Przejdź do głównej zawartości

Romans wikarego .

Ksiądz Kowalski

Lata 80. XIX w. Ksiądz Aitala Kowalski przybył do Kulikowa aby objąć posadę wikariusza w miejscowej parafii greckokatolickiej od razu po święceniach, jako 20-letni młodzieniec. Był już żonaty zgodnie z obowiązującą w kościele wschodnim zasadą kolejności sakramentów (ślub przyjmuje się przed święceniami). Rzadko spotykane imię Aitala ma pochodzenie perskie i oznacza „biały, świetlisty”. Jak się jednak wkrótce okazało, ksiądz Kowalski nie był ani biały, ani świetlisty.

Piękna proboszczówna

Kiedy tylko zagospodarował się w nowym miejscu, wpadła mu w oko córka miejscowego proboszcza, Decykiewicza, piętnastoletnia Joanna. Wikary spędzał u niej całe wieczory przy milczącej aprobacie rodziców panny, a Kulików aż huczał od plotek. Jak zwykle bywa w takich historiach, żona wikarego dowiedziała się o wszystkim ostatnia, i to przez zupełny przypadek.

Złoty medalion

W domu wikarego zaczęły ginąć kosztowne przedmioty. Najpierw złoty medalion, później pierścionek z turkusem. Podejrzenie gospodyni padło na służącą, ale ta kategorycznie nie przyznawała się do winy. Kilka miesięcy później żona wikariusza zobaczyła przypadkiem swój medalion na szyi Joanny Decykiewiczówny. Niewierny mąż przyznał się, że zabrał medalion i podarował dziewczynie. Po tym wydarzeniu żona opuściła księdza i pojechała do swoich rodziców. Ten jednak nie przejął się zbytnio, a nawet ucieszył, gdyż teraz nic już nie stało na przeszkodzie jego romansowi z córką proboszcza.

Mściciel

Zakochani wymieniali między sobą także listy, w których obsypywali się czułościami. Kiedy ksiądz Kowalski dowiedział się, że do jego wybranki ma przyjechać młody seminarzysta z zamiarem starania się o jej rękę, gdyż córki księży zostawały zazwyczaj także żonami księży – skutecznie go odstraszył, pisząc anonimowy list, w którym zdradzał mu szczegóły dotyczące moralności Joanny. Podobne listy otrzymywali i mieszkańcy Kulikowa, a ksiądz podpisywał się jako „Mściciel”. Nic dziwnego, że zalotnicy przestali pojawiać się na probostwie w Kulikowie.

Kradzieże, oszustwa, karty 

„Świetlisty” Kowalski miał też inne wady: świadkowie twierdzili, że był nałogowym kleptomanem, grał w karty i oszukiwał przy grze. Był także skazany wyrokiem sądu za złośliwe uszkodzenie cudzej własności. Kiedy więc w domu wynajmowanym przez księdza trzy razy z rzędu wybuchł pożar, pojawiły się podejrzenia, że nie jest to zbieg okoliczności. Wątpliwości te miało przede wszystkim towarzystwo asekuracyjne, w którym ksiądz ubezpieczył swój dobytek na 5 dni przed pożarem.

Wiele nafty, mało szaf

Przy likwidacji szkody urzędnikom towarzystwa dziwnym wydało się, że w całym domu unosi się zapach nafty. Odkryto także, że pożar wybuchł… jednocześnie w dwóch szafach. Ksiądz Kowalski nie wyrażał specjalnego żalu z powodu utraconych czy zniszczonych sprzętów, których lista była według niego bardzo długa. Podał m. in. że miał trzy szafy, choć świadkowie twierdzili, że były tylko dwie. Po wielu rzeczach, głównie z wyprawy żony księdza, nie pozostał żaden ślad, nawet w formie zwęglonych resztek, ale i na to wikary miał wytłumaczenie: pewnie zostały skradzione w czasie zamieszania wywołanego przez pożar.

Bilet na sąd

Wątpliwości doprowadziły do śledztwa, oskarżenia i procesu sądowego. Jednym z adwokatów niefortunnego księdza był Stepan Fedak, wybitny adrokat, znany członek ukraińskiej społeczności Lwowa (w przyszłości jego syn, jako radykał ukraiński, będzie próbował wykonać zamach na Piłsudskiego). Obrońcy wnosili o utajnienie rozprawy ze względu na to, że jej przebieg może zaszkodzić pozycji duchownych w społeczeństwie jako stróżów moralności. Sąd nie zgodził się jednak na to. Na salę rozpraw można było wejść po wykupieniu biletu, a sprawa cieszyła się nadzwyczajną popularnością.

Tajemnica familijna

W czasie zeznań w sądzie zdradzana żona Kowalskiego nie skorzystała do prawa milczenia, a z jej słów wyłonił się obraz idelanego męża i duszpasterza. Podobnie pochlebną opinię wystawił synowi Tytus Kowalski, także ksiądz greckokatolicki. Panna Joanna, która w międzyczasie ukończyła 19 lat, zapytana o wikarego odparła, iż „zna go bardzo dobrze”, a kiedy oskarżyciel chciał uściślić co owo” bardzo dobrze” oznacza, i czy istniał między nią, a księdzem stosunek miłosny, odparła: „Proszę mnie uwolnić od tego pytania. To jest tajemnica familijna”. W końcu przyznała się jednak do romansu z Kowalskim.

Wyrok

Proces ciągnął się, przesłuchano aż 32 świadków, zeznania niektórych były zgoła fantastyczne – sugerowali udział sił nadprzyrodzonych w wydarzeniu (licha), zawiłe i często ze sobą sprzeczne, sam oskarżony plątał się, zmieniał wersje lub w ogóle nie odpowiadał na pytania.
Ostatecznie postawiono księdzu zarzuty: dwukrotnej próby i jednego podpalenia, narażenia na szkodę cudzego majątku, ewentualnie wyłudzenia odszkodowania bez narażenia cudzego majątku.
Mowa oskarżyciela trwała 3 godziny, podobnie mowa obrońcy, Fedaka. Ta druga chyba bardziej przekonała przysięgłych, bo na ostatnim, nocnym już posiedzeniu, zapadł wyrok… uniewinniający księdza Aitala Kowalskiego od zarzucanych mu czynów.

A wszystko działo się w oddalonym o 12 km od Lwowa , a słynącym przed wojną z wypieku smacznego chleba, Kulikowie.









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mord UPA w Gozdowie /k Hrubieszowa.

15 marca 1944 roku w Gozdowie w województwie lubelskim oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordował na miejscowej stacji kolejowej 24 pracowników Polskich Kolei  Państwowych. Sotnia UPA dowodzona przez Pawła Filipczuka "Karpo" najpierw wznieciła w tej miejscowości pożar, który wywołał panikę wśród mieszkańców. Większość uciekającej ludności próbowała znaleźć schronienie na stacji kolejowej, gdzie stał specjalny skład wagonów pociągu ratunkowego do Hrubieszowa, który w razie alarmu miał ewaukować Polaków. Z nieznanych przyczyn pociąg ten nie odjechał tego dnia ze stacji w Gozdowie. Ludność zaczęła rozchodzić się do domów. Część kolejarzy została na stacji. Około godziny 1.30 rozległy się strzały z północnego kierunku wsi, po czym została zerwana łączność z Hrubieszowem. Upowcy otoczyli wagon techniczny, w którym znajdowali się jeszcze ludzie, a następnie wylegitymowali wszystkich, po czym na miejscu pozostawili tylko Polaków, których zamordowali siekierami. Druga grupa uk...

Jeszcze jeden '' bohater'' spod znaku tryzuba.

Nazwisko Iwana Szpontaka mocno zapadło w pamięci mieszkańców ziemi lubaczowskiej. Ofiarą jego podwładnych padło wielu jej mieszkańców, których, zgodnie z wytycznymi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, starał się z niej usunąć, by przekształcić w ukraińską republikę. Jego kureń wysadził w powietrze 14 stacji kolejowych i 16 drogowych, a także cztery pociągi. Zaatakował trzy miasta i zlikwidował 14 posterunków polskiej milicji. Iwan Szpontak ps. „Zalizniak” – Ukrainiec, dowódca kurenia UPA „Mesnyky”, mający w środowiskach polskich opinię ukraińskiego zbrodniarza, mordującego głównie polską ludność cywilną – urodził się 14 kwietnia 1919 roku w Wołkowyi koło Użhorodu na Rusi Podkarpackiej, będącej historyczną ziemią należącą do Królestwa Węgier, a w okresie międzywojennym do Czechosłowacji. Ukończył czteroklasową szkołę podstawową, a następnie Szkołę Gospodarczą. Kontynuował naukę w Studium Nauczycielskim w Użhorodzie. Tu najprawdopodobniej zetknął się z ideami ukr...

Gdzie jesteście przyjaciele moi...