Wydarzenia zaczynają się we Włodzimierzu Wołyńskim.
Po wojnie zdecydowana większość polskich mieszkańców Włodzimierza została przymusowo ekspatriowana przez sowietów a ich mienie zagrabili Ukraińcy.
Na szczeblu lokalnym jak i centralnym, władze w Kijowie uparły się promować zbrodniarzy wojennych spod znaku czerwono-czarnego sztandaru, umieszczając ich sylwetki w panteonie narodowych bohaterów. Nigdy nie zrewidowali swoich poglądów na temat zbrodniczej działalności Ukraińców należących do OUN-UPA oraz chłopów i kobiet ukraińskich, którzy ochoczo pomagali w mordowaniu Polaków i kradzieży ich dobytku.
✔️ Relacjonuje Barbara Szczepuła:
"Helena Sawicka wraz z ojcem i księdzem Kobyłeckim ucieka z miasta, w oczach ma obrazy płonących zagród, w uszach krzyki zabijanych ludzi, odgłosy strzałów. Pogania konie, siostra jadąca na wozie z tyłu krzyczy coś do niej, ale w tym tumulcie nie słychać ani słowa, cała karawana, chyba ze dwadzieścia wozów z Włodzimierza Wołyńskiego, toczy się na zachód, w pogoni za Polską, która tam właśnie się przesuwa.
/.../ Kończy się lipiec, słońce pali, kurz, wozy grzęzną w piachu, krzyki, nawoływania, zamieszanie, a przez wszystko przebija się świdrujący głos dziewczynki. Skąd się wzięła dziewczynka? Pewnego dnia znaleziono ją brudną, wygłodzoną, w poszarpanej sukience, błąkającą się po okolicy. Ktoś przyprowadził ją do sierocińca założonego na plebanii. Takich dzieci, którym udało się przeżyć, bo w porę uciekły, zakopały się w stogu siana, schowały w kukurydzy, przykucnęły jak zając pod miedzą, zaszyły się w bzach, padły plackiem w pszenicy, zdążyły dobiec do lasu i rzucić się między krzaki - było na Wołyniu wiele. Dzieci oniemiałych ze zgrozy, bo widziały coś, czego człowiek nie powinien nigdy zobaczyć. Co widziała dziewczynka? Co przeżyła? Nie mówiła. Czasem tylko wydawała przeraźliwy, nieartykułowany krzyk: Aaa. I wtedy ściskały się serca tych, którzy to słyszeli. Psy podkulały ogony. Milkły ptaki. Zakonnice bardziej gorliwie odmawiały różaniec. Palili się żywcem ludzie pozamykani w stodołach, kościołach i domach. Temu obcięto język, tamtej wyłupiono oczy, rozcięto brzuch, wyciągnięto płód, kogoś pocięto piłą, małe dzieci rozbijano o ściany. To jej tragiczne: Aaa;. przewiercało powietrze, leciało wysoko aż do nieba, żebrząc litości u Pana Boga. Ale Bóg patrzył w inna stronę, a ludzie nie mogli jej pomóc, bo jak pomóc dwunastolatce, której rodzice i rodzeństwo zostali pewnie na jej oczach w okrutny sposób zamordowani? Pani Helena Szczepkowska, opowiadając mi o dziewczynce, spuszcza głowę, znowu ją widzi na tym swoim wozie, choć już nie pamięta, jakie miała włosy, chyba ciemne warkoczyki, i całkiem puste, czarne oczy, w których nie było nic oprócz rozpaczy. Zamknęła ją w sobie i zatrzasnęła drzwi do świata. Oniemiała z bólu, skamieniała jak Niobe.
/.../ Ojciec Irenki, z którą Helena chodziła do szkoły, był dróżnikiem i miał domek przy torach na obrzeżach miasta. Upowcy wpadli w nocy. Co widziała dziewczynka,? Co przeżyła? Nie mówiła. Czasem tylko wydawała przeraźliwy, nieartykułowany krzyk: Aaa... I wtedy ściskały się serca tych, którzy to słyszeli. Psy podkulały ogony. Ptaki milkły. Ciała babci, dziadka, mamy, ojca, Irenki, jej sióstr i braci znaleziono następnego dnia. Wszyscy zginęli tak samo: rozerwani za nogi. - Aaa; - krzyczy dziewczynka na wozie, jakby wiedziała, o czym myśli, poganiająca konie Helenka, jakby widziała to rozrywanie, jakby słyszała krzyki ofiar.
/.../ W sierpniu Zosia rodzi zdrowego synka, Antoni razem z I Armią Wojska Polskiego zmierza w kierunku Berlina. Helena zostawia tymczasem u zakonnic w Zamościu dziewczynkę, której tragiczny krzyk wstrząsa światem, i popędzając konie jedzie dalej przez ogarnięte wojną ziemie".
Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost
Komentarze
Prześlij komentarz