Kołchozowe pole, na którym maszyny rolnicze co i rusz zahaczają o ludzkie kości. Las, w którym – niespodziewanie – rośnie kilka owocowych drzewek. Samotny krzyż. Przed wojną na Wołyniu istniało około 2500 polskich miejscowości. Co po nich pozostało?
Według spisu ludności, przeprowadzonego przez władze II Rzeczypospolitej w 1931 roku, w województwie wołyńskim mieszkało 2 085 000 obywateli, z czego niemal 64% (ok. 1 456 000) stanowili Ukraińcy. Drugą pod względem wielkości grupą etniczną na Wołyniu byli Polacy (15,6%, ok. 340 tys.). Następnie Żydzi (10%), Niemcy (2,3%), Czesi (1,1%) i inne, mniej liczne narodowości.
Choć etnicznie w mniejszości, wołyńscy Polacy czuli się na Wołyniu u siebie. Choć dziś nazwy naszych rodzinnych miejscowości mogą brzmieć egzotycznie, to była wtedy Polska.
Ludzie żyjący na Wołyniu po zakończeniu II wojny światowej często nawet nie wiedzieli, że w miejscu pól, łąk i lasów, kilka lat wcześniej istniały tętniące życiem wsie. Przez wiele lat nie wiedziała tego nawet pani Hania – córka Polaków z Gaju, uratowana z rzezi i adoptowana przez ukraińskich rodziców, mieszkańców sąsiedniej wsi Sokół. Jak opowiada po latach:
Miejsca, w których istniały wsie Ostrówek i Wola Ostrowiecka, po wojnie zaorano i przyłączono do kołchozu. Ale pola są trudne w uprawie – maszyny rolnicze co chwila zawadzają o kości.
Tak w wielu miejscach wygląda wołyński krajobraz. Pamiętam, że stałam tam na tym pustkowiu, na którym jeszcze dwadzieścia pięć lat temu była tętniąca życiem wieś. Rozglądałam się wokół. Czy to na pewno to miejsce? Nie było już pachnących czereśniowych sadów, nie słychać było brzęczenia pszczół. Tylko martwa, głucha cisza nad ciągnącymi się po horyzont kołchozowymi polami.
Na miejscu kaźni Polaków z Orzeszyna stoi dziś krzyż. „Pierwszy krzyż w lesie postawili sami Ukraińcy. Nasz krzyż stanął […] dopiero kilka lat później. Udało nam się ustalić, że ukraińscy nacjonaliści zamordowali w Orzeszynie około 130 dzieci i 200 dorosłych” – opowiada pani Zofia.
Krzyże i pomniki, upamiętniające zamordowanych Polaków, stoją obecnie w niespełna 150 miejscowościach. W około 1350 miejscowościach po żyjących tam Polakach, zgodnie z planami OUN-UPA, nie został żaden ślad. Nie ma nawet grobów.
Pani Alfreda, pisze wiersze. Napisałam ich kilka tysięcy. Niektóre jeszcze przed wojną. O czym? O przyrodzie, dawnych zwyczajach, dawnych czasach. I o Wołyniu – opowiada. Jeden z nich kończy się tak:
Według spisu ludności, przeprowadzonego przez władze II Rzeczypospolitej w 1931 roku, w województwie wołyńskim mieszkało 2 085 000 obywateli, z czego niemal 64% (ok. 1 456 000) stanowili Ukraińcy. Drugą pod względem wielkości grupą etniczną na Wołyniu byli Polacy (15,6%, ok. 340 tys.). Następnie Żydzi (10%), Niemcy (2,3%), Czesi (1,1%) i inne, mniej liczne narodowości.
Choć etnicznie w mniejszości, wołyńscy Polacy czuli się na Wołyniu u siebie. Choć dziś nazwy naszych rodzinnych miejscowości mogą brzmieć egzotycznie, to była wtedy Polska.
„Przed wojną żyliśmy tu jak w raju…”
Co jeszcze wyłania się z tych wspomnień? Obraz sielskiego współżycia w arkadyjskich wioseczkach, gdzie kwitną czereśniowe sady, pszczoły uwijają się w pasiekach, a sąsiedzi żyją pospołu we wzajemnej przyjaźni i szacunku. Na ile ten obraz był prawdziwy, na ile zaś wykreowany poprzez kontrast z późniejszymi krwawymi wydarzeniami i potrzebę idealizacji krainy beztroskiego dzieciństwa? Tego nie sposób dowieść, niemniej również we wspomnieniach Ukraińców przedwojenny Wołyń był miejscem przyjaznej koegzystencji. 86-letnia Ukrainka Jewa Wazniuk z Kisielina w książce „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” opowiadała:
Przed wojną żyliśmy tu jak w raju. […] Polacy, Żydzi, Ukraińcy. Wszyscy się szanowali, mówili sobie „dzień dobry”, składali życzenia z okazji świąt. Byliśmy wtedy miasteczkiem. Było dużo sklepów, karczma, masarnia, apteka.
Podczas krwawej niedzieli 11 lipca 1943 roku oddział UPA zaatakował modlących się w kisielińskim kościele Polaków. Tego dnia, a była to kulminacja pierwszej fali rzezi wołyńskiej, banderowcy napadli na 99 polskich miejscowości.By nie przetrwał nawet ślad
Nacjonaliści zamierzali nie tylko pozbyć się z Wołynia samych Polaków. Chcieli sprawić, by nie przetrwał po nich żaden ślad. Dmytro Kłaczkiwśki, w tajnej dyrektywie z czerwca 1943 r., pisał: „Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi”. O tym, że dyrektywa była pieczołowicie wykonywana, świadczyły nie tylko zgliszcza, ale i meldunki członków UPA. Jak ten z września 1943 roku, kierowany przez dowódcę kurenia „Łysoho” do przywódców OUN:
[…] 29 sierpnia 1943 r. przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki głowniańskiego rejonu. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego. Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia.
W październiku 1943 roku dowódcy Okręgu Wojskowego UPA Turiw nakazywali swoim oddziałom m.in. rozbieranie i palenie polskich domów. A w lutym 1944 roku OUN wydała rozkaz, w którym konkretnie wskazano sposoby zacierania materialnej obecności Polaków na Wołyniu:
a) Zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych domów modlitewnych; b) Zniszczyć drzewa rosnące przy domach tak, żeby nie pozostały znaki, że kiedyś mógł tam ktoś żyć (nie niszczyć drzew owocowych przy drogach); […] zniszczyć wszelkie polskie domy, w których wcześniej żyli Polacy (jeśli w tych budynkach mieszkają Ukraińcy – należy je koniecznie rozebrać i zrobić z nich ziemianki); jeśli to nie będzie zrobione, to domy będą spalone i ludzie, którzy w nich żyją, nie będą mieć gdzie przezimować. Zwrócić uwagę jeszcze raz na to, iż jeśli ostanie się cokolwiek polskiego, to Polacy będą zgłaszali pretensje do naszych ziem.„Gdzie się urodziłam? W którym roku? Zadaje pani trudne pytania. Nie znam na nie odpowiedzi” – mówi Annie Herbich pani Janina Kalinowska. Jej wspomnienia dzieciństwa, podobnie jak jej rodzinna wioska, zostały wymazane przez rzeź.
Wiem, że mieszkałam w kolonii Funduma w gminie Chotiaczów w powiecie włodzimierskim. Miejscowość tę zamieszkiwali wojskowi osadnicy. Nie pamiętam nawet dokładnie, jak wyglądali moi rodzice. […] Ta część wspomnień, do których każdy człowiek może wracać z rozrzewnieniem i nostalgią, dla mnie nie istnieje. Tylko pustka.
W Fundumie z rąk banderowców zginęło ok. 260 Polaków. Od 2001 w miejscu mordu stoi krzyż, postawiony tam z inicjatywy pani Janiny.Ludzie żyjący na Wołyniu po zakończeniu II wojny światowej często nawet nie wiedzieli, że w miejscu pól, łąk i lasów, kilka lat wcześniej istniały tętniące życiem wsie. Przez wiele lat nie wiedziała tego nawet pani Hania – córka Polaków z Gaju, uratowana z rzezi i adoptowana przez ukraińskich rodziców, mieszkańców sąsiedniej wsi Sokół. Jak opowiada po latach:
Po wsi Gaj nie ma dziś śladu, choć była to bardzo duża wioska. Wiem, bo nieraz tamtędy przez las jeździłam i potrafię sobie wyobrazić, ile mniej więcej zajmowała. Ale długo nie wiedziałam, że tam przed wojną była wieś – las jak wszędzie, tylko trochę młodszy. Dopiero jak byłam nastolatką, ktoś ze starszych zaczął mówić – a, tutaj do polskiej szkoły chodziłem. Tutaj kolegę Polaka miałem. […] Dziwne, prawda? Że tyle czasu nikt nic nie mówił.
To były wioski odległe od siebie o dwa kilometry; […] A przez wiele lat tylko po zdziczałych wiśniach i jabłonkach można było poznać, że kiedyś tam były domy, szkoła, normalne życie. Jakby ludzie z jakiegoś powodu chcieli ten Gaj zapomnieć, wyrzucić z głowy.
Napad na kolonię Gaj nastąpił 30 sierpnia 1943 roku. Wymordowano wówczas ok. 600 osób, część Polaków zagnano uprzednio do budynku szkoły, część zabito wprost na ulicach, domach i obejściach. Wieś spalono.Dobytek rozgrabiono, miejsca po domach zaorano
Domy i dobytek Polaków nie zawsze był niszczony. Pochodząca z Ihrowicy Helena Ciszak zauważa, że oprócz zbrodniczej nacjonalistycznej ideologii do udziału w rzezi ludzi popychało coś jeszcze. „To zwykła ludzka zawiść i chciwość. Pozbycie się Polaków dawało szansę na przejęcie ich mienia” – twierdzi. I opowiada, jak wyglądała grabież majątku pomordowanych:
Po zakończeniu pacyfikacji do polskich miejscowości wjeżdżały długie kolumny wozów. Ukraińcy szabrowali wszystko, co należało do wymordowanych mieszkańców. Zabierali kołdry, ubrania, naczynia, garnki, wiadra i narzędzia. Ale również zwierzęta i same domy. W naszym przypadku po prostu wprowadzali się do polskich zagród, ponieważ były na ogół porządniejsze niż ich własne.
„Potem mama mi pokazywała, kto ma siekierę po Polakach, kto talerze, a kto ubranie” – opowiada pani Szura, Ukrainka z Sokołowa, miejscowości położonej obok Ostrówek i Woli Ostrowskiej, w których również doszło do rzezi. „Mama nie chciała z takimi ludźmi rozmawiać. Mówiła tylko, że Bóg Gospod wszystko widzi i że jeszcze trzeba się będzie przed Nim tłumaczyć z tych wszystkich sprzętów” – mówi w książce „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.Miejsca, w których istniały wsie Ostrówek i Wola Ostrowiecka, po wojnie zaorano i przyłączono do kołchozu. Ale pola są trudne w uprawie – maszyny rolnicze co chwila zawadzają o kości.
Tak w wielu miejscach wygląda wołyński krajobraz. Pamiętam, że stałam tam na tym pustkowiu, na którym jeszcze dwadzieścia pięć lat temu była tętniąca życiem wieś. Rozglądałam się wokół. Czy to na pewno to miejsce? Nie było już pachnących czereśniowych sadów, nie słychać było brzęczenia pszczół. Tylko martwa, głucha cisza nad ciągnącymi się po horyzont kołchozowymi polami.
Na miejscu kaźni Polaków z Orzeszyna stoi dziś krzyż. „Pierwszy krzyż w lesie postawili sami Ukraińcy. Nasz krzyż stanął […] dopiero kilka lat później. Udało nam się ustalić, że ukraińscy nacjonaliści zamordowali w Orzeszynie około 130 dzieci i 200 dorosłych” – opowiada pani Zofia.
Co się stało z polskimi wsiami? „Wie tylko Bugu bieg”
Jak podaje IPN, z około 2500 miejscowości, w których w 1939 roku mieszkali w województwie wołyńskim Polacy, w wyniku działań OUN-UPA ok. 1500 przestało istnieć (zostało spalonych, zniszczonych). Nieco inne szacunki podaje Władysław Filar w książce „Wydarzenia wołyńskie 1939–1944”. Według niego na samym Wołyniu z ogólnej liczby 1150 wiejskich osad polskich, w których znajdowało się 31 tysięcy zagród, oddziały ukraińskie zniszczyły 1048 osiedli i 26 167 zagród.Krzyże i pomniki, upamiętniające zamordowanych Polaków, stoją obecnie w niespełna 150 miejscowościach. W około 1350 miejscowościach po żyjących tam Polakach, zgodnie z planami OUN-UPA, nie został żaden ślad. Nie ma nawet grobów.
Pani Alfreda, pisze wiersze. Napisałam ich kilka tysięcy. Niektóre jeszcze przed wojną. O czym? O przyrodzie, dawnych zwyczajach, dawnych czasach. I o Wołyniu – opowiada. Jeden z nich kończy się tak:
Teraz tylko myślami
Błądzę u dawnych strzech
Ale jak smutno czasami
Wie tylko Bugu bieg.
Błądzę u dawnych strzech
Ale jak smutno czasami
Wie tylko Bugu bieg.
Komentarze
Prześlij komentarz