W świetle obecnych wydarzeń na Ukrainie zastanawia czy nie jest realizowana w praktyce ta tajna Uchwała . Bezrozumne i kosztowne angażowanie się Polskiego rządu w poparcie dla Ukrainy gdzie w Rzadzie oficjalnie jest 33 % JAWNIE FASZYSTOWSKICH - BANDEROWSKICH POSŁÓW STAWIA PYTANIE O AKTUALNOŚCI tzw. UCHWAŁY KRAJOWEGO PROWIDU OUN. Maria Jazownik Leszek Jazownik O AKTUALNOŚCI TZW. UCHWAŁY KRAJOWEGO PROWIDU ORGANIZACJI UKRAIŃSKICH NACJONALISTÓW RAZ JESZCZE Prezentowana wypowiedź stanowi swego rodzaju postscriptum do referatu wygłoszonego przez nas w czerwcu 2010 roku w Kędzierzynie-Koźlu. Nie byłoby być może sensu powracać do uprzednio podjętej problematyki, gdyby nie to, że w ciągu nieco ponad dwóch lat życie dopisało wiele nowych faktów, nie mniej szokujących od wcześniej przez nas opisywanych, a dobitnie świadczących o aktualności ujawnionego 12 kwietnia 1991 roku na łamach „Magazynu Tygodniowego Polski Zbrojnej”, organu Ministerstwa Obrony Narodowej, tekstu Uchwały Krajowego Prowidu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów(OUN) podjętej 22 VI 1990 roku. Przypomnijmy, iż działający w Polsce apologeci ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego kwestionowali autentyczność dokumentu. Należąca do nich Joanna Kluzik-Rostkowska utrzymywała, że uchwała jest „fałszywką”, którą spreparował profesor Uniwersytetu Śląskiego – Edward Prus. Późniejsza szefowa kampanii wyborczej Jarosława Kaczyńskiego, następnie liderka partii Polska Jest Najważniejsza, a obecnie posłanka Platformy Obywatelskiej dowodziła m. in., że rozważany dokument w ogóle nie istnieje, albowiem: – żadna z organizacji, posługujących się nazwą Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, nie ma nazwy Krajowyj Prowid; – żadna z tych organizacji nie obradowała latem (poza tym jedne opracowania podają datę ukazania się dokumentu 22 czerwca, inne 22 lipca); Nie będąc historykami, nie mając wglądu w tajne materiały ugrupowań neobanderowskich, nie dysponując nawet – w odróżnieniu od Kluzik (!) – wiedzą o strukturze zarządów OUN-UPA oraz terminach ich zjazdów, wyznaczyliśmy przed sobą bardzo skromne zadanie. Ograniczyliśmy się wyłącznie do uwydatnienia zaskakująco dużej mocy prewidystycznej zapisów zawartych w analizowanym przez nas tekście. Przyjęliśmy, że nawet jeśli nie da się definitywnie rozstrzygnąć problemu autorstwa dokumentu, to warto uwydatnić, jak trafnie tekst powstały u progu III RP przewiduje rozwój sytuacji politycznej i jak konsekwentnie urzeczywistniane są zawarte w nim dezyderaty. Odbiorcom zaś pozostawiliśmy ocenę tego, czy zgodność realizowanej w Polsce polityki z postulatami Uchwały… jest tylko dziełem przypadku. Utrzymując wskazany kierunek rozumowania, postaramy się obecnie przywołać niektóre wcześniejsze ustalenia oraz uzupełnić je uaktualnionymi konkluzjami. Uchwała… – jak czytamy we wstępnej jej części – „obejmuje różne sprawy współczesne, w tym stosunek OUN jako awangardy narodu ukraińskiego – do Polski i Polaków”3. Dotyczą one m.in. polityki, sposobu traktowania historii oraz organizacji życia religijnego. POLITYKA W dziedzinie polityki Uchwała… nakazuje m.in.: szerzenie kultu Stepana Bandery i Romana Szuchewycza - „Czuprynki” oraz metropolity Andrzeja Szeptyckiego przez upamiętnianie w miastach i wsiach pomnikami, jak i nadawaniem ich imienia szkołom, ulicom i placom[1]. Nie ulega wątpliwości, że z tego zadania Ukraina wywiązuje się znakomicie. Prezydent Wiktor Juszczenko nadał Banderze tytuł „Bohatera Ukrainy”. Za rządów Juszczenki i Juli Tymoszenko wzniesiono całą masę pomników lidera ukraińskich nacjonalistów, nazwano jego imieniem liczne place i ulice. Na jakiś czas akcja heroizowania przywódców OUN-UPA została powstrzymana przez prezydenta Janukowycza, ale obecnie powrócono do jej realizacji z wielkim zapałem. Ukraińskie dzieci otrzymują Podręcznik małego banderowca. Organizowane są festiwale pieśni banderowskiej, w czasie których ukraińskie „Nachtigalle” śpiewają teksty o wymowie antypolskiej. Na fasadzie polskiej szkoły we Lwowie umieszczono tablicę poświęconą Romanowi Szuchewyczowi, odpowiedzialnemu za ludobójstwo dokonane na dziesiątkach tysięcy Polaków i Żydów. Ukraińskie środowiska nacjonalistyczne prowadzą szczególnie ostrą akcję propagandową, mającą na celu doprowadzenie do beatyfikacji metropolity Andrzeja Szeptyckiego. W celu udeptywania świadomości Polaków 25 i 26 listopada 2009 r. zorganizowano w Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie konferencję ku czci kolaborującego z Hitlerem metropolity. W ramach tej konferencji, odbywającej się notabene pod patronatem kard. Stanisława Dziwisza, wyświetlono film Grzegorza Lenkiewicza Niewygodny, w którym reżyser wygłasza tezę, że kard. Wyszyński, który dwukrotnie (w 1958 i 1962) zablokował proces beatyfikacyjny Szeptyckiego, czynił to jako agent KGB. W niespełna rok później, 17 stycznia 2010 roku z okazji Tygodnia Ekumenicznego film Lenkiewicza – o czym z tryumfem obwieszczała „Gazeta Wyborcza” – wyemitował program I Telewizji Polskiej. Dzięki wyjątkowej uprzejmości zarządu TVP na oczach tysięcy Polaków, na oczach księży i biskupów kardynał Wyszyński, Prymas Tysiąclecia, nazwany został agentem KGB. Oczywiście, żadnej reakcji nie było. No bo jakże można psuć radosny nastrój ekumenizmu! W kolejce za Szeptyckim do beatyfikacji oczekuje ojciec Bandery, proboszcz w Uhrynowie w woj. stanisławowskim, Andriej, więziony i katowany przez NKWD, zamordowany przez nią w 1941 roku. Traktowany jest on jako „męczennik za wiarę”. Mało tego. Księża i hierarchowie Cerkwi greckokatolickiej dokonali nieformalnej kanonizacji samego Stepana Bandery. Traktują oni wodza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów jako osobę obdarzoną charyzmą świętości. Poczynania kleru wspiera machina propagandowa. Oto na przykład Anatol Własiuk, redaktor naczelny gazety „Tustań” z Borysławia, twierdzi, że fenomen Bandery polega na tym, iż wszystkie jego koncepcje były głęboko osadzone w religii chrześcijańskiej i wierze w Boga. To one legły u podstaw wszystkich jego przemyśleń. Własiuk, uwydatniając chrześcijańskie korzenie poczynań Stepana Bandery, akcentuje, iż przywódca OUN czerpał swe religijne inspiracje nie tylko od ojca, ale także od matki – Mirosławy, która była córką greckokatolickiego księdza ze Starego Uhrynowa, Włodzimierza Głodzińskiego, i Katarzyny z domu Kuszlik[2]. Kolejne zalecenie Uchwały… brzmi: Podkreślać z całą mocą, że pełne wyzwolenie Polski nie jest możliwe bez samostijnej Ukrainy (vide Michnik). Oznacza to pełne zaufanie Polaków do antymoskiewskiej polityki Ukraińców, co pozwoli na ich zupełny bezkrytycyzm i na pełne ich zaangażowanie po naszej stronie[3]. Zwraca uwagę to, że już w roku 1990 (!), tuż po upadku PRL, twórcom Uchwały wiadomo było, kto w Polsce będzie sprzyjał interesom nacjonalistów ukraińskich. Dziś już istnieją liczne dowody na to, że Adam Michnik i środowisko z nim związane, a więc w praktyce środowisko KOR-u i „Gazety Wyborczej”, żywi większą sympatię do neobanderowców niż do polskich Kresowian. Ta sympatia ma kilka źródeł. Pierwsze polega na tym, że KOR utrzymywał bliskie związki z paryską „Kulturą” kierowaną przez wychowanka zatrudnionych na Uniwersytecie Warszawskim ukraińskich profesorów, spokrewnionego z członkami OUN-UPA, a w okresie powojennym pozostającego w zażyłych związkach ze Stepanem Banderą, Jerzego Giedroycia, który zacierał animozje między uchodźstwem polskim i ukraińskim w imię walki ze wspólnym wrogiem – Związkiem Sowieckim. Drugie źródło tkwi o wiele głębiej. Otóż jest coś zdumiewającego w tym, że podczas gdy prości Żydzi, tak okrutnie doświadczeni przez banderowców, współdziałają z Kresowianami i we współpracy z nimi starają się czcić pamięć swych rodaków, to środowisko „Gazety Wyborczej”, sprzeniewierzając się własnemu narodowi, z impetem atakuje działaczy kresowych. Czyżby potomkowie stalinowskich Żydów i ich współpracownicy nie zdawali sobie sprawy, że „oswobadzanie” Ukrainy z elementu żydowskiego było programowym zamierzeniem OUN-UPA? Otóż czołowi przedstawiciele „Gazety Wyborczej” z pewnością mają świadomość, iż ofiarami zbrodni dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich stało się co najmniej kilkanaście tysięcy ich współbraci. Wolą jednak przemilczeć śmierć niewinnie pomordowanych Żydów, aby nie dopuścić do ujawnienia innej – bardzo niewygodnej dla nich – prawdy. Zdają sobie mianowicie sprawę, że gdyby polscy historycy i prokuratorzy IPN-u rzetelnie zajęli się badaniem sytuacji na Kresach Wschodnich w okresie II wojny światowej, to wówczas opinia światowa uzyskałaby świadomość, że począwszy od września 1939 roku Rzeczpospolita nie tylko stała się obiektem agresji Niemiec hitlerowskich i Rosji sowieckiej, ale także padła ofiarą ohydnej i nigdy nie ukaranej zdrady ze strony mniejszości narodowych. Dopuściła się jej – z jednej strony – część obywateli polskich narodowości ukraińskiej i litewskiej, która na zasadzie dobrowolności zgłaszała się do armii hitlerowskiej oraz tworzyła wspomagające ją oddziały paramilitarne, z drugiej zaś strony – część obywateli narodowości żydowskiej, która kolaborowała z okupantem sowieckim. Żydzi, o których tu mowa, zanim na Kresy wkroczyła armia niemiecka, aktywnie wspomagali sowietów w wywózce Polaków na Sybir, a następnie – wchodząc w struktury NKWD – czynnie uczestniczyli w eksterminacji polskiej inteligencji. Dzieło to kontynuowali, oczywiście, w latach powojennych, tworząc trzon działającego na terenie naszego kraju, skrajnie polonofobicznego stalinowsko-bermanowskiego aparatu bezpieczeństwa. Oczywiście funkcjonujący w naszym kraju establishment polityczny zadbał o to, aby zbrodnicza działalność prosowieckich Żydów, wymierzona w interesy narodu i państwa polskiego, nie tylko nie była ukarana, ale nawet – by nie została ona rzetelnie przebadana i wyświetlona. Na marginesie należy dodać, że realizowana przez „Gazetę Wyborczą”, a także inne media taktyka wygłuszania pamięci ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Kresach zgodna jest z kierunkiem działań najbardziej wpływowych środowisk żydowskich. Forsowaną przez te środowiska na terenie USA i Unii Europejskiej politykę historyczną trafnie charakteryzuje wybitny historyk brytyjski Norman Davies, stwierdzając: Pisarze i historycy pochodzenia żydowskiego (…) sformułowali (…) wizję historii, którą dziś określa się mianem Holocaustu; w wersji skrajnej przedstawia ona Żydów jako jedyne ofiary zbrodni wojennych. Uczeni zostali poddani ogromnej presji, aby podpisali się pod tezą o wyjątkowości Holocaustu i unikali porównań z cierpieniami innych narodów[4]. Czyniąc kolejny krok w rozważaniach, zwróćmy uwagę, że bardzo znamienny postulat Uchwały Krajowego Prowidu brzmi: Najpilniejsze zadanie na najbliższą przyszłość: doprowadzić do tego, żeby władze polskie jednostronnie przyznały (złożyły deklarację), że względem samodzielnej Ukrainy nie wysuwają i nie będą wysuwać w przyszłości żadnych roszczeń terytorialnych, a tym samym wyrzekają się wszelkich pretensji do ziem utraconych na Wschodzie w wyniku sowieckiej inwazji dokonanej na okupowane przez Polskę terytoria ukraińskie 17 września 1939 r. (…). Gdy zaś do tego już dojdzie, to my odczytamy owo jednostronne oświadczenie: tak, wy nie macie roszczeń terytorialnych i mieć nie możecie, ale my je mamy. Polacy bowiem zdają sobie sprawę, iż dotąd okupują część historycznych i etnograficznych ziem ukraińskich a nie odwrotnie. Zatem będzie rzeczą sprawiedliwą dla ukraińsko-polskiego pojednania zwrócenie Ukraińcom ziem, które są przez nas nazywane Ukrainą Zacurzońską (obejmującą Zasanie, Chełmszczyznę, Podlasie i Łemkowszczyznę). (...) Ukraina nigdy z tych ziem nie zrezygnuje i w odpowiednim momencie o nie się upomni. Jeśli Polacy będą się upierać, to Ukraina względem nich bez najmniejszego wahania użyje siły zbrojnej[5]. O tym, że Polska nie wysuwa żądań terytorialnych wobec Ukrainy, wiadomo powszechnie. O tym, że nasze państwo, które tak chętnie zwraca na swoim terenie majątek trwały jego byłym właścicielom, niezbyt kwapi się do podejmowania rozmów na temat zwrotu majątków pozostawionych przez obywateli polskich na Kresach Wschodnich II RP, też wiadomo nie od dziś. Nawet jeśli Kresowianie domagają się wyłącznie postawienia krzyży na mogiłach pomordowanych Polaków (mogiłach pozarastanych trawą, na których nierzadko pasą się krowy), to „Gazeta Wyborcza” z miejsca wystawia jakiegoś dyżurnego półgłówka, który przyrównuje działaczy kresowych do Eryki Steinbach. Tymczasem nasze społeczeństwo zupełnie nie zdaje sobie sprawy, jak dalece rozbuchane są zapędy nacjonalistycznych środowisk ukraińskich w dziedzinie roszczeń terytorialnych wobec tego, co nazywają one Zacurzonią[6]. Szczególnie w tym zakresie aktywny jest lider partii „Swoboda” – Ołeh Tiahnybok. Roszczenia terytorialne ukraińskich przemilczają władze polityczne naszego kraju, milczą na ten temat media. Poprawność polityczna nie pozwala na to, żeby poinformować społeczeństwo polskie, iż na Zachodniej Ukrainie w oficjalnym obiegu są publikacje, w których nawet Kraków jest przedstawiany jako miasto rdzennie ukraińskie. POLITYKA HISTORYCZNA W środowiskach polskich badaczy ukraińskiego pochodzenia modny jest termin „polityka historyczna”. Wyrasta on z popularnej zwłaszcza w Rosji idei politycznego gospodarowania prawdą historyczną. Prowadzenie tak pojętej polityki historycznej zaleca Uchwała Krajowego Prowidu. Nakazuje ona: Stanowczo rozprawiać się z antyukraińskimi poglądami na historię działalności UPA[7]. Idea rozprawiania się z antybanderowskimi poglądami na poczynania Ukraińskiej Powstańczej Armii realizowana jest bardzo skutecznie. Po drugiej wojnie światowej za olbrzymie pieniądze CIA na Ukrainie i poza nią zostały odbudowane struktury UPA jako narzędzie działań sabotażowych wobec Związku Sowieckiego. Nadto zaś uruchomiony został potężny przemysł wybielający tę formację zbrojną, a w szczególności fabrykujący dowody podporządkowane banderowskiej wizji historii. Dzięki jego funkcjonowaniu na całym świecie rozwinięta została szeroko zakrojona akcja propagandowa. Tymczasem w naszym kraju w okresie PRL-u nie wolno było pisać o zbrodniach dokonywanych przez ukraińskich nacjonalistów. Nie prowadzono więc systematycznych badań nad tą problematyką. Później sytuacja niewiele się zmieniła. Z racji blokad politycznych i nagonek medialnych problematyką działalności OUN-UPA zajmuje się tylko garstka badaczy reprezentujących polski punkt widzenia. Przede wszystkim problematykę tę penetrują – jak to ujął Prof. Czesław Partacz – „zdeklarowani i utajnieni Ukraińcy pracujący na polskich uczelniach (do grupy tej należy m.in. prawie 30 członków Ukraińskiego Towarzystwa Historycznego, w tym rektor Akademii Pomorskiej w Słupsku Roman Drozd /.../)”[8]. Idąc dalej rozważaniach, zwróćmy uwagę, Uchwała Krajowego Prowidu zaleca, aby – równocześnie z rehabilitowaniem UPA – Wymuszać na Polakach przyznawanie się do antyukraińskich akcji, potępienia przez nich samych pacyfikacji i rewindykacji przed wojną i haniebnej operacji „Wisła” po wojnie[9]. Dziwnym trafem także i ten dezyderat jest starannie w Polsce realizowany. W wielu wypowiedziach i publikacjach pojawiły się próby usprawiedliwiania poczynań banderowców oraz przekonywania, że były one konsekwencją wadliwej polityki II RP wobec ukraińskiej mniejszości narodowej. Nadto zaś doprowadzono do napiętnowania tzw. akcji „Wisła”. W 1990 akcję tę potępił Senat Rzeczypospolitej Polskiej. W roku 2002 z jej krytyką wystąpił Aleksander Kwaśniewski. W styczniu 2007 roku Światowy Kongres Ukraińców zażądał od Polski oficjalnych przeprosin za operację „Wisła”, jak również wypłacenia odszkodowań dla jej ofiar. 27 lutego 2007 r. Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko we wspólnym oświadczeniu potępili tę operację, podkreślając, że była ona sprzeczna z podstawowymi prawami człowieka. Do sprawy energicznie powrócono w ubiegłym roku. 6 grudnia 2012 roku sejmowa Komisja Mniejszości Narodowych i Etnicznych pod przewodnictwem posła PO – Mirona Sycza (syna banderowskiego zbrodniarza) przyjęła projekt uchwały potępiającej rzeczoną operację. Przyjęto ten projekt, mimo argumentacji przedstawianej przez Płk. Jana Niewińskiego, Prof. Jacka Wilczura czy Andrzeja Łukawskiego. I tylko dzięki determinacji garstki działaczy kresowych – m.in. Ewy Siemaszko, Krzesimira Dębskiego, Aleksandra Szychta, Marcina Skalskiego, Ewy Szakalickiej, Aleksandry Biniszewskiej i Tadeusza Samborskiego – którzy 3 stycznia br. odwiedli przewodniczących klubów parlamentarnych od procedowania nad tym projektem, społeczeństwo polskie zostało uchronione przed żenującą debatą, zmierzającą do tego, aby polski podatnik zapłacił odszkodowania za to, że władze PRL-owskie nie dopuściły do destabilizacji państwa. Można wyraźnie uświadomić sobie skalę kompromitacji polskiego Sejmu, do jakiej chcieli doprowadzić apologeci ruchu neobanderowskiego zasiadający w ławach parlamentarnych oraz występujący w imieniu Związku Ukraińców w Polsce, a także konsultanci z Ukraińskiego Towarzystwa Historycznego oraz eksperci w rodzaju Grzegorza Motyki, gdy zważy się, że w miesiąc po opisywanych tu wypadkach – 9 lutego 2012 roku – Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu oddalił wniesioną przez Związek Ukraińców w Polsce skargę przeciwko państwu polskiemu, uznawszy, że operacja „Wisła” była zgodna z prawem międzynarodowym i prawem polskim oraz potraktowawszy swe orzeczenie jako ostateczne, od którego nie przysługuje odwołanie. Nawiasem mówiąc, należałoby dziś oczekiwać od Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i od Marszałka Senatu RP, że skorygują niefortunne – formułowane na podstawie niekompetentnych, szkalujących Polskę i Polaków ekspertyz historycznych i prawnych – stanowisko swych poprzedników, kierując się wykładnią prawa przedstawioną przez trybunał międzynarodowy. Można spodziewać się również, że raz na zawsze od prac nad dokumentami o randze państwowej, a także nad podręcznikami szkolnymi odsunięci zostaną różnego rodzaju pseudoeksperci, którzy – systematycznie wyrażając antypolskie poglądy i broniąc ich siłą swego tupetu – wprowadzają w błąd najszacowniejsze nawet gremia, w tym – najwyższe organa władzy ustawodawczej i wykonawczej, cynicznie wystawiając je na pośmiewisko[10]. Powracając do głównego wątku rozważań, warto zwrócić uwagę na kilka okoliczności. Po pierwsze należy podkreślić, że chciano doprowadzić do tego, aby strona polska zapłaciła za bezkrwawą operację, a tymczasem ani parlamentarzyści ukraińscy, ani przywódcy państwa ukraińskiego nie potępili jednoznacznie bestialskich zbrodni dokonanych przez OUN-UPA. Po wtóre, godzi się zaakcentować, że olbrzymiego wysiłku wymagało zablokowanie antypolskiej uchwały sejmowej Komisji Mniejszości, tymczasem Ewa Kopacz nie dopuściła do tego, aby 11 lipca uczynić Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian. Rok wcześniej projekt uchwały upamiętniającej gehennę kresowian po uprzednich konsultacjach z Pawłem Kowalem oraz szefem Światowego Kongresu Ukraińców Jewhenem Czolijem (ściśle nb. współpracującym z naczelnikiem Prowidu OUN-B – Stefanem Romaniwem) storpedował ówczesny Marszałek Sejmu – Grzegorz Schetyna.Po trzecie, szokujący jest fakt, że w minionym roku część eurodeputowanych, całkowicie tracąc kontakt duchowy z Narodem, któremu powinna służyć, nie poparła stanowiska Parlamentu Europejskiego, potępiającego odradzanie się na Ukrainie ruchu neobanderowskiego. Po czwarte wreszcie, należy wyraźnie powiedzieć, iż niezmiernie żenujące jest to, że przedstawiciele środowisk kresowych muszą wręcz żebrać o to, aby reprezentanci funkcjonującego w naszym kraju establishmentu politycznego z Prezydentem RP na czele zechcieli uszanować decyzję Sejmu z 15 lipca i wesprzeć starania o godne uczczenie przypadającej w tym roku 70. rocznicy apogeum ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. W obliczu opisywanej sytuacji trudno niekiedy właśnie tu – w Muzeum Niepodległości, w którym nasz referat jest wygłaszany – powstrzymać się od postawienia pytania: Czy aby na pewno żyjemy w suwerennym kraju? Czy też może nasza Niepodległość jest wyłącznie obiektem muzealnym, artefaktem z dawno minionej przeszłości, po której pozostało już tylko nostalgiczne wspomnienie? SFERA ŻYCIA RELIGIJNEGO Uchwała Krajowego Prowidu wiele uwagi przywiązuje do organizacji życia religijnego. Nakazuje ona m.in.: Wyciszać wszystko to co nas dzieli, w tym także negatywne patrzenie na UPA. Podkreślać także, iż takie samo jest również stanowisko papieża i udowodnić, że gdyby było inaczej to nie przyznałby Mokremu nagrody im. Jana Pawła II za krzewienie przyjaźni między narodami polskim i ukraińskim[11]. Trzeba przyznać, że ta karta jest szczególnie dobrze rozgrywana. Dzięki temu możliwe stało się przyznanie Juszczence doktoratu honorowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Co roku w rocznicę tego wydarzenia Kresowianie z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim i Zdzisławem Koguciukiem na czele pikietują pod budynkiem KUL-u. Władze tej uczelni, stosując różne wybiegi, systematycznie nie dopuszczają, aby manifestacje odbywały się w jej obrębie. Także w minionym roku zamknięto przed protestującymi dziedziniec KUL-u. Powodem było ogłoszenie przez premiera Donalda Tuska pierwszego stopnia zagrożenia terrorystycznego w związku ze znalezieniem w płynącej po Bugu tratwy z trotylem. Dążność do wyciszania negatywnego patrzenia na UPA ogarnęła nie tylko profesorów KUL-u, ale także część kościelnych hierarchów. Oto 19 czerwca 2005 roku, podczas III Kongresu Eucharystycznego, na Placu Piłsudskiego w Warszawie ogłoszony został akt pojednania Kościołów Polski i Ukrainy. Celebrujący mszę abp Józef Michalik w szokujący sposób relatywizował winy Polaków i Ukraińców. Przewodniczący Episkopatu podkreśliwszy, że „obie strony mają wiele na sumieniu”, stwierdzał: Zdaję sobie sprawę, jak wiele od Ukraińców wycierpieli Polacy, ale cierpieli też Łemkowie i Ukraińcy. Nie chcemy wołać sędziów, buchalterów ani reporterów, aby liczyć i licytować, kto bardziej jest winny, kto zaczął, kto więcej wycierpiał. Sąd sprawiedliwy należy do Boga[12]. Rzezie na Kresach – to kłopotliwa sprawa dla Kościoła. Ich sprawcami byli bowiem nie bestialscy Hunowie czy dzicy Wandale, ale wyznawcy Kościoła greckokatolickiego. Do zbrodni podżegali księża greckokatoliccy. Oni też, profanując miejsca i obrządki, święcili siekiery i noże, którymi zbrodni tych dokonywano. Z tymi trudnymi kwestiami trzeba się uporać. Nie da się ich zamieść pod dywan, aby uległy zapomnieniu…
Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost
Komentarze
Prześlij komentarz