22 lipca, mimo upałów, był dla zdecydowanej większości Polaków normalnym pracy. Mało kto pojechał na urlop.
O Polsce Ludowej mamy pamiętać tylko oglądając ją w krzywym zwierciadle filmów Bareji, które młodzież zresztą odbiera dosłownie.
Zmianie nazwy państwa towarzyszyły telewizyjne zapewnienia różnych celebrytów, znanych i lubianych artystów, że wreszcie „jesteśmy we własnym domu”. Po czym rozpoczął się największy w historii akt rozdawnictwa zwany prywatyzacją. Majątek narodowy rozdrapano, a zdobycze socjalne realnego socjalizmu zlikwidowano.
Wielkoprzemysłowa klasa robotnicza, która była główną siłą w walce z nieudolnymi rządami PZPR odeszła do historii wraz z większością przemysłu. Zniknęła więc siła zdolna przeciwstawić się anty-pracowniczym i antyspołecznym posunięciom nowej władzy. Zamiast oczekiwanej modernizacji gospodarki doszło do likwidacji wielu przemysłów i gałęzi. Własną produkcję zastąpiono importem, własne sieci handlowe, zagranicznymi. Polskie banki bankami należącymi do obcego kapitału. Nawet duża część prasy została wykupiona, głównie przez niemieckie konsorcja.
W międzynarodowym podziale pracy przypadła nam rola rezerwuaru taniej siły roboczej wykorzystywanej na miejscu miedzy innymi w specjalnych strefach ekonomicznych i eksportowanej na Zachód. Jesteśmy tez pożytecznym rynkiem zbytu i pomniejszym kooperantem zagranicznych korporacji, który jednak rzadko wytwarza jakiś produkt finalny.
Pojawiły się nowe, nie znane już w Polsce Ludowej zjawiska, jak masowe bezrobocie, niedożywienie dzieci, bezdomność, bieda i wykluczenie społeczne. Moje pokolenie, pokolenie „Solidarności” wciąż ze łzą w oku wspomina coroczne miesięczne urlopy, masowe budownictwo mieszkaniowe dostępne dla każdego i to poczucie bezpieczeństwa w kraju, gdzie na każdym kroku czekała praca, a robotnicy rozbijali się po wypłacie taksówkami i tańczyli na dansingach do białego rana. Czasy kiedy wprawdzie na półkach było niewiele, ale za to lodówki rzadko bywały tak puste jak obecnie.
Masowe czytelnictwo, tanie książki, kino, teatr, filharmonia. Wszystko to stało otworem i każdy kto chciał mógł korzystać z dóbr tak kultury wysokiej jak i masowej. A poziom naszego kina, teatru, plakatu, muzyki, choćby jazzowej, to była najwyższa półka światowa.
Wystarczy spojrzeć na stare nagranie festiwalu piosenki w Opolu, aby zobaczyć twarze publiczności, ludzi roześmianych, radosnych, nierzadko zbuntowanych, chwytających w lot każdy dowcip, każdą aluzję do głupoty panującej władzy. Właśnie to, że czuliśmy się bezpieczni, bo nie czyhał komornik, bezrobocie i bieda, sprawiło, że mogliśmy tamten ustrój obalić. Byliśmy wtedy odważniejsi, kulturalniejsi i bardziej rozpolitykowani.
Ta siła zdolna była wywalczyć ustawę o samorządzie pracowniczym, prawo do współdecydowania o swoim miejscu pracy. To było pierwsze co im odebrano w ramach planu Balcerowicza. To roszczenie współdecydowania i współodpowiedzialności to istota socjalizmu. Bo ludzie się buntowali, strajkowali przecież nie po to by uwłaszczyć elity, lecz żeby przejąć z rąk głupiej monopartii kontrolę nad krajem. Temu służyła koncepcja strajku czynnego, polegająca, na tym, że zamiast strajkować załogi miały przejąć zakłady z rąk narzuconej przez Partię dyrekcji i produkować dalej. I przez 16 miesięcy ”solidarności”, strajków, wieców i konfrontacji władza przynajmniej po części należała „do ludu pracującego miast i wsi”. Polska Ludowa, miała stać się taka nie tylko z nazwy. Bo zdobycze realnego socjalizmu uwolniły ludzi od strachu przed biedą, mało kto pracował dłużej niż 8 godzin, powstał potencjał buntu, gotowość do wolności. Ale zamiast niej przyszedł stan wojenny, a potem rządy bogatych nad biednymi. Przy czym biednymi stali się głównie ludzie pracy najemnej, a wolni ci, którzy zostali właścicielami tego co kiedyś było państwowe, a za sprawą buntu społecznego mogło się stać naprawdę wspólne.
Zbiorowe marzenie o sprawiedliwości społecznej zastąpiły indywidualne marzenia konsumpcyjne. Ludzie, kiedy przestali być razem zaczęli się bać. I boją się do dzisiaj. Rozpolitykowani za komuny dziś stronią od polityki którą się brzydzą. Brzydzą się więc demokracją w jej obecnym, elitarnym wydaniu. Bohaterami naszych czasów nie są już ludzie pracy, lecz przedsiębiorcy. Ludzie sukcesu, którzy umieli po plecach tych pierwszych wspiąć się na sam szczyt.
Tego lata na obozy wyjedzie nie 900 000 harcerzy jak za Gierka, ale jakieś 30-40 tysięcy. Dzieci z ubogich rodzin zamiast wyjechać na kolonie spędzą lato w mieście. 22 lipca, mimo upałów, był dla zdecydowanej większości Polaków normalnym dniem pracy. Mało kto pojechał na urlop. PRL nie wróci, co nie znaczy, że trzeba wymazać z pamięci polskiego społeczeństwa, z naszej historii wszystkie jego zasługi i osiągnięcia. Bo to przecież część naszej najnowszej historii, naszej tożsamości. Tego nie wolno zakłamywać. Wielu moich rówieśników z wyżu demograficznego lat 60tych na pytanie kiedy będzie lepiej niezmiennie odpowiada: „Lepiej już było”.
Komentarze
Prześlij komentarz