ŻNIWA Dziś słońce prażyło, grzało stare kości a ja powróciłem do lat mej młodości, konkretnie do czasu, kiedy pani kosa ... królowała na łanach żyta, albo prosa, to znaczy do pory żniw zmierzam. Najpierw na pole gospodarz bieżał, rozkruszał w dłoni kłos, oglądał ziarno, oceniał je wiedzą swoją gospodarną. Gdy był już czas, kosę wydobywał i klepał na babce młotkiem, i to żywo, by nadać jej jadu, by osełką pieszczona cięła suche łodygi na długich zagonach a pałąk na kosisku odkładał pokosy. Najlepiej szło koszenie z ranną rosą. Za kosiarzami dzielnie podążały chłopki, skręcały powrósła i wiązały snopki. Kiedy się z koszeniem pola uporali, to na ściernisku snopy w mendle ustawiali, żeby słońce ziarno bardziej przesuszyło. To nie to, co dzisiejsze żniwa. To była MIŁOŚĆ.