Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2020

Szlak hańby banderowskich morderców.

Obojętność, pustka, brak refleksji. Pogarda dla ofiar. Wołyń 1943-45.. Szlak „bojowy” zbrodniarzy UPA i zwykłych ukraińskich chłopów znaczyły spalone kościoły, masowe rzezie bezbronnych, stosy trupów, okaleczeni lu ... dzie torturowani siekierami, widłami, piłami, dzieci wbijane na sztachety i wrzucane do ognia, studnie pełne powrzucanych żywych, poranionych i pomordowanych dzieci i kobiet. Miejscowości, zrównane z ziemią. Dziś w miejscu makabrycznych zbrodni sotni współpracujących z Wermachtem poprowadzona jest 64 km piesza i rowerowa trasa turystyczna „szlakiem chwały”. Na tablicach informacyjnych zdjęcia ludobójców z OUN-UPA, m.in. Iwana Kłymczaka ps. Łysy, odpowiedzialnego za jedną z największych zbrodni na ludności polskiej Wołynia – wymordowanie ponad 1 tys. Polaków w wioskach Ostrówki i Wola Ostrowiecka.  A teraz  władze wołyńskie i ukraiński IPN stworzyły rezunom spod czarno -czerwonej szmaty...szlak ...no właśnie , czego , bo na pewno nie chwały.

Bo naszych wszystkich zamordowali.

W miejscu gdzie był nasz dom, teraz sieją pszenicę. Jak bym wyszedł za Chołoniewicze i patrzył przed siebie, to widać i pole i las. Znajdowała się tam kolonia Halinówka. Matka moja Zinida – była Czeszką, ojciec – Ukrainiec. Po sąsiedzku mieszkali Polacy – Wesoły (brat mojej mamy), często odwiedzaliśmy się. Nasza chatka stała na skraju lasu.  Pewnego dnia, doskonale pamiętam, że było to latem, słońce wschodziło, matka strasznie zaczęła krzyczeć – „Banderowcy idą!” Uciekliśmy do lasu. Banderowcy bali się nas gonić, wiedząc, że niektórzy mężczyźni mają broń i w każdej chwili mogliby dać odsiecz. Naszą wioskę spalili. Przeprowadziliśmy się do Chołoniewicz, tam ojca rodzina miała pusty dom. Banderowcy uczyli swoich sympatyków strzelać. Organizowane były nawet kursy. Głównym nauczycielem był Ostap Łebediuk. Ojca mego też zmuszali do szkolenia – odmówił. Został za to zamordowany. Dobrze pamiętam rozpacz matki po tym, jak dowiedziała się, że ojciec nie żyje. Wyrok banderowskiego sądu brz

To była niedziela.

Spaliśmy tak jak zawsze. Ojciec usłyszał tragiczne strzały z karabinu i coraz bliżej wioski. Obudził nas i mama mówi „Ubierzcie sukienki, bo może trzeba będzie uciekać.” Ubrane ja i starsza siostra Kasia leżymy, a mama i tato siedzą w oknie i czuwają, co będzie dalej. Tato mówi do nas „Ja się ukryję na strych, a wy powiecie, że mnie nie ma w domu, bo poszedł do Jagodzina, bo ojciec chory.” Bo parę miesięcy temu, to napadli Ukraińcy na młodych chłopów i krzyczeli „Dawaj broń jaką masz!”. A nasza wioska była w okrążeniu między Ukraińcami. Ale nikt nie pomyślał, ani młode chłopaki, ani starsze ojcy o takiej tragedii zbrodniczej. Zaraz sąsiad Czuń przyszedł i mówi „Jaśku, nas te Ukraińcy wybiją.” A ojciec powiada „Stefanie, a za co? Toż i my i nasze dziady razem zżyte. I żenili się, i za kumy byli. To jest niemożliwe.” Niedziela 30 sierpnia w nocy straszny stukot w okno „Widczyniaj skarej!”. Tato był na strychu, a mama otworzyła. Weszło ich może z dziesięciu „Swyty lampu!”. Mama ze strach