O ile w polskiej literaturze sporo zwłaszcza w ostatnich latach pojawiło się publikacji na temat Wołyńskiego , a szerzej Kresowego Ludobójstwa , to są na mapie wspomnianego tematu białe plamy. Wiele miejscowości czeka na odkrycie i przypomnienie . Mam tu na myśli wsie leżące w pasie nadbużańskim. Nikt nie wie ilu Polaków zostało zamordowanych w Kol. Wołczek, Poromowie , Młyniskach Michalach, Morozowiczach, Krzeczowie. Mieszkaniec Hrubieszowa p. Tadeusz Opała przeżył rzeź Chrynowa i opowiedział o tym .Niestety jest jeden z niewielu wyjątków. Przypomnę za pp. Siemaszkami zbrodnię ukraińską w Kol Czmykos w okolicach Lubomla. Zbrodni dokonała bojówka UPA przy udziale ludności ukraińskiej, w wyniku której zginęło około 200 Polaków. Napadem kierował sotnik Pokrowskyj, syn duchownego prawosławnego ze wsi Sztuń, oraz "Lis", były gajowy. Rano miejscowi Ukraińcy zrobili rozeznanie wśród Polaków. Do Stanisława i Julii Król przyszedł znajomy Ukrainiec pożyczyć chleb, a za kilka godzin ten sam mordował łopatą ich córkę. Kolonia została otoczona pierścieniem strzelców UPA, który uniemożliwiał ucieczki. Grupy napastników w liczbie 10 - 20 na jedno gospodarstwo rozeszły się po kolonii i mordowały w okrutny sposób siekierami, widłami, kosami, drągami i innymi narzędziami gospodarskimi - tam, gdzie ofiary dopadnięto: w mieszkaniach, na podwórkach, na polu. Grupę dziewcząt i kobiet spędzono do szkoły, gdzie po zgwałceniu i zmaltretowaniu, zwłoki wrzucono do szkolnej ubikacji. Sprzęty, wozy, żywność, ubrania, buty oraz inwentarz żywy rozgrabili upowcy i mieszkańcy sąsiednich wsi ukraińskich. W późniejszym czasie kolonia została spalona. Eugeniusz Król, dwunastoletni chłopak został przybity za ręce, nogi i szyję do drzwi w kuchni. Dwudziestoletnią Helenę Greczkowską zarąbał siekierą znajomy Ukrainiec ze wsi Czmykos.
W 1992 roku fakt dokonania zbrodni w kolonii Czmykos potwierdziła Prokuratura Ukrainy Wołyńskiego Obwodu.
............................................
☑️Zofia Wąs z d. Król, jako świadek pisze o sobie w osobie trzeciej. Całość możemy znaleźć w publikacji pani Ewy Siemaszko:
"Zofia Król, lat 7 i Janina Kotas, lat 12 bawiły się w sadzie lalkami. Nagle zaczęły dochodzić dziwne odgłosy. Starsza dziewczynka, Janina Kotas, zidentyfikowała, że są to banderowcy. Nagle jeden z nich pojawił się w sadzie, gdzie bawiły się dziewczynki (znany dziewczynkom, gdyż pochodził ze wsi Czmykos, gdzie mieszkali w większości Ukraińcy). Ten człowiek był tego samego dnia rano u państwa Królów – chciał pożyczyć chleb. Pani Julia Król, lat 29, matka Zofii dała mu cały bochenek, podziękował i wyszedł. W sadzie ów Ukrainiec zapytał, czy rodzice są w domu. Zofia odpowiedziała, że tak. Dalej już nic nie pamięta. Jak się okazało później, dostała w tył głowy łopatą, co spowodowało utratę świadomości i wstrząs mózgu. Gdy Zofia odzyskała przytomność, było jeszcze widno, okazało się, że wraz z koleżanką zostały przysypane ziemią w niewielkim rowie. /.../ Janina Kotas leżała na Zofii z odciętymi w połowie łydek nogami. Dostała przez chwilę drgawek i przestała się odzywać, prawdopodobnie już nie żyła. Zofia wydostała się z prowizorycznego grobu i poszła do domu. Zorientowała się, że w domu są jeszcze banderowcy, więc wystraszona schowała się w konopie. Jak już wszystko ucichło, ponownie Zofia wybrała się do domu. I co zastała? Mama Julia Król, lat 29, z domu Greczkowska, leżała na podłodze cała zakrwawiona z nożem w piersi, już nie oddychała. Brat, Eugeniusz Król, lat 12 został przybity za szyję i ręce do drzwi w kuchni, również już nie żył. Tata Stanisław Król, lat 38 leżał koło pasieki, najprawdopodobniej przerżnięty piłą, jeszcze żył. Jak zobaczył Zofię, zaczął krzyczeć, żeby uciekała do babci. Zofia pobiegła najpierw do Marii Danielak, swojej matki chrzestnej. W domu nikogo nie było, na podłodze leżało tylko jakieś dziecko, całe porozrywane (głowa, nogi, ręce – osobno). Następnie Zofia pobiegła do swojej babki Katarzyny Król i dziadka Antoniego króla, tam też nikogo nie było, tylko pełno krwi wszędzie. Następnie Zofia pobiegła do drugiej swojej babki Zofii Greczkowskiej i dziadka Feliksa Greczkowskiego. Po drodze spotkała swoją koleżankę Amelkę, lat 5 i jej siostrę Annę. Lat 3, Góral. Za chwilę wyszedł, wyłonił się nagle, jakiś Ukrainiec i zaczął strzelać. Anna Góral, lat 3 zginęła na miejscu. Amelka Góral została postrzelona w ręce. Przed kulami uchroniła się jedynie Zofia. Zofia z ranną Amelką poszły do domu Greczkowskich, w którym też nikogo nie było. Po drodze napotkały leżącą, już nie żyjącą, kobietę z małym dzieckiem przy piersi. Dziecko jeszcze żyło. Następnie poszły do domu Amelki Góral i tam się schowały w kryjówce pod podłogą. Przesiedziały tam całą noc. Na drugi dzień poszły do Lubomla, do ciotki Zofii. Było to 12 kilometrów, dotarły tam w bardzo złym stanie, do cioci Zofii o nazwisku Wichruk z d. Król".
Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost
Komentarze
Prześlij komentarz