Tereny nazywane od około półtorej wieku Kresami Wschodnimi mają to do siebie, że na przestrzeni wieków niemal stale migrowały. W ciągu ostatnich kilkuset lat głównie w kierunku zachodnim. Jeszcze w XVIII wieku nikt nie powiedziałby o Lwowie czy nawet Żytomierzu, że to miasta kresowe, czy ukrainne. A w początkach wieku XX ten drugi położony był już poza Kresami II RP, a ten pierwszy w pełni sobie na miano miasta kresowego zasłużył, a po wojnie i on znalazł się poza granicami Polski. Proces ten zatrzymał się (miejmy nadzieję na stałe) w latach 50-tych XX wieku. Jednak mimo tej migracji Kresów Wschodnich, przekonany jestem, że miażdżąca większość Polaków na dźwięk tego słowa wyobraża sobie tereny od Bugu na wschód – jak daleko to już zależy od wiedzy historycznej albo wyobraźni. Dlatego niemałym zaskoczeniem będzie pewnie dla wielu, kiedy wezmą do ręki wydany w ubiegłym roku przez wydawnictwo DEMART przewodnik pt.: „Kresy Wschodnie”. Jużdruga strona okładki działa trochę jak kubek zimnej