W poniedziałek rano 30 sierpnia 1943 r. przyszedł do mnie syn. Wkrótce przyszło do mego domu dwóch Ukraińców. My wcześniej pochowaliśmy świąteczne ubrania, buty pod podłogę i w drzewo kożuchy. Jeden z bandytów zapytał się: „nyma bilsze nykoho ?” – i zabrał nas: mnie, żonę i syna na zebranie do szkoły. Był tam sam ich przedstawiciel, tylko s…syn chytry był, stał za szkołą przy płocie. Przy pasie miał pistolet i szablę. Na placu było już dużo ludzi: kobiety, dzieci, starcy, mężczyźni. Pełne były dwie duże sale w szkole i plac przed szkołą – w sumie około 300 osób, ale jeszcze ciągle spędzali. Ten ich przedstawiciel powiada: „ot, nasz komandir przyjedzie za piwhodyny i was pouczy”. Delikatnie, cholera, bo to wszystko chłopy byli! Wszystko w kawalerii służyli „Tylko nie szlać się po placu – mówi – zajdźcie do szkoły”. No więc wszyscy idą do szkoły na zebranie. Ale co się robi… Jak tylko zaszliśmy do szkoły, to zaraz wszystkie okna zostały obstawione przez Ukraińców. Niebawem wzięli