Zapomniane Wojsko Polskie na froncie wschodnim
Niestety w polskich mediach, prasie telewizji, Wojsko Polskie walczące w latach 1943-45 na froncie wschodnim podczas II wojny światowej jak i jej szlak bojowy jest zupełnie zapomniane oraz wyparte z pamięci po 1989 roku przez historyków, polityków i publicystów. Warto przybliżyć jak powstało Wojsko Polskie na Wschodzie i dlaczego o nim zapomniano.
Po ujawnieniu zbrodni katyńskiej i zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Polską w kwietniu 1943 r., Stalin podjął decyzję o zorganizowaniu wojska polskiego u boku Armii Czerwonej.
Armia ta powstała bez zgody władz Rządu Londyńskiego , większość kadry dowódczej stanowili oficerowie radzieccy, często polskiego pochodzenia, a korpus oficerów politycznych polscy komuniści, którzy też byli wcześniej poddawani represjom.
Armia rekrutowała się z Polaków ochotników, którzy byli deportowani w latach 1939-1941 w głąb Związku Radzieckiego, a od wiosny 1944 r. także z mieszkańców polskich Kresów Wschodnich. Mimo tego Wojsko Polskie walczące na froncie wschodnim wniosło znaczący wkład w polski czyn zbrojny.
W maju 1943 roku w sformowano 1. Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. 15 lipca zostaje zaprzysiężona a pierwszym jej dowódcą zostaję gen. Zygmunt Berling.
1. Dywizja, przechodzi swój chrzest bojowy w bitwie pod Lenino na Białorusi 12 października 1943 roku.
W po przekroczeniu Bugu w lipcu 1944 r. powiększyło się do około 100 tys.
Na przełomie lipca i sierpniu 1944 oddziały polskie walczyły na przyczółkach na zachodnim brzegu Wisły, a w bitwie pod Studziankami polska brygada pancerna stoczyła swoją pierwszą bitwę z Niemcami.
We wrześniu 1944 r. po wyzwoleniu prawobrzeżnej warszawskiej Pragi, Wojsko Polskie podjęło nieudaną próbę udzielenia pomocy powstańcom w Warszawie, ponosząc duże straty.
Od stycznia 1945 r. uczestniczyło w radzieckiej styczniowej ofensywie.
W lutym i marcu stoczyło dramatyczną bitwę o przełamanie Wału Pomorskiego, która była silnie ufortyfikowaną linii obrony Niemców oraz zdobyło Kołobrzeg. Walczyło również Gdańsk i Gdynię, a także nad Zalewem Szczecińskim.
Pod koniec wojny Wojsko Polskie posiadała dwie armie liczące razem ponad 390 tys. żołnierzy. Ukoronowaniem szlaku bojowego był udział w zdobyciu Berlina 2 maja 1945 r. Jako jedyne poza flagami radzieckimi w Berlinie, były zatknięte polski flagi na dworcu kolejowym w Tiergarten oraz na pruskiej kolumnie zwycięstwa.
Oddziały polskie także dotarły nad Łabę, gdzie spotkały się z amerykanami.
W kwietniu 1945 r. 2. Armia Wojska Polskiego sforsowała Nysę Łużycką, a następnie walczyła w rejonie Drezna i Budziszyna, ponosząc duże straty. Swój szlak bojowy zakończyła w maju w Czechosłowacji.
Jednak po 1989 roku – zostali „gorszymi kombatantami”, ponieważ żołnierze 1. i 2. Armii Wojska Polskiego padli ofiarą narzuconej przez prawicę, instytucjom państwowym, szkołom oraz mediom tak zwanej polityce historycznej. To ta polityka historyczna ona zrobiła z żołnierzy walczących na froncie wschodnim „sługusów” Stalina i NKWD, „zbrodniarzy” i „wrogów” jedynych „prawdziwych patriotów” tzw. żołnierzy „wyklętych”, a w innej najłagodniejszej formie głupców i naiwniaków.
Dla tych co udało się przeżyć i wyrwać ze stalinowskich łagrów, wedle prawicy nie zasługują na szacunek, ponieważ mieli rzekomo przyczynić się do „zniewolenia” Polski. Nie ma dla nich znaczenia, że wstępowali do Wojska Polskiego, potem nazwanym „ludowym” w czasach PRL, ponieważ chcieli się wyrwać z dalekiej Syberii, Kazachstanu, wrócić do Polski i bić z Niemcami.
Bardzo często tylko przypadek decydował, kto trafił do armii Andersa, a kto do armii Berlinga. Polacy, którzy wstępowali do obu formacji wojskowych tworzonych na terenie ZSRR, rekrutowali się głównie z ofiar deportacji dokonanych w latach 1940-1941.
Władze radzieckie w pierwszej kolejności wysiedlały rodziny, uczestników w wojny 1920 r., osadników wojskowych, funkcjonariuszy i urzędników państwowych, policjantów, leśników, członków organizacji paramilitarnych, a więc obywateli w sposób bardzo szczególnie związanych z Polską. To dla prawicy nie ma kompletnie znaczenia. Podobnie jak cały szlak bojowy od Lenino aż do Berlina oraz 17,5 tys tysiące poległych, 10 tys. zaginionych i 40 tys. rannych.
Nie liczy się także również, że do tego wojska wstępowało wielu żołnierzy Armii Krajowej oraz po wojnie żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Często byli to wybitni oficerowie, świetni dowódcy.
Dla prawicowych polityków, prasy, mediów, wspomaganych przez Instytut Pamięci Narodowej, ważne jest, że Wojsko Polskie podległe rządowi lubelskiemu i późniejszym władzom walczyło z „wyklętymi”. Już to ich ma „dyskwalifikować”.
Co prawda w PRL wywyższano tych, którzy szli ze Wschodu, ale od połowy lat 60. , doceniano także żołnierzy, którzy wyszli z ZSRR z armią gen. Władysława Andersa. Opisywano ich tułaczkę i szlak bojowy. Dziś niestety wahadło w fałszowaniu historii wychyliło się znacznie dalej w drugą stronę. Obecna polityka historyczna prowadzona przez państwo odrzuca 1. i 2. Armii Wojska , nie są oni obiektem badań naukowych oraz jest niewiele prac pokazujących ich wkład w wojnę Niemcami.
Dlaczego tak politykom zależy na fałszowaniu historii poprzez tworzeniu mitu żołnierzy „wyklętych”? Gdyż z archiwów wychodzą trupy ofiar żołnierzy „wyklętych”, nie tylko żołnierzy Wojska Polskiego, lecz także wielu bezbronnych cywili. Byli to ludzie zaangażowali się w realizację reform zapowiadanych w Manifeście PKWN, wraz ich rodzinami, często z małymi dziećmi. W książce „Księga hańby” Bazylego Pietruczuka jest opisane, że „wyklęci” nieraz byli bezwzględni, brutalni w swoich działaniach.
Nie da się przemilczeć oraz ukryć, że z rąk ludzi dzisiaj uznawanych za „bohaterów” zginęło wielu Żydów. Aby tych ofiar nie było, żołnierze Wojska Polskiego podjęli walkę z „wyklętymi”. Tą walkę podjęli ci, którzy jeszcze do niedawna byli w Armii Krajowej, a także w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Wcale nie byli to sami szeregowcy czy podoficerowie:
Generał Gustaw Paszkiewicz – uczestnik wojny z bolszewikami w 1920 r., potem kampanii wrześniowej 1939 r. oraz walk na Zachodzie 1945 r. Objął dowództwo nad dywizją, która walczyła z podziemiem w rejonie Białostocczyzny.
Gen. Bruno Olbrycht – legionista, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r., żołnierz AK. Był dowódcą Warszawskiego Okręgu Wojskowego, którego oddziały walczyły z „leśnymi” na Mazowszu.
Gen. Stefan Mossor – również legionista, po wojnie dowodził oddziałami przeprowadzającymi akcję „Wisła”, które jej celem było rozbicie zbrojnych oddziałów ukraińskich nacjonalistów UPA.
Taki zafałszowany obraz lansuję w mediach, w prasie i w szkole. Ludzie, którzy dużo wycierpieli, a potem walczyli za Polskę dzisiaj są wymazywani z pamięci, a jeśli się o nich mówi to dość w pogardliwy sposób
Niezależnie od przekonań i poglądów krew polskich żołnierzy przelana na frontach II wojny światowej jest warta tyle samo niezależnie od tego, czy szli ze Wschodu, czy z Zachodu. Mijają kolejne święta Wojska Polskiego , a o żołnierzach -głównie Kresowiakach zresztą panuje medialna cisza . Takie to gorsze -bo ze Wschodu wojsko . Ale krew przelana na frontach ma jednakową barwę.
Wspaniały artykuł ! Chciałbym dożyć czasu gdy obecna ekipa rządowa i prezydent odejdzie w niepamięć Polaków bo to co robią to świadome fałszowanie historii 2 wojny światowej jako wasal USA !!!!!
OdpowiedzUsuń