Przejdź do głównej zawartości

Hołubie -miejscowość nad Bugiem.

Jest to wieś położona nad rzeką Bug. Należy ona do gminy Dołhobyczów, powiatu hrubieszowskiego. Dawniej nazywano tą miejscowość Hołubie. Nazwa pochodzi z języka ukraińskiego, tak samo jak sąsiednich wsi - np. Prehoryłe (Przepalone). Pierwsze wzmianki o tej miejscowości pochodzą z XV wieku.
golebie_mapka
W czasie II wojny  światowej rozgrywały się tu krwawe walki AK i BCh z USN i UPA. Budowle były niemal doszczętnie palone a ludność pacyfikowana. Można by rzec, że te tereny nadbużańskie wokoło Hołubia były krwią malowane, te drzewa widziały tu wiele okrucieństwa, a i Bug nie raz zabarwił się krwią mordowanych podczas II wojny światowej ludzi...
Na południe od miejscowości Gołębie rzeka Bug wpływa z terenu Ukrainy, tam zaczyna swój graniczny bieg o długości ponad 200 km. Rzeka w tym rejonie jest bardzo piękna. Natura ukształtowała dwa imponujące meandry. Bug zakręca tam o niemal 180 stopni!
W Gołębiu możemy podziwiać wiele ciekawych miejsc. Na terenie byłego PGR-u stoi stary dwór rodziny Jeżewskich i Świeżawskich. Jest to piętrowy murowany budynek, który w dwudziestoleciu międzywojennym był solidnie przebudowywany. Możemy go podziwiać po dziś dzień.
Pod koniec XIX wieku istniał tu prawdopodobnie liczący sobie aż 300 lat! modrzewiowy dwór (zobacz niżej na zdjęciu). Ówczesny właściciel posiadłości - Władysław Świeżawski, z uwagi na pogarszający się stan budynku, częściowo go rozebrał dobudowując zamiast tego murowane skrzydło. Prawdopodobnie projekt elewacji był dziełem znanego architekta Władysława Marconiego.
W wyniku działań zbrojnych I wojny światowej dwór spłonął, ocalałą częścią było jedynie to domurowane skrzydło. Po II wojnie światowej majątek został przejęty przez Państwowe Gospodarstwo Rolne. Zamieszkał w nim kierownik PGR - u wraz z rodziną. Oprócz tego w dolnej części dworu założono biura oraz miejscowy sklepik. Dwór był zatem użytkowany jako budynek mieszkalny przez pracowników PGR - u.
Budynek jest w bardzo dobrym stanie, obecnie jest własnością prywatnego właściciela z Warszawy.
Dwór stoi nad Bugiem, a tuż obok bydynku rośnie stary, kilkusetletni jesion. Czas zaznaczył na nim swój pazur, ale wciąż zdobi on majątek Gołębia (Hołubia). Na pewno opowiedział by nam on wiele o historii tej miejscowości, o dorastaniu i zabawach dzieci, które się pod nim bawiły.
Majątek Hołubia, bo tak nazywało się Gołębie do II wojny światowej, zmieniał właścicieli którymi kolejno byli:
  • Jan Uhrynowski -1485 r
  • Mikołaj Zbrożek -1488r.
  • Paweł Zbrożek -1491r.
  • Żurawińscy - 1564r.
  • Stefanowicze -początek XIX wieku
  • Julian Jeżewski - do 1872r.
  • Eustachy Świeżawski - od 1872r.
  • Władysław Świeżawski
  • Eustachy Świeżawski (ojciec Izabeli Świeżawskiej Płatkowskiej)
prof-swiezawski
Na tym dworze w 1907 roku urodził się Stefan Świeżawski, filozof i wykładowca na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz na uniwersytetach w Krakowie, Poznaniu i Warszawie. Był jednym z nielicznych świeckich ekspertów soboru Watykańskiego II, jedynym z krajów komunistycznych. Największym dziełem Profesora są ośmiotomowe "Dzieje filozofii europejskiej w XV wieku". Zmarł w 2004r.
Niedaleko pałacu zachował się, dziś już zaniedbany i zapomniany, park dawnych właścicieli tutejszych dóbr.
Na obrzeżach parku stoją, opuszczone już niestety, pomniki dawnej świetności PGR-u - budynki chlewni, magazyny popadające już w ruinę.
We wsi znajduje się również budynek szkoły podstawowej, niestety nie funkcjonuje ona już od blisko 10 lat. Odbywają się tam teraz wybory, różne imprezy a w dużej sali urządzono kaplicę i co niedzielę odprawiana jest tam msza.
Co roku na rzece Bug organizowane są spływy kajakowe. Wówczas często w byłej szkole są spotkania pasjonatów tego sportu. Poczytaj o spływach kajakowych na Bugu - kliknij tu.
Niedaleko wsi Gołębie, jadąc kamienistą drogą w kierunku kolonii Zaręka, po prawej stronie, wśród pól, możemy zobaczyć  spory lasek zwany Hrobustem. Z opowieści starszych ludzi możemy dowiedzieć się, że dawniej był to park dziedzica, gdzie odbywał spacery. Znajdowała  się tam również bażanciarnia. Na rogu lasku możemy zobaczyć jeszcze pozostałości po starej studni, zachowały się betony i drewniany szalunek.
Obecnie to królestwo bobrów, zrobiły one tamę na małej rzeczce która tamtędy przepływa i niemalże cały lasek jest zatopiony. Gdy wejdziemy w głąb Hrobustu możmy podziwiać duże, solidnie splecione żeremia.
Na zdjęciu poniżej widoczna tama zrobiona przez bobry oraz żeremie bobrów na Hrobuście, fot. madziadem
zeremie3
zeremie2
Ten widok naprawdę robi niesamowite wrażenie, jak również umiejętnie wycięte siekaczami pnie drzew. Kto wie, może dla wytrwałych podróżników nagrodą będzie nawet spotkanie z pracowitym bobrem. Poczytaj więcej o bobrach nad Bugiem - kliknij tutaj.
Stare świerki, dziś już zdziczałe, porasta bujna winorośl która o każdej porze roku prezentuje się tajemniczo i urokliwie.
Zdjęcia poniżej: pierwsze ukazuje dwór z początku XX wieku, drugie przedstawia ostatni zachowany pałac obecnie. Zdjęcia pochodzą z książki "Dzieje miejscowości gminy Dołhobyczów".
dwr w houbiu pocz xx w

Historia Gołębia (dawna nazwa Hołubie) przytoczona z fragmentu książki
pod tytułem:  „Dzieje miejscowości gminy Dołhobyczów powiat hrubieszowski”, Ewa Niedźwiedź, Józef Niedźwiedź, Urszula Nowakowska
W wyniku archeologicznych badań powierzchniowych AZP na terenie wsi odkryto 38 stanowisk (punktów osadniczych). Najstarsze zabytki w postaci fragmentów ceramiki, okruchu, 2 odłupków i 2 fragmentów rdzenia krzemiennego odkryte na 7 stanowiskach pochodzą z neolitu (5500-2200 r. p. Chr.).
Udało się wyróżnić fragment ceramiki należącej do kultury pucharów lejkowych (4200-2900 r. p. Chr.) oraz dwa do kultury ceramiki sznurowej (2900-2200 r. p. Chr.). Znaleziono także nieliczne materiały z wczesnej epoki brązu (2200-1600 r. p. Chr.) oraz środkowej i późnej epoki brązu (1600-650 r. p. Chr. ).
Z wczesnej epoki żelaza pochodzi kilka fragmentów ceramiki, które prawdopodobnie można łączyć z kulturą zarubieniecką (III w. p. Chr. –II w.). Dopiero w okresie wpływów rzymskich ( I-IV w.) osadnictwo wyraźnie się ożywiło.
Na 11 stanowiskach znaleziono liczne fragmenty ceramiki oraz złotą monetę Gordianusa. Oprócz zabytków określonych ogólnie na ten okres wyróżniono także fragmenty ceramiki kultury przeworskiej . Na większości stanowisk odkryto także ceramikę wczesnośredniowieczną o zróżnicowanej chronologii od VIII do XIII wieku.
Wśród materiałów wczesnośredniowiecznych  znaleziono również skręt brązowy i krzesiwo żelazne w formie topora.
Pierwszy raz miejscowość jest wymieniana w źródłach w 1472 roku., kiedy należała do Jana Uhrynowskiego z Uhrynowa i liczyła 3 i ½  łana użytków. W 1487 roku właścicielką wsi była Małgorzata Uhrynowska, zapewne żona Jana.
W tym samym roku Mikołaj Zbrożek z Żernik zamienił z Janem Uhrynowskim łan w Werchracie  na części w Uhrynowie, Hołubiu i Nuśnicach, zaś w roku następnym dokupił ich resztę.
Rejestr poborowy w 1578 roku notował wieś w rękach Żórawińskiego, który posiadał 9 łanów użytków, 10 zagrodników z ziemią, 2 rzemieślników, 2 komorników z bydłem, 6 ubogich oraz cerkiew. Od końca XVI wieku istniał w Gołebiu (Hołubiu) zbór kalwiński. Wtedy wieś należała do Andrzeja Firleja, a ministrami przy zborze byli: Grzegorz Milicius w 1604 roku i Tomasz Patrycjusz, także notowany w 1604 roku.
Przed 1640 rokiem ministrem był tutaj Mikołaj Orlicki (zm. w 1640 r.), a w 1630 i 1641 roku ponownie Tomasz Patrycjusz. Zbór istniał jeszcze w 1660 roku, a jego brak zanotowano dopiero w 1676 roku. W 1639 roku Jakub Leszczkowski wziął Hołubie i Piaseczno od Żórawińskiego w zastaw. Zmarł jednak w roku następnym, a jego dobra odziedziczył bratanek Marek, syn Jana i Elżbiety Chmiel. W 1681-82 i ok.1700 roku wieś należała do Karczewskiego.
W 1757 roku Franciszek Junosza Zawadzki, scholastyk  katedry chełmskiej poczynił zapis w kwocie 7000 zł i zabezpieczył go na dobrach Hołubie. Zapis ten potwierdził właściciel wsi Franciszek Szczęsny Potocki, wojewoda kijowski notowany właścicielem Hołubia  w latach 1756-1766. W 1781 roku właścicielką wsi była Aleksandra Moszczyńska.
Pod koniec XVIII wieku Gołębie należało do Zofii z Juskiewiczów  i Józefa Stefanowiczów, od których w 1800roku wieś nabyli zięć- Franciszek Benedykt Jeżewski herbu Jastrzębiec, żonaty z Eufrozyną Stefanowiczowi.
Franciszek Jeżewski był kapitanem wojsk polskich i uczestnikiem powstania listopadowego. W 1840 roku majątek w połowie odziedziczyły dzieci: Julian i Nimfa Jeżewscy, w połowie zaś ich matka Eufrozyna. W 1841 roku Julian odkupił część majątku od siostry, w 1855 roku resztę od matki i w ten sposób scalił dobra.
Po nim majątek odziedziczyła córka Emma, która poślubiła Eustachego Świerzawskiego herbu Paprzyca, syna Romualda , a następnie Hołubie przeszło na ich syna – Władysława Świerzawskiego( 1869-1907), żonatego z Marią Ścibor-Rylską herbu Ostoja, córką Władysława i Izabeli z Puzynów . Majątek po śmierci Władysława przejęły jego dzieci:
Eustachy, Stefan, Władysław i Maria.
Pierwsza wzmianka o cerkwi w Gołębiu pochodzi z 1573 roku. Notują także źródła  w XVI i na początku XVII wieku. W 1771 roku istniała tu parafialna cerkiew drewniana p.w. św. Michała Archanioła, która wchodziła w skład dekanatu hrubieszowskiego.
W 1764 roku parochem w Hołubiu był  ks. Aleksander Puszczatowski, dziekan tartakowski. Później  funkcję tę pełnił  ks. Leon Orski, który w 1776 roku wystawił tu kolejną, drewnianą, trójdzielną cerkiew, z jedną kopułą. W 1840 roku w skład unickiej parafii wchodziły: Gołębie i Piaseczno.
Liczyła ona wówczas 851 parafian. W latach 1828-1856 tutejszym parochem był ks. Michał Malczyński, a potem ks. Miron Czeruczakiewicz.
Przed 1875 rokiem administratorem parafii był ks. Jan Mosiewicz. W 1900 roku Władysław Świerzawski przekazał miejscowej cerkwii 10 dziesięcin i 804 sążni ziemi, jako rekompensatę za serwituty. W 1904 roku popem w Gołębiu był Joan Lewczuk.
W latach 1937-1939 istniała w Gołębiu parafia katolicka obrządku bizantyjsko-słowiańskiego (neounickiego) .W roku 1876 wybudowano tu kolejną cerkiew, tym razem murowaną. Dotychczasowa cerkiew drewniana stała pusta i została rozebrana w 1938 roku. Podczas II wojny światowej reaktywowano prawosławną parafię, ale nabożeństwa odprawiano w przystosowanym do tego budynku mieszkalnym.
Po II wojnie światowej  parafia przestała istnieć. Wówczas cerkiew murowana stała początkowo nieużytkowana, a później przerobiono ją na magazyn PGR. W 2 połowie XIX wieku założono we wsi unicki cmentarz grzebalny o powierzchni 0,64 ha, który funkcjonował do końca II wojny światowej.
Spis z 1827 roku notował wieś w powiecie tomaszowskim i parafii Oszczów. Liczyła wówczas 82 domy i 520 mieszkańców. Pod koniec XIX wieku w Gołębiu  było 90 domów i 535 mieszkańców, w tym 28 katolików. Do włościan należało 994 morgi ziemi ornej i 100 mórg lasu. Była  tu szkoła początkowa i drewniana cerkiew. Dobra Hołubie liczyły łącznie 1228 mórg ziemi ornej i 480 mórg lasu.
Wówczas był tu parterowy dwór drewniany, który ponoć liczył sobie 300 lat. Na początku XX wieku Stefan Świerzawski, ówczesny właściciel , ze względu na zły stan techniczny zaczął go powoli rozbierać. W miejsce rozebranego skrzydła wybudowano nowe, częściowo parterowe, a częściowo piętrowe. Nowe partie dworu nakryto  podobnym do zachowanej części, łamanym dachem gontowym.
Obok dworu znajdował się początkowo ogród owocowo-warzywny, przekomponowany przez Eustachego Świerzawskiego na ogród krajobrazowy. W czasie I wojny światowej dwór spłonął, ale w okresie międzywojennym odbudowano częściowo skrzydło dworu. W 1925 roku istniała we wsi gorzelnia należąca do Stefana Świerzawskiego, która została zniszczona podczas II wojny światowej.
Według spisu z 1921 roku wieś Gołębie liczyła 138 domów i 689 mieszkańców, w tym 594 Ukraińców i 20 Żydów, natomiast w folwarku było 8 domów i 168 mieszkańców, w tym 40 Ukraińców i 13 Żydów.
W 1923 roku całość dóbr  o powierzchni 498,48 ha przeszła na Eustachego Świerzawskiego. Majątek oceniano wtedy na 33241 tys. marek. W 1946 roku przejął go Skarb Państwa.
W rok później utworzono we wsi Państwowe Gospodarstwo Rolne, które zajęło ziemię o powierzchni 6000,61 ha, w tym 545,3ha użytków  rolnych. Wśród budynków inwentarskich  była obora udojowa, jałownik, tuczarnia, chlewnia i warchlarnia.
W 1968 roku PGR Gołębie włączono w skład kombinatu PGR w Dołhobyczowie. W 2001 roku 8,65 ha gruntów wraz z budynkiem dworskim i parkiem kupił Andrzej Gromulski, a dalsze 487 ha wydzierżawił od Agencji Rolnej Skarbu Państwa.
Podczas II wojny światowej  we wsi był posterunek policji ukraińskiej, który w  maju 1943 roku zaatakowało kilka plutonów BCh „Rysia”. Policjanci ukryci w bunkrach i zasiekach bronili się skutecznie przed partyzantami obrzucającymi ich butelkami z benzyną. Gdy na pomoc policjantom przyszedł oddział UPA zza Buga, wówczas partyzanci „Rysia „ musieli wycofać się.
Pierwsza szkoła powstała we wsi już w 2 połowie XIX wieku . W 1904 roku tutejszym nauczycielem był Adam Szmidt, a w 1914 roku Jakow Maksymiuk. W 1937 roku Eustachy Świerzawski przekazał 1 ha gruntów na cele szkolne.
Wybudowano na nim drewniany budynek , w którym rozpoczęto naukę w 1939 roku. Dwa lata później Niemcy rozebrali go, a z uzyskanego w ten sposób materiału  wybudowali strażnicę Grenzschutzu w Kryłowie. W 1948 roku wznowiono naukę w szkole 4- klasowej. Pierwszą nauczycielką została Jadwiga Szubtarska. Lekcje odbywały się w parterowym, drewnianym budynku dawnej popówki.
W latach 1950-1954 kierownikiem był Stanisław Dudziński, a w latach 1954-1990 Janina Nieradko. Jej staraniem w latach 1955-1958 wybudowano we wsi nowy, niewielki budynek szkolny. Była to budowla drewniana z 2 salami lekcyjnymi i mieszkaniem dla nauczyciela.
Od 1955 roku szkoła podnosiła swój stopień organizacyjny aż do 8- klasowej w 1967 roku. Warunki lokalowe były niewystarczające, dlatego do nauki przystosowano jeden z budynków pofolwarcznych, gdzie urządzona 4 klasy lekcyjne.
W 1970 roku oddano do użytku murowany budynek, który posiadał 8 pomieszczeń, dużą salę rekreacyjną, kuchnię, jadalnię, bibliotekę i magazyn. Po przejściu Janiny Nieradko na emeryturę w 1990 roku nową dyrektorką została Bożena Gutowska, która pełniła tę funkcję do 2001 roku. Wówczas zlikwidowano szkołę, a uczniów przeniesiono do Szkoły Podstawowej w Dołhobyczowie.
W 1960 roku wieś została zelektryfikowana. Dalsze inwestycje są związane z budową dróg. Odcinek Witków-Wólka Poturzyńska- Gołębie został utwardzony około 1964 roku, odcinek Gołębie-Dołhobyczów  na początku lat 70-tych, zaś droga Gołębie-Prehoryłe w poł. lat 70-tych XX wieku.
W latach 2001—2002 wybudowano oczyszczalnię ścieków, a w kolejnych dwóch latach zmodernizowano sieć wodociągową.
W 1963 roku z inicjatywy Feliksa Nowickiego, Stanisława Ogonowskiego i Edwarda Mojsyma utworzono we wsi Ochotniczą Straż Pożarną. Pierwszym prezesem został Feliks Nowicki, od 1967 roku Edward Pisarek, a od 1978 roku Stanisław Kapusta.
Strażacy w 1967 roku otrzymali motopompę, a w 1970 roku samochód . W 1966 roku powstało we wsi Koło Gospodyń Wiejskich, które do dziś działa bardzo prężnie. W 1973 roku w Gołębiu było 338 mieszkańców, a w 2002 roku 266. W 1973 roku w Dłużniowie notowano 187 mieszkańców, a w 2002 roku 69 osób. Obecnie miejscowość liczy 1035 ha powierzchni."
paac w gobiu -zeskanowane z ksiki -dzieje miejscowosci gminy dohobyczw
golebie2
Dwór w Gołębiu, fot. Zbigniew Pietrynko
Tak wspomina spędzone w Hołubiu dzieciństwo córka ostatniego właściciela pałacu, poetka Izabela Płatkowska - Świeżawska (na zdjęciu poniżej):
Wspomnienie o Hołubiu (wspomnienia Izabeli Płatkowskiej – Świeżawskiej)
izabela" Od ponad trzech wieków Bug wyznaczał dla mojej rodziny granice działania, odpowiedzialności, przynależności.
Nad Bugiem rodził się mój pradziad, dziad, ojciec. Nad Bugiem, w wiosce, której nazwa brzmi tak swojsko i łagodnie: Hołubie, przyszłam i ja na świat - i po mnie z rodziny już nikt.
W Hołubiu Bug płynął korytem wąskim, okolonym przepychem zieleni-jedynej, niepowtarzalnej, od której czerpał zieleń przelewającej się wody. Zachwyt, miłość, lęk - urzeczona siadywałam wśród łopianów, bluszczy, pochylonych wierzb i wsłuchiwałam się w szepty, pluski, melodie nieuchwytne...
Bug był życiem - wiosną rozlewał szeroko, leniwie namulał łąki, obmywał pierwsze bazie, budził do życia kaczeńce. Gdy opadał, rozzieleniały się łąki, w szuwarach buszowały dzikie kaczki, skrzypiały liny promu przewożącego kosiarzy w inny obcy już świat - za Bug.
Wieczorami, zwielokrotnione echem, odbijały się o wodę nawoływania dziewcząt, okrzyki chłopców pławiących konie, chrzęst wiader na koromysłach, rytmiczne uderzenia kijanek bijących len...
Gdy nadeszła zima, mrozy wstrzymywały bieg rzeki. Ale Bug był w codzienności naszej nadal obecny: rąbano lód do lodowni, wybijano otwory dla ryb - a było ich w Bugu dość dla wszystkich – liny, szczupaki, sumy...
W święto Jordanu Bug przeżywał swoje wielkie dni. Był wtedy najważniejszy. Dostojnie przyjmował odwiedziny popa, wiernych, procesje barwne, przejęte wagą świętego dnia. W rytmie pór roku powracały wydarzenia, przewijało się przy Bugu życie. Nie było mojej rzece dane spokojne trwanie - historia bywa okrutna. Z miłości tworzy nienawiść, ze spoiwa-granice."


A tak opisuje Gołębie oraz swoje dzieciństwo spędzone nad Bugiem jeden z naszych czytelników, pan Kazimierz.
Wspomnienia są tak  piękne i prawdziwe, że wystarczy zamknąć oczy, by przenieść się do tamtych czasów i miejsc, poczuć zapach bzu i usłucheć szum wody...
Zresztą sami Państwo posłuchajcie:
Moje rodzinne strony, ta rzeka, ten pałac, te kasztany starego parku... to moje dzieciństwo do którego tak często powracam. Piękne wspomnienia...
Pamietam przępiekne lata nad Bugiem, gdzie w sobotnie i niedzielne słoneczne dni ciągneli ludzie nad rzekę by się ochłodzić, popływać, wtedy nie bylo jeszcze zakazu kąpieli w tej granicznej rzece.
Po drugiej stronie Bugu zbierali siano i śpiewali ludowe bardzo melodyjne piosenki. Odnajdywano wspólnych znajomych po obu stronach. Czasami zajeżdżał samochód z napojami /nie koniecznie bezalkoholowymi / wędliną i zaczynał się niedzielny piknik nad woda.
Bug żył pluskiem rozwrzeszczanej gawiedzi, by wieczorem cichnąć gdy zarzucało się wędke w jego szarą toń. Ten niepowtarzalny urok wierzb przyglądajacych sie w wodzie, śpiew ptaków, plusk ryb, zapach skoszonych traw nadbużanskich łąk, ten spokoj kojacy serce.
Pamiętam jak Bug wylewał szeroko po obu stronach, a gdy woda opadała robiły sie małe jeziorka w zagłębieniach, a woda w nich ogrzewana słońcem zapraszała do siebie. Wybieraliśmy wtedy ryby, które tam ugrzęzły i odnosiliśmy je do rzeki, albo sadzawki w środku wsi.
Ta rzeka niosła radość. Dziś niesie wspomnienia i tęsknotę za tamtymi dniami. Czas zaciera wspomnienia, odchodzą ludzie których znaliśmy, a Bug wciaż płynie jak kiedyś... tylko dzisiaj już jakby smutniejszy...
W majowe wieczory setki żab z sadzawki wtórowaly majówkam śpiewanym przy krzyżu w środku wsi dokąd ciągnęła i młodzież i starzy. Chrabaszcze bzykając latały nad głowami, a dzieciaki biegały za nimi z gałązkami bzu w rękach. Te majówki nas łączyły, zbliżały do siebie niosły radość młodzieńczych chwil, starzy plotkowali o rzeczach ważnych i blachych, młodsi odprowadzali się do domów.
Pamietam jak wtedy pachnialy bzy schowane między drzewami wiśni. Cichnęły melodie majówki ,,Dobranoc Maryjo, bo już ide spać, bo jutro raniutko do pracy musze wstać..., tylko żaby wciąż rechotały, ksieżyc odbijał się w wodzie, kończył się kolejny dzień.
Idąc drogą wzdłuż wioski trudno było nie zauważyż sadzawki, okolonej z jednej strony stara wierzba i mloda lipa zas z drugiej starym jesionem z gniazdami szpakow w koronie, złamana wierzba z bocianim gniazdem na szczycie i dzika gruszka pośrodku. Biel gęsi mieszał się z barwnymi piórami kaczek i odbijał się cieniem w spokojnej wodzie sadzawki.
Żaby wygrzewały się na zwalonej do wody wierzbie, by wieczorem dać niezapomniane koncerty. Były tam ryby, które ,,hodowalł, pan Bazyli. Karpie, liny, szczupaki, karasie uganiały sie w wodzie z kaczkami, gęsi stroszyły pióra na ich widok.
Pamiętam jak zimą tamę przy mostku przerwała woda a karpie spływały rowem w kierunku Bugu. Radość dla jednych utrapienie dla pana Bazylego. Obok sadzawki stał też magazyn miejscowej spółdzielni.
Drewniany budynek z beczkami paliwa w środku.Tam też traktorzyści myli ciągniki. Dzieci puszczały na wodę sadzawki statki zrobione z kory, które kaczki często brały za coś do jedzenia i ku naszej rozpaczy wywracaly dziobami.
Zimą sadzawka miała miejsce szczególne, gdy tylko mróz ściskał wodę na tyle, by można było po niej chodzić zaczynała się gra w hokeja. Kije wycięte najczęściej z jesionu i krążek z obcasa gumowego buta i jazda za do zmierzchu.
Gdy śnieg przysypywał lód szły w ruch łopaty, kawałki znalezionej deski, nogi i ręce i powoli wyłaniało się lodowisko z bandami ze śniegu i bramkami z kijów wmarzniętych w lód. Nie ważny był chłod, czerwone uszy, czy nogawki spodni sztywne od mrozu, liczyla sie gra!
Często, gdy w oknach domów zapalały się światła, a księżyc zaczynał skrzyć gwiazdki śniegu rodzice nawoływali nas do powrotu. Chowaliśmy wtedy kije w pobliskiej stercie słomy, by spotkać się nazajutrz. Sadzawka była latem prawdziwym rajem dla ptakow, nie zapomne jak gęsi zniżając lot z głośnym wrzaskiem lądowały na wodzie zostawiając za sobą warkocz piany. Zima dawała nam wiele radości.
Dzisiaj już nie ma tego skrawka wody. Sadzawkę osuszono. Nie ma już gęsi, umilkły kaczki, nie słychać żab w majowe wieczory, nawet bociany odlecialy... tylko stara wierzba stoi tam gdzie dawniej....
Park dworski dawniej piękny, dzisiaj zapomniany i tylko stara kasztanowa aleja przypomina o jego świetności. Położony na wzgórzu i sąsiadujący z pałacem. Nieco w dole pozostałości po dwóch oczkach wodnych przedzielonych kiedyś mostkiem.
Pamietam jak idąc od strony pałacu ku aleji kasztanów stał piękny ,rozłożysty klon z gałęziami rozłożystymi, zdawając się witać gości, a zarazem dostojny w swym odosobnieniu jak strażnik tych posiadłości.
Wiosna, gdy ciepłe promienie słońca budziły do życia trawy, białe stokrotki uśmiechały się nieśmiało, a bazie strzelały pąkami ku słońcu a Bug jak co roku o tej porze wylewał szliśmy do parku.
Tam wsrod starych drzew wyłaniały się młode krzewy leszczyny, wiklina nad wodą zieleniala prętami, kwitły pierwsze błękitnookie fiołki. Za nimi biel zawilców ,przebiśniegi i rożnokolorowe miodunki, niebieskie, czerwone, żółte.
Wracając nad stawem koło rzeki zbieraliśmy złociste kaczeńce. Taki bukiet wiosennych kwiatów stawiała potem mama na stole. Cieszył oczy swym pięknem, pachniał wiosenna świeżością. Bociany wracały do swych gniazd. Wiosna budziła nowa nadzieje, niosła radość. Dzisiaj gdy w moje okna zaglądaja pierwsze paki magnoli wraca tęsknota do tamtych miejsc. Znów widzę nadbużańskie trawy, bocian klekocze w gnieździe na dachu, pachnie bukiet na stole ... i tylko nas juz tam nie ma.
Rzeczka szemrząca pomiędzy korzeniami wierzb, po tamkach z gałęzi olszyny, liści i traw niesionych wiatrem dojdziemy do Bugu. Tutaj w widłach dwóch rzek stał domek nieduży, drewniany. Białe ściany okrywał słomiany dach, z okien wygłądały pelargonie na ogród przed domem.
Żółte malwy strzelaly ku niebu. Przy płocie kiście czerwonej porzeczki, z drugiej zaś strony agres żółty i słodki. Koło domu sad wiśniowy, sieci rozpostarte pomiędzy grusze i śliwy. Przy starej wierzbie rannej po ostatniej burzy chybocze się na wodzie łódka podłużna, osmołowana przed wilgocią z deską jak kładka po środku.
Pod dachem wiosła gotowe do drogi. To dom pana Aleksandra Puszczały jedynego tutaj rybaka z licencją strażnika wód śródlądowych i prawem łowienia w tej granicznej rzece. Do niego przyjeżdżali ludzie po szczupaki, sumy wąsate z małymi oczkami, srebrne szerokie leszcze, po płoć z różowymi płetwami. Czasami zapachniał miętą miętus, zapiszczał chwycony za ogon piskorz, okoń nastroszył sie groźnie.
Przed domem na krześle starym, rzeźbionym głowami lwów na poręczach siedział pan Aleksander. W środku przy kuchni z wielkim ceglanym, pobielonym wapnem piecem krzątała się jego żona Leokadia. Kobieta pogodna, życzliwa, potrafiąca jak nikt przyrządzić rybę.
Po izbie rozchodził się zapach smażonego w śmietanie szczupaka, zupy rybnej, leszcza na oleju, ryby pieczonej w piecu. Zajadali się goście tymi smakołykami. W drugiej części domu miał swój warsztat stolarski ich syn Stefan...
Podłużna izba z dziesiątkami dłut, wierteł, piłek do cięcia drewna. Na ścianie wisiały młotki drewniane, na stole pomiędzy wiórami walały się strugi do drewna, okurzone trocinami kątomierze i grube ołówki stolarskie. Kawałki desek w imadle drewnianym ślimakiem śruby dociskane do siebie.
Zapach drewna mieszał się z wonią kleju. Sień dzieliła dom i otwierała go na przestrzał. Przy drzwiach od rzeki stały wędki, wisiały sieci gotowe do połowu. W małej izbie obok między obrazami świętych wisiały skrzypce na których czasami pogrywal pan Aleksander.
A gdy Bug przybierał, woda sięgała pod same domostwo. Czas zabrał juz dawno tych pogodnych i życzliwych ludzi, pan Stefan wyjechał niewiadomo dokąd? Tylko mały wzgorek przypomina o tamtym domku. Zabliźniła się rana na starej wierzbie i tylko żółta malwa rozsiewa swe nasiona, by zakwitnać latem wspomnieniami mojego dzieciństwa...
 
Gdy pierwsze śniegi zasypywały górkę koło pałacu ciągnał tam mały i duży. Sanki, narty, worki wypchane słomą lub sianem, wszystko na czym można było zjeżdzać miało teraz szczególną cenę.
Lewą stroną łagodnym zakolem ciągnął się tor dla worków, sanek i tych co zjeżdżali bez ekwipunku. Wyższa górka zarezerwowana była dla odważniejszych, tam też starsi chłopcy zrobili skocznię narciarską na betonowym kręgu przyciągniętym nie wiadomo skąd. Zazdrościłem wtedy chłopakom tych skoków na ,,prawdziwej,, skoczni, lądowali daleko i zjeżdżali aż pod staw w dole.
Nad staw i górkę przychodziły czasami dzieci ze szkoły na lekcje WF-u.  Ciągneliśmy wtedy sanki, nieśliśmy narty i buty z łyżwami ze szkolnej wypożyczalni, by potem obijać kolana na stawie i łokcie na stoku.
Radości nie było końca, a czas szybko uciekał. Wieczorem górka była tak wyślizgana, że księżyc się w niej przeglądał. Rodzice nawoływali nas do domów. Milknął gwar, ostatnie sanki niknęły w wieczornym mroku. Wracaliśmy do domów zmęczeni, ale radośni. Jutro znów tu przyjdziemy...
 
W miejscu gdzie dzisiaj biegnie asfaltowa droga w kierunku Kryłowa był trakt ubity kołami wozów, ciągników samochodów. W deszczowe dni woda spływała wąskimi strużkami aż do drewnianego mostu na rzece i dalej do Bugu. Letnie ulewy rzeźbiły drogę i odsłaniały dziecięce skarby.
Ledwie ostatnie krople spłynęły z nieba wybiegaliśmy na drogę w ich poszukiwaniu. A były tam rzeczy przeróżne: ołowiane kule pistoletowe, kawałki ceramicznych figurek, łuski nabojów z ostatnich wojen, guziki od mundurów. Czasami moneta srebrna lub miedziana, klamra żołnierskiego pasa z pięknym dwugłowym orłem. Do takiej klamry wlewaliśmy roztopiony ołów i robiliśmy odlew carskiego godła. Lśniący srebrzystym połyskiem nosiliśmy uczepiony na piersiach poważni i dumni.

Po takich ulewach wody z pól spływały wezbraną rzeczką i hucząc pod mostkiem koło kuźni wpadały błotnistą smugą do Bugu.

Na rozstaju dróg, jednej biegnącej przez pola w kierunku lasu, daleko na horyzoncie obok tajemniczych starych świerków Hrobustu i drugiej wiodącej do wioski, na ceglanym cokole pobielonym wapnem stała kapliczka Chrystusa Ukrzyżowanego.

Pod krzyżem wiązanka żonkili. Przez drogę na wzgórku sad wiśniowy białym kwiatem zapraszał pszczoły, u wejścia bzy: biały i fioletowy splatały gałęzie w powitaniu. Latem w trawie poziomki dojrzewały w słońcu. Nadziewaliśmy je na długie źdźbła traw i nieśliśmy jak korale. Później dojrzewał orzech wysoki, łupiny pękały i gubiły owoce pod jabłonią obok. Jabłka soczyste, ciemno czerwone ,,cyganki,,...

Płytkim wąwozem droga wrzynała się w pagórek z dawnym kościołem. Nad drogą jabłoń kłaniając się muskała siano na wozach wracających z łąk nad rzeka. Ścięty próchniejący pień grubej topoli leżał oparty o stara gruszę.

Szerszenie odkrywszy w niej dziuple zrobiły tam gniazdo i groźnym pomrukiem chroniły wejścia. Kościelne wzgórze przecięte rowami okopów po ostatniej wojnie. Obok ścieżki czereśnie złocą się w słońcu. Były tez czarne od których mieliśmy granatowo-sine buzie i ręce.

Nad głębokim wykopem z którego wybierano piasek czy glinę, śliwki węgierki, duże fioletowe. Przy nich mirabelki zrzucające żółte owoce pod niskie drzewo drobnych granatowych ,,srajek,,.

Do dzisiaj mam w ustach smak tamtych owoców, poziomek, czereśni. Czasami wraca zapach wiśniowego sadu. Budowa drogi zabrała na zawsze tamte drzewa, asfalt przykrył piaszczystą drogę, zakrył dziecięce skarby. Ocalała kapliczka przy drodze. Zostały wspomnienia wracające z letnią ulewą. Znów biegniemy radośni po piasku ,młodzi i beztroscy... szczęśliwi dzieciństwem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.