Ze zdumieniem i zażenowaniem przeczytałem wywiad z europosłem PJN Pawłem Kowalem „Nie obciążaćUkrainy za tę zbrodnię” („Rzeczpospolita”, 14 maja). Takiej ilości wykluczających się stwierdzeń i niedorzeczności, jakie zawiera ten tekst, nie sposób pozostawić bez komentarza, a sposób formułowania tez, często ze sobąsprzecznych, praktycznie uniemożliwia jakąkolwiek racjonalną krytykę. W myśl bowiem jednej z naczelnych zasad logiki: ze sprzecznych zdań wynika dowolne inne zdanie. Niepokój budzi moralny nihilizm propozycji Pawła Kowala, który podstawowe wartości, jak obiektywnie pojęte prawda, dobro i sprawiedliwość, pragnie zastąpić zasadami politycznej poprawności kreowanymi przez zwolenników przebrzmiałych idei Jerzego Giedroycia.
Teza jak dogmat
Zacznijmy od tezy naczelnej, która wybrzmiewa w tytule omawianego artykułu. Pytanie, które należy postawić, brzmi: dlaczego mamy nie obciążać dzisiejszej Ukrainy za potworne zbrodnie dokonywane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach,Żydach, Węgrach, Ormianach i sprawiedliwych Ukraińcach? Autor nie odpowiada wprost na to pytanie, traktując swoją tezę jak dogmat. Zamiast tego w pokrętny sposób, mieszając porządki i kategorie, usiłuje za wszelką cenę utrzymać tezęwyartykułowaną w tytule swojego tekstu. Myśl przewodnią wywodu Kowala dałoby się zawrzeć w stwierdzeniu, że w imięracji stanu, szczególnie w imię obecnych i przyszłych dobrych stosunków z Ukrainą, powinniśmy na zawsze pominąć milczeniem nieprawdopodobne barbarzyństwo, jakiego dopuścili się czczeni na współczesnej Ukrainie nacjonaliści, i skreślić z naszego słownika słowo „ludobójstwo” na oznaczenie tej zbrodni.
Logiczne następstwa
Wydobywanie na jaw nieznanego ogromnej większości polskiego społeczeństwa i budzącego grozęludobójstwa jest działaniem wbrew polskiej racji stanu – twierdzi Paweł Kowal. W myśl tej przewrotnej tezy szczególnie „szkodliwe” dla tak pojętej racji stanu jest kwalifikowanie tamtej zbrodni jako nieulegającego przedawnieniu ludobójstwa. Dlaczego? Tego Kowal nie dopowiada wprost, ale łatwo samemu siędomyślić: oznacza to zakwestionowanie podstaw polityki historycznej Ukrainy, zgodnie z którą bandy UPA były „armią” bez skazy, walczącą z najeźdźcą:polskim, sowieckim i niemieckim, prawie 200 tys. Polaków zaś wymordowali nie banderowcy, ale przebrani za banderowców… Sowieci (sic!). Nade wszystko może to oznaczać nieprzyjemne konsekwencje prawnokarne dla „bohaterów” dzisiejszej Ukrainy i obligować ukraiński resort sprawiedliwości do udzielania pomocy w pracy pionu śledczego polskiego IPN. W tym sensie najgroźniejszą dla racji stanu instytucją są działania pionuśledczego IPN oraz badania historyków wydobywających na jaw kolejne nieznane fakty.
Polityczna poprawność, czyli język kłamstwa
„Polityczna poprawność zamiast prawdy w relacjach polsko-ukraińskich” – tak najkrócej brzmi sens przekazu Kowala. Otóż przyznaje on, że rzezie na Kresach były ludobójstwem, ale zaraz dodaje, że nie powinniśmy używać tego słowa na ich oznaczenie. Twierdzi też, że obchodów upamiętniających 70. rocznicę apogeum ludobójczej akcji UPA na Wołyniu nie należy upolityczniać, ale dodaje, że uroczystości rocznicowe były „obchodzone na szczeblu państwowym z najwyższymi honorami” z udziałem przedstawicieli strony ukraińskiej, bez wskazywania na niąjako na spadkobierczynię morderców z UPA i SS Galizien. Co to znaczy? Znaczy tyle, że chce osiągnąć porozumienie i pojednanie, ale poza etyką i prawdą historyczną.Ma się ono dokonać w sferze polityki, którą rządzą doraźne interesy, i pustych gestach medialnych czynionych do kamer telewizyjnych przez przedstawicieli państw i Kościołów. Kowal lubi odwoływać się do zasad chrześcijaństwa, ale„zapomina” przy tym o słowach: „Poznacie prawdę, a ona was wyzwoli” (J 8,32). Powołuje się na gesty medialne Jana Pawła II i udaje, że nie wie, iż według niego obiektywnie pojęta prawda, jej rozpoznanie i uznanie (!) są koniecznym warunkiem prawego sumienia i fundamentem naszej wolności oraz tożsamości (zob. K. Wojtyła, „Osoba i czyn”, Lublin 1994). Zgodnie z tą nauką nie ma porozumienia bez otwartego wypowiedzenia i uznania prawdy o tamtej barbarzyńskiej zbrodni. Tym bardziejże w praktyce dzisiejszych stosunków polsko-ukraińskich okazuje się, że po ponad 20 latach polityki ustępstw, przemilczeń i politycznej poprawności forowanej przez miłośników Jerzego Giedroycia nie ma żadnego pojednania, bo –jak ostatnio stwierdził Zdzisław Najder – okazało się ono całkowitą fikcją.
W narracji Pawła Kowala jest coś, co musi budzić niepokój. Jest to postulowany przezeńjęzyk politycznej poprawności, czyli kłamstwa, w którym ma się toczyć dyskurs o kwestii ludobójstwa na Kresach. W tekście Kowala można znaleźć trzy wyróżniane przez św. Augustyna z Hippony formy kłamstwa, czyli kwalifikacji wypowiedzi ze względu na mylącą intencję jej autora. Po pierwsze, kłamstwo przez użycie mylącej nazwy (falsa significatio): europoseł wprost postuluje, aby zamiast„ludobójstwa” jako prawnokarnej kwalifikacji zbrodni dokonanej przez UPA używaćinnych nazw („tragedia”, „konflikt”, „bratobójcza walka”). W efekcie wbrew naczelnej funkcji nazwy jako składnika języka proponowane określenia zamiast odsłaniać i wskazywać istotę zbrodni, będą ją zaciemniać i fałszować. Aby od strony prawnej dowiedzieć się, czym były zbrodnie ukraińskich nacjonalistów, wystarczy wskazać na ekspertyzy prawne prof. Ryszarda Szawłowskiego, który wprowadził określenie genocidium atrox (ludobójstwo ze szczególnym okrucieństwem) oraz ekspertyzy trzech prokuratorów pionu śledczego IPN w redagowanym przeze mnie tomie „Prawda historyczna a prawda polityczna w badaniach naukowych. Ludobójstwo na Kresach południowo-wschodniej Polski w latach 1939-1946”, Wrocław 2011 (w czerwcu br. nowe wydanie w wydawnictwie Aureus). Po drugie, europoseł PJN posługuje się mylącą czytelnika intencją(intentio fallendi), gdyż sugeruje wprost, że pojednanie z Ukrainą jest możliwe jedynie za cenę rezygnacji z przyznania się przez nią do winy i bez wyrażenia skruchy. Jest to absurdalne tak z perspektywy elementarnej etyki, jak niedorzeczne w wymiarze polityki – nigdy nic podobnego nie zakończyło sięsukcesem. Po trzecie, w wypowiedzi Kowala mamy do czynienia z najgroźniejsząformą kłamstwa – przez przemilczenie. Kowal w swojej narracji przemilcza powszechny, obecny dziś już na wszystkich szczeblach władzy i struktur społecznych Ukrainy kult ludobójców Polaków, który stoi w sprzeczności z najbardziej podstawowymi warunkami pojednania z rodzinami blisko 200 tys. ofiar. Wskazuje na płaszczyznę religii chrześcijańskiej jako „najwłaściwszą”drogę porozumienia i zarazem przemilcza fakt, że ostatnie orędzie Wołyńskiej Grupy Kościołów dotyczące lipcowych obchodów, z premedytacją zafałszowujące obraz tamtej zbrodni („krwawa konfrontacja pomiędzy Ukraińcami i Polakami”) i dystansujące się od moralnego osądu zbrodni („nie mamy prawa osądzać”),zawierało sfałszowany podpis przedstawiciela Kościoła rzymskokatolickiego, bp. Stanisława Szyrokoradiuka, który dystansował się od treści tego orędzia. Przemilcza, że ukraiński Kościół greckokatolicki jest tak samo uwikłany w nacjonalizm, jak politycy w rodzaju Stepana Bandery czy Romana Szuchewycza. Wystarczy przypomnieć haniebne przykłady arcybiskupów Andrzeja Szeptyckiego i Josyfa Slipyja, którzy otwarcie kolaborowali z hitlerowcami i organizowali msze dla członków SS Hałyczyna, Nachtigall etc., ich podwładni zaś bezpośrednio inspirowali oraz wręcz błogosławili rzezie na Polakach. Dziś ich następcy, m.in. greckokatolicki arcybiskup Lwowa Ihor Wozniak, dokonują publicznych poświęceń pomników ludobójców Polaków.
Sprawdzam!
Paweł Kowal nie podał żadnych racjonalnych argumentów na rzecz swojej tezy głównej, a jego argumentacja tonie w sprzecznościach. Twierdzi, że nie można obarczaćpaństwa ukraińskiego za zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i kolaborantów Hitlera, bo to państwo nie istniało, podczas gdy istniejące państwo ukraińskie tych właśnie zbrodniarzy gloryfikuje (dekrety prezydenckie) i gratyfikuje (dodatki do emerytur) jako swoich twórców. O zgrozo! Władze państwa ukraińskiego i jego elity w ludobójczych mordach na Kresach upatrują moralnie godziwych aktów założycielskich państwa ukraińskiego: „Walka UPA była wielkim moralnym zwycięstwem”, pisał urzędujący prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko („UPA. Istoria nieskoriennych”, 2008). Według Kowala Lech Kaczyński jest wzorem postawy wobec Juszczenki przez to, że odrzucał każdy patronat nad imprezami upamiętniającymi rzezie Polaków na Kresach, a zarazem ostentacyjnie bezwarunkowo popierał politykę neobanderowców („pomarańczowych”) i ich historyczną narrację. Wpisywał się tym samym w politykę historyczną,konsekwentnie prowadzoną od ponad 20 lat, począwszy od haniebnej uchwały Senatu potępiającej tzw. akcję „Wisła”. Pozostaje więc zapytać, jakie dała ona efekty?Żadnych! Elity ukraińskie, które dziś panują na uczelniach i w szkołach, nie tylko nie odrzuciły ludobójczej ideologii wyrażonej w „Nacjonalizmie” Dmytra Doncowa, ale w większości ją zasymilowały jako podstawę narodowej świadomości (książka ta jest obowiązkową lekturą szkolną). W oparciu o nią definiują swoją tożsamość i zasady działania wskazywane przez Doncowa: woluntaryzm i fanatyzm.
W dyskursie historycznym dominuje strategia całkowitego wypierania i negowania zbrodni dokonywanych przez UPA i SS Galizien. Ideologia nacjonalizmu rozlała sięjuż na prawie całą Ukrainę, celebrowanie zaś tam rocznic związanych z nazistowskimi formacjami kolaboracyjnymi jest na porządku dziennym. Ukraińscy posłowie ze Swobody regularnie wysuwają żądania terytorialne wobec Polski. Polska mniejszość i czynione przez nią próby podtrzymywania polskiej kultury zostały brutalnie spacyfikowane przez nacjonalistyczną politykę kulturalnąwładz Ukrainy, podczas gdy mniejszość ukraińska w Polsce cieszy się licznymi przywilejami i wielomilionowymi dotacjami. Również na polu gospodarczym Polska nie uzyskała najmniejszych korzyści – ostentacyjnie popierany przez Lecha Kaczyńskiego Wiktor Juszczenko kilka dni po objęciu urzędu prezydenta całkowicie zamknął granicę dla polskich produktów rolnych. Stanowisko Pawła Kowala jest być może wystarczające, aby zasłużyć na kolejny medal od władz państwowych naszych ukraińskich sąsiadów, ale z pewnością wiele mu brakuje, aby sprostać logicznym zasadom dyskursu i móc przekonać kogoś, kto dotychczas nie był przekonany.
Prof. UWr, dr hab. Bogusław Paź .
Teza jak dogmat
Zacznijmy od tezy naczelnej, która wybrzmiewa w tytule omawianego artykułu. Pytanie, które należy postawić, brzmi: dlaczego mamy nie obciążać dzisiejszej Ukrainy za potworne zbrodnie dokonywane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach,Żydach, Węgrach, Ormianach i sprawiedliwych Ukraińcach? Autor nie odpowiada wprost na to pytanie, traktując swoją tezę jak dogmat. Zamiast tego w pokrętny sposób, mieszając porządki i kategorie, usiłuje za wszelką cenę utrzymać tezęwyartykułowaną w tytule swojego tekstu. Myśl przewodnią wywodu Kowala dałoby się zawrzeć w stwierdzeniu, że w imięracji stanu, szczególnie w imię obecnych i przyszłych dobrych stosunków z Ukrainą, powinniśmy na zawsze pominąć milczeniem nieprawdopodobne barbarzyństwo, jakiego dopuścili się czczeni na współczesnej Ukrainie nacjonaliści, i skreślić z naszego słownika słowo „ludobójstwo” na oznaczenie tej zbrodni.
Logiczne następstwa
Wydobywanie na jaw nieznanego ogromnej większości polskiego społeczeństwa i budzącego grozęludobójstwa jest działaniem wbrew polskiej racji stanu – twierdzi Paweł Kowal. W myśl tej przewrotnej tezy szczególnie „szkodliwe” dla tak pojętej racji stanu jest kwalifikowanie tamtej zbrodni jako nieulegającego przedawnieniu ludobójstwa. Dlaczego? Tego Kowal nie dopowiada wprost, ale łatwo samemu siędomyślić: oznacza to zakwestionowanie podstaw polityki historycznej Ukrainy, zgodnie z którą bandy UPA były „armią” bez skazy, walczącą z najeźdźcą:polskim, sowieckim i niemieckim, prawie 200 tys. Polaków zaś wymordowali nie banderowcy, ale przebrani za banderowców… Sowieci (sic!). Nade wszystko może to oznaczać nieprzyjemne konsekwencje prawnokarne dla „bohaterów” dzisiejszej Ukrainy i obligować ukraiński resort sprawiedliwości do udzielania pomocy w pracy pionu śledczego polskiego IPN. W tym sensie najgroźniejszą dla racji stanu instytucją są działania pionuśledczego IPN oraz badania historyków wydobywających na jaw kolejne nieznane fakty.
Polityczna poprawność, czyli język kłamstwa
„Polityczna poprawność zamiast prawdy w relacjach polsko-ukraińskich” – tak najkrócej brzmi sens przekazu Kowala. Otóż przyznaje on, że rzezie na Kresach były ludobójstwem, ale zaraz dodaje, że nie powinniśmy używać tego słowa na ich oznaczenie. Twierdzi też, że obchodów upamiętniających 70. rocznicę apogeum ludobójczej akcji UPA na Wołyniu nie należy upolityczniać, ale dodaje, że uroczystości rocznicowe były „obchodzone na szczeblu państwowym z najwyższymi honorami” z udziałem przedstawicieli strony ukraińskiej, bez wskazywania na niąjako na spadkobierczynię morderców z UPA i SS Galizien. Co to znaczy? Znaczy tyle, że chce osiągnąć porozumienie i pojednanie, ale poza etyką i prawdą historyczną.Ma się ono dokonać w sferze polityki, którą rządzą doraźne interesy, i pustych gestach medialnych czynionych do kamer telewizyjnych przez przedstawicieli państw i Kościołów. Kowal lubi odwoływać się do zasad chrześcijaństwa, ale„zapomina” przy tym o słowach: „Poznacie prawdę, a ona was wyzwoli” (J 8,32). Powołuje się na gesty medialne Jana Pawła II i udaje, że nie wie, iż według niego obiektywnie pojęta prawda, jej rozpoznanie i uznanie (!) są koniecznym warunkiem prawego sumienia i fundamentem naszej wolności oraz tożsamości (zob. K. Wojtyła, „Osoba i czyn”, Lublin 1994). Zgodnie z tą nauką nie ma porozumienia bez otwartego wypowiedzenia i uznania prawdy o tamtej barbarzyńskiej zbrodni. Tym bardziejże w praktyce dzisiejszych stosunków polsko-ukraińskich okazuje się, że po ponad 20 latach polityki ustępstw, przemilczeń i politycznej poprawności forowanej przez miłośników Jerzego Giedroycia nie ma żadnego pojednania, bo –jak ostatnio stwierdził Zdzisław Najder – okazało się ono całkowitą fikcją.
W narracji Pawła Kowala jest coś, co musi budzić niepokój. Jest to postulowany przezeńjęzyk politycznej poprawności, czyli kłamstwa, w którym ma się toczyć dyskurs o kwestii ludobójstwa na Kresach. W tekście Kowala można znaleźć trzy wyróżniane przez św. Augustyna z Hippony formy kłamstwa, czyli kwalifikacji wypowiedzi ze względu na mylącą intencję jej autora. Po pierwsze, kłamstwo przez użycie mylącej nazwy (falsa significatio): europoseł wprost postuluje, aby zamiast„ludobójstwa” jako prawnokarnej kwalifikacji zbrodni dokonanej przez UPA używaćinnych nazw („tragedia”, „konflikt”, „bratobójcza walka”). W efekcie wbrew naczelnej funkcji nazwy jako składnika języka proponowane określenia zamiast odsłaniać i wskazywać istotę zbrodni, będą ją zaciemniać i fałszować. Aby od strony prawnej dowiedzieć się, czym były zbrodnie ukraińskich nacjonalistów, wystarczy wskazać na ekspertyzy prawne prof. Ryszarda Szawłowskiego, który wprowadził określenie genocidium atrox (ludobójstwo ze szczególnym okrucieństwem) oraz ekspertyzy trzech prokuratorów pionu śledczego IPN w redagowanym przeze mnie tomie „Prawda historyczna a prawda polityczna w badaniach naukowych. Ludobójstwo na Kresach południowo-wschodniej Polski w latach 1939-1946”, Wrocław 2011 (w czerwcu br. nowe wydanie w wydawnictwie Aureus). Po drugie, europoseł PJN posługuje się mylącą czytelnika intencją(intentio fallendi), gdyż sugeruje wprost, że pojednanie z Ukrainą jest możliwe jedynie za cenę rezygnacji z przyznania się przez nią do winy i bez wyrażenia skruchy. Jest to absurdalne tak z perspektywy elementarnej etyki, jak niedorzeczne w wymiarze polityki – nigdy nic podobnego nie zakończyło sięsukcesem. Po trzecie, w wypowiedzi Kowala mamy do czynienia z najgroźniejsząformą kłamstwa – przez przemilczenie. Kowal w swojej narracji przemilcza powszechny, obecny dziś już na wszystkich szczeblach władzy i struktur społecznych Ukrainy kult ludobójców Polaków, który stoi w sprzeczności z najbardziej podstawowymi warunkami pojednania z rodzinami blisko 200 tys. ofiar. Wskazuje na płaszczyznę religii chrześcijańskiej jako „najwłaściwszą”drogę porozumienia i zarazem przemilcza fakt, że ostatnie orędzie Wołyńskiej Grupy Kościołów dotyczące lipcowych obchodów, z premedytacją zafałszowujące obraz tamtej zbrodni („krwawa konfrontacja pomiędzy Ukraińcami i Polakami”) i dystansujące się od moralnego osądu zbrodni („nie mamy prawa osądzać”),zawierało sfałszowany podpis przedstawiciela Kościoła rzymskokatolickiego, bp. Stanisława Szyrokoradiuka, który dystansował się od treści tego orędzia. Przemilcza, że ukraiński Kościół greckokatolicki jest tak samo uwikłany w nacjonalizm, jak politycy w rodzaju Stepana Bandery czy Romana Szuchewycza. Wystarczy przypomnieć haniebne przykłady arcybiskupów Andrzeja Szeptyckiego i Josyfa Slipyja, którzy otwarcie kolaborowali z hitlerowcami i organizowali msze dla członków SS Hałyczyna, Nachtigall etc., ich podwładni zaś bezpośrednio inspirowali oraz wręcz błogosławili rzezie na Polakach. Dziś ich następcy, m.in. greckokatolicki arcybiskup Lwowa Ihor Wozniak, dokonują publicznych poświęceń pomników ludobójców Polaków.
Sprawdzam!
Paweł Kowal nie podał żadnych racjonalnych argumentów na rzecz swojej tezy głównej, a jego argumentacja tonie w sprzecznościach. Twierdzi, że nie można obarczaćpaństwa ukraińskiego za zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i kolaborantów Hitlera, bo to państwo nie istniało, podczas gdy istniejące państwo ukraińskie tych właśnie zbrodniarzy gloryfikuje (dekrety prezydenckie) i gratyfikuje (dodatki do emerytur) jako swoich twórców. O zgrozo! Władze państwa ukraińskiego i jego elity w ludobójczych mordach na Kresach upatrują moralnie godziwych aktów założycielskich państwa ukraińskiego: „Walka UPA była wielkim moralnym zwycięstwem”, pisał urzędujący prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko („UPA. Istoria nieskoriennych”, 2008). Według Kowala Lech Kaczyński jest wzorem postawy wobec Juszczenki przez to, że odrzucał każdy patronat nad imprezami upamiętniającymi rzezie Polaków na Kresach, a zarazem ostentacyjnie bezwarunkowo popierał politykę neobanderowców („pomarańczowych”) i ich historyczną narrację. Wpisywał się tym samym w politykę historyczną,konsekwentnie prowadzoną od ponad 20 lat, począwszy od haniebnej uchwały Senatu potępiającej tzw. akcję „Wisła”. Pozostaje więc zapytać, jakie dała ona efekty?Żadnych! Elity ukraińskie, które dziś panują na uczelniach i w szkołach, nie tylko nie odrzuciły ludobójczej ideologii wyrażonej w „Nacjonalizmie” Dmytra Doncowa, ale w większości ją zasymilowały jako podstawę narodowej świadomości (książka ta jest obowiązkową lekturą szkolną). W oparciu o nią definiują swoją tożsamość i zasady działania wskazywane przez Doncowa: woluntaryzm i fanatyzm.
W dyskursie historycznym dominuje strategia całkowitego wypierania i negowania zbrodni dokonywanych przez UPA i SS Galizien. Ideologia nacjonalizmu rozlała sięjuż na prawie całą Ukrainę, celebrowanie zaś tam rocznic związanych z nazistowskimi formacjami kolaboracyjnymi jest na porządku dziennym. Ukraińscy posłowie ze Swobody regularnie wysuwają żądania terytorialne wobec Polski. Polska mniejszość i czynione przez nią próby podtrzymywania polskiej kultury zostały brutalnie spacyfikowane przez nacjonalistyczną politykę kulturalnąwładz Ukrainy, podczas gdy mniejszość ukraińska w Polsce cieszy się licznymi przywilejami i wielomilionowymi dotacjami. Również na polu gospodarczym Polska nie uzyskała najmniejszych korzyści – ostentacyjnie popierany przez Lecha Kaczyńskiego Wiktor Juszczenko kilka dni po objęciu urzędu prezydenta całkowicie zamknął granicę dla polskich produktów rolnych. Stanowisko Pawła Kowala jest być może wystarczające, aby zasłużyć na kolejny medal od władz państwowych naszych ukraińskich sąsiadów, ale z pewnością wiele mu brakuje, aby sprostać logicznym zasadom dyskursu i móc przekonać kogoś, kto dotychczas nie był przekonany.
Prof. UWr, dr hab. Bogusław Paź .
Komentarze
Prześlij komentarz