Prawdopodobnie 5 czerwca 1943 roku bojówki Ukraińskiej Powstańczej Armii dokonały mordu na 100 Polakach zamieszkujących wieś Chiniówka w powiecie zdołbunowskim ...w województwie wołyńskim. Atak przypuszczono o świcie około godziny trzeciej. Wieś została otoczona, a samoobrona stojąca na warcie wszczęła alarm, w wyniku którego do ucieczki rzuciła się przeważająca część mieszkańców.
Wspomina Anastazja Paszkowska:
" Krzyki ofiar słychać było w sąsiednich wsiach. Pierś zamordowanej Rozalii Adaszyńskiej ssało jej jedyne ocalałe 3-miesięczne dziecko. „Moją mamę, wujaszka, wujenkę i ich dwóch synów to nożami zamordowali. Takimi długimi nożami. Wie pani, tu na targu ja kiedyś kupiła taki długi mocny nóż - na pamiątkę, że takim moją mamę zamordowali. Moja mama nazywała się Rozalia Wierzbicka - dostała 8 noży w plecy. Kazali wszystkim się położyć i tak ich mordowali nożami. Wuj Piotr nie chciał się położyć to mu brzuch rozpruli i męczył się, bo mu kiszki wypłynęły. Jego syn Wacek lat 15 zaczął uciekać, został postrzelony w nogi, upadł, doskoczyli do niego i podziobali nożami raz przy razie. Drugi syn Jan 12 lat pasł krowy, został złapany razem z czwórką innych dzieci – miały poprzebijane piersi bagnetami i powiązali ich drutami kolczastymi. Najstarszy syn Marian przybiegł do domu, chciał ostrzec, żeby się chowali ale już było za późno. Krwi było po kostki. Moja mama i jego mama jeszcze się trzepały i charchotały, a ojciec ryczał z bólu i opowiadał jak to było. Żądali pieniędzy i zegarki, potem kazali się kłaść na podłodze i zadawali ciosy. Potem on ich wszystkich pozaciągał i wrzucił do jamy. Była taka głęboka jama co kartofle na zimę my składali- tam ich wrzucił jak do grobu. Tylko przykrył jamę prześcieradłem Mojego wujaszka to pociągnęli nożem brzuch tak od góry do samego dołu, że mu kiszki wypłynęły. Ale wujaszek jeszcze żył do niedzieli. To on go zabandażował i na wóz - do Mizocza chciał zawieźć. Ale wujaszek umarł po drodze. To on z powrotem do Chiniówki i tam gdzie moja mama, jego mama i rodzina to tam, do tego dołu go wrzucił, żeby byli razem. Nawet nie zasypywał, tak zostawił i sam uciekł do Mizocza.”
Na uwagę zasługuje tu również taki oto opis, który znajdujemy w Kresowej Księdze Sprawiedliwych:
" Krótko przed napadem rodzina Jarmolińskich został ostrzeżona przez znajomego Ukraińca, że UPA planuje wybicie wszystkich Polaków.
W późniejszym czasie upowcy robili obławy na ukrywających się w wapiennych jaskiniach. Ukrainiec Hawryluk został powieszony za pomaganie Polakom, zamordowano też dwie córeczki Karola Czechowskiego, którymi opiekowała się żona Hawryluka.
Część ukrywających się w jaskiniach przetrwała do nadejścia wojsk sowieckich
w początkach 1944 roku Leontynie Wojciechowskiej pomagał młynarz Ukrainiec. Dzięki niemu opuściła jaskinie i sprowadziła czerwonoarmistów, którzy zabrali niedobitków.
Wspomina Anastazja Paszkowska:
" Krzyki ofiar słychać było w sąsiednich wsiach. Pierś zamordowanej Rozalii Adaszyńskiej ssało jej jedyne ocalałe 3-miesięczne dziecko. „Moją mamę, wujaszka, wujenkę i ich dwóch synów to nożami zamordowali. Takimi długimi nożami. Wie pani, tu na targu ja kiedyś kupiła taki długi mocny nóż - na pamiątkę, że takim moją mamę zamordowali. Moja mama nazywała się Rozalia Wierzbicka - dostała 8 noży w plecy. Kazali wszystkim się położyć i tak ich mordowali nożami. Wuj Piotr nie chciał się położyć to mu brzuch rozpruli i męczył się, bo mu kiszki wypłynęły. Jego syn Wacek lat 15 zaczął uciekać, został postrzelony w nogi, upadł, doskoczyli do niego i podziobali nożami raz przy razie. Drugi syn Jan 12 lat pasł krowy, został złapany razem z czwórką innych dzieci – miały poprzebijane piersi bagnetami i powiązali ich drutami kolczastymi. Najstarszy syn Marian przybiegł do domu, chciał ostrzec, żeby się chowali ale już było za późno. Krwi było po kostki. Moja mama i jego mama jeszcze się trzepały i charchotały, a ojciec ryczał z bólu i opowiadał jak to było. Żądali pieniędzy i zegarki, potem kazali się kłaść na podłodze i zadawali ciosy. Potem on ich wszystkich pozaciągał i wrzucił do jamy. Była taka głęboka jama co kartofle na zimę my składali- tam ich wrzucił jak do grobu. Tylko przykrył jamę prześcieradłem Mojego wujaszka to pociągnęli nożem brzuch tak od góry do samego dołu, że mu kiszki wypłynęły. Ale wujaszek jeszcze żył do niedzieli. To on go zabandażował i na wóz - do Mizocza chciał zawieźć. Ale wujaszek umarł po drodze. To on z powrotem do Chiniówki i tam gdzie moja mama, jego mama i rodzina to tam, do tego dołu go wrzucił, żeby byli razem. Nawet nie zasypywał, tak zostawił i sam uciekł do Mizocza.”
Na uwagę zasługuje tu również taki oto opis, który znajdujemy w Kresowej Księdze Sprawiedliwych:
" Krótko przed napadem rodzina Jarmolińskich został ostrzeżona przez znajomego Ukraińca, że UPA planuje wybicie wszystkich Polaków.
W późniejszym czasie upowcy robili obławy na ukrywających się w wapiennych jaskiniach. Ukrainiec Hawryluk został powieszony za pomaganie Polakom, zamordowano też dwie córeczki Karola Czechowskiego, którymi opiekowała się żona Hawryluka.
Część ukrywających się w jaskiniach przetrwała do nadejścia wojsk sowieckich
w początkach 1944 roku Leontynie Wojciechowskiej pomagał młynarz Ukrainiec. Dzięki niemu opuściła jaskinie i sprowadziła czerwonoarmistów, którzy zabrali niedobitków.
Komentarze
Prześlij komentarz