Bitwa Warszawska, uznana niegdyś za 18. przełomową bitwę w dziejach świata, mogłaby się potoczyć inaczej, gdyby nie ogromne zasługi polskiego wywiadu wojskowego. Nie sposób przecenić roli kryptologów, kierowanych przez por. Jana Kowalewskiego. Dzięki nim nasi dowódcy, planując obronę stolicy, znali niemal każdy ruch nieprzyjaciela...
Gdy w sierpniu 1920 roku na Warszawę maszerowały setki tysięcy bolszewików, odrodzone Wojsko Polskie stanęło przed niezwykle trudnym zadaniem obrony młodej państwowości. W Biurze Wywiadowczym Oddziału II Naczelnego Dowództwa pracowano w pocie czoła. To dzięki temu mrówczemu, często anonimowemu wysiłkowi w kluczowych dla Polski letnich dniach 1920 roku, możliwe było sprawne przeprowadzenie obrony, zaplanowanie manewrów zaczepnych i ostateczne pokonanie wroga u wrót stolicy.
Jednym z zadań wywiadu był stały nasłuch kanałów informacyjnych, wykorzystywanych przez dowództwo bolszewickie na szczeblach armii czy dywizji. W lipcu 1920 roku spośród wszystkich 26 radiostacji polowych będących na wyposażeniu Wojska Polskiego, aż 6 prowadziło nasłuch I Armii Konnej Siemiona Budionnego.
Wszelkie materiały przesyłano do centrali. Dzięki temu możliwe było nie tylko dogłębne rozpracowanie sił i środków przeciwnika, ale i poznanie jego zamiarów. Problem bolszewików polegał na tym, że... nie spodziewali się tak zaawansowanych prac ze strony Polaków. Zupełnie nie zdawali sobie sprawy z popełnianych błędów i możliwości, jakie stwarzały one polskim dowódcom. Gdy wiosną 1920 roku Piłsudski wyprawiał się na Kijów, wiedział już, że bolszewicy szykują się do ataku. Chciał ich uprzedzić...
Przechwytywane meldunki dotyczące najróżniejszych spraw: strat własnych, nastrojów panujących w poszczególnych oddziałach, stanach liczebnych i uzbrojenia, rejonach przegrupowań wojsk itd. W depeszach przekazywanych przez bolszewików, rzekomo "w zaufanym gronie" były też informacje dotyczące rozlokowania polskich oddziałów, a nawet zalecenia dla bolszewickiego wywiadu! Wśród nich był m.in. nakaz nadawania przez radiostacje fałszywych komunikatów, dla wprowadzenia Polaków w błąd. Ci jednak, dotarłszy wcześniej do źródeł, nie mieli problemów w oddzieleniu fikcji od prawdy...
Już 7 sierpnia szef sztabu Wojska Polskiego Piłsudski, a także jego współpracownicy z gen. Tadeuszem Rozwadowskim, zarządzili przegrupowanie wojsk polskich w związku z nacierającym nieprzyjacielem. Pięć dni później bolszewicy rozpoczeli wielką ofensywę na przedmoście Warszawy. Rozkaz zdobycia miasta padł 13 sierpnia. Polacy doskonale wiedzieli, jak przygotować się do obrony.
Radiodepesza wysłana tego dnia "ze sztabu XVI Armii do sztabów podległych dywizji" zawierała mnóstwo informacji na temat zamierzeń bolszewickiego dowództwa. To były konkretne rozkazy szczegółowo określające cele ofensywy, z podaniem kierunków natarć, zadań zwiadowczych itd.
Z przechwyconych informacji wynikało m.in., że jednym z rejonów koncentracji obcych wojsk miały być okolice Radzymina. To właśnie między innymi tam, a także pod Wołominem i w rejonie innych podwarszawskich miejscowości, w połowie sierpnia ważyły się losy polskiej stolicy.
Dzięki informacjom wywiadowczym Polacy nie tylko wyprzedzali przeciwnika, ale i całkowicie go zaskoczyli, wyprowadzając znad Wieprza ogromną ofensywę. Całe szczęście, że nieprzyjaciel zlekceważył plan operacyjny polskiego manewru, znaleziony przez bolszewików 13 sierpnia pod Dubienką, przy ciele polskiego oficera. Uznano, że to polska próba wprowadzenia w błąd...
Pierwszą zaszyfrowaną po rosyjsku depeszę radiową por. Kowalewski odczytał w sierpniu 1919 roku, a więc na rok przed Bitwą Warszawską. Zadecydował przypadek. Porucznik zastępował właśnie na służbie jednego z kolegów, a dyżur niemiłosiernie się dłużył. W pewnym momencie jego uwagę przykuł zaszyfrowany przez bolszewików telegram. Kowalewskiemu wystarczyło kilka godzin, aby złamać klucz szyfrowy i poznać tajemnicę...
Od tego czasu do końca działań zbrojnych pracownikom sekcji szyfrów udało się rozszyfrować co najmniej kilka tysięcy rożnego rodzaju zakodowanych wiadomości (szyfrogramów). Większość powstała na użytek Armii Czerwonej, ale polscy kryptolodzy z powodzeniem łamali też szyfry, którymi posługiwali się Ukraińcy, tzw. biali - rywale bolszewików podczas wojny domowej w Rosji, a także Litwini i Niemcy.
- Za wygranie wojny, panie poruczniku - miał powiedzieć do por. Kowalewskiego gen. Władysław Sikorski, jeden z wielu zasłużonych dowódców wojny polsko-bolszewickiej, dekorując kryptologa orderem Virtuti Militari. Dziś talent tego bohatera jest Polakom niemal nieznany. Wtedy 97 lat temu, ratował dopiero co odrodzoną ojczyznę.
Gdy w sierpniu 1920 roku na Warszawę maszerowały setki tysięcy bolszewików, odrodzone Wojsko Polskie stanęło przed niezwykle trudnym zadaniem obrony młodej państwowości. W Biurze Wywiadowczym Oddziału II Naczelnego Dowództwa pracowano w pocie czoła. To dzięki temu mrówczemu, często anonimowemu wysiłkowi w kluczowych dla Polski letnich dniach 1920 roku, możliwe było sprawne przeprowadzenie obrony, zaplanowanie manewrów zaczepnych i ostateczne pokonanie wroga u wrót stolicy.
Jednym z zadań wywiadu był stały nasłuch kanałów informacyjnych, wykorzystywanych przez dowództwo bolszewickie na szczeblach armii czy dywizji. W lipcu 1920 roku spośród wszystkich 26 radiostacji polowych będących na wyposażeniu Wojska Polskiego, aż 6 prowadziło nasłuch I Armii Konnej Siemiona Budionnego.
Wszelkie materiały przesyłano do centrali. Dzięki temu możliwe było nie tylko dogłębne rozpracowanie sił i środków przeciwnika, ale i poznanie jego zamiarów. Problem bolszewików polegał na tym, że... nie spodziewali się tak zaawansowanych prac ze strony Polaków. Zupełnie nie zdawali sobie sprawy z popełnianych błędów i możliwości, jakie stwarzały one polskim dowódcom. Gdy wiosną 1920 roku Piłsudski wyprawiał się na Kijów, wiedział już, że bolszewicy szykują się do ataku. Chciał ich uprzedzić...
Przechwytywane meldunki dotyczące najróżniejszych spraw: strat własnych, nastrojów panujących w poszczególnych oddziałach, stanach liczebnych i uzbrojenia, rejonach przegrupowań wojsk itd. W depeszach przekazywanych przez bolszewików, rzekomo "w zaufanym gronie" były też informacje dotyczące rozlokowania polskich oddziałów, a nawet zalecenia dla bolszewickiego wywiadu! Wśród nich był m.in. nakaz nadawania przez radiostacje fałszywych komunikatów, dla wprowadzenia Polaków w błąd. Ci jednak, dotarłszy wcześniej do źródeł, nie mieli problemów w oddzieleniu fikcji od prawdy...
Już 7 sierpnia szef sztabu Wojska Polskiego Piłsudski, a także jego współpracownicy z gen. Tadeuszem Rozwadowskim, zarządzili przegrupowanie wojsk polskich w związku z nacierającym nieprzyjacielem. Pięć dni później bolszewicy rozpoczeli wielką ofensywę na przedmoście Warszawy. Rozkaz zdobycia miasta padł 13 sierpnia. Polacy doskonale wiedzieli, jak przygotować się do obrony.
Radiodepesza wysłana tego dnia "ze sztabu XVI Armii do sztabów podległych dywizji" zawierała mnóstwo informacji na temat zamierzeń bolszewickiego dowództwa. To były konkretne rozkazy szczegółowo określające cele ofensywy, z podaniem kierunków natarć, zadań zwiadowczych itd.
Co interesujące, z przechwyconych informacji, a także z rozpoznania lotniczego oraz zeznań jeńców wynikało, że bolszewicy nie zakładali, że Polacy stawią pod Warszawą zdecydowany opór. Świadczy to nie tylko o krótkowzroczności ludowych komisarzy i generałów Armii Czerwonej, ale też dowodzi faktu, że nie wiedzieli o dokonaniach Polaków, którzy już dawno złamali bolszewickie szyfry.Możecie sobie wyobrazić, z jakim napięciem zabraliśmy się do roboty. Szczęśliwie w niespełna godzinę szyfr zaczął się rozwiązywać. Jeszcze depesza ta nie była w pełni odczytana, gdy już wiedzieliśmy z fragmentów, że jest to wielki rozkaz o decydującym natarciu na samą Warszawę. (...) Bolszewicy byli tak pewni powodzenia, że punkt czwarty tego dramatycznego rozkazu polecał: 27 Dywizja Strzelców ma wykonać główne uderzenie, przeprawić się w rejonie przedmieścia Pragi na drugi brzeg Wisły i zająć Warszawę. Wiedzieliśmy już przedtem, że ta dywizja otrzymała świeże uzupełnienia z Rosji, była specjalnie wzmocniona i liczyła ponad 13 tysięcy strzelców.
Związek Łącznościowców, "Komunikat 2001"
Z przechwyconych informacji wynikało m.in., że jednym z rejonów koncentracji obcych wojsk miały być okolice Radzymina. To właśnie między innymi tam, a także pod Wołominem i w rejonie innych podwarszawskich miejscowości, w połowie sierpnia ważyły się losy polskiej stolicy.
Dzięki informacjom wywiadowczym Polacy nie tylko wyprzedzali przeciwnika, ale i całkowicie go zaskoczyli, wyprowadzając znad Wieprza ogromną ofensywę. Całe szczęście, że nieprzyjaciel zlekceważył plan operacyjny polskiego manewru, znaleziony przez bolszewików 13 sierpnia pod Dubienką, przy ciele polskiego oficera. Uznano, że to polska próba wprowadzenia w błąd...
Kto był ojcem tego wielkiego, zapomnianego dziś sukcesu? Pracami kryptologów w Wydziale II Sekcji Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego kierował por. Jan Kowalewski, człowiek, który w nie bez powodu cieszył się opinią geniusza. W pracy kryptologicznej pomagali mu wybitni polscy matematycy, profesorowie: Stanisław Leśniewski, Stefan Mazurkiewicz i Wacław Sierpiński.Przed Bitwą Warszawską Oddział II znał dokładnie rozmieszczenie, liczebność i zamiary nieprzyjaciela. Siłę bojową wojsk bolszewickich szacowano na około 277 tysięcy bagnetów i szabel. Naczelne Dowództwo WP, mając pełny przegląd możliwości wroga, mogło rzucić do walki mniejsze siły. W rezultacie nie wszystkie polskie związki taktyczne wzięły udział w samej Bitwie Warszawskiej. Do działań obronnych skierowano jedynie piętnaście dywizji piechoty (około 115 tysięcy bagnetów i około 9 tysięcy szabel).
A. Pepłoński, "Wojna o tajemnice"
- Za wygranie wojny, panie poruczniku - miał powiedzieć do por. Kowalewskiego gen. Władysław Sikorski, jeden z wielu zasłużonych dowódców wojny polsko-bolszewickiej, dekorując kryptologa orderem Virtuti Militari. Dziś talent tego bohatera jest Polakom niemal nieznany. Wtedy 97 lat temu, ratował dopiero co odrodzoną ojczyznę.
Komentarze
Prześlij komentarz