Przejdź do głównej zawartości

Hurby-lepiej tutaj nie przyjeżdżajcie.

Wujka i ciotkę Materkowskich dlatego ominęła napaść na Hurby w których mieszkali, gdyż w przededniu napadu przyjechali do Kamiennej Góry. 2 czerwca roku 1943 to był wtorek. /.../ O zmierzchu 2 czerwca roku 1943 od poszczególnych wsi otaczających Hurby odrywały się grupki po kilkunastu i więcej, zazwyczaj młodych i w sile wieku ludzi, nawykłych do pieszych, wielokilometrowych marszów. Tylko pieszo, wierzchowcem, wozem konnym i rzadko rowerem pokonywano przestrzenie. Nie było autobusów, do kolei też było daleko. Ruszyła jedna sotnia UPA z kurenia Dunaja czy Doksa pod prowidem Zahrawy. A do pomocy sotni zawodowych żołnierzy, stojących podziemnym obozem w lesie pod Antonowcami, dołączyło kilkuset ochotników stanowiących samobronni kuszczowi widdiły z Majdanu, Buderaża, Wielkiej Moszczanicy, Stupna, Bondar, Majdańkiej Huty, Buszczy. Otoczone lasami, jakby schowane w ich ciszy Hurby tylko od południa były odsłonięte przez otaczające je pola, na których rozrzucone były pojedynczo zabudowania. Było tych ochotników prawie tysiąc osób, w tym kilkadziesiąt kobiet, uzbrojonych podobnie jak mężczyźni w widły, siekiery i noże. Strilci UPA oprócz noży i siekier mieli broń palną, ochotnicy tylko siekiery, noże i widły, niektórzy wzięli cepy. Większość szła pieszo, część jechała wierzchem na koniach i furmankami, na które będą ładować zrabowany dobytek, aby przewieźć go jako zdobycz do swoich zagród. Podchodząc skrycie lasami, parowami i zagajnikami, coraz bliżej otaczali wieś z wszystkich stron, czekali przyczajeni wśród krzaków na znak, sygnał do ataku. Ci, którzy otaczali wieś od północy, wschodu i zachodu, przyczaili się w leśnym poszyciu, natomiast ci, którzy otaczali wieś od południa rozłożyli się w wysokim zbożu. Wszyscy czekali na sygnał do ataku. Każda grupka upatrzyła sobie jedną lub dwie zagrody ciemniejące na tle nocnego nieba. Znali tych, na których mieli za chwilę napaść, spotykali się z nimi w sklepach, na zabawach, w gminie w Buderażu, w Dubnie, w Szumsku na targach, w sklepie w Mizoczu albo Majdanie, w lasach podczas wyrębu drzew czy zbierania jagód i grzybów. Słuchali odgłosów porykiwania krów, szczekania psów, wyciągania wody ze studni, zamykania drzwi obór i stodół, gdakania kur, beczenia owiec. Zapalały się nikłe światła w oknach. Oni grupkami wybierali sobie zagrody, rozdzielali półgłosem między siebie domy, na które przyjdzie im ruszyć niebawem, starając się podejść jak najciszej i zaskoczyć mieszkańców jak zwierzynę na polowaniu, najlepiej podczas snu. Na każdą grupę ochotników zbrojnych w narzędzia ręcznego mordu przypadał strilec uzbrojony w broń palną. Słuchali odgłosów życia dobiegających z zagród sąsiadów i napawali się myślą, że oto za chwilę będą mogli napoić się mohoryczą nienawiści, ale także słodyczą zwykłego rabunku. Podzielili się na trzy kręgi stanowiące jakby trzy rzuty. Pierwszy wkraczał do poszczególnych zabudowań, gospodarstw, wyciągając z nich zaskoczonych mieszkańców i mordując. Drugi rzut czekał w zaroślach na skraju lasu lub w polu, przyczajony w rowach, pod miedzami, w wysokim zbożu, czając się na niedobitków ocalałych w czasie rozpoczętej rzezi. Trzeci z wozami konnymi był gotowy do rabunku i wywożenia zdobyczy. Najpierw zabijali wszystkich, których zdołały dosięgnąć ich siekiery, widły i noże. A zanim podpalili zabudowania, by spalić je z ciałami ofiar, najpierw je grabili z wszystkich cenniejszych rzeczy. Zapadał cichy wieczór, nikt nie spodziewał się, że się zamieni w koszmarną noc. Tylko cerkiew i kościół ich różniły. Bo nawet język jednych i drugich upodabniał się do siebie przez setki lat sąsiedzkiego bytowania. Polscy wieśniacy wymawiali wiele słów po rusińsku, czy jak kto woli po ukraińsku, a Ukraińcy przyjęli do swojej mowy wiele słów polskich. /.../ Nagle tamci grupkami cichaczem ruszają. Każda grupka ma już upatrzony dom, zagrodę, Jest ich około tysiąca, poczynając od kilkunastoletnich chłopców, nawet trzynasto i czternastoletnich. Każdą grupką dowodzi strilec który wydaje polecenia. Nie znosi sprzeciwu. Za sprzeciw może być kula w łeb. Jedni wdzierają się do domów. Każą kłaść się na podłogach. Tych, którzy nie słuchają rozkazu, by się kłaść na podłodze, uderzają siekierami i powalają na ziemię. Inni podpalają stodoły. W świetle pożaru można poznać ich twarze. Ofiary rozpoznają swoich oprawców. Błagają o litość. Te błagania rozlegają się w kilkudziesięciu domach niemal w jednym czasie. Może to tylko straszny żart albo złowrogi sen? Przecież to sąsiedzi, a nie jakieś straszne, krwiożercze diabły! Każdy dom umiera nieco inaczej, jeden w sposób straszniejszy od drugiego. Pierwsze napadnięte domy zostały tak zaskoczone, że z nich nikt się nie ratuje. Z tych, co zostały napadnięte nieco później, ratuje się pewna ilość osób. Jakiś ojciec każe żonie i dzieciom uciekać, a sam chce coś zabrać z domu na drogę. Zabrać cokolwiek do jedzenia. Coś cennego uratować. Zaprząc konie. Jak straszne to musiało być, skoro Niemcy, ich odwieczni wrogowie, musieli być ich wybawicielami. Rano przyjechał oddział niemiecki z Mizocza, by zabrać kilku rannych którzy przeżyli i osłaniać pochowanie martwych. Napastnicy, którzy po popełnionej zbrodni pochowali się po swoich norach, cieszyli się ze swojego zbójeckiego łupu, gdyż Hurby to była bogata wieś. Obrączki ślubne i pierścionki zaręczynowe, złote sygnety, złote bransolety, złote ruble, zegarki, srebrne misy i łyżki, noże, widelce, narzędzia rolnicze, wozy, bele płótna, długie buty robione na zamówienie u szewca w Dubnie lub Szumsku, zwłaszcza tak zwane oficerki. Rozmaite meble, obrazy, makatki, dzieże i niecki, stolnice, konie, krowy, świnie. Wszystko, co miało jakąś wartość, zabrali jak nagrodę za swój zbójecki trud oddany w imię Samistijnoj. /.../ Ktoś zbierał siano już skoszone przez zabitego. Ktoś zbierał potem w sierpniu zboże zasiane przez zabitego. Ktoś zbierał te ziemniaki posadzone przez zabitego. Nie ci, co sieli, tylko ci, co mordowali, zbierali plony tej ziemi. Wielkie fury zwozili. Nastał dostatek, jakiego dawno nie było w ich zagrodach. Powoli niektóre szczegóły się zamazują, ale nadal pozostaje coś, co sprawia, że nawet dzisiaj, po sześćdziesięciu kilku latach, Polak, czyli Lach słyszy coś, co pomimo tego, że przeżył tu wiele strasznych rzeczy, to to co słyszy, wywołuje w nim spore zaskoczenie, jak to się przydarzyło niedawno panom Wereszczyńskiemu i Jastrzębskiemu, którzy przyjeżdżają tutaj po to, by zapalić świeczki swoim zamordowanym wtedy krewnym. W pewnej chwili usłyszeli: - Lepiej tutaj nie przyjeżdżajcie./.../ Czy można pogodzić się z coraz bardziej lub mniej zakamuflowanymi próbami narzucenia na Ukrainie, ale także i w Polsce poglądu, że Polacy na Kresach jakoby zasłużyli na wszystko najgorsze, co ich spotkało, zasłużyli na to, aby ich sąsiedzi mordowali. Jednym słowem Polacy zasłużyli na to, aby dokonano na nich ludobójstwa. A wtedy na Wołyniu były takie czasy, że każdy kto był Polakiem, miał być zamordowany. Dlaczego próbuje się i w Polsce i na Ukrainie zamykać usta tym, którzy przypominają o banderowskich zbrodniach ? W imię jakich racji? W roku 1944 Sowieci zlikwidowali pod Hurbami duży oddział UPA. Na pewno było w nim wielu oprawców Polaków sprzed roku. Co za ironia losu! Nie Polacy dokonali aktu zemsty nad niewinną wsią Hurby, lecz ci sami moskiewscy sołdaci, którzy w roku 1939 zadali Polsce i Polakom morderczy cios w plecy! Dziś w tym lesie pod Antonowcami zrekonstruowano i odsłonięto pomnik niedawnej historii, autentyczny obóz powstańców UPA z podziemnymi schronami, szpitalem polowym, szkołą podoficerską, magazynami, rusznikarnią".Na zdjęciach banda UPA odpowiedzialna za napaść na Hurby i pomnik ,,chwały '',banderowców na miejscu spalonej i wymordowanej wioski.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.