Przejdź do głównej zawartości

... jeżeli nie mam bohatera – stworzę go lub ukradnę...

Bardzo często ukraińscy historycy specjalizują się w zakłamywaniu historii. Oprócz apologizowania zbrodniczej działalności bandytów z Ukraińskiej Powstańczej Armii, dochodzi u nich do bezczelnego przywłaszczania sobie polskich osiągnięć. Tym razem chciałbym poruszyć sprawę związaną z bitwą o Monte Cassino. Polityka historyczna prowadzona przez Ukraińców zalicza się do grona najbardziej kłamliwych i bezczelnych przypadków opluwania historii naszego narodu. Oprócz przekłamań w odniesieniu do działalności zbrodniczej Ukraińskiej Powstańczej Armii, historyczni propagandyści z Ukrainy specjalizują się w przywłaszczaniu sobie polskiego dziedzictwa. Dochodziło już wielokrotnie do sytuacji, w której to ukraińska historiografia określała naszych wybitnych rodaków mianem Ukraińców. Na łamach ukraińskich przewodników historycznych pojawiały się stwierdzenia o tym, że zasłużeni dla narodu polskiego Tadeusz Kościuszko, Juliusz Słowacki, Mikołaj Rej czy królowie Zygmunt August i Jan Sobieski byli Ukraińcami. Pojawiały się też takie „kwiatki” jak to, że nazwa „Polska” wywodzi się od ukraińskiego plemienia Polan czy też, że to Kozacy bili Turków pod Wiedniem w 1683 roku, a cud nad Wisłą z 1920 roku to także zasługa Ukraińców. Złodziejska praktyka podejmowana przez historyków ukraińskich to przede wszystkim rezultat kompleksu, który możemy zaobserwować u przedstawicieli narodu ukraińskiego, a który to spowodowany jest ubóstwem panującym w ich rodzimej historii. Wszystko to w myśl zasady – jeżeli nie mam bohatera – stworzę go lub ukradnę.
Dla nas taka działalność może wydawać się śmieszna i nieszkodliwa, ale tylko w przypadku, gdy nie wychodzi ona poza ramy ukraińskich podręczników. Jednakże nie powinniśmy jej bagatelizować, gdy ta propaganda historyczna dociera do zachodniej opinii publicznej. Próba takiego postępowania widoczna była w działalności niejakiego Komitetu Monte Cassino Studentów Ukraińskich w Nowym Jorku, którego członkowie mieli na celu przekonać mieszkańców zachodnich krajów do kłamliwej wersji historii, w której to ukraińscy żołnierze dzielnie uczestniczą w europejskim ruchu oporu walcząc z nazistowskimi Niemcami, biorąc przy tym aktywny udział w wielkich bitwach, takich jak np. w zmagania o Monte Cassino. I jednocześnie umniejszając przy tym wysiłek Polaków.
26 marca 1986 roku Petro Matioszka, prezes Komitetu Monte Cassino Studentów Ukraińskich, napisał na łamach wydawanego w Stanach Zjednoczonych czasopisma „Ukrainian Echo” artykuł pt. „Komitet Monte Cassino prowadzi badania”. W artykule tym próbował przekonywać do tego, że Ukraińcy biorący udział w bitwie o Monte Cassino mięli walny udział w odniesieniu tego zwycięstwa. Nie podając wiarygodnych źródeł informacji wysnuwał tezy, że w 2. Korpusie Polskim mogło być nawet około 15 tys. żołnierzy ukraińskich, którzy mięli tym samym zdominować szeregi 5. Kresowej Dywizji Piechoty. Matioszka pokusił się ponadto o stwierdzenie, że na polskim cmentarzu wojskowym, gdzie pochowanych jest 1051 żołnierzy generała Andersa, leży ponad 30 proc. Ukraińców. Pisano jednocześnie o „reakcyjnym polskim szowinizmie”, który miał prowadzić do niesprawiedliwości względem Ukraińców walczących w szeregach 2. Korpusu Polskiego.
Na całe szczęście artykuł Petro Matioszki nie osiągnął zamierzonych skutków. Bardzo szybko doszło do reakcji ze strony Polonii. Środowiska emigracyjne wystosowały protest do Smithsonian Institute, na którego łamach zamieszczone zostały „rewelacje” autorstwa Matioszki. Doszło też do sympozjum zorganizowanego przez dra Antoniego Mantykowskiego na uniwersytecie Georgetown, w którym poruszono kwestię walk o Monte Cassino. Wzięło w nim udział ponad 800 osób m.in. z Wielkiej Brytanii, Kanady, Izraela, Norwegii, Francji, Niemiec i Włoch.
Dosadnie zareagował również Marian Kałuski, który poruszył sprawę w swojej broszurce pt. „Ukraiński zamach na polskie sanktuarium narodowe pod Monte Cassino”. Opisał w niej genezę i cele tej szeroko zakrojonej akcji organizowanej przez ukraińskich studentów. Kałuski napisał w niej, że był to ukraiński zamach na polski cmentarz, który za jednym strzałem miał przywłaszczyć sobie polskie zwycięstwo i jednocześnie wybielić naród ukraiński, który tak silnie współpracował z hitlerowskimi Niemcami.



Sprawa Komitetu Monte Cassino Studentów Ukraińskich i Petro Matioszki nie była jednak jedyną próbą „zamachu na polskie sanktuarium narodowe pod Monte Cassino”. Okazuje się, że do podobnych działań doszło już wcześniej. W 1958 roku wydano w Paryżu książkę Zinowija Knysza pt. „Za cudzą sprawę”. Miały to być w zamierzeniu wspomnienia Mychajła Kozija, ukraińskiego żołnierza walczącego w szeregach 2, Korpusu Polskiego, będącego przed wojną obywatelem polskim. Jako prosty i niewykształcony chłop Mychajło nie mógł sam napisać swoich wspomnień, dlatego też zostało to uczynione przez Knysza. Przynależność tego delikwenta to Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jego pobyt w więzieniu za napad w Bóbrce w 1930 roku, mówią wiele na temat obiektywizmu zawartego w tej książce. W 1962 roku za sprawą Benedykta Heydenkorna ukazała się druzgocąca recenzja dająca kłam wielu nieprawdziwym tezom zawartym w pozycji napisanej przez Knysza. Heydenkorn w łatwy sposób obalił wiele z nieprawdziwych informacji zawartych w tym paszkwilu – chociażby stwierdzenia o rzekomej dyskryminacji mniejszości etnicznych służących razem z polskim żołnierzami generała Andersa (do takich przypadków oczywiście nie dochodziło).
Kłamstwa, które zostały ogłoszone przez Petro Matioszkę i Zinowija Knysza dowodzą, że walka o Monte Cassino jeszcze się nie skończyła. W momencie, gdy pamięć o naszym narodowym sukcesie jest opluwana, gdy to zwycięstwo jest przywłaszczane, nie możemy pozostać bierni na froncie walki o historię. Jeżeli nie podejmiemy właściwych środków i nie zaradzimy tej fali łgarstwa, możemy dożyć czasów, w których to nasze dzieci będą uczone o bohaterstwie Ukraińców, którzy walczyli z Hitlerem i o tchórzostwie Polaków, którzy mordowali Żydów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.