Kim był Hryhoryj Perehijniak?
Inaugurując 8 lutego 2017 roku „kampanię informacyjną” w związku z obchodami 75. (domniemanej) rocznicy powstania UPA Wołodymyr Wiatrowycz wykreował legendę o rzekomej walce UPA z Niemcami, której początek miała dać 7 lutego 1943 roku sotnia Hryhoryja Perehijniaka. Tym samym szef ukraińskiego IPN wylansował nowego bohatera narodowego Ukrainy i zarazem bohatera walki z okupantem niemieckim, jaką miała zdaniem Wiatrowycza toczyć UPA. Kim jednak naprawdę był Perehijniak?
Otóż był on – tak jak i pozostali współcześni mu nacjonaliści ukraińscy – niemieckim kolaborantem i na dodatek uczestnikiem zbrodni holokaustu. Dowiadujemy się o tym z artykułu biograficznego Parehijniaka, który opublikowali obecni epigoni spuścizny Stepana Bandery. Autorką tego biogramu jest Ljubow Iwaniuk i został on zamieszczony 10 lutego 2012 roku na ukraińskiej stronie internetowej „Portal nacjonalistyczny” (Націоналістичний портал) pod adresem: www.ukrnationalism.com.
Z biogramu – pod egzaltowanym tytułem „Hryhoryj Perehijniak – dowódca pierwszej sotni UPA” (Григорій Перегіняк – командир першої сотні УПА) – dowiadujemy się, że Perehijniak urodził się 7 lutego 1910 roku w Uhrynowie Starym w powiecie kałuskim (województwo stanisławowskie), a więc w tej samej miejscowości, w której rok wcześniej (1 stycznia 1909 roku) urodził się Stepan Bandera, a także jego bracia Wasyl i Ołeksandr. Bandera wywarł największy wpływ na życie i osobowość Perehijniaka, który był nim zafascynowany. Późniejszy przywódca „rewolucyjnego” skrzydła Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów był nie tylko sąsiadem Perehijniaka, ale stał się jego nauczycielem i przewodnikiem życiowym, a nawet współtowarzyszem w celi więziennej.
Perehijniak siedział w polskim więzieniu razem z Banderą i innymi znanymi członkami OUN (Jarosław Karpyneć, Mykoła Kłymyszyn), którzy poddali go tam intensywnej obróbce ideowej. Można powiedzieć, że to był „uniwersytet” Perehijniaka. Odnotowuje to autorka jego hagiograficznego biogramu, gdzie czytamy, że w więziennej celi „Najbardziej wybijał się Perehijniak. On chłonął w siebie, jak gąbka, wszystko, co mu powiedziano. I pojmował wszystko z wielką łatwością... ”
Życiorys tego watażki był typowy dla jego rówieśników z pierwszego pokolenia członków OUN. Z zawodu był kowalem, na początku lat 30. XX wieku wstąpił do OUN i wkrótce stał się terrorystą. Jego pierwszą akcją terrorystyczną było zabójstwo w 1935 roku Polaka, który zajmował stanowisko sołtysa Uhrynowa Starego. Za ten czyn Perehijniak trafił najpierw przed oblicze polskiego sądu, który skazał go na dożywocie, a potem do polskich więzień na Świętym Krzyżu i we Wronkach.
O kolaboranckiej przeszłości Perehijniaka świadczy następujący fragment panegiryku pani Iwaniuk: „Po uwolnieniu (w wyniku najazdu III Rzeszy na Polskę w 1939 roku – uzup. BP) Hryć przedostaje się do Krakowa, gdzie dołącza do zwolenników OUN pod kierownictwem Stepana Bandery. W tym czasie był już dobrze wyszkolony. Dużo czytał, zajmował się samokształceniem i przeszedł trzy kursy szkolenia wojskowego OUN, rekrucki, dla podoficerów młodszych i podoficerów starszych.
Jak stwierdza Kłymyszyn, w 1940 roku spotkał się z Perehijniakiem w Krakowie. W tym czasie Hryć był w Starachowicach, gdzie stacjonowały oddziały ochraniające (niemieckie – uzup. BP) obiekty wojskowe. Od lata 1941 roku Hryć znalazł się w szeregach jednej z grup marszowych OUN, a w latach 1941-1942 służył w szeregach (ukraińskiej – uzup. BP) policji pomocniczej „Schutzmannschaft”, której pododdziały z czasem zostały przerzucone na Wołyń i Polesie.
Dostrzegając negatywny, a z czasem wrogi do siebie stosunek, OUN w 1942 roku wydała rozkaz swoim członkom, którzy z pewnych względów taktycznych przebywali w niemieckich oddziałach policyjnych, przejść do podziemia i rozpoczęcia walki zbrojnej przeciwko nazistom. Starszy sierżant policji ukraińskiej Hryhorij Perehijniak porzucił służbę i zostaje żołnierzem w pierwszych oddziałach wojskowych na Wołyniu. Z biegiem czasu otrzymuje coraz więcej i więcej obowiązków, a w październiku 1942 roku formuje jeden z pierwszych oddziałów UPA”.
Faktycznie oddział ten został sformowany na początku lutego 1943 roku i był to pierwszy oddział banderowskiej UPA. Teza o tym, że UPA powstała jakoby 14 października 1942 roku jest bowiem wymysłem banderowskiej propagandy, przyjmowanym obecnie na Ukrainie. Droga życiowa Perehijniaka nie różniła się zatem od innych nacjonalistów ukraińskich i była naznaczona kolaboracją z Niemcami hitlerowskimi – ich najbardziej pożądanym sojusznikiem. Najpierw więc była służba dla niemieckich władz okupacyjnych w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1939-1941 i szkolenia wojskowe pod okiem Niemców. Potem jedna z tzw. grup pochodnych (marszowych) OUN, z którą w wyniku agresji Niemiec na ZSRR Perehijniak wkroczył w 1941 roku do Małopolski Wschodniej i – czego pani Iwaniuk nie pisze – brał udział w aktach ludobójstwa (pogromy na Żydach, mordy na Polakach). Dalej była służba w sformowanej przez okupanta niemieckiego ukraińskiej policji pomocniczej, która pomagała Niemcom w deportacjach miejscowych Żydów do obozu zagłady w Bełżcu i współdziała z Niemcami w egzekucjach na ludności żydowskiej. Na koniec Perehijniak uczestniczył w zbiorowej dezercji policjantów ukraińskich w styczniu 1943 roku, której rezultatem było utworzenie banderowskiej UPA. Stał się następnie specyficznym symbolem ukraińskiego nacjonalizmu – on pierwszy rozpoczął genocicum atrox na narodzie polskim.
Heroizację Perehijniaka („Dowbeszki-Korobki”) – uczestnika niemieckiego ludobójstwa na Żydach – zauważył rosyjskojęzyczny portal IzRus w Izraelu (adres: www.izrus.co.il) w notatce pt. „Nazistowski pomocnik stał się przykładem bohaterstwa dla Ukraińców?” (Нацистский прихвостень стал примером героизма для украинцев?). Faktu tego nie zauważyło natomiast żadne z mediów w Polsce, gdzie w kwestii przemilczania gloryfikacji banderowskich zbrodniarzy na Ukrainie panuje świadoma dyscyplina.
Należy przypomnieć, że pod koniec 1942 roku w pobliżu Lwowa odbyła się konferencja referentów wojskowych lokalnych struktur Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów-Banderowców (OUN-B), na której postanowiono utworzyć formację partyzancką pod nazwą Wojskowe Oddziały OUN-SD (Samostijnikiw Derżawnikiw, faktycznie OUN-B). Pierwszym oddziałem WO OUN-SD była właśnie sotnia Hryhorija Perehijniaka, ps. „Dowbeszka-Korobka”, utworzona na polecenie Iwana Łytwynczuka, ps. „Dubowyj”, zapewne w pierwszych dniach lutego 1943 roku. Tak więc był to oddział OUN-SD (OUN-B). Nazwa Ukraińska Powstańcza Armia pojawiła się później i została przez banderowców skradziona opozycyjnej wobec Bandery formacji Tarasa Bulby-Borowcia (tzw. Pierwsza UPA, określana w historiografii jako Sicz Poleska, od sierpnia 1943 roku Ukraińska Armia Ludowo-Rewolucyjna). To dlatego ludność polska Wołynia identyfikowała na początku (mniej więcej do czerwca 1943 roku) swoich morderców omyłkowo jako „bulbowców”, a nie banderowców.
Sotnia „Dowbeszki-Korobki” w nocy z 7 na 8 lutego 1943 roku zaatakowała posterunek policji w miasteczku Włodzimierzec, który był broniony przez siedmiu niemieckich żandarmów i dziewięciu Kozaków z ukraińskiej policji pomocniczej. Po co go zaatakowała? Po to, by rozpocząć bohaterską walkę banderowskiej UPA z Niemcami hitlerowskimi, jak twierdzi Wiatrowycz? Nie! Posterunek policji zaatakowano tylko po to, by uniemożliwić jakąkolwiek pomoc ze strony miejscowej policji dla polskiej ludności kolonii Parośle I, którą sotnia „Dowbeszki-Korobki” wymordowała 9 lutego 1943 roku. Atak na posterunek policji we Włodzimierzcu – który w historiografii banderowskiej uchodzi za wielką bitwę z Niemcami (miano zabić 63 Niemców i 19 ranić, w rzeczywistości zabito jednego Niemca i trzech Kozaków, sześciu Kozaków wzięto do niewoli i zamordowano później w Parośli) – został dokonany wyłącznie pod kątem zdobycia broni i odcięcia jakiejkolwiek pomocy dla Polaków z Parośli, a także usunięcia potencjalnych świadków ich zagłady.
Tak naprawdę wyglądał początek lansowanej przez Wiatrowycza walki UPA z Niemcami pod dowództwem bohatera narodowego Ukrainy – Perehijniaka.
W związku z tym pragnę przypomnieć panu Wiatrowyczowi oraz funkcjonariuszom Związku Ukraińców w Polsce, którzy – jak słyszę – zapowiedzieli kierowanie do sądów pozwów przeciw osobom oskarżającym UPA o zbrodnie, opis zagłady Polaków w Parośli. Jej autorem jest gen. Czesław Piotrowski (1926-2005) – mieszkaniec Wołynia ocalony z ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego, żołnierz samoobrony polskiej przed UPA, później żołnierz 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK i zawodowy oficer ludowego Wojska Polskiego, gdzie doszedł do stanowiska szefa wojsk inżynieryjnych. W opublikowanej w 2002 roku przez Światowy Związek Żołnierzy AK pracy pt. „Zniszczone i zapomniane osiedla polskie oraz kościoły na Wołyniu” Czesław Piotrowski tak opisał zagładę Parośli:
„Uzbrojona banda ukraińska z okolic Włodzimierca, udająca radzieckich partyzantów, weszła z rana do kolonii i rozmieściła się we wszystkich domach, by po południu podstępnie wszystkich powiązać i na umówiony sygnał zamordować, zabijając ostrymi narzędziami, przeważnie siekierami, nie oszczędzając nikogo. Zamordowano 173 osoby, tylko 11 osób, przeważnie dzieci, ciężko okaleczone, zostały potem uratowane. Jak zwykle czyniły to bandy, po dokonanym morderstwie gospodarstwa ograbiono, zabierając cały dobytek i żywy inwentarz. Późniejsze oględziny pomordowanych wykazały szczególne okrucieństwo oprawców. Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi, kilku mężczyzn było obdartych ze skóry pasami, niektórzy mieli wyrywane żyły od pachwiny do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miało poobcinane piersi. Wielu pomordowanych miało poobcinane uszy, nosy, wargi, oczy powyjmowane, głowy często poobcinane. Po dokonaniu rzezi mordercy urządzili libację w domu sołtysa. Po odejściu oprawców, wśród resztek jedzenia i butelek po samogonie znaleziono martwe dziecko około 12-miesięczne, przybite bagnetem do stołu, a w ustach dziecka włożony był niedojedzony kawałek kiszonego ogórka”.
Wspomniane dziecko zostało tak przybite bagnetem albo nożem do stołu, że świadkowie, którzy przyszli do Parośli po odejściu sotni „Dowbeszki-Korobki”, nie byli w stanie wyjąć tego narzędzia z ciała dziecka. Ofiary były rąbane siekierami na kawałki, główki dzieci miażdżone obuchami siekier. Według relacji świadków, ciało Walentego Sawickiego było porąbane „na sieczkę”. Oprawców rozjuszył fakt, że przed wojną był on komendantem miejscowej organizacji Związku Strzeleckiego. Te – według różnych relacji – 8 do 12 rannych ofiar, które odratowano, do końca życia pozostało inwalidami.
Tak wyglądała „walka z Niemcami” sotni Perehijniaka vel „Dowbeszki-Korobki” panie Wiatrowycz i panie Tyma – prezesie Związku Ukraińców w Polsce, który grozi dzisiaj pozwami sądowymi tym, którzy będą przypominać o zbrodniach UPA.
Opis ten dedykuję również tym wszystkim polskim przyjaciołom Ukrainy – a faktycznie sojusznikom pogrobowców zbrodniczego nacjonalizmu ukraińskiego – dzięki którym Perehijniak może być dzisiaj bohaterem Ukrainy i patronem zakłamanej historii głoszonej przez ukraiński IPN. Tym wszystkim Michnikom, Sakiewiczom, Wóycickim, Targalskim, Smoleńskim, Piekłom, Żurawskim vel Grajewskim itd. Dzisiaj plujecie jadem na każdego kto śmie upominać się o pamięć niewinnych ofiar, kto nie godzi się na politykę sojuszu z pogrobowcami ich morderców maskowaną górnolotnymi sloganami o integracji europejskiej Ukrainy, Międzymorzu i diabli wiedzą czym jeszcze. Ale to nie swoim oponentom plujecie w twarz, ale temu polskiemu dziecku przybitemu bagnetem do stołu. Piszecie w historii Polski kolejny rozdział hańby domowej i to wyłącznie tę hańbę domową zapamiętają wam na zawsze przyszłe pokolenia, jeśli Polska będzie w przyszłości istnieć.
Sam „Dowbeszka-Korobka” zginął niecałe dwa tygodnie po zagładzie Parośli – 22 lutego 1943 roku. Według banderowskiej historiografii miał zginąć – a jakże – w walce z Niemcami pod Wysockiem (około 60 km na północ do Parośli). Faktycznie okoliczności jego śmierci nie są dokładnie znane. Różne sprzeczne relacje dają podstawę do przypuszczeń, że Perehijniak mógł zostać zlikwidowany przez Służbę Bezpeky OUN-B w ramach wewnętrznych porachunków, albo po prostu dla pozbycia się sprawcy-świadka ludobójstwa, którego negację banderowcy rozpoczęli równocześnie z jego popełnianiem.
Inaugurując 8 lutego 2017 roku „kampanię informacyjną” w związku z obchodami 75. (domniemanej) rocznicy powstania UPA Wołodymyr Wiatrowycz wykreował legendę o rzekomej walce UPA z Niemcami, której początek miała dać 7 lutego 1943 roku sotnia Hryhoryja Perehijniaka. Tym samym szef ukraińskiego IPN wylansował nowego bohatera narodowego Ukrainy i zarazem bohatera walki z okupantem niemieckim, jaką miała zdaniem Wiatrowycza toczyć UPA. Kim jednak naprawdę był Perehijniak?
Otóż był on – tak jak i pozostali współcześni mu nacjonaliści ukraińscy – niemieckim kolaborantem i na dodatek uczestnikiem zbrodni holokaustu. Dowiadujemy się o tym z artykułu biograficznego Parehijniaka, który opublikowali obecni epigoni spuścizny Stepana Bandery. Autorką tego biogramu jest Ljubow Iwaniuk i został on zamieszczony 10 lutego 2012 roku na ukraińskiej stronie internetowej „Portal nacjonalistyczny” (Націоналістичний портал) pod adresem: www.ukrnationalism.com.
Z biogramu – pod egzaltowanym tytułem „Hryhoryj Perehijniak – dowódca pierwszej sotni UPA” (Григорій Перегіняк – командир першої сотні УПА) – dowiadujemy się, że Perehijniak urodził się 7 lutego 1910 roku w Uhrynowie Starym w powiecie kałuskim (województwo stanisławowskie), a więc w tej samej miejscowości, w której rok wcześniej (1 stycznia 1909 roku) urodził się Stepan Bandera, a także jego bracia Wasyl i Ołeksandr. Bandera wywarł największy wpływ na życie i osobowość Perehijniaka, który był nim zafascynowany. Późniejszy przywódca „rewolucyjnego” skrzydła Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów był nie tylko sąsiadem Perehijniaka, ale stał się jego nauczycielem i przewodnikiem życiowym, a nawet współtowarzyszem w celi więziennej.
Perehijniak siedział w polskim więzieniu razem z Banderą i innymi znanymi członkami OUN (Jarosław Karpyneć, Mykoła Kłymyszyn), którzy poddali go tam intensywnej obróbce ideowej. Można powiedzieć, że to był „uniwersytet” Perehijniaka. Odnotowuje to autorka jego hagiograficznego biogramu, gdzie czytamy, że w więziennej celi „Najbardziej wybijał się Perehijniak. On chłonął w siebie, jak gąbka, wszystko, co mu powiedziano. I pojmował wszystko z wielką łatwością... ”
Życiorys tego watażki był typowy dla jego rówieśników z pierwszego pokolenia członków OUN. Z zawodu był kowalem, na początku lat 30. XX wieku wstąpił do OUN i wkrótce stał się terrorystą. Jego pierwszą akcją terrorystyczną było zabójstwo w 1935 roku Polaka, który zajmował stanowisko sołtysa Uhrynowa Starego. Za ten czyn Perehijniak trafił najpierw przed oblicze polskiego sądu, który skazał go na dożywocie, a potem do polskich więzień na Świętym Krzyżu i we Wronkach.
O kolaboranckiej przeszłości Perehijniaka świadczy następujący fragment panegiryku pani Iwaniuk: „Po uwolnieniu (w wyniku najazdu III Rzeszy na Polskę w 1939 roku – uzup. BP) Hryć przedostaje się do Krakowa, gdzie dołącza do zwolenników OUN pod kierownictwem Stepana Bandery. W tym czasie był już dobrze wyszkolony. Dużo czytał, zajmował się samokształceniem i przeszedł trzy kursy szkolenia wojskowego OUN, rekrucki, dla podoficerów młodszych i podoficerów starszych.
Jak stwierdza Kłymyszyn, w 1940 roku spotkał się z Perehijniakiem w Krakowie. W tym czasie Hryć był w Starachowicach, gdzie stacjonowały oddziały ochraniające (niemieckie – uzup. BP) obiekty wojskowe. Od lata 1941 roku Hryć znalazł się w szeregach jednej z grup marszowych OUN, a w latach 1941-1942 służył w szeregach (ukraińskiej – uzup. BP) policji pomocniczej „Schutzmannschaft”, której pododdziały z czasem zostały przerzucone na Wołyń i Polesie.
Dostrzegając negatywny, a z czasem wrogi do siebie stosunek, OUN w 1942 roku wydała rozkaz swoim członkom, którzy z pewnych względów taktycznych przebywali w niemieckich oddziałach policyjnych, przejść do podziemia i rozpoczęcia walki zbrojnej przeciwko nazistom. Starszy sierżant policji ukraińskiej Hryhorij Perehijniak porzucił służbę i zostaje żołnierzem w pierwszych oddziałach wojskowych na Wołyniu. Z biegiem czasu otrzymuje coraz więcej i więcej obowiązków, a w październiku 1942 roku formuje jeden z pierwszych oddziałów UPA”.
Faktycznie oddział ten został sformowany na początku lutego 1943 roku i był to pierwszy oddział banderowskiej UPA. Teza o tym, że UPA powstała jakoby 14 października 1942 roku jest bowiem wymysłem banderowskiej propagandy, przyjmowanym obecnie na Ukrainie. Droga życiowa Perehijniaka nie różniła się zatem od innych nacjonalistów ukraińskich i była naznaczona kolaboracją z Niemcami hitlerowskimi – ich najbardziej pożądanym sojusznikiem. Najpierw więc była służba dla niemieckich władz okupacyjnych w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1939-1941 i szkolenia wojskowe pod okiem Niemców. Potem jedna z tzw. grup pochodnych (marszowych) OUN, z którą w wyniku agresji Niemiec na ZSRR Perehijniak wkroczył w 1941 roku do Małopolski Wschodniej i – czego pani Iwaniuk nie pisze – brał udział w aktach ludobójstwa (pogromy na Żydach, mordy na Polakach). Dalej była służba w sformowanej przez okupanta niemieckiego ukraińskiej policji pomocniczej, która pomagała Niemcom w deportacjach miejscowych Żydów do obozu zagłady w Bełżcu i współdziała z Niemcami w egzekucjach na ludności żydowskiej. Na koniec Perehijniak uczestniczył w zbiorowej dezercji policjantów ukraińskich w styczniu 1943 roku, której rezultatem było utworzenie banderowskiej UPA. Stał się następnie specyficznym symbolem ukraińskiego nacjonalizmu – on pierwszy rozpoczął genocicum atrox na narodzie polskim.
Heroizację Perehijniaka („Dowbeszki-Korobki”) – uczestnika niemieckiego ludobójstwa na Żydach – zauważył rosyjskojęzyczny portal IzRus w Izraelu (adres: www.izrus.co.il) w notatce pt. „Nazistowski pomocnik stał się przykładem bohaterstwa dla Ukraińców?” (Нацистский прихвостень стал примером героизма для украинцев?). Faktu tego nie zauważyło natomiast żadne z mediów w Polsce, gdzie w kwestii przemilczania gloryfikacji banderowskich zbrodniarzy na Ukrainie panuje świadoma dyscyplina.
Należy przypomnieć, że pod koniec 1942 roku w pobliżu Lwowa odbyła się konferencja referentów wojskowych lokalnych struktur Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów-Banderowców (OUN-B), na której postanowiono utworzyć formację partyzancką pod nazwą Wojskowe Oddziały OUN-SD (Samostijnikiw Derżawnikiw, faktycznie OUN-B). Pierwszym oddziałem WO OUN-SD była właśnie sotnia Hryhorija Perehijniaka, ps. „Dowbeszka-Korobka”, utworzona na polecenie Iwana Łytwynczuka, ps. „Dubowyj”, zapewne w pierwszych dniach lutego 1943 roku. Tak więc był to oddział OUN-SD (OUN-B). Nazwa Ukraińska Powstańcza Armia pojawiła się później i została przez banderowców skradziona opozycyjnej wobec Bandery formacji Tarasa Bulby-Borowcia (tzw. Pierwsza UPA, określana w historiografii jako Sicz Poleska, od sierpnia 1943 roku Ukraińska Armia Ludowo-Rewolucyjna). To dlatego ludność polska Wołynia identyfikowała na początku (mniej więcej do czerwca 1943 roku) swoich morderców omyłkowo jako „bulbowców”, a nie banderowców.
Sotnia „Dowbeszki-Korobki” w nocy z 7 na 8 lutego 1943 roku zaatakowała posterunek policji w miasteczku Włodzimierzec, który był broniony przez siedmiu niemieckich żandarmów i dziewięciu Kozaków z ukraińskiej policji pomocniczej. Po co go zaatakowała? Po to, by rozpocząć bohaterską walkę banderowskiej UPA z Niemcami hitlerowskimi, jak twierdzi Wiatrowycz? Nie! Posterunek policji zaatakowano tylko po to, by uniemożliwić jakąkolwiek pomoc ze strony miejscowej policji dla polskiej ludności kolonii Parośle I, którą sotnia „Dowbeszki-Korobki” wymordowała 9 lutego 1943 roku. Atak na posterunek policji we Włodzimierzcu – który w historiografii banderowskiej uchodzi za wielką bitwę z Niemcami (miano zabić 63 Niemców i 19 ranić, w rzeczywistości zabito jednego Niemca i trzech Kozaków, sześciu Kozaków wzięto do niewoli i zamordowano później w Parośli) – został dokonany wyłącznie pod kątem zdobycia broni i odcięcia jakiejkolwiek pomocy dla Polaków z Parośli, a także usunięcia potencjalnych świadków ich zagłady.
Tak naprawdę wyglądał początek lansowanej przez Wiatrowycza walki UPA z Niemcami pod dowództwem bohatera narodowego Ukrainy – Perehijniaka.
W związku z tym pragnę przypomnieć panu Wiatrowyczowi oraz funkcjonariuszom Związku Ukraińców w Polsce, którzy – jak słyszę – zapowiedzieli kierowanie do sądów pozwów przeciw osobom oskarżającym UPA o zbrodnie, opis zagłady Polaków w Parośli. Jej autorem jest gen. Czesław Piotrowski (1926-2005) – mieszkaniec Wołynia ocalony z ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego, żołnierz samoobrony polskiej przed UPA, później żołnierz 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK i zawodowy oficer ludowego Wojska Polskiego, gdzie doszedł do stanowiska szefa wojsk inżynieryjnych. W opublikowanej w 2002 roku przez Światowy Związek Żołnierzy AK pracy pt. „Zniszczone i zapomniane osiedla polskie oraz kościoły na Wołyniu” Czesław Piotrowski tak opisał zagładę Parośli:
„Uzbrojona banda ukraińska z okolic Włodzimierca, udająca radzieckich partyzantów, weszła z rana do kolonii i rozmieściła się we wszystkich domach, by po południu podstępnie wszystkich powiązać i na umówiony sygnał zamordować, zabijając ostrymi narzędziami, przeważnie siekierami, nie oszczędzając nikogo. Zamordowano 173 osoby, tylko 11 osób, przeważnie dzieci, ciężko okaleczone, zostały potem uratowane. Jak zwykle czyniły to bandy, po dokonanym morderstwie gospodarstwa ograbiono, zabierając cały dobytek i żywy inwentarz. Późniejsze oględziny pomordowanych wykazały szczególne okrucieństwo oprawców. Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi, kilku mężczyzn było obdartych ze skóry pasami, niektórzy mieli wyrywane żyły od pachwiny do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miało poobcinane piersi. Wielu pomordowanych miało poobcinane uszy, nosy, wargi, oczy powyjmowane, głowy często poobcinane. Po dokonaniu rzezi mordercy urządzili libację w domu sołtysa. Po odejściu oprawców, wśród resztek jedzenia i butelek po samogonie znaleziono martwe dziecko około 12-miesięczne, przybite bagnetem do stołu, a w ustach dziecka włożony był niedojedzony kawałek kiszonego ogórka”.
Wspomniane dziecko zostało tak przybite bagnetem albo nożem do stołu, że świadkowie, którzy przyszli do Parośli po odejściu sotni „Dowbeszki-Korobki”, nie byli w stanie wyjąć tego narzędzia z ciała dziecka. Ofiary były rąbane siekierami na kawałki, główki dzieci miażdżone obuchami siekier. Według relacji świadków, ciało Walentego Sawickiego było porąbane „na sieczkę”. Oprawców rozjuszył fakt, że przed wojną był on komendantem miejscowej organizacji Związku Strzeleckiego. Te – według różnych relacji – 8 do 12 rannych ofiar, które odratowano, do końca życia pozostało inwalidami.
Tak wyglądała „walka z Niemcami” sotni Perehijniaka vel „Dowbeszki-Korobki” panie Wiatrowycz i panie Tyma – prezesie Związku Ukraińców w Polsce, który grozi dzisiaj pozwami sądowymi tym, którzy będą przypominać o zbrodniach UPA.
Opis ten dedykuję również tym wszystkim polskim przyjaciołom Ukrainy – a faktycznie sojusznikom pogrobowców zbrodniczego nacjonalizmu ukraińskiego – dzięki którym Perehijniak może być dzisiaj bohaterem Ukrainy i patronem zakłamanej historii głoszonej przez ukraiński IPN. Tym wszystkim Michnikom, Sakiewiczom, Wóycickim, Targalskim, Smoleńskim, Piekłom, Żurawskim vel Grajewskim itd. Dzisiaj plujecie jadem na każdego kto śmie upominać się o pamięć niewinnych ofiar, kto nie godzi się na politykę sojuszu z pogrobowcami ich morderców maskowaną górnolotnymi sloganami o integracji europejskiej Ukrainy, Międzymorzu i diabli wiedzą czym jeszcze. Ale to nie swoim oponentom plujecie w twarz, ale temu polskiemu dziecku przybitemu bagnetem do stołu. Piszecie w historii Polski kolejny rozdział hańby domowej i to wyłącznie tę hańbę domową zapamiętają wam na zawsze przyszłe pokolenia, jeśli Polska będzie w przyszłości istnieć.
Sam „Dowbeszka-Korobka” zginął niecałe dwa tygodnie po zagładzie Parośli – 22 lutego 1943 roku. Według banderowskiej historiografii miał zginąć – a jakże – w walce z Niemcami pod Wysockiem (około 60 km na północ do Parośli). Faktycznie okoliczności jego śmierci nie są dokładnie znane. Różne sprzeczne relacje dają podstawę do przypuszczeń, że Perehijniak mógł zostać zlikwidowany przez Służbę Bezpeky OUN-B w ramach wewnętrznych porachunków, albo po prostu dla pozbycia się sprawcy-świadka ludobójstwa, którego negację banderowcy rozpoczęli równocześnie z jego popełnianiem.
Komentarze
Prześlij komentarz