Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2020

Idol mojego dzieciństwa.

Wszystko zaczęło się w 1962 roku, podczas jednego z niemieckich festiwali filmowych. Tam mało znanego francuskiego aktora wypatrzył reżyser Harald Reinl, który poszukiwał odtwórcy głównej roli w ekranizacji powieści Karola Maya. Pierre Brice nie był zachwycony rolą - małomównego! - Winnetou, ale uległ namowom reżysera. Była to najważniejsza zawodowa decyzja, jaką podjął aktor. I choć krytycy zarzucali mu brak umiejętności, Pierre Brice w tamtym czasie swoją popularnością ustępował jedynie hollywoodzkim gwiazdom - Niemcy, Austria, Włochy i Europa Środkowo-Wschodnia za nim szalały! Zwłaszcza żeńska część publiczności. To pierwszy paradoks tego kultowego już dzisiaj filmu. Niezbyt znany w swoim kraju aktor - grał jedynie drugoplanowe role i pracował jako model oraz tancerz -podbija serca fanów powieści Karola Maya z#krajów bloku wschodniego i okolicznych. W dawnych NRD i RFN a dzisiejszych Niemczech był, jest i będzie gwiazdą. Choć agent aktora Thomas Claassen jeszcze teg

Wyprawa do krainy bobra. Foto.

Zasadzka pod Baligrodem.

28 marca 1947 roku w Jabłonkach koło Baligrodu ,w Bieszczadach, w zasadzce zorganizowanej przez kompanię "Szturmowiec" -5 pod dowództwem porucznika UPA, Stepana Stebelskiego "Chrina" i "Stacha" zginął wiceminister obrony narodowej generał Karol Świerczewski ps. "Walter" Doszło do tego podczas inspekcji posterunku konnej grupy manewrowej Wojsk Ochrony Pogranicza. Wasyl Hałasa, zastępca przywódcy OUZ Zakerzońskiego Kraju wspominał o tej zasadzce na łamach książki Bogdana Huka pt. "Za to, że jesteś Ukraińcem": "O tym, że tam zginął generał "Walter", dowiedziałem się na drugi dzień z radia i prasy. Sam "Chrin" wiedział tylko tyle, że tą drogą będzie jechała delegacja wojskowa złożona z osób wysokiej rangi. Pod względem militarnym to było niezłe osiągnięcie UPA. Również od strony propagandowej (...) ponieważ przełamała blokadę informacyjną o naszej walce. Pisała o niej nie tylko polska, ale także cała prasa europej

Ukraińskie Bieszczady , gdzie historia wciąż żywa.

  Początek kwietnia 2016 roku zapadł naszej dwójce w pamięci na dobre. Wczesna, jeszcze szara wiosna. W Krakowie plucha, a my z szeroko otwartymi oczami i plecakami pełnymi jedzenia ruszamy w nieznaną i kolorową Ukrainę. Plan? Pełen zabytków Lwów, drewniane chyże Libuchory nazywanej „żywym skansenem”, a na koniec najwyższy szczyt całych Bieszczadów – Pikuj. Wszystko w niecałe cztery dni. Dziś wiemy, że najmocniejsze emocje pojawiają się dopiero wtedy, gdy nic nie idzie zgodnie z planem. Minęły już  cztery lata od wycieczki, o której do dziś nie potrafimy opowiadać bez emocji. Zastanawiając się nad tym, jak ubrać w słowa tę historię, przejdę do jej początku. Spodziewajcie się bardziej osobistych wspomnień niż przewodnika. Na dobry początek Wyjazd podzieliliśmy na dwie części – miejską i górską. Pierwsza z nich to gwarny Lwów, będący dla nas przystankiem w dalszej drodze. Piękne kamienice, bogato zdobione świątynie, zielone parki, pełne staroci pchle targi i kolorowe kaw