Przejdź do głównej zawartości

Zbrodnia w kolonii Borówka i okolicach. Relacja Mieczysława Kobyłeckiego.

Niesłychane morderstwo polskiej rodziny o nazwisku Klinkiewicz, z żoną i 2 córkami było we wsi Biczal, gm. Derażno. Zostali porąbani siekierami, na podłodze były znaki siekiery i dużo krwi. Ściany były pokrwawione, zabici przez miejscowych Ukraińców. Ja przez tą wieś przejeżdżałem. Zobaczyłem koło Klinkiewiczów dużo ludzi zgromadzonych. Mnie to zaciekawiło. Zapytałem się co się stało? Odpowiedziano – młynarza Klinkiewicza z całą rodziną zamordowano. Wszedłem do mieszkania i zobaczyłem ten widok. Zacząłem pytać, a jeden z Ukraińców odpowiedział: „budemo ryzaty Lachów”. Był to sierpień 1942 r. W tym roku przeważnie Ukraińcy rabowali nocami polskie rodziny. W tych stronach był pierwszy wypadek morderstwa. (…)

Nadchodziła jesień 1942 r. Ukraińska policja aresztowała księdza Kowalskiego w Derażnem i nauczyciela Dykę w Michałówce. Parafianie zrobili listę z podpisami, żeby księdza i nauczyciela wypuścić i udali się do Kreislandwirta. Mieszkał w pałacu Potockiego w Derażnem. Niemiec obiecał, że wypuszczą, ale jak Ukraińcy księdza i nauczyciela aresztowali, od razu odwieźli do Kostopola i tam ich rozstrzelano. Nasza grupa w sierpniu 1942 r. – Niemcy i nacjonaliści ukraińscy wyjechali na obławę, bo z lagru uciekło kilku jeńców sowieckich, osłabiając posterunek. Nasz oddział dokonał napadu na posterunek policji niemieckiej. Zdobyto wówczas 17 karabinów, 5 pistoletów i wiele amunicji i granatów, co pozwoliło na uzbrojenie oddziału. Rok 1943. Coraz więcej jest na wioskach wypadków. Polacy zaczęli szukać schronienia w miastach i większych środowiskach polskich. Znany mnie był Dąbrowski Stanisław, mieszkał wieś Czudwy nad rzeką Horyniem, gm. Derażno. W tejże wsi było 2 rodziny polskie, a około 90 rodzin ukraińskich. Upewniali Dąbrowskiego, że w ich wsi nikomu włos z głowy nie spadnie. Pewnego dnia Dąbrowski poszedł do młyna, też do Polaka o nazwisku Brocik Franciszek, żona i córka Lodzia. Cała rodzina Brocików wymordowana przez bulbowców. Dąbrowski z młyna przyniósł z młyna mąkę, bo jego żona miała piec chleb. Gdy Dąbrowska miała miesić chleb, oddała dziecko mężowi. Dąbrowska Maria zauważyła grupę bulbowców. Wchodzą do mieszkania i pytają gdzie on chodził. Odpowiedział, że chodził do młyna zemleć żyto na mąkę. Wtem wyrwano jemu dziecko z ręki. Rzucili o ścianę. Dąbrowska zaczęła płakać. Uderzył ją Ukrainiec. Wyprowadzili Dąbrowskiego na podwórko, skrępowali ręce drutem. Dąbrowska zobaczyła, że dziecko nie żyje, męża mordują, ucieka przez okno. Koło domu niedaleko było bagno, trzęsawisko. Zaczęli strzelać za nią. Ona upadła. Bulbowcy myśleli, że ją trafili. Ona pół dnia przeleżała w tym mokradle do zmroku. Podczas ciemności 4 kilometry przyszła do swoich rodziców do kol. Borówka, i to opowiedziała. Było to w miesiącu marcu. Byłem i ja w ten dzień w Borówce jak się o tym dowiedziałem. Z Borówki wyjeżdżał Romaniuk Antoni z całą rodziną. Gdy minął kolonię dojeżdżając do lasu, całą rodzinę rozstrzelano. 

W ten dzień wracam do Janowej Doliny. Polacy w tej kolonii prosili, żebym nie jechał, bo mnie mogą zabić. W połowie drogi w wiosce ukraińskiej Korczynie zepchnęli mnie z roweru i go zabrali, a do mnie powiedzieli: szo ty za Odyn – ja odpowiedziałem – swij – to wtikaj piszkom. Poszedłem do Janowej Doliny i opowiedziałem Pawłowskiemu. Na drugi dzień Pawłowski opowiedział Kniczorowi o tych zajściach. Uradzili, że trzeba wysłać parę chłopaków z Borówki. Więc ja Kobyłecki, Mazurek, Podlewski, Kosarzycki i Pawłowski jako dowódca. Doszliśmy szczęśliwie lasami. Wioski omijaliśmy. Odpoczęliśmy. Całą tę noc czuwaliśmy nad całą kolonią   i zauważyliśmy, że bulbowcy coś szykują. Radzimy gospodarzom, żeby stąd uciekali, bo jest tu niewesoło i w tej chwili zjawił się Ukrainiec. Nas nie zauważył. Byliśmy w pokoju. Ten Ukrainiec mówi gospodarzowi: panoczku wtikajte i ja z wami budu wtikaty i tak wsich Polakiw wymordujut. Ten Ukrainiec nazywał się Siergiej Kopernik. Jego dwóch braci było bulbowcami, a Siergiej miał Polkę narzeczoną i dlatego wszystko opowiedział – gdzie ma być zasadzka. Jak będą jechać to zrobią masakrę. Było do ucieczki 3 drogi. Zebrało się 27 furmanek. Zrobiliśmy naradę z gospodarzami, że pojechaliśmy dalszą drogą, traktową, bo na krótszych drogach może być niebezpiecznie. Tak się stało. Drogi krótsze były obstawione przez bulbowców. Wyruszyliśmy w drogę 8 kilometrów, las 2 km. Pola, wieś Susk – sami bulbowcy. Wjechaliśmy do Suska. Ukraińcy wyszli na drogę i na nasz cały konwój przyglądają się, a nas wszystkich strach ogarnął, że nas nie puszczą. Nikt nas nie zatrzymał. Jechaliśmy, ale przeszkodą był most na Horyniu. Aby przejechać most: 1 km łąki i znowu 11 km las i Klewań. W Klewaniu ulokowaliśmy wszystkich uciekinierów, odpoczęliśmy 1 noc. 

Rano wstaliśmy i zobaczyliśmy ludzi na wpół nago. To ludzie – Polacy co zostali w Borówce i Józefinie, którzy nie chcieli z nami jechać. Płakali, że nas nie posłuchali. Ich rodziny po naszym wyjeździe wymordowano i spalono. Zamordowany został Ostrowski Bronisław lat 35 z całą rodziną, żona i 5 dzieci, Sawicki Józef – 16 rocznik, Sawicka Agata – babcia, Zachorowska Antonina z rodziny Sawickich – męża miała Ukraińca i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam. Było to w miesiącu marcu 1943r. Teraz nasza piątka, ja, Kobyłecki, Mazurek, Polewski, Kosarzycki wracamy lasami do Janowej Doliny przez Mendyki koło Derażnego. Po drodze spotykamy uciekinierów z Mendyk, że nie mamy po co iść, bo kolonia 1 i 2 Pendyk tej nocy została wymordowana i spalona. Tylko zostali przy życiu komu udało się zbiec. Tam ostrożnie podeszliśmy pod Mendyki. Widzieliśmy pełno trupów. Widzieliśmy jak banderowcy rabowali, ale nie mogliśmy z bulbowcami nawiązać walki  bo nas było 5, chociaż byliśmy uzbrojeni w pistolety maszynowe. Na polu walka z taką masą byłaby bezsensowna, bo bulbowcy byli z Derażnego, a na nich zasadzki nie było gdzie zrobić, bo były czyste pola. Nocą doszliśmy do Janowej Doliny. Za tych parę dni naszej nieobecności przybyło do Janowej Doliny bardzo dużo ludzi z pobliskich okolic polskiej ludności, że tu będzie bezpiecznie, że Niemcy obronią. Stało się inaczej, bo w wielki piątek w nocy bulbowcy napadają na Janową Dolinę, mordują polską ludność. Niemcy bronili swojej placówki. Myśmy bronili się w samoobronie, bo nie mogliśmy ujawnić Niemcom, że Polacy mają broń. W wielki piątek rano bulbowcy odstąpili. Mieszkania się paliły, pełno trupów polskich rodzin, co najmniej 1000 osób. Niemcy podstawili wagony i zaczęli ewakuować polską ludność. Trochę rodzin zostało w Kostopolu i Równem, a reszta do Niemiec na roboty. Nasz dowódca Pawłowski zorganizował grupę ludzi około 70. Mniejsza połowa była uzbrojona. 23 ludzi udaliśmy się lasami w kierunku Cumania przez lasy Radziwiłła. Część naszych ludzi którzy nie mogli iść, zostało w Cumaniu, reszta w dalszą tułaczkę lasami. Napotykaliśmy po drodze na bulbowców. Ataki szczęśliwie żeśmy odpierali, ale jeszcze dokuczał nam głód. 
Pamiętam jak 6 naszych ludzi udało się w nieznaną wieś po jedzenie, a to była ukraińska wieś. Koledzy przynieśli 8 bochenków chleba i kawałek słoniny, a co to było na 25 ludzi tak zgłodniałych. A jeszcze koledzy dowiedzieli się we wsi, że Ukraińcy powiedzieli, że jak jesteście Polakami to uciekajcie stąd bo tu pełno jest bulbowców i was wyrżną. Wyruszyliśmy w dalszą drogę. W połowie maja dotarliśmy do Rafałówki, gdzie nas samoobrona zatrzymała. Zjawił się komendant Apolinary Oliwa. W 1942 r. Pietrykiewicz Stefan kilka razy jeździł rowerem do Janowej Doliny do Łanińca w sprawach konspiracyjnych w miesiącu listopadzie i opowiadał jakie są trudności przejazdu i w miesiącu grudniu zjawia się jego brat Pietrykowicz do Janowej Doliny, że chce się widzieć ze Stefanem, a już 3 tygodnie jego nie ma. Zginął z rąk banderowców w czasie jazdy, jadąc z Łanińca do Janowej Doliny. 1943r., parafia Chłonowiec koło Derażnego. Ludność polską spędzono do kościoła, zamknięto i podpalono. Wszyscy zginęli przez bulbowców. 1943 r. kwiecień, wieś Radomianka gm. i parafia Derażne. Polacy ze wsi wyjechali do miasta Klewania, ale paru gospodarzy chciało coś więcej zabrać. Jadąc z powrotem do Radomianki minęli wieś Susk i w drodze do Radomianki zostali zatrzymani i wymordowani. Nazwiska Barszcz, Prychodko Stefan – 20 rocznik i 6 gospodarzy, których nazwisk nie pamiętam. Za tych 8 gospodarzy wieś Susk otrzymała surową karę bo polska policja, która była w Klewaniu to z Radomianki byli Polacy w policji. Oni pojechali zabrać zwłoki swoich rodzin. W Susku zostali zaatakowani przez bulbowców. Polacy podpalili wieś Susk. Bulbowcy podpalili most na rzece Horyniu, żeby polska policja nie mogła się wycofać. Policja wycofała się przez płonący most. Z policji był 1 zabity i 5 rannych. Byłem w 1943 r. w maju na wywiadzie – Kobyłecki – w Klewaniu u swoich znajomych i na polskim posterunku, żeby się dowiedzieć i tu opowiadali mnie o tym Susku i powiedzieli, że z Równego przyjechali Polacy po drzewo. Żeby więcej można się dowiedzieć poszedłem zobaczyć. A gdy tam przyszedłem to oni byli aresztowani przez Ukraińców, którzy służyli u Niemców, i kwatera była w sanatorium przedwojennym, byli to esesmani. Z tych aresztowanych wypuścili Kaczyńskiego Dionizego, lat miał 73, a zięcia Anastazego Kosarzyckiego i Niedziałka Antoniego wywieźli do obozu w Szapkowie koło Równego. Tam pracowali 3 miesiące. Taczki były na łańcuchach przykute do rąk. Podlewskiego Stefana lat 18 rozstrzelali w szkole w Klewaniu. Niedziałek obecnie mieszka w Przybysławic koło Świdwina.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.