor nie wspomina słowem o masakrze Polaków w Baligrodzie, rajdach na Birczę o zbrodniach dywizji SS „Hałyczyna” (Galizien) w okolicach Rymanowa Zdroju. Ich kości i krew użyźniły nieurodzajną górską ziemię, a Polska, za którą i przez którą zginęli o nich zapomniała….
czwartek, 12 lutego 2015
Hołota ze wsi .
W trakcie ostatnich, dodam że uzasadnionych protestów rolników w Warszawie , mocno wkurwiły mnie wypowiedzi niektórych tzw. celebrytów ,odmawiające nawet prawa do pojawienia się w tym mieście wsiokom którym słoma z butów wyłazi !! Kosmopolityczna Warszafka zdaje się zapominąć kto ją odbudował ze zgliszcz wojennych . Bo to właśnie te ''wsioki''swoimi ręcami podniosły to miasto z ruin!! Szczególny popis dała tefałenowska menda ,niejaka Pienkowska:"Kocham Warszawę, która jest moim rodzinnym miastem. Nie życzę sobie, żeby moje miasto było najeżdżane przez górników, którzy palą opony i wybijają okna. Nie życzę sobie, żeby było najeżdżane przez traktory i rolników, którzy moim zdaniem, są najbardziej uprzywilejowaną grupą społeczną" powiedziała w Tok Fm nieuprzywilejowana Jolanta Pieńkowska, która za szczyty rolniczych wygód uznała KRUS i dotacje unijne.
Niezależnie od tego, na ile ktoś popiera rolnicze postulaty, to wypowiedź Jolanty Pieńkowskiej wydaje się co najmniej nie na miejscu. Po pierwsze dlatego, że pani Jolanta sama z pewnością zalicza się do najbardziej uprzywilejowanej grupy, jako dziennikarka z dużego miasta, żona milionera, która (jeśli wierzyć plotkom) do pracy dolatywała własnym samolotem prosto z zamku we Francji. Nawet jeśli w powyższej informacji nie byłoby ziarna prawdy, to trudno mi sobie wyobrazić, by rolnicze protesty mogły akurat jej utrudnić życie.
Drugą niezręcznością, która chyba nawet bardziej razi jest określenie "moje miasto" i stwierdzenie "nie życzę sobie, by było najeżdżane". Pani Jolanta Pieńkowska jest bardzo majętna i może pozwolić sobie na wiele rzeczy, o których przeciętny Kowalski tylko pomarzy, jednak z tego co mi wiadomo, Warszawa jeszcze nie jest w jej posiadaniu.
Co więcej, Warszawa, jako miasto stołeczne, pełne instytucji państwowych i siedzib firm jest dość wygodnym miejscem do życia i pracy. Niestety, protesty są elementem krajobrazu, taka jest specyfika mieszkania w stolicy, gdzie siedzibę ma rząd. Ponadto, czy się to komuś podoba, czy nie, stolica jest miastem wszystkich Polaków. Nie chodzi o to, by przyzwalać na niszczenie mienia miastowego i wyrywanie znaków drogowych, jak miało to miejsce w przypadku kiboli defilujących w marszu narodowców. Jednak protestowanie i walka o swoje interesy, gdy inne metody zawodzą, są narzędziami demokracji, nawet jeśli przez tę demokrację niektórzy będą musieli postać w korkach chwilę dłużej.Kolejnym przykładem na swoiste monopolizowanie Warszawy jest wpis Andrzeja Saramonowicza, który opublikował na swoim facebookowym profilu daje popis zupełnie nie warszawskiego chamstwa i lekceważenia innych .We wpisie przedstawia siebie oraz w swoim imieniu innych mieszkańców miasta, jako osoby, które po prostu starają się normalnie żyć, a wiejskie prostactwo im w tym przeszkadza. Przepraszam, prostactwem nikogo nie określił, nazwał protestujących "baranami" a to, co myśli o ich lotności umysłowej zaprezentował w poniższym zdaniu, w którym naśmiewa się z "wiejskiego" języka: To nie jest "siedziba wrogiej władzy, którą trza zdobyć, by zajunć jej miejsce".
Bardzo wymownie opisuje też zachowania protestujących: "Więc zamiast zjeżdżać się do naszego miasta, śmierdzieć piwem, szczać po parkach, tłuc szkło i wyzywać od gestapowców policjantów, którzy zjechali tu z tych samych dziur co wy, zróbcie sobie ustawkę z ministrem rolnictwa u siebie na wsi".
Bo przecież żaden nobliwy warszawiak (a z opisu Saramonowicza wynika, że w stolicy żyją przede wszystkim ci, którzy marzą o cichym życiu i niezakłóconych wycieczkach do aptek), a już z pewnością nie przedstawiciel wysublimowanej sztuki filmowej, nie "szcza po parkach" i nie tłucze szkła. Prawdziwy warszawiak, jeśli ma pilącą potrzebę, "szcza" bowiem na ulicy, tak jak robił to m.in. Jan Wieczorkowski czy Andrzej Chyra.
Dzisiaj trudno mówić o jasnych granicach między społeczeństwem wiejskim i miejskim. Dzieci rolników studiują w miastach i często się w nich osiedlają. Rodowici miastowi przenoszą się do wsi obwarzankowych pod duże aglomeracje miejskie. Mieszkańcy Warszawy nie są wyjątkiem. Pani Jolanta Pieńkowska wyraźnie zaznaczyła, że Warszawa jest jej rodzinnym miastem, więc może dlatego czuje się bardziej uprawniona do "nieżyczenia sobie" pewnych rzeczy w jej mieście. Jednak jaśniepaństwo i chłopstwo to relikty przeszłości, a dzisiaj, w demokratycznym państwie mamy przede wszystkim obywateli.
I inni obywatele mogą się denerwować i sarkać na utrudnienia spowodowane przez protestujących. Mogą się z nimi nie zgadzać, ale nie powinni odbierać im prawa do protestowania, bo "to jest moje miasto". Saramonowicz jest ponad rolnikami, ponieważ, jak sam pisze: "Nigdy w życiu nie dostałem ani grosza dotacji, za to moje filmy przyniosły miliony do budżetu w formie podatków".
Pani Jolanta po prostu czuje się zbyt związana ze swoim miastem. Pan Andrzej sugeruje, by protestujący ściągnęli polityków, wobec których zamierzają protestować, na swoją wieś.
Ja natomiast proponuję, by ta wysublimowana warszawka magnateria, w ramach czynu społecznego i dla dobra, tak miłych ich sercu warszawiaków, zrzuciła się na polski Wersal. Wybudowano by go pod Warszawą i przeniosło tam wszystkie instytucje rządowe.
"Hołota" ze wsi i politycy z wiejskiej tłukłyby się tam, gdzie ich miejsce, czyli na prowincji. Warszawskie jaśniepaństwo cieszyłoby się spokojem charakterystycznym dla wielkiego miasta stołecznego.
piątek, 23 stycznia 2015
poniedziałek, 12 stycznia 2015
Włączam telepatrzałkę ,a tu....
W niedzielne popołudnie nieopatrznie włączyłem jeden z ukraińskich kanałów tv, a konkretnie kanał ''Nowa Wołyń'', nadawany z Łucka. Patrzę i widzę film o Chmielnickim wyprodukowany przez Ukraińców. Nad poziomem artystycznym opuśćmy zasłonę milczenia . Uwagę moją zwróciły niektóre sceny i owóż widzimy polskich husarzy ....bez koni atakujących obóz powstańców Chmielnickiego, zamiast chorągwi bojowych widzimy...białą flagę !!Dalej pokazany jest ks. Jeremi Wiśniowiecki jako zbój i okrutnik odrąbujący niewinnemu wieśniakowi głowę. Podczas projekcji filmu ,sztandar w naszych narodowych barwach jest pokazany bodaj dwa razy !! Król Jan Kazimierz pokazany jest jako gwałtownik i człek niespełna rozumu. Takich ''smaczków'' jest w tym gniocie bez liku , pytanie tylko ,czy twórcy filmu aż tak nie znają historii polsko-kozackich wojen ,czy może jest to celowe działanie ideologiczne ,mające przeciętnemu widzowi pokazać Polaków jako zbrodniarzy i gwałtowników pastwiących się nad niewinnym ukraińskim narodem . Pamiętając ludobójstwo banderowskie jest to pytanie raczej retoryczne !!!
czwartek, 8 stycznia 2015
Ukraińscy sojusznicy Hitlera i o tym kto dzisiaj rządzi w Kijowie
W minionych tygodniach, obserwowaliśmy wydarzenia na Ukrainie z wielkim zainteresowaniem i niepokojem. Początkowo pokojowe protesty umiarkowanej, demokratycznej opozycji. Przerodziły się w krwawe walki uliczne za sprawą radykalnych elementów, które przejęły protest i doprowadziły do śmierci kilkudziesięciu osób i rozlewu krwi. Wśród niebiesko żółtych flag narodowych Ukrainy, zaobserwować można było wiele złowieszczych czarno czerwonych flag ukraińskich nacjonalistów.
..
W wyniku zbrojnego przewrotu! Bo trzeba nazywać sprawy po imieniu. Władzę w Kijowie przechwyciły skrajnie prawicowe ugrupowania z zachodniej Ukrainy. W tymczasowym rządzie umiarkowanego nacjonalisty z partii Batkiwszczyna Arsenija Jaceniuka zasiadło aż sześciu ministrów z otwarcie faszystowskiej partii Swoboda Olega Tiahnyboka.
Swoboda utworzona w 1991 roku i zarejestrowana w 1995 roku początkowo nosiła nazwę Narodowo Socjalistyczna Partia Ukrainy, w której logo był znak stylizowany na nazistowską swastykę. Swoboda jest uznana w USA za partie faszystowską, a jej kierownictwo jest na czarnej liscie i ma zakaz wjazdu na terytorium USA. Nie przeszkadza to jednak senatorowi Johnowi McCain i europejskim politykom w tym polskim na spotykanie się z Olegiem Tiahnybokiem na Ukrainie
Ludzie ci otwarcie zaprzeczają faktom historycznym, negując odpowiedzialność UPA i OUN za czystki etniczne na Wołyniu w których zginęło kilkadziesiąt tysięcy Polaków i Żydów. W swoim programie partia nawołuje do oczyszczenia Ukrainy z obcych elementów i rewizji granic w tym z Polską, gdyż te które istnieją są „niesprawiedliwe”, zapowiedzieli także odbudowę arsenału atomowego. Swoboda za swego patrona ma Stepana Banderę i uważa się za spadkobiercę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) i innych ukraińskich formacji zbrojnych z okresu wojny.
Takich to ludzi popiera nie tylko polski rząd ale i rządy krajów zachodnich. Ja wiem, że na zachodzie politycy mogą sobie nie zdawać sprawy z kim mają do czynienia. Dla nich ważne jest tylko to by wciągnąć Ukrainę w swoją strefę wpływów i trzymać jak najdalej od Rosji i nie ważne kto to zadanie wykona. Niuanse historii wschodniej Europy to dla nich temat tak trudny jak Wielki Zderzacz Hadronów. Dziwi mnie natomiast postępowanie czołowych polskich polityków, którzy powinni wykazać się wstrzemięźliwością i nie jeździć na Ukrainę by popierać faszystów którzy używają ich instrumentalnie do budowy swego międzynarodowego wizerunku i wiarygodnosci. Wygląda to tak, że Polscy politycy i ich zachodni koledzy wcielili się w rolę Dr Frakenstaina i tworzą potwora, obyśmy tego nie żałowali.
czwartek, 1 stycznia 2015
2015-ty
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Nasz mały świat odszedł wraz z Tobą...
Twoja Toyota , niemy świadek Naszych pięknych chwil. Nad zalewem Dębowy Las, nasze ulubione miejsce. W domowym zaciszu najlepiej. Nad zalew...

-
15 marca 1944 roku w Gozdowie w województwie lubelskim oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordował na miejscowej stacji kolejowej 24 pr...
-
Żebracy pod cerkwia w Hrubieszowie , lat dwudzieste XXw. Wiejska zagroda , prawdopodobnie Kryłów. Dwór Rulikowskich w Mirczu. Dwór w Masło...