Przejdź do głównej zawartości

Wołyń.

Wołyń Smarzowskiego to obraz niezwykle mocny, sugestywny i świetnie zrealizowany, także dzięki plastycznym zdjęciom Piotra Sobocińskiego, podkreślającej grozę muzyce Mikołaja Trzaski oraz szybkiemu montażowi, który ułatwia skonsumowanie” tego dwu i pół godzinnego dzieła.
Osią filmu są losy Zosi Głowackiej. To siedemnastoletnia Polka zakochana w Ukraińcu Petrze, jednak wbrew jej woli wydana za mąż za zamożnego i znacznie starszego wdowca Macieja Skibę; następnie związała się z żołnierzem AK. Historia miłosna jest pretekstem do pokazania tragicznych wydarzeń, które miały miejsce w południowej części województwa wołyńskiego w latach 1939-1943. Przede wszystkim chodzi o pokazanie rzezi Polaków, dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów i podburzanych przez nich chłopów, której kulminacja miała miejsce latem 1943 roku. I właśnie przez pryzmat ukazanej na ekranie historii film ten będzie oceniany.
Obraz otwierają bukoliczno-etnograficzne sceny wesela Ukraińca i Polki, siostry Zosi. Prowadzone podczas uroczystości rozmowy – po polsku i ukraińsku, wprowadzają widza w kontekst historyczny: „przywracania do polskości” prawosławnych mieszkańców Wołynia, rewindykacji cerkwi, nadawania polskim kolonistom najbardziej urodzajnych kawałków ziemi. Mowa o krzywdach, jakie II RP wyrządziła ukraińskim współobywatelom. Następnie wybucha wojna, a na Wołyniu rozpoczyna się najpierw okupacja sowiecka, a potem niemiecka – z okupantami ochoczo współpracują niektórzy Ukraińcy. Jednocześnie nakręca się spirala przemocy: od zabójstw i wywózek dokonywanych przez NKWD i eksterminacji ludności żydowskiej przeprowadzanej przez Niemców po kulminację w postaci rzezi Polaków.
Sceny tych mordów – wydłubywania oczu, ściągania skóry, odrąbywania głów – w przerażający sposób zanurzają widzów w matni, w której znaleźli się Polacy na Wołyniu latem 1943 roku. Niemniej Smarzowskiemu należy się uznanie za oddanie realiów. Film jest historycznie uczciwy, widać w nim wyczucie proporcji w rozdziale win między wszystkimi stronami konfliktu: Polakami, Ukraińcami, sowietami i Niemcami. Reżyser inteligentnie opowiada także o uwarunkowaniach, jakie doprowadziły do rzezi, której z kolei nie usprawiedliwia. W dzieleodpowiedzialnymi za zbrodnię są ukraińscy nacjonaliści, którzy w sposób zorganizowany zaplanowali i częściowo przeprowadzili czystkę ludności polskiej. Jednocześnie w filmie nie ma ludzi (może prócz Zosi), a tym bardziej narodów jednoznacznie dobrych i jednoznacznie złych. Są banderowcy, którzy zabijają, i niektórzy chłopi ukraińscy, którzy ratują. Są Polacy – ofiary UPA i NKWD, a także Polacy w odwecie mordujący i Ukraińców, i Polaków. Smarzowski nie unarodowia zła, nie oskarża Ukraińców jako grupy o dokonanie tej zbrodni. Nadaje to obrazowi charakter uniwersalnej opowieści o naturze ludzkiej w okresie wielkich kryzysów geopolitycznych, sugerującej potrzebę rozszerzenia przyszłej refleksji badawczej nad tą zbrodnią o inne konteksty.
W filmie Smarzowskiego od takich bezpieczników aż gęsto. To nie tylko wspomniana polityka władz polskich, ale również pokazanie – choć dość łopatologiczne – polskiej akcji odwetowej, polskiego antysemityzmu. Sugestywny jest też fragment, w którym równolegle duchowni prawosławni głoszą kazania – jeden z nich naucza o konieczności poszanowania bliźniego, drugi nawołuje do „oczyszczenia” Wołynia, święcąc kosy i siekiery. Scen zawierających wstrząsający ładunek emocjonalny jest zresztą w filmie dużo: śmierć Polski (złożenie do grobu polskich herbu i munduru), toast za zdrowie Hitlera, czy schronienie się Zosi przed banderowcami w kolumnie żołnierzy Wehrmachtu. Szczególnie przerażające jest pewne zestawienie: gry, w które bawili się goście weselni na początku filmu (na przykład odrzucanie płonących snopków), są użyte pod koniec jako jedna z „technologii” mordów na Polakach.
Naturalnie, można zadać pytanie, czy potrzebne jest takie epatowanie brutalnością? I można argumentować, że nie. Ale znając wcześniejsze obrazy Smarzowskiego wiemy, że wyjątkowego okrucieństwa nie przypisał on wyłącznie Ukraińcom w „Wołyniu”. Ponadto pokazane okrucieństwo mordów – choć brakuje wyjaśnienia jego przyczyny – ma solidne uzasadnienie źródłowe. Można także twierdzić, że niektóre symboliczne sceny są krzywdzące dla faktów. Trudno jednak wymagać od artysty, by z nich rezygnował w imię historycznej skrupulatności lub politycznej poprawności. Choć reżyser zdecydował się pominąć daty, co utrudnia umiejscowienie wydarzeń na osi czasu, trzeba pamiętać, że film fabularny nie jest podręcznikiem historii i być nim nie może.
Istotne jest też to, jak film może być odebrany. Już na etapie przygotowawczym był on uznany za kontrowersyjny i jątrzący w stosunkach polsko-ukraińskich. Z tego między innymi powodu dotychczas nikt z polskich filmowców nie podjął tego tematu, a ekipa Smarzowskiego realizowała Wołyń aż cztery lata: po wycofaniu się części sponsorów musiała szukać brakujących środków, a zaproszenie skierowane do ukraińskiego współreżysera do współpracy pozostało bez odzewu (w filmie grają natomiast ukraińscy aktorzy). I choć to dobrze, że film w końcu powstał, czas premiery nie wydaje się najbardziej fortunny.
Jednym z osiągnięć rewolucji godności na Ukrainie jest przyspieszenie procesu dekomunizacji przestrzeni publicznej oraz szerzej – oficjalnej narracji historycznej. Rewersem tej polityki jest popularyzacja lidera OUN Stepana Bandery i niektórych dowódców UPA. I choć jest to z ukraińskiego punktu widzenia zrozumiałe (państwo opiera się rosyjskiej agresji i poszukuje symboli z przeszłości, odwołujących się do podobnej walki) – w Polsce budzi to oczywisty sprzeciw. Dzieje się tak, gdyż wątek rzezi Polaków dokonanej przez UPA jest nad Dnieprem pomijany lub przeinaczany. Ukraińska dekomunizacja odbiła się głośnym echem w Polsce. Wywołała reakcję (w tym: społeczną), która wzmocniona obserwowanymi w całej Europie nastrojami antyimigranckimi, gdzieniegdzie przybrała budzące niepokój formy – jak w tym roku w Przemyślu. Wołyń daje więc paliwo środowiskom ksenofobicznym i antyukraińskim w Polsce.
Film ten, o ile znajdzie dystrybutora, zostanie źle odebrany na Ukrainie. Trudno wyobrazić sobie jednak film o zbrodni wołyńskiej, który byłby przyjęty nad Dnieprem z entuzjazmem. Pewne środowiska podejmą merytoryczną dyskusję, inne skupią się na krytyce zbyt naturalistycznie ukazanego okrucieństwa i oskarżeniach o „nożu, który Polacy wbijają w plecy” w czasie wojny z Rosją. Dominująca na Ukrainie percepcja nowych władz w Polsce nieuchronnie wywoła także głosy, że jest to kolejny dowód na antyukraiński zwrot nad Wisłą – świadczyć mają o nim także polskie „wołyńskie” uchwały senatu i sejmu. Osoby wypowiadające takie sądy pozostaną głuche na argumentację, że prace nad filmem rozpoczęły się jeszcze w 2012 roku, a reżyser ma prawo do wolnej wypowiedzi artystycznej, niezależnie od bieżącej polityki. W roli suflera wystąpi także rosyjska propaganda, której na rękę jest pogłębianie podziałów między Warszawą i Kijowem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

Kulinarna egzotyka Ukrainy.

  Morska kapusta. Morska kapusta Glon o nazwie listownica (łac. laminaria), pocięty na drobne paseczki i zamarynowany. Ma kwaskowy, pikantny smak i charakterstyczny, glonowaty zapach. Dla mnie bomba. Morska kapusta sprzedawana jest w puszkach lub na wagę, można ją dostać praktycznie w każdym spożywczym, samą lub z dodatkami warzywnymi. Kosztuje śmiesznie tanio, 8-10 zł/kg. Wikipedia uważa, że w Europie się tego nie je, a jedynie na dalekim wschodzie Azji (Chiny, Korea, Japonia), gdzie listownica jest znana co najmniej od VIII w. pod nazwą kombu Podobno w Rosji morska kapusta rozpowszechniła w XVII w. z Wysp Kurylskich i zdobyła ogromną popularność w okresie ZSRR. Laminaria. Poza walorami smakowymi morska kapusta ma jakieś oszałamiające walory prozdrowotne, przede wszystkim ogromną zawartość jodu (3%), aminokwasów, witamin i minerałów. Suszona laminaria ma szereg zastosowań medycznych i kosmetycznych. Nie jest wskazana przy nadczynnosci tarczycy, chorobach nerek, w ciąży

Jeszcze jeden '' bohater'' spod znaku tryzuba.

Nazwisko Iwana Szpontaka mocno zapadło w pamięci mieszkańców ziemi lubaczowskiej. Ofiarą jego podwładnych padło wielu jej mieszkańców, których, zgodnie z wytycznymi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, starał się z niej usunąć, by przekształcić w ukraińską republikę. Jego kureń wysadził w powietrze 14 stacji kolejowych i 16 drogowych, a także cztery pociągi. Zaatakował trzy miasta i zlikwidował 14 posterunków polskiej milicji. Iwan Szpontak ps. „Zalizniak” – Ukrainiec, dowódca kurenia UPA „Mesnyky”, mający w środowiskach polskich opinię ukraińskiego zbrodniarza, mordującego głównie polską ludność cywilną – urodził się 14 kwietnia 1919 roku w Wołkowyi koło Użhorodu na Rusi Podkarpackiej, będącej historyczną ziemią należącą do Królestwa Węgier, a w okresie międzywojennym do Czechosłowacji. Ukończył czteroklasową szkołę podstawową, a następnie Szkołę Gospodarczą. Kontynuował naukę w Studium Nauczycielskim w Użhorodzie. Tu najprawdopodobniej zetknął się z ideami ukr