Przejdź do głównej zawartości

Koniec polskiego Lwowa.

Po ogłoszeniu decyzji konferencji jałtańskiej mieszkańcy Lwowa nie mogli uwierzyć, że ich miasto nagle znajdzie się poza granicami Polski. Ćwierć wieku wcześniej lwowiacy przekazali obfitą daninę krwi w imię polskości tego miejsca, a teraz bez walki, z woli mocarstw gród nad Pełtwią miał przestać być polski. Czy były szanse by zmienić ten wyrok? Brytyjska linia sowieckich interesów Podstawą przyszłej granicy między Polską a ZSRR miała być tzw. Linia Curzona. Stalin wprost się na nią powoływał w trakcie negocjacji z Churchillem i Rooseveltem. Podkreślał, że to przecież nie Sowieci ją wymyślili. W istocie, Linia Curzona powstała podczas konferencji w Spa w lipcu 1920 roku. Rzekomo nakreślono ją przypadkiem. Delegaci długo nie mogli ustalić przebiegu linii rozgraniczenia między Polską a Sowietami, a zbliżała się pora lunchu i nikt nie zamierzał już tracić na to czasu. Dlatego minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii lord George Curzon wytyczył na mapie czerwoną kreskę i zarządził głosowanie. Dyplomaci z radością zaakceptowali tę propozycję, po czym udali się na posiłek. Prawda jest jednak inna. Lord Georg Curzon nie jest autorem Linii Curzona. Przygotowano ją już wcześniej. Opierała się ona na linii powstałej w Komisji Do Spraw Polskich, która od nazwiska jej przewodniczącego Julesa Cambona, nazywano Komisją Cambona. Linię wytyczono w kwietniu 1919 roku, a w czerwcu 1919 roku miała ona już dwie wersje dotyczące rozgraniczenia na terenie Galicji Wschodniej. Linia A pozostawiała poza Polską Lwów i Zagłębie Borysławskie, natomiast powstała w tym samym czasie linia B przyznawała już te obszary Rzeczpospolitej. Nazwa Linia Curzona wzięła stąd, że znalazła się ona w nocie szefa brytyjskiej dyplomacji wysłanej do sowieckiego komisarza spraw zagranicznych Gieorgija Cziczerina 11 lipca 1920 r. Sowieci otrzymali wtedy wersję A, czyli nie tą, którą zaakceptował premier Władysław Grabski w Spa. Była to jednak ciągle linia rozgraniczenia wojsk, a nie granica, która wykluczała przynależność do Polski ziem, znajdujących się na wschód od niej. Panorama Lwowa, 1934 r. Stalin postanowił jednakże nie zważać uwagi na takie niuanse. Przywódców USA i Wielkiej Brytanii przekonywał: Rosjan nie było na tej konferencji. Linia Curzona została przyjęta w oparciu o etnograficzne dane wbrew woli Rosjan (…) Cóż wy chcecie, abyśmy byli gorszymi Rosjanami aniżeli Curzon i Clemenceau? W rzeczywistości Stalin nie zamierzał rezygnować ze zdobyczy z 1939 roku. Z kolei Churchill i Roosevelt nie zmierzali kruszyć kopii o wschodnią granicę Polski. Jeszcze w czasie konferencji w Teheranie minister spraw zagranicznych Anthony Eden wskazywał, że jeden z wariantów linii Curzona pozostawiał miasto po stronie polskiej. Brytyjski premier jednak na to odpowiedział: Nie zamierzam podnosić lamentu w sprawie Lwowa! Choć były również relacje, że Churchill powiedział, że jeszcze Stalin będzie żałował, że tak chce tego Lwowa. Ostatnie nadzieje Sprawę korzystnej dla Polski wersji linii Curzona podnosił z kolei premier Mikołajczyk w czasie swojej podróży do Moskwy w sierpniu 1944 roku. W dniu, w którym rozpoczynał swoją wizytę, 3 sierpnia Sowieci aresztowali dowództwo lwowskiej Armii Krajowej. Jeszcze kilka dni wcześniej AK brała udział w oswobodzeniu miasta od Niemców. Jednak polskie flagi, które zawisły na ratuszu i innych budynkach były natychmiastowo zrywane przez czerwonoarmistów. Sowieci nie kryli, że Lwów będzie sowiecki, a akowcy mają złożyć broń. Unikalny reprint przedwojennego plakatu Lwowa do kupienia tylko w Sklepie Wokulskiego Stalin na argumenty Mikołajczyka, że pozbawianie Polski Lwowa będzie bolesnym ciosem dla całego narodu odpowiedział, że pozostawienie tego miasta w polskich granicach to krzywda dla Ukraińców, której nie może uczynić. Co ciekawe, w trakcie rozmów z przewodniczącym Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego Edwardem Osóbką-Morawskim przekonywał, że Lwów przy Polsce jest równoznaczny z ciągłym problemem Polaków z Ukraińcami, a on chce nam tego problemu oszczędzić. PKWN zresztą nie stawiał większych zastrzeżeń do wschodniej granicy Rzeczpospolitej. Już w lipcu 1944 roku polscy komuniści zaakceptowali nową linię graniczną. Sprawę tę podnosili natomiast rozłamowcy z rządu na uchodźstwie, którzy przybyli do Moskwy na rozmowy w sprawie powołania Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Stanisław Grabski, swego czasu architekt traktatu ryskiego, proponował, by województwo lwowskie pozostawić przy Polsce, a województwo tarnopolskie i stanisławowskie przy ZSRR. Miało to bowiem rozwiązywać problem dysproporcji narodowościowych na łącznym obszarze tych trzech województw, gdzie 2/3 stanowią Ukraińcy, a 1/3 Polacy. Ponadto zwracał uwagę, że Lwów to… Najbardziej patriotyczne ze wszystkich miast, w którym nigdy nie było nawet 20 proc. Ukraińców. Te postulaty zbijali jednak komuniści. Wanda Wasilewska twierdziła, że Linia Curzona jest sprawiedliwa. Bolesław Bierut uważał, że ważniejsze są dobre relacje z Moskwą, a Edward Osóbka-Morawski przestrzegał, by nie przeciągać struny i w zamian zgłosił postulat dokonania korekt granicznej w Puszczy Białowieskiej, co zresztą zostało zaakceptowane przez stronę sowiecką. Ostatnie nadzieje upadły w czerwcu 1945 roku. Po uznaniu przez mocarstwa zachodnie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, w Moskwie doszło do podpisania nowego układu granicznego, który przypieczętował utratę wschodnich województw II RP. Lwów znalazł się raptem nieco ponad 100 kilometrów od Polski. Ostatnie miesiące w polskim Lwowie Kilka miesięcy wcześniej, 22 listopada 1944 roku odbył się pogrzeb arcybiskupa lwowskiego Bolesława Twardowskiego. Ostatnie pożegnanie duchownego stało się okazją do manifestacji polskości w okupowanym przez Sowietów mieście. W uroczystościach żałobnych uczestniczyło blisko 100 tysięcy Polaków. To odpowiadało mniej więcej liczbie polskich mieszkańców Lwowa, którzy stanowili 67 proc. ludności. Większość z nich nie zamierzała opuszczać ukochanego miasta, ale Sowieci mieli na to swoje sposoby. W styczniu 1945 roku rozpoczęły się aresztowania Polaków, głównie przedstawicieli miejscowej inteligencji. Połączono to z wyrugowaniem języka polskiego z przestrzeni publicznej. Kolejnym krokiem były obowiązkowe nakazy pracy na Donbasie lub w Rosji. Ten, kto taki nakaz dostał szybko zgłaszał się do punktu repatriacyjnego. Sowieci też zamykali kościoły, wyrzucali księży, rozbijali konspirację, a mimo to w połowie 1945 roku we Lwowie ciągle żyło 85 tysięcy Polaków. Do wyjazdu nawoływali zarówno komuniści, jak i prawicowcy z rządu w Warszawie. W komunistycznym „Czerwonym Sztandarze” ukazał się artykuł „Polska czeka na Was”, na co lwowska ulica zareagowała „a my czekamy na Polskę”. W czerwcu 1945 roku przyjechał do miasta, wówczas już wiceprzewodniczący Krajowej Rady Narodowej, a przed wojną endecki radny Lwowa, Stanisław Grabski. Przekonywał, że należy pogodzić się z utratą Lwowa, ale „lwowianie to osobna polska nacja i powinniśmy ją chronić, tam u siebie w państwie”. Plac Mariacki we Lwowie Z miesiąca na miesiąc Lwów stawał się coraz gorszym miejscem do życia. Wiosną 1946 roku pozostało w mieście około 40 tysięcy Polaków, co jednak nadal nie zadowalało sowieckich włodarzy. Zwłaszcza, że w lutym 1946 roku weszła w życie umowa graniczna i Lwów nawet formalnie trudno było traktować jako polskie miasto. Nasi rodacy zaczęli dostawać wypowiedzenia z pracy, robiono trudności przy załatwianiu spraw w urzędach, grożono wywózkami na wschód. Kilka miesięcy później we Lwowie pozostało już tylko około 10 tysięcy Polaków. Większość lwowiaków przeniosła się na Śląsk, głównie do Bytomia, Gliwic, Lwówka Śląskiego i Wrocławia. W grupie tych, którzy musieli opuścić swoje ukochane miasto znalazły się tak wybitne postacie, jak: Zbigniew Herbert, Stanisław Lem, Adam Zagajewskim, Adam Hanuszkiewicz czy Kazimierz Górski. Ich rodzinny gród już niedługo później miał zmienić całkowicie i bezpowrotnie swoje dotychczasowe oblicze

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.