Przejdź do głównej zawartości

Miasteczko Bełz....

Ponizej  nostalgiczna i wzruszająca relacja  pewnej blogerki , z jej wyprawy   do przygranicznego Bełza.Ruiny, cmentarze, drób i bańki mydlane, czyli rzecz o pewnym miasteczku .


O wyborze terenu badawczego nieraz decyduje przypadek, czy może spontaniczna decyzja etnografa. Bo akurat podjechał autobus do tej wsi, bo zapytany człowiek wskazał nie tę drogę, o którą nam chodziło, bo byliśmy zbyt zmęczeni, aby wędrować gdzieś dalej. W tym przypadku zadecydowała wyobraźnia etnografki i błąkająca się po jej głowie piosenka o sennym, zapomnianym miasteczku. Gdyby nie to, że słuchałam jej kiedyś w chwilach beznadziei i tęsknoty, gdyby nie to, że stworzyłam w głowie obraz miejsca pełnego melancholii i nostalgii, gdyby nie to, że w jednej wsi moja rozmówczyni zlekceważyła mnie, gdyby nie moje rozczarowanie i miotające mną emocje, pewnie nigdy nie trafiłabym do miasteczka Bełz.

Miasteczko Bełz kochany mój Bełz
W poranne gazety ubrany spokojnie się budzi Bełz

Można to chyba nazwać intuicją etnograficzną. Jedzie się do miejsca zupełnie obcego, bez tzw. kontaktów, bez wsparcia. Trzeba zmierzyć się ze swoimi wątpliwościami i narastającym strachem o to, co się spotka, czy uda się nagrać choć jedną rozmowę. Jednak jedzie się, słuchając cichych podpowiedzi, szukając pozornie nic nie mówiących znaków. Wsiadłam do marszrutki w Żółkwii, zawiozła mnie ona do Wielkich Mostów, tu miałam przesiadkę na marszrutkę do Czerwonogradu, półtorej godziny czekania, po czym droga do Czerwonogradu. Wyboje, pola i lasy. Sam Czerwonograd przygnębiający. Przemysłowe miasteczko z 75 tysiącami mieszkańców, szare blokowiska i kominy kopalń. Na dworcu romscy żebracy, obok rynek z szaloną mieszanką najróżniejszych produktów: mięso na hakach, nabiał, warzywa, owoce, przyprawy, słodycze, ciuchy, zabawki, kwiaty, kosmetyki. Stąd miałam mieć marszrutkę do Bełza. Było późno, słońce stało nisko, ludzie robili ostatnie zakupy. Usiadłam na jakiejś ławce, zapisywałam swe rozpaczliwe myśli w notatniku, wciąż zastanawiając się czy jechać dalej, czy to ma sens. Poszłam na dworzec, na jednym ze stanowisk stał rozklekotany autobus, podeszłam bliżej, na tabliczce widniał napis: „Бeлз”. Skoro tak, to jadę. Droga trwała jakieś pół godziny. Cały czas zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Przecież nikogo tam nie znam, robi się coraz później i ciemniej, ludzie o tej porze siedzą w domach. Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos, starsza pani pytała, czy ja przypadkiem nie do Bełza, bo to już tu. Wysiadłam, owa pani razem ze mną. Chyba rozpacz biła ze mnie, bo miła pani zapytała, co ja tu robię. Wyglądałam pewnie jak zagubiony, nieszczęsny turysta, który zszedł ze szlaku i błądził gdzieś poza dostępną przestrzenią. Pani Hania okazała się bardzo pomocna, oprowadziła mnie po Bełzie, dała namiar na nauczycielkę historii, która mieszka i naucza w Bełzie, odprowadziła na przystanek i pobłogosławiła na drogę. Pierwsze zetknięcie z terenem, zarzuciłam wędkę, a połów okazał się później bardzo obfity.

Obłoki płyną w dal znów toczy się świat
Wypiękniał nasz Bełz
W ogrodach na grobach bez  
Gdy się wjeżdża do Bełza ze strony Czerwonogradu marszrutka zatrzymuje się najpierw na autostancji. Jest to niewielki budynek, z kanciapą dla pani, która udziela informacji, sprzedaje bilety i prowadzi długie rozmowy ze znajomymi osobami, czekającymi na środek transportu. W środku budynku coś jakby poczekalnia, ciemna i zatęchła, z mapą rejonu Sokalskiego i rozkładem jazdy. Za budynkiem obowiązkowo wychodek. Nieopodal znajduje się plac, na którym co tydzień w czwartek odbywa się „dyskoteka dla pensjoner”, czyli targ gromadzący głównie starszych ludzi, którzy w tym dniu wychodzą ze swoich domów, przystrojeni odświętnie, pełni dobrego humoru i swoistego wdzięku. Tutaj także droga się rozdziela. Idąc na lewo dojdzie się do tzw. zamoczku, czyli najstarszej części miasta, onegdaj znajdował się tu gród książęcy, dziś stoi tu cerkiew prawosławna, która jeszcze przed II wojną była kościołem katolickim. Obok cerkwi znajduje się kaplica z kopią obrazu Matki Boskiej. Nieliczni w Polsce wiedzą, że ikona Matki Boskiej Częstochowskiej pochodzi właśnie z Bełza. Została ona przeniesiona przez Władysława Opolczyka w XIV w. w obawie przed najazdami tatarskimi. Za cerkwią rozciąga się widok na pastwiska i rzekę Solokiję. Aby dojść na rynek trzeba za autostancją skręcić w prawo. Bełzka jakby-starówka. Na środku kilka drzew, dookoła prostokątnego placu stare, pożydowskie kamieniczki, w których obecnie mieszczą się sklepy i dwie knajpy. Przy rynku mieści się także szkoła dla młodszych dzieci. Niedaleko znajdują się ruiny dwóch klasztorów dominikańskich, męskiego i żeńskiego, a między nimi dumnie wznosi się świeżo wyremontowany ratusz. Tworzy on swoisty kontrast z budynkiem stojącym naprzeciwko niego. Zniszczony kino-teatr, tragiczny obraz ruiny i zdewastowania. Trudno przejść obojętnie obok czegoś, co niegdyś tętniło życiem, gdzie kwitło życie kulturalne, gdzie ludzie znajdowali rozrywkę, gdzie gromadzili się, aby zasmakować nieco sztuki. W pobliżu stoi cerkiew greko-katolicka św. Mikołaja, obecnie w remoncie. Gdy pójdzie się dalej, minie się Narodny Dom, w którym mieści się biblioteka i odbywają się weekendowe dyskoteki. Idąc cały czas prosto dojdzie się na cmentarz, na którym znajdują się jeszcze polskie nagrobki. Na środku stoi drewniana cerkiew Zesłania Ducha Św. Asfaltowa droga, notabene zbudowana za środki żydowskie, wiedzie do kirkutu i hotelu dla Żydów. Teren kirkutu jest ogrodzony i rozciąga się na kilkuset metrach kwadratowych, jednak macewy skupione są głównie na środku terenu. Betonowa ścieżka prowadzi do grobu cadyka z rodu Rokeach, jego synów i żony. Bełscy cadycy słynęli jako cudotwórcy, do miasta przybywały liczne pielgrzymki Żydów z całej Galicji. Obok cmentarza znajduje się świeżo wybudowany hotel, który jest wykorzystywany tylko pod obecność wycieczek żydowskich. Jak na warunki tutejsze hotel posiada wysoki standard, z ciepłą bieżącą wodą, gazem i innymi udogodnieniami. W środku mieści się sala modlitewna, mykwa, obszerna jadalnia, kuchnie, pomieszczenia dla rabina i pokoje dla pozostałych. Podczas nieobecności Żydów pieczę nad budynkiem sprawuje pani Ania, mieszkająca w sąsiadującym domu.
Świetność Bełza już dawno przeminęła, dziś to pożydowskie miasteczko robi wrażenie zrujnowanego miejsca, w którym panuje atmosfera apatii i braku perspektyw.

Miasteczko Bełz kochany mój Bełz
Wypłowiał już tamten obrazek milczący płonący Bełz     

Nazwa Bełz pochodzi albo od „bilyj” – czysty,  kiedyś wokół Bełza były torfowiska i błota, a samo miasteczko było czyste. Albo od ang. „bell” – dzwon, ponoć kiedyś sprowadzono z Anglii dzwony, więc nazwę „bells” przekształcono na Bełz. Bełz to tysiąc lat burzliwej historii, zmiennych kolei losu, przeplatanych czasem spokoju i względnego dostatku. Początek Bełza sięga dziesiątego stulecia. Wówczas należał do Grodów Czerwieńskich, terenu spornego, o który bój toczyło ówczesne państwo polskie i Ruś Kijowska. Bełz był miasteczkiem pogranicznym, leżącym na dość często uczęszczanym szlaku handlowym. W XI wieku Bełz został zdobyty i oderwany od Polski przez Jarosława Mądrego, miasteczko stało się wówczas stolicą księstwa bełskiego, będąc jednym z najznaczniejszych ośrodków miejskich Rusi Włodzimierskiej. W XIII wieku Bełz został spustoszony przez Tatarów, a w następnym wieku zajęty przez Litwinów. W 1388 roku Władysław Jagiełło nadał miastu prawo magdeburskie. W XV wieku księstwo inkorporowano do Korony, czyniąc Bełz stolicą osobnego województwa bełskiego. W tym wieku przybyli do miasteczka pierwsi Żydzi, głównie z terenów Polski. Bełz był wówczas dość bogatym i rozwijającym się ośrodkiem. „Ale czotyrysta rokiw misto bulo polskie, wid czternaste stolicy, do wisimnaciate. Za tych czotyrysta rokiw, desiat rokiw tut buly Uhorci, piat razy Tatary, po prostu, napadaly, widchodyly, palyly i widchodyly.” Po zajęciu go przez Austriaków w 1772 zaczął podupadać. Po odzyskaniu niepodległości, w II Rzeczypospolitej był już mało znaczącym miasteczkiem. Jednak nadal tętniło tu życie, połowę mieszkańców stanowili Żydzi, chasydzi, zajmujący się handlem i rzemiosłem, resztę mieszkańców stanowili Polacy i Ukraińcy. Stan ten zmienił się jednak podczas II wojny światowej. Po wkroczeniu Niemców, Żydzi zostali wywiezieni do obozu w Bełżcu albo zamordowani na miejscu. Ci, którym udało się ocaleć, wyjechali do Izraela, Stanów lub Kanady. Tuż po wojnie Ukraińców z Bełza przesiedlono na dalsze tereny Ukrainy. Do 1951 roku Bełz należał do Polski, jednak po tzw. „korekcie granic” przydzielono go wraz z dawnym Krystynopolem (dziś Czerwonograd) i Sokalem Ukrainie, w zamian przyznając Polsce tereny w Bieszczadach. Tym samym zmuszono ludność polską do przesiedlenia się na nowo przyznane tereny, a do Bełza na powrót sprowadzono ludność ukraińską.

A w piekarni pachnie chleb
Koń nad owsem schyla łeb
 Zakochanym nieba dość
Tylko cicho gwiżdże ktoś

Dziś niewiele osób pamięta obraz dawnego Bełza. Większość osób to napływowa ludność, która sprowadziła się tu w latach pięćdziesiątych. Ale w małym domu, nieopodal autostancji mieszka jeszcze pani Maria, jedna z najstarszych mieszkanek Bełza. Urodziła się w Bełzie i żyła tu przez całe życie, za wyjątkiem paru lat po wojnie, kiedy przesiedlono ją na tereny Ukrainy. Pani Maria chodziła do polskiej szkoły, prowadzonej przez siostry felicjanki, do dziś mówi bardzo dobrą polszczyzną. W rozmowach snuje opowieści o „tamtym” Bełzie. Kiedy życie toczyło się spokojnym rytmem, kiedy trzy nacje żyły zgodnie obok siebie. Szkoła dla dziewcząt mieściła się w budynku dzisiejszej kliniki. Do szkoły chodziły dzieci polskie, ukraińskie i żydowskie. Przed lekcjami odmawiane były zawsze modlitwy, po polsku i ukraińsku. Dziewczynki żydowskie nie modliły się, lecz w pozycji stojącej przysłuchiwały się modlitwom chrześcijańskim. Co niedziela dzieci katolickie były prowadzone przez siostry do kościoła. Pani Maria opowiadała, że pomimo tego, że cadyk bełski był tak znany, to nigdy go nie widziała. Był on niskim człowiekiem, a jeśli wychodził ze swojego domu, to zawsze w asyście innych osób, które jakoże duże wyższe, skutecznie go zakrywały. Pamięta jak dużo osób przybywało do cadyka w nadziei, że zostaną uleczone lub zostanie im objawiona prawda o ich przeznaczeniu. Pani Maria wspomina również, jak z innymi dziećmi „podglądały” pogrzeby chasydzkie. Po śmierci ciało nieboszczyka jak najszybciej musiało być umieszczone w grobie, owinięte w białe prześcieradło, w drewnianej trumnie było niesione na cmentarz. Tam wyjmowano ciało z trumny i w pozycji siedzącej wkładano je do wykopanego wcześniej dołu. W grobie również układana była w ukosie deska, tak by głowa nieboszczyka była chroniona przed zasypaniem ziemią. Żydzi prowadzili w miasteczku wiele zakładów rzemieślniczych, sklepów. Chodzili na nabożeństwa do okazałej synagogi, która stała niedaleko rynku, a została wysadzona przez Niemców w czasie II wojny. W miasteczku było również kilka domów modlitwy, które mieściły się w do dziś zachowanych kamienicach z charakterystycznymi wieżyczkami.

Nikt nie chce pamiętać nikt nie chce znać smaku łez
Łagodny świt zwyczajnych dni rytm

Drób. Dużo kur, gęsi, kaczek przemierza ulice Bełza. Niespiesznie, leniwym krokiem, w równym szyku lub samotnie. Prawie każdy tutejszy mieszkaniec jest zasobny w ptactwo domowe. Niewątpliwie wpływa to na zmniejszenie wydatków na utrzymanie. Niektórzy trzymają króliki albo kozy, co poniektórzy posiadający choć kilka metrów kwadratowych łąki również krowę. Nieodłącznym elementem krajobrazu przydomowego jest także własny ogród warzywny. W okresie letnim, ale także wczesnojesiennym w sklepach nie uświadczysz świeżych warzyw, jakoże każdy ma je we własnym ogródku. Mieszkańcy znajdują wiele rozwiązań swej trudnej ekonomicznie sytuacji. Bełz jest zapomnianym przez władze centralne miasteczkiem. W domach nie ma gazu, co prawda rury gazowe są już podciągnięte do miasta, za co mieszkańcy musieli płacić sporą kwotę, ale, aby doprowadzić instalację do domów, potrzebne są kolejne pieniądze. Nie ma oczywiście także Internetu. Co sprytniejsi załatwili sobie jakieś połączenia drogą telefoniczną, ale jest to drogie i nie w pełni sprawne. 

Dziś słucham piosenki Osieckiej. Bije z niej smutek, tęsknota za dawnym bezpiecznym spokojnym Bełzem. Wiele się zmieniło. Wojna, losy powojenne. Życie toczy się tutaj dalej. Tylko przestrzeń jest naznaczona pustką.



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Obchody 100-lecia OSP w Kryłowie.