Czy Upowskie bunkry to tylko wymysł czy istniały naprawdę? Nie jest to wymysł ani fikcja literacka. Ukryci w nieprzepastnych lasach siali terror i zamordowali ok 2000ludzi zamieszkujących obecnie tereny Bieszczad.,,Bunkier nasz nie był duży; długi na cztery metry, szeroki na trzy metry, z jednej strony wysoki na pół metra, a z drugiej na półtora. (…) Zaminowaliśmy się nabojami moździerzowym.Druty były poprowadzone po powierzchni ziemi, przymocowane do niej haczykami i zamaskowane. Na wypadek ataku wroga ciągnęło się za drut, a nabój z 700–1000 odłamków niszczył wszystko dookoła” – tak Stepan Stebelski ps. Chrin, dowódca jednej z sotni (kompanii) Ukraińskiej Powstańczej Armii opisuje obóz w masywie Chryszczatej w Bieszczadach.Gdzieś w trójkącie wyznaczanym przez Chryszczatą (997 m), Maguryczne (884 m) i Wołosań (1071 m) istniało podziemne miasto.Chryszczata to zalesiona i odludna góra; podobnie Maguryczne i Wołosań. Od wojny cieszą się ponurą sławą „gniazda żmij”. Nie bez powodu – to w paśmie Wysokiego Działu (tak się zwie ta część Bieszczadów) schronienie znalazły sotnie UPA Stepana Stebelskiego „Chrina” i Jarosława Starucha „Stiaha”, wchodzące w skład kurenia (batalionu) Wasyla Mizernego ps. Ren. Łącznie było to około 200 ludzi. Umocnienia obronne dla nich budowano prawdopodobnie już od wiosny 1945 r.Wiadomo, że ziemianki, nazywane bunkrami, były wentylowane i ogrzewane; część pełniła funkcję mieszkaniową, pozostałe były magazynami żywności i broni. Budowano je nad potokami, które dawały wodę, a zimą szansę dostania się do pobliskiej wsi bez pozostawiania śladów na śniegu.Ale najważniejszy był podziemny szpital UPA. Tak pisał o nim w „Łunach w Bieszczadach” Jan Gerhard: „Stanowił właściwie system łączących się ze sobą bunkrów – operacyjnego, dwóch wypoczynkowych, mieszkalnego dla sióstr i lekarza oraz magazynu z zapasem żywności”.
Okolice Chryszczatej były doskonałym miejscem wypadowym do działań wobec Polaków. Nękano nie tylko posterunki Milicji Obywatelskiej i Wojsk Ochrony Pogranicza. Mordowano też cywili. Nocą z 29 na 30 marca 1944 r. UPA zarżnęła 16 mieszkańców Seredniego Małego na stokach Otrytu. 10 lipca 1944 r. doszło do pogromu w Baligrodzie; banderowcy wyłapywali i mordowali Polaków idących do kościoła. Zginęły 42 osoby. Mordy zdarzyły się także w Lutowiskach (pięć rodzin) i Mucznem (74 osoby). Z kolei w Myczkowcach i Solinie zabito w kilku atakach łącznie pół setki Polaków.Ale najważniejszy był podziemny szpital UPA. Tak pisał o nim w „Łunach w Bieszczadach” Jan Gerhard: „Stanowił właściwie system łączących się ze sobą bunkrów – operacyjnego, dwóch wypoczynkowych, mieszkalnego dla sióstr i lekarza oraz magazynu z zapasem żywności.Dopiero na przełomie stycznia i lutego 1947 r. pułk ppłk. Gerharda, wezwany na pomoc przez Grupę Manewrową WOP z Cisnej, rozprawił się z banderowcami w masywie Wysokiego Działu. Bunkry wysadzono, zlikwidowano też podziemny szpital. Nikt nie odważył się wejść do ziemianek; wrzucano do nich granaty lub – dla lepszego efektu – ich wiązki.Wiadomo, że rozległy obóz UPA znajdował się na południowy-zachód od szczytu Magurycznego. Informacje o położeniu szpitala są jednak sprzeczne i niejednoznaczne – mógł mieścić się na Krąglicy, ale równie dobrze pod Wołosaniem lub nad Kołonicami.Historia działalności UPA w Bieszczadach powraca co jakiś czas sama z siebie. Jesienią 2008 r. na stokach Chryszczatej, w odludnej dolince bezimiennego dopływu potoku Olchowaty, ponad miejscem, dokąd przed wojną sięgały zabudowania Duszatyna, odkryto betonowy obelisk z tryzubem. Napisano na nim, że to hołd „towarzyszom broni, poległym w obronie podziemnego szpitala”.Można przypuszczać, że pomnik był dziełem weteranów UPA z Ameryki, którzy kilka dni wcześniej, udając turystów, żelastwo i beton do jego budowy wnieśli na Chryszczatą na plecach.Szkoda ze ci weterani nie pobudowali pomnika rodakom zamęczonym przez banderowców np. na Krywe. Kilka tygodni później rozbiórkę nielegalnego pomnika w kształcie krzyża nakazał leśnikom nadzór budowlany.Na szczęście na wiosnę 2009 r. problem pomnika rozwiązał się sam. A właściwie rozwiązali go „nieznani sprawcy”. Miejsce, w którym stał, znaczy teraz tylko sterta gruzu przerośniętego trawą.Tyle że to na pewno nie miejsce, w którym prawie 70 lat temu istniał szpital UPA.Dziś zapadnięte leśne leje mogą świadczyć ze rezydowali tam kiedyś ci którzy krwią niewinnych ofiar zraszali tę ziemie.
Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost
Komentarze
Prześlij komentarz