Przejdź do głównej zawartości

Kolejny przykład ''twórczości '' ukraińskich filmowców !

Film Olesia Janczuka „Żelazna sotnia” (ukr. „Залізна сотня „(ang. „The Company of Heroes”) z 2003 r. powinien szczególnie zaciekawić polskich widzów.Film rozpoczyna krótka, „zajawka” przedstawiająca bitwę partyzantów UPA z Wehrmachtem. Po tym krótkim wstępie niewtajemniczonych w „wiry walki” widzówuświadamiają napisy po ukraińsku i po angielsku. Dowiedzieć możemy się m.in. że „na początku XX w. Ukraina została podzielona pomiędzy Rosję Radziecką i Polskę. (…) W 1943 r. Stalin oddał Polsce Zakerzonję , część odwiecznych ukraińskich ziem z prawie milionem ukraińskich mieszkańców. Dla obrony Kraju przed represjami w celu odrodzenia państwa, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów stworzyła podziemną organizację i siły zbrojne. Wśród nich była sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii pod dowództwem Mychajła Dudy „Hromenki”. Janczuk składa bowiem hołd „bohaterom” Zakerzonii[i], słynnej sotni UPA pod dowództwem „Hromenki” (właściwie Mychajło Duda). Warto dodać, że film zrealizowano na motywach książki Jurija Borca (Paszkowskiego) „UPA – w wirach walki” który zresztą był również głównym producentem filmu, przy wsparciu finansowym Ministerstwa Obrony Ukrainy i Administracji Państwowej oraz Rady Obwodowej w Iwanofrankowsku. Zanim oglądnąłem ten film zapytałem sam siebie, czego możemy spodziewać się po ukraińskim filmie o Ukraińskiej Powstańczej Armii? Zrozumienia drugiej ze stron? Pokazania zbrodni po stronie ukraińskiej? Dozy obiektywizmu? No w końcu film nakręcono w 2003 r. 12 lat po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, w innych warunkach niż polski „Ogniomistrz Kaleń”… Nic z tych rzeczy. Reżyser opowiada ukraińską wersję tamtych wydarzeń. Opowiada ze swadą, barwnie, momentami żewnie, ale jak ślepy na jedno oko bandurzysta nie widzi tego, do czego doprowadził ukraiński nacjonalizm po drugiej stronie. Dla jednych to może być główna wada filmu, ale w końcu to film o Ukraińcach i dla Ukraińców. To ich historię opowiada „Czumak” za pośrednictwem reżysera, tu Polacy i Sowieci są tłem dla dzielnych partyzantów spod znaku żelaznej podkowy.Reżyser nie uniknął wpadek charakterystycznych dla siermiężnej, wschodniosłowiańskiej kinematografii. I tak sceny miłosne, które swoim patosem i uderzającą w ekran „burzą uczuć” bohaterów przypominają najlepsze sowieckie dramaty produkcyjne. Główne postaci w filmie Janczuka są jak archetypowi kozaccy atamani. Buławny „Czumak” , schwytany przez lackie oddziały, niczym Iwan Pidkowaucieka brawurowo z łódki przepływającej graniczny San – nurkując i cudem unikając kaźni. Jest młody chłopiec z sokołem, symbolem wolnej ukraińskiej duszy, nieokiełznanej kozackiej „woli”, są czarnobrewe „mołodyce” i „diyuczyny”, których uroda rozkwita i gaśnie w wojennej zawierusze. Są bohaterscy swiaszczennycy, stawiający czoła bezbożnym okupantom. Są i zdradzieccy Turcy – Bisurmani, w latach 40-tych to Sowieci. O dolo kozacka! To w większości Ukraińcy spod Charkowa i Połtawy! Jak dawni poturczeńcy woleli „bisurmańskie” wygody niż nierówną walkę z wszystkimi o wszystko… Zresztą „Czumak” tłumaczy Miszy spod Żytomierza, który pyta: -Czemu Polacy palą wasze wsie? -Nasze wsie, Misza, nasze wsie! – tłumaczy jak mądry ataman młodemu janczarowi -Wasza Żytomierszczyzna podlega Moskwie, a te ziemie – wskazał na pola – Warszawie. Warszawa to lacka stolica. Są więc i Lachy…Ukazani jako głowni winowajcy wszystkiego zła Polacy to głownie walczące z UPA i dokonujące wysiedleń ludowe Wojsko Polskie. Kieruje nim, nota bene nieźle sportretowany,tow. Świerczewski. Główne odium nienawiści widza skupia polska banda, siejąca terror wśród dobrych ukraińskich wieśniaków. W przerwach od krwawej siejby banda zajmuje się głównie biesiadowaniem i śpiewaniem łamaną, szeleszczącą polszczyzną piosenek, z pijackim refrenem „ale o mojej biedzie powiedzieć nie mogę”. Przywódcą bandy, a zarazem główną negatywną postacią filmu jest blondwłosy watażka, amator dobrej wypitki i zdobywanych siłą ukraińskich kobiet. Czarny charakter oczywiście epatuje czarnym humorem, w jednej z pierwszych scen, kiedy przyprowadzają do niego grekokatolickiego księdza Szewczuka, ten najpierw wyzywa go od schizmatyków, a gdy przerażony swiaszczennyk szepce: -Jestem obrządku wschodniego. -Znam jeden wschodni obrządek – odpowiada Lach, polerując brzytwę o pas – obrzezanie. Wtórujemu śmiech innych Lachów, którzy zaraz ochoczo przystępują do wykonywania „obrządku” i pewnie „obrzezaliby” biednego księdza, gdyby nie bohaterska odsiecz upowców. Sowieccy reżyserzy nie powstydziliby się tak zręcznej propagandowej agitki! Zwłaszcza, że w tym filmie jest niewątpliwe piękno, surowe bieszczadzkie krajobrazy i świat dawnych mieszkańców tamtych ziem, ukazany jednostronnie i powierzchownie, ale dość przekonywująco. Szerokie panoramy zaśnieżonych połonin, wartkich górskich strumieni, a wśród nich podpalone przez polskie wojsko, polskojęzyczne bandy i enkawudzistów ukraińskie chaty. Za serce chwyta scena wielkanocnej liturgii na połoninie, kiedy świąteczne „Chrystos Woskres – Woistinu Woskres” brzmią jak pełen nadziei okrzyk zapowiadający zmartwychwstanie Samostijnej Ukrainy. Scenę ślubu w cerkwi kończy rozdzierająca serce pieśń państwa młodych i weselnego orszaku „Myła moja, szczo to bude z namy…” , która rozbrzmiewa po górach i dolinach, odbijająca się głuchym echem od blaszanych kopuł drewnianej cerkiewki, pozwalając zrozumieć tęsknotę za dawno już przebrzmiałym światem. Cóż piękne, ale czy prawdziwe? Autor nie wspomina słowem o masakrze Polaków w Baligrodzie, rajdach na Birczę o zbrodniach dywizji SS „Hałyczyna” (Galizien) w okolicach Rymanowa Zdroju. Ich kości i krew użyźniły nieurodzajną górską ziemię, a Polska, za którą i przez którą zginęli o nich zapomniała….

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

Kulinarna egzotyka Ukrainy.

  Morska kapusta. Morska kapusta Glon o nazwie listownica (łac. laminaria), pocięty na drobne paseczki i zamarynowany. Ma kwaskowy, pikantny smak i charakterstyczny, glonowaty zapach. Dla mnie bomba. Morska kapusta sprzedawana jest w puszkach lub na wagę, można ją dostać praktycznie w każdym spożywczym, samą lub z dodatkami warzywnymi. Kosztuje śmiesznie tanio, 8-10 zł/kg. Wikipedia uważa, że w Europie się tego nie je, a jedynie na dalekim wschodzie Azji (Chiny, Korea, Japonia), gdzie listownica jest znana co najmniej od VIII w. pod nazwą kombu Podobno w Rosji morska kapusta rozpowszechniła w XVII w. z Wysp Kurylskich i zdobyła ogromną popularność w okresie ZSRR. Laminaria. Poza walorami smakowymi morska kapusta ma jakieś oszałamiające walory prozdrowotne, przede wszystkim ogromną zawartość jodu (3%), aminokwasów, witamin i minerałów. Suszona laminaria ma szereg zastosowań medycznych i kosmetycznych. Nie jest wskazana przy nadczynnosci tarczycy, chorobach nerek, w ciąży

Jeszcze jeden '' bohater'' spod znaku tryzuba.

Nazwisko Iwana Szpontaka mocno zapadło w pamięci mieszkańców ziemi lubaczowskiej. Ofiarą jego podwładnych padło wielu jej mieszkańców, których, zgodnie z wytycznymi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, starał się z niej usunąć, by przekształcić w ukraińską republikę. Jego kureń wysadził w powietrze 14 stacji kolejowych i 16 drogowych, a także cztery pociągi. Zaatakował trzy miasta i zlikwidował 14 posterunków polskiej milicji. Iwan Szpontak ps. „Zalizniak” – Ukrainiec, dowódca kurenia UPA „Mesnyky”, mający w środowiskach polskich opinię ukraińskiego zbrodniarza, mordującego głównie polską ludność cywilną – urodził się 14 kwietnia 1919 roku w Wołkowyi koło Użhorodu na Rusi Podkarpackiej, będącej historyczną ziemią należącą do Królestwa Węgier, a w okresie międzywojennym do Czechosłowacji. Ukończył czteroklasową szkołę podstawową, a następnie Szkołę Gospodarczą. Kontynuował naukę w Studium Nauczycielskim w Użhorodzie. Tu najprawdopodobniej zetknął się z ideami ukr