Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2020

Świat który odszedł...Stare zdjęcia z Kryłowa.

Dzieci Wołynia.

Nie wiadomo, jaki odsetek wśród zamordowanych przez Ukraińców stanowiły dzieci. Badaczka tego ludobójstwa Ewa Siemaszko szacuje, że była to jedna czwarta wszystkich ofiar (ok. 30 tys.). "Znacznie więcej dzieci straciło część lub całą rodzinę, leczyło się z ran i do końca życia borykało się i boryka z przeżyciami, które były ponad wytrzymałość dziecięcej psychiki" - pisze Ewa Siemaszko w "Uważam Rze. Historia". Badaczka podaje tylko kilka przykładów bestialstwa UPA wobec polskich dzieci. We wsi Sytnica (pow. Łuck) dwoje dzieci Władysława i Janiny Hulkiewiczów, jedno 6-letnie, drugie 6-miesięczne, banderowcy żywcem zakopali. W osadzie leśnej Małuszka (pow. Kostopol) 13-letniemu Stasiowi Wojciechowskiemu zadano 19 ran kłutych i duszono go sznurkiem. We wsi Zamlicze (pow. Horochów) pięcioro dzieci Usarskich porąbano siekierami, niemowlęciu połamano wszystkie kosteczki i gnojem zatkano usta. W Wiśniowcu Nowym (pow. Krzemieniec) dziecko-noworodek Antoniego i Feli Koza

Tej nocy wszystko się spaliło.

Tej tragicznej nocy z 12 na 13 lutego 1945 r. w naszym domu mieszkało 9 osób: ojciec Mikołaj, lat 50, mama Eleonora i nas trzy siostry: Maria, lat 21, Władysława, lat 19 i ja najmłodsza lat 16 oraz ciocia, siostra ojca Anna Jasińska, lat 35 z córką Marią, lat 5 oraz synami: Dominikiem, lat 7 i Broniem, lat 3. Tego dnia we wsi była grupa żołnierzy sowieckich, która zapewniała, że możemy spokojnie spać, jak się później okazało byli to przebrani banderowcy. We wsi jednak czuwano, u nas w domu wszyscy spali w ubraniach. Mężczyźni pełnili wartę. W pewnej chwili do mieszkania wpadł nasz ojciec, który był wtedy na warcie i krzyknął : „mordują”. We wsi paliło się już wiele domów. Nasz dom i gospodarstwo znajdowało się w centrum wsi tuż nad głęboki rowem ściekowym szerokości około 4 metrów i głębokości od 2-3 metrów, nazywam później „rowem śmierci”, ponieważ tu zginęło najwięcej ludzi. Wszyscy wybiegliśmy z domu i ukryliśmy się w tym rowie. W jego brzegach były wykopane liczne wnęki. Do jedn

Strzałów w tej masakrze nie było.

W tym dniu bardzo wczesnym rankiem cała nasza rodzina została zaalarmowana jakąś grozą, wiszącą w powietrzu. Zbudził nas sąsiad. Wybiegliśmy na podwórko. Nasza rodzina liczyła 6 osób. Byli to rodzice, ja, brat 12-letni, siostra – 1,5 roku i babcia, która przyjechała do nas z Włodzimierza w odwiedziny. Zobaczyliśmy w odległości około 1 km od strony północnej bardzo dużo postaci, jakby chmurę, idących w naszą stronę. Wszyscy pośpiesznie cofnęliśmy się do pokoju, tata zamknął drzwi od wewnątrz. Poklękaliśmy i zaczęliśmy się modlić. Z nami był sąsiad Kasperski. Tata nazywał się Bojko Stefan, mama Stanisława z domu Jankowska, urodzona w Skale pod Ojcowem, brat Edward, siostra Janina, babcia Jankowska Anna. Tata wziął siekierę i chciał uciekać przez okno, ale dom w szybkim czasie został otoczony przez banderowców uzbrojonych w kosy, siekiery, łopaty i inne narzędzia zbrodni. Wywołano babcię po nazwisku. Odpowiedziała: „Jestem kobietą i boję się wyjść”, ale w końcu poszła. Ja za sąsiadem ucie

Krwawe zapusty w Berezowicy.

W nocy z 22 na 23 lutego 1944 r. ukraińscy nacjonaliści zamordowali ponad stu mieszkańców Berezowicy Małej w powiecie tarnopolskim. Ponad 20 polskich zagród puścili z dymem. Nazajutrz, w środę popielcową, pozostali przy życiu Polacy pochowali w pośpiechu zabitych i uciekli z rodzinnych stron. Podzielili los milionów rodaków na polskich Kresach Zima na Kresach w pierwszych miesiącach 1944 r. była wyjątkowo sroga – śnieżna i mroźna. Dla miejscowej ludności był to okres wytężonej pracy. Cofający się przed Armią Czerwoną Niemcy organizowali na Podolu linię obrony. Do kopania okopów i zwożenia drzew na umocnienia zmuszali miejscową ludność. Mieszkańcy położonej w pobliżu historycznego Zbaraża Berezowicy Małej pracowali przy niemieckich umocnieniach codziennie, nawet w niedziele. Władysław Kubów, jeden z niewielu żyjących do dziś berezowiczan, pamięta pilnującego ich Niemca krzyczącego: „weiter weiter, schneller”, i uderzającego szpicrutą po cholewie buta. – Pomyślałem wtedy sobie, żeby