Antypolskie nastroje
W maju 1942 r. informowano, że „Litwini zawiedzeni w swych nadziejach przez Niemców jeszcze bardziej pragną zemsty nad pokonanymi Polakami. Stale grożą, że po wymordowaniu Żydów przyjdzie kolej na Polaków”. Raport z sierpnia 1942 r. pokazywał, że nie były to czcze pogróżki:
W zwalczaniu polskiego podziemia wyjątkowo aktywna była, całkowicie podporządkowana gestapo, tajna policja litewska Sauguma, zaś Ochotniczy Oddział Strzelców Ponarskich (tzw. szaulisi) od lipca 1941 r. do lipca 1944 r. wymordował w podwileńskich Ponarach ok. 100 tys. obywateli II Rzeczypospolitej – głównie Żydów, ale także przedstawicieli polskich elit.
Litewskie grabieże
Na Wileńszczyznę skierowano sześć batalionów policji litewskiej oraz jeden łotewski, które wkrótce obsadziły kilkanaście miejscowości i rozpoczęły grabieże ludności cywilnej.
Wbrew buńczucznym pogróżkom oddziały litewskie nie podejmowały działań wobec AK, jednak zaczęły brutalnie atakować okoliczne wsie. W ciągu kilku pierwszych dni maja kompanie 310. batalionu LVR rozpoczęły akcje, podczas których spalono kilkanaście gospodarstw oraz zamordowano kilku Polaków i Białorusinów, jednak proceder ten przerwały skuteczne uderzenia brygad wileńskich AK. Działania Litwinów doprowadziły w końcu do tego, że ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk” wspólnie z mjr. Czesławem Dębickim „Jaremą” i mjr. Antonim Olechnowiczem „Pohoreckim” postanowili rozbić 301. batalion LVR stacjonujący w Murowanej Oszmiance, Nowosiółkach i Tołominowie.
Odwet
Celem głównego uderzenia miał być 750-osobowy litewski garnizon w Murowanej Oszmiance. Dowódcą akcji był mjr Czesław Dębicki „Jarema”, który dysponował ok. 600 ludźmi, zaś ppłk „Wilk” osobiście nadzorował operację. O zmroku 13 maja 1944 r. brygady zajęły pozycje wyjściowe. Wcześniej przecięto linie telefoniczne i spalono mosty, uniemożliwiając przysłanie posiłków. Cztery brygady AK – 3., 8., 12. i 13. – otrzymały zadanie jednoczesnego uderzenia na Murowaną Oszmiankę i Tołominów, a 9. brygada zaryglowała drogę na Oszmianę. Na 1. i 2. kompanię 301. batalionu LVR uderzyły jednocześnie od wschodu, zachodu i południa trzy brygady AK. Szturm odbywał się nocą, a pole walki oświetlały palące się zabudowania. Adam Walczak „Nietoperz”, dowódca 13. Brygady Wileńskiej AK, relacjonował:
„Plutony poderwały się i jak burza wpadły do wsi. Rozległy się alarmowe strzały czujek litewskich. Drużyny jednym skokiem osiągnęły zabudowania Tołominowa. Żołnierze wpadają z granatami do szkoły, gdzie kwaterowali oficerowie litewscy. Zaskoczeni nie zdążyli wydać jakichkolwiek rozkazów. Pod groźbą polskich automatów podnosili ręce w górę. Z innych budynków wychodzili na wpół umundurowani Litwini. Pozbawieni dowódców nie okazywali chęci do walki, poddawali się masowo”.
Po bitwie przemówił ppłk „Wilk”, podkreślając polskość ziem północno-wschodniej Rzeczypospolitej, wyraził nadzieję, że stosunki polsko-litewskie ułożą się w przyszłości poprawnie. Jeńcy litewscy, którzy także brali udział w uroczystości, zostali nakarmieni, a gdy wreszcie uwierzyli, że zostaną uwolnieni, wznieśli okrzyk na cześć Polaków. Wkrótce w trzech kolumnach wysłano – jak to żartobliwie określono – „białą procesję” do Jaszun, Wilna i Oszmiany, dokąd jednak mogliby nie dotrzeć, gdyby nie konwojujący żołnierze AK, zmuszeni do obrony ich przed samosądem okolicznej ludności, której tak mocno dali się we znaki.
Pojednanie?
Niedługo później historia okrutnie zadrwiła z obydwu narodów, a niedawni wrogowie do połowy lat 50. w lasach Litwy i polskich Kresów toczyli śmiertelny bój z sowieckim okupantem, płacąc za to tysiącami zabitych i kilkudziesięcioma tysiącami deportowanych do łagrów. Być może wielu z nich dopiero w barakach archipelagu Gułag podało sobie dłonie. Niestety, obserwując obecny stan stosunków polsko-litewskich, aż strach pamiętać, że przecież historia tak często lubi się powtarzać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz