Przejdź do głównej zawartości

Zapomniani Bohaterowie . Bo przyszli ze Wschodu.

Pomoc walczącej Warszawie żołnierze 1. Armii WP okupili śmiercią 2,3 tys. ludzi. O tej masakrze i udziale Armii Ludowej w powstaniu warszawskim pisze się niewiele, nierzadko pogardliwie. W czasie oficjalnych uroczystości wkład tych formacji w wyzwolenie stolicy zazwyczaj zostaje przemilczany bądź zlekceważony. Tak jakby ich ofiara była mniej cenna niż żołnierzy Armii Krajowej.
Praga wyzwolona
„Przecież myśmy chcieli iść, a oni patrioci, wszyscy Polacy z Wołynia, przeszli Syberię, chwalili Berlinga, że Berling ich uratował, bo przecież do Andersa się nie dostali, to Berling ich uratował… I do Berlinga nie mam pretensji, bo przecież co mógł, to robił, wysłał dwa bataliony na Powstanie, nas przyjął do armii z otwartą przyłbicą” – to fragment relacji Józefa Polaka, dowódcy zgrupowania 1678 „Orląt”, który we wrześniu 1944 r. na Pradze dołączył do 1. Armii gen. Berlinga.
Już 30 lipca 1944 r. w dzienniku bojowym niemieckiej 9. Armii można było przeczytać: „Nieprzyjacielowi udało się w ciągu nocy przełamać na skrzydle nasze siły, stojące w rejonie Mińska, osiągnąć na kierunku północnym Wołomin i wyjść na odległość około 15 km na północny wschód od Warszawy. Praga, na której północno-wschodnim skraju prawie zupełnie brak urządzeń obronnych, leży przed wrogiem niemal otwarta”.
Mimo to walki o prawobrzeżną Warszawę trwały ponad miesiąc. O zaciętości obrony Niemców świadczą znaczne straty w ich szeregach – ponad 8 tys. zabitych i 400 wziętych do niewoli. Dopiero 14 września radziecka 47. Armia wraz z 1. Armią Wojska Polskiego opanowała stołeczną Pragę. Sukces ten okupiono wieloma ofiarami. W polskich oddziałach zginęło ponad 520 żołnierzy, a kolejne 1,5 tys. zostało rannych i wyłączonych z dalszej walki. Jeszcze większe straty odnotowała strona radziecka – ponad 7 tys. zabitych.
Przygotowania do desantu
Po pięciu latach okupacji Praga została wyzwolona. Kościuszkowiec Sławomir Sadowski wspominał, że warszawiacy witali ich „bardzo życzliwie, bardzo serdecznie – jak to się mówi – chlebem i solą. Nasza dywizja i wojska radzieckie – pomagaliśmy ludności prawobrzeżnej Warszawy, a więc [wspomagaliśmy] chlebem i gotowymi już produktami, produktami, z których można było przygotować [jedzenie]. Pomagaliśmy ludności praskiej”.
Po drugiej stronie Wisły nadejście polskich oddziałów dodało walczącym powstańcom nadziei. „Radość. W nas zapanowała radość. Nareszcie!” – tak Zdzisław Iwanowski z pułku „Baszta” zareagował na wieść o zdobyciu Pragi. Dla sanitariuszki Haliny Darskiej „Olgi” najważniejsza była wymierna pomoc: „Przestały nam po głowach latać samoloty niemieckie, bo jak puścili te MiG-i, to oni uciekali. Poza tym trochę żywności nam zrzucili”.
Rozkaz przygotowania desantu gen. Berling otrzymał 15 września przed południem. Szef sztabu 1. Frontu Białoruskiego gen. Michaił Malinin nakazał „1. armii polskiej głównymi siłami do końca dnia 15 września 1944 r. wyjść na wschodni brzeg Wisły na odcinku Pelcowizna, Praga, Saska Kępa, Las, Zbytki. Jednocześnie rozpocząć rozpoznanie rzeki Wisła na wskazanym odcinku, wybrać miejsca do przeprawy desantowej, promowej oraz mostowej i przygotować się do forsowania rzeki w celu uchwycenia przyczółków na jej zachodnim brzegu w rejonie Warszawy”.
Później Berling przekonywał, że rozkaz został wydany dopiero po jego rozmowie z gen. Malininem. „Mam obowiązek iść do nich i pomóc im”, miał argumentować dowódca 1. Armii WP. Po latach dodawał: „Bez względu na to, czy miało to szanse powodzenia czy nie, czy ta pomoc mogła być efektywna czy nie, wszystko schodziło na dalszy plan wobec sytuacji, w jakiej znajdowała się walcząca stolica. Emocje musiały przesłonić wszelkie taktyczno-strategiczne rozważania”.
Pomoc bez względu na koszty
Bez uderzania w patetyczne tony można śmiało stwierdzić, że walka 1. Armii WP o Czerniaków zapisała chlubną kartę w historii polskiego oręża. „Wysiłek bojowy żołnierzy gen. Berlinga – zauważa historyk prof. Stanisław Jaczyński – ma przede wszystkim głęboką wymowę moralną. 1. Armia WP pośpieszyła z pomocą walczącej stolicy, gdy tylko stało się to możliwe”.
Pierwsza próba przedostania się na drugą stronę Wisły nastąpiła rankiem 16 września, kiedy grupa ok. 60 żołnierzy 9. Pułku Piechoty dotarła na prawy brzeg. Kolejne transporty napotkały już silny ostrzał niemieckiej artylerii i karabinów maszynowych. „Wróciło nas żywych z mojej kompanii dziewięciu czy jedenastu. Z tych prawie stu, którzy razem pojechali”, mówił kpr. Wiktor Kolek. Obserwujący desant z Czerniakowa Tadeusz Grigo z powstańczego zgrupowania mjr. „Kryski” wspominał: „Niemcy zatopili dużo pontonów. Wielu żołnierzy utonęło. Przeprawa stała się niemożliwa i po godzinie siódmej została przerwana. Ale już Czerniaków został poważnie zasilony. Przybyło ponad 400 żołnierzy”.
Adam Czyżkowski, który był w jednym z pontonów, tak opisywał początek operacji: „Po chwili wiosła poszły w ruch i popłynęliśmy, nic przed sobą nie widząc, bo Wisła była zadymiona. Ponton co pewien czas wchodził na mieliznę i wtedy wskakiwaliśmy do wody, by go przeciągnąć. Wszystko to odbywało się pod silnym ogniem niemieckiej broni maszynowej, moździerzy i artylerii. Niemcy widząc zadymiony odcinek, byli pewni, że coś się tam dzieje, i pokryli go silnym ogniem. W wyniku tego ognia już przy wsiadaniu były straty. Został zabity szef kompanii”.
Nie umiemy walczyć w mieście jak powstańcy
Pomimo nieustannego ostrzału przeprawy kontynuowano do 22 września. Tym sposobem na teren powstańczych walk przedostało się ponad 2,4 tys. dobrze uzbrojonych żołnierzy. Jednak niewielu z nich miało doświadczenie w walkach w mieście. Tadeusz Targoński z 3. batalionu 9. Pułku Piechoty przywoływał taki obraz: „Nasi z nawyku próbują na zajętych pozycjach okopywać się, a tu wszędzie bruk i asfalt. Powstańcy śmieją się i dziwują, że nie umiemy walczyć w mieście tak jak oni. Chłopcy ze Wschodu gubią się w zajętych domostwach i nie potrafią się sprawnie po nich poruszać. Początkowo miotają się to tu, to tam w panicznym podnieceniu, gdyż wróg jest wszędzie, a tu trudno trafić tam, gdzie trzeba”.
„To jest prawda”, przyznawał chor. Ryszard Kozubek z 3. Dywizji Piechoty. Dodawał jednak, że „żołnierze nie byli wyszkoleni do walki w mieście, ale tam, gdzieśmy walczyli, to jeszcze nie było miasto, to była plaża. To był przyczółek, to był zrąb. Myśmy weszli w ulicę Czerwonego Krzyża bodajże, tak sobie przypominam, później ta ulica nazywa się Karowa, tam żeśmy doszli. Przypominam sobie, że ja ze swoim plutonem rusznicami pancernymi dwa »goliaty« rozbiłem, a na drugi dzień czołg rozwaliłem”.
Nie tylko brak doświadczenia rzutował na zachowanie żołnierzy. Szokiem była już sama obecność w zrujnowanej Warszawie, a także bestialstwo okupanta. „Chłopaki nie wytrzymywali nerwowo. Przez 700 m słyszeliśmy – to był chyba park Krasińskiego (…) na Żoliborzu – bez przerwy straszne krzyki, rozpacz. Podobno tam się działy wielkie gwałty i mordowanie młodych ludzi, co wychodzili”, wspominał jeden z berlingowców.
Straty berlingowców sięgnęły ponad 3,7 tys. ludzi. Wśród przyczyn niepowodzenia całej akcji można wymienić także zbytni pośpiech w jej przeprowadzeniu, niekompetencję części kadry oficerskiej oraz brak kontaktu z Komendą Główną AK. Już po latach Berling stwierdził, że „w walkach o przedmieście czerniakowskie miał przeciw sobie Niemców, dowódcę frontu [marsz. Konstantego Rokossowskiego] i dowódcę powstania warszawskiego”.
„Zawsze miałem prawo – tłumaczył się – po zachowaniu się »Radosława« na Czerniakowie spodziewać się, że gen. Bór-Komorowski, postawiony wobec faktu dokonanego, zdecyduje się na współdziałanie z 1. Armią, a nie odwrotnie. Wolał oddać Niemcom Warszawę, niż współdziałać z nami”.
Ewakuacja i kontynuowanie walk
Udział berlingowców w powstaniu warszawskim nie zakończył się wraz z przerwaniem desantu. Część zdołała się ewakuować z powrotem na Pragę w ciągu kilku nocnych przepraw, sporo jednak poległo, starając się przedrzeć na drugą stronę. „Wielu chwytało jakieś belki, deski, kawałki drewna i trzymając się ich, próbowało płynąć – wspominał jeden ze świadków. – Inni przynosili bańki po benzynie lub spirytusie denaturowanym, wiązali je sznurkiem lub paskiem od spodni i z tym wchodzili do wody. (…) Ale najwięcej zdecydowało się płynąć wpław. Zapomnieli, że od kilku dni nie jedli, nie spali, że są zupełnie wyczerpani fizycznie. Większości spośród nich nawet do połowy Wisły nie udało się dopłynąć”.
Ostatecznie po lewej stronie Wisły pozostało około setki żołnierzy pod dowództwem mjr. Stanisława Łatyszonka. Ten zdecydował się dołączyć do powstańców i wobec beznadziejnej sytuacji Czerniakowa podjął próbę przedostania się do Śródmieścia. „Ich obecność podziałała od razu bardzo dodatnio na samopoczucie powstańców – wspominał udział berlingowców Tadeusz Grigo. – Mimo ciężkiej sytuacji, mimo głodu i zmęczenia dawał się zauważyć nowy przypływ sił i energii”. Zabrakło jednak amunicji i wsparcia. 24 września powstańcy z Czerniakowa poddali się.
Walki na Czerniakowie pochłonęły ponad 3 tys. ofiar. Niemal połowa to żołnierze 1. Armii WP. „Dramaturgia tych oddziałów przybyłych zza Wisły (z wielką ochotą wśród żołnierzy) – z pomocą powstaniu warszawskiemu 1944 r. jest szczególnie tragiczna w tym, że ich działania – walka w sumie trwała zaledwie jeden tydzień”, trafnie oceniał Janusz Dereziński ze zgrupowania „Kryski”.
Zapomniana Armia Ludowa
Nie tylko berlingowcy zostali w III RP wymazani z pamięci. Także powstańcy walczący w szeregach Armii Ludowej nie mają co liczyć na słowa uznania ze strony obecnych władz, nie mówiąc już o twórcach i realizatorach polityki historycznej w wydaniu IPN i PiS. Tymczasem ich poświęcenie i ofiara wcale nie były mniejsze niż członków Armii Krajowej. Spośród ok. 2 tys. alowców w czasie powstania zginęło ponad 850. I to wcale nie z powodu niedostatków w wyposażeniu ani dlatego – jak chcą prawicowi historycy – że „Armią Ludową dowodzili ludzie dość przypadkowi i wszystko to mało przypominało wojsko”. Zginęli, bo podobnie jak ich koledzy i koleżanki z AK stanęli naprzeciw dobrze wyszkolonej i zaopatrzonej zawodowej armii.
Inaczej niż dzisiaj na powstańczych barykadach zapominano o podziałach politycznych. Walczący w Śródmieściu Władysław Sieczyński „Władek Biały” pamiętał, że współpraca z AL układała się „bardzo dobrze, przecież wtedy porucznik, dowódca plutonu Armii Ludowej, tak samo był na posterunku”. Barbara Kostrzewa-Bahrynowska „Baśka” ze zgrupowania „Gurt” wspominała: „Była AK i była Armia Ludowa, więc schylam głowę przed Armią Ludową. Z kanałów ze Starówki tak samo szli z AK, jak i szła Armia Ludowa”. Walczący na Żoliborzu Tadeusz Liszka „Gryf” przyznawał co prawda: „Za bardzo ich nie kochaliśmy”, jednak do poświęcenia alowców nie miał najmniejszych zastrzeżeń.
Członek słynnego batalionu czwartaków Włodzimierz Derecki mówił: „AL to była moja macierzysta jednostka. Nie przeszkadzało mi być w oddziałach AK, pierwsze – chciałem się bić z Niemcami, a bić się mogłem wszędzie. Chłopcy z AK tak samo się bili, ale chciałem być najchętniej ze swoimi”. W czasie powstania 16-letni Derecki został dwukrotnie ranny, jednak walczył aż do samego końca.
Wielu alowców zostało rozstrzelanych w trakcie powstania lub tuż po jego zakończeniu. Zgodnie z zasadami kapitulacji podpisanej przez polskie dowództwo i siły niemieckie, status kombatanta przysługiwał jedynie żołnierzom Armii Krajowej. W stosunku do pozostałych powstańców nie obowiązywały żadne konwencje. Część żołnierzy AL uratowała się, wtapiając w tłum cywilów. Wielu jednak zginęło w dziesiątkach egzekucji.
III RP rozlicza
Dla berlingowców i alowców wyzwolenie Warszawy spod niemieckiej okupacji było najważniejszym celem. W bezpośredniej walce z wrogiem sympatie polityczne traciły znaczenie. Podziały na lepszych i gorszych powstańców pojawiły się dopiero później i wcale nie zniknęły w 1989 r. Wręcz przeciwnie. Wydaje się, że III RP jest mniej litościwa dla drugiej strony niż PRL. Polska Ludowa po latach stalinizmu potrafiła posypać głowę popiołem i przywrócić Armii Krajowej należne jej miejsce. Tymczasem od 25 lat w „wolnej Polsce” systematycznie niszczy się kolejne miejsca pamięci o Ludowym Wojsku Polskim i Armii Ludowej. Do księgarń trafiła właśnie książka „Janczarzy Berlinga”, której autor przekonuje, że 1. Armia WP była „jednostką sowieckich janczarów, którzy osadzili w Polsce namiestników Stalina”.
Niedawno pojawił się też pomysł zastąpienia nazwy stołecznej alei Armii Ludowej ulicą płk. Kuklińskiego. „Kukliński zasługuje na ulicę w Warszawie, a Warszawa i Polacy zasługują na to, żeby ulice nie nazywały się imieniem Armii Ludowej, organizacji, która współpracowała ze Związkiem Radzieckim”, tłumaczył pomysłodawca inicjatywy, niedawny europoseł Paweł Kowal.
Przede wszystkim Polacy zasługują na obiektywną historię powstania warszawskiego, a sami powstańcy na docenienie ich ofiary i poświęcenia. Bez względu na to, w jakiej formacji walczyli.



Hekatomba na Czerniakowie
Łączna liczba osób, które zginęły podczas powstania warszawskiego na Czerniakowie
Wojsko Polskie    1230    38%
Ludność cywilna    889    27%
Zgrupowanie „Kryska”    773    24%
Zgrupowanie „Radosław”    293    9%
Inne oddziały    65    2%
Razem    3250
Żołnierze 1. Armii WP stanowili 38% poległych na Czerniakowie. Padli oni ofiarą Niemców, jednak do tej hekatomby walnie przyczyniła się wielka polityka generalissimusa Stalina.
27% ofiar stanowiła ludność cywilna. To przygnębiająco dużo. Jednak w działaniach powstańczych na Woli czy Starówce udział ten był znacznie wyższy.
Źródło: Janusz Dereziński, Powstańcy Czerniakowa: kim byliśmy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

Kulinarna egzotyka Ukrainy.

  Morska kapusta. Morska kapusta Glon o nazwie listownica (łac. laminaria), pocięty na drobne paseczki i zamarynowany. Ma kwaskowy, pikantny smak i charakterstyczny, glonowaty zapach. Dla mnie bomba. Morska kapusta sprzedawana jest w puszkach lub na wagę, można ją dostać praktycznie w każdym spożywczym, samą lub z dodatkami warzywnymi. Kosztuje śmiesznie tanio, 8-10 zł/kg. Wikipedia uważa, że w Europie się tego nie je, a jedynie na dalekim wschodzie Azji (Chiny, Korea, Japonia), gdzie listownica jest znana co najmniej od VIII w. pod nazwą kombu Podobno w Rosji morska kapusta rozpowszechniła w XVII w. z Wysp Kurylskich i zdobyła ogromną popularność w okresie ZSRR. Laminaria. Poza walorami smakowymi morska kapusta ma jakieś oszałamiające walory prozdrowotne, przede wszystkim ogromną zawartość jodu (3%), aminokwasów, witamin i minerałów. Suszona laminaria ma szereg zastosowań medycznych i kosmetycznych. Nie jest wskazana przy nadczynnosci tarczycy, chorobach nerek, w ciąży

Jeszcze jeden '' bohater'' spod znaku tryzuba.

Nazwisko Iwana Szpontaka mocno zapadło w pamięci mieszkańców ziemi lubaczowskiej. Ofiarą jego podwładnych padło wielu jej mieszkańców, których, zgodnie z wytycznymi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, starał się z niej usunąć, by przekształcić w ukraińską republikę. Jego kureń wysadził w powietrze 14 stacji kolejowych i 16 drogowych, a także cztery pociągi. Zaatakował trzy miasta i zlikwidował 14 posterunków polskiej milicji. Iwan Szpontak ps. „Zalizniak” – Ukrainiec, dowódca kurenia UPA „Mesnyky”, mający w środowiskach polskich opinię ukraińskiego zbrodniarza, mordującego głównie polską ludność cywilną – urodził się 14 kwietnia 1919 roku w Wołkowyi koło Użhorodu na Rusi Podkarpackiej, będącej historyczną ziemią należącą do Królestwa Węgier, a w okresie międzywojennym do Czechosłowacji. Ukończył czteroklasową szkołę podstawową, a następnie Szkołę Gospodarczą. Kontynuował naukę w Studium Nauczycielskim w Użhorodzie. Tu najprawdopodobniej zetknął się z ideami ukr