Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2022

Co by było , gdyby ...?

Gdyby nie błoto, byłoby złoto. To powiedzenie zna każdy starszy kibic piłkarskiej reprezentacji Polski. Mowa oczywiście o pamiętnym – przegranym przez naszych piłkarzy – półfinałowym meczu mistrzostw świata z 1974 roku. Czy Polacy mogli to spotkanie wygrać? Drużyna prowadzona przez legendarnego trenera Kazimierza Górskiego trafiła do bardzo trudnej grupy z faworyzowanymi reprezentacji Argentyny i Włoch oraz z dosyć egzotyczną drużyną Haiti. Przed mundialem szanse dawano nam jedynie w starciu z Haitańczykami, choć należy pamiętać, że Orły Górskiego wygrały eliminacyjną grupę z Anglikami, a przed dwoma laty zdobyły olimpijskie złoto. Droga do półfinału Zmagania w grupie Polacy oczywiście zakończyli na pierwszym miejscu wygrywając w pierwszym spotkaniu z Argentyną 3:2, rozbijając Haiti aż 7:0 w drugim oraz zwycięsko wychodząc z potyczki ze Squadra Azzura – 2:1 – rozgrywając wtedy jeden z najlepszych meczów w historii polskiego futbolu. Mundial, którego w 1974 roku gospodarzem była Re

Partyzancka miłość.

22 czerwca 1922 r. w podkarpackiej Kuryłówce urodziła się Janina Przysiężniak "Jaga", z d. Oleszkiewicz - łączniczka i sanitariuszka AK. W wieku osiemnastu lat miała już małą maturę i za sobą zaprzysiężenie do NOW-AK. Po przeszkoleniu w zakresie sanitarno-łącznościowym nie miała wątpliwości, że trzeba stanąć do walki. Przybrała pseudonim "Olcha", który zmieniła po poznaniu "Ojca Jana", swojego przyszłego męża. Młody, przystojny i opiekuńczy wobec swoich podkomendnych dowódca (stąd miano) i piękna blondynka o niebieskich oczach poznali się na weselu przyjaciółki i zakochali. Ślub zaplanowali w drugi dzień Bożego Narodzenia 1943 r., niestety na skutek zdrady nadciągnęły niemieckie tyraliery i rozegrała się bitwa. Franciszek i Janina stanęli na ślubnym kobiercu po dwóch tygodniach, bez partyzanckiej asysty, z jednym świadkiem. Akt małżeński został głęboko ukryty w jarocińskim kościele. Niepokój panny młodej budził wystawiony katafalk i rzeczywiście małżonk

Jeszcze jedno wspomnienie.

Do lipca 1943 r, mieszkałem z rodziną w kolonii Rogowicze, gmina Chorów, pow. Horochów. Ojciec mój Aleksander oprócz gospodarstwa rolnego posiadał młyn, siostra Jadwiga, lat 25, panna, była nauczycielką w szkole powszechnej, starszy brat Aleksander, lat 35 był sekretarzem gminy, ja zaś miałem kuźnię. Z Ukraińcami żyliśmy w zgodzie i mimo iż docierały do nas informacje o mordowaniu rodzin polskich przez banderowców uwierzyliśmy zapewnieniom naszych ukraińskich sąsiadów, że nic nam nie grozi, mamy mocną pozycję, przecież oni też korzystają z naszego młyna i kuźni, a brat Aleksander był przez nich ceniony za udzielanie porad agronomicznych. „Musicie zginąć, nie ma tu dla was miejsca”. Lipcowa rzeź w kolonii Rogowicze, gm. Chorów, pow. Horochów, woj. wołyńskie A jednak przyszli. Była to niedziela 11 czy też 18 lipca 1943 r. Wróciłem do domu z rodzicami Aleksandrem i Agnieszką z d. Bernat oraz siostrą Jadwigą po nabożeństwie z kościoła w Łokaczach. Przyszedł do nas brat Aleksander z żon