"Zapomnieć się nie da i nie powinno się. Chociażby dlatego że nasze życie powinno być przestrogą dla naszych wnuków - co człowiek może zrobić drugiemu człowiekowi, sąsiad sąsiadowi. Jesteśmy to winni tym wszystkim, których tam zamordowano i leżą tam gdzieś, w naszej wołyńskiej ziemi. A przebaczyć? Nie wiem czy potrafię". ➖W swojej relacji wspomina dzień, w którym zawalił się jej świat: "17 października, tato pojechał jak zwykle do Mataszówki, by wykopać resztę kartofli. Zabrał ze sobą Stasię i syna pani Cieślakowej, który bardzo prosił, by mógł z nimi jechać. Uparł się tak mocno, że w końcu jego matka uległa i pozwoliła mu jechać. Oprócz nich jechało jeszcze kilka furmanek. I właśnie tego tragicznego dnia nie wrócili do domu. Dwie pierwsze furmanki zostały zaatakowane przez Ukraińców. Pozostali zawrócili i udało im się uciec. Jakiś czas potem, za nimi jechał nasz wujek z córką i synem. Później opowiadał nam, że gdy dojeżdżali do wioski, słyszeli jakieś krzyki. Nasz kuzyn