Serialowi scenarzyści zrobili film, w którym historia jest nie tylko tłem wydarzeń, ale występuje na pierwszym planie i dotyka niemal wszystkich bohaterów. Akcja serialu "Dom" rozgrywa się w latach 1946-1980, które rysowane są wyraźną kreską wysnutą z najważniejszych polskich wydarzeń historycznych.
W zamyśle decydentów serial miał być pochwałą ludowej ojczyzny, a jego pomysł pojawił się w drugiej połowie dekady lat 70., kiedy gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na sukces, którego w realnym życiu coraz bardziej ekipie Gierka brakowało. Film miał nosić tytuł… „22 lipca”. Aby nie wyszło całkiem propagandowo, przygotowanie scenariusza powierzono wybitnym scenarzystom i znakomitym postaciom Andrzejowi Mularczykowi oraz Jerzemu Janickiemu.
Efekt był niemal odwrotny. "Serial nazwaliśmy +Dom+, ponieważ w naszym zamierzeniu przez opowieść o kamienicy chcieliśmy opowiedzieć o Warszawie, a poprzez Warszawę o Polsce. Nasz Dom stał się pryzmatem, przez który wszystko widać. Tytuł można więc uznać za symboliczny" – tłumaczył w wywiadzie sprzed kilkunastu lat Jerzy Janicki.
Mimo ograniczeń m.in. cenzuralnych z lat 80. film jest bardzo prawdziwy i rzetelnie pokazuje ówczesną rzeczywistość. Chyba jak w żadnej polskiej produkcji nie ma tu przerysowań a ciekawe wątki osobiste bohaterów tylko uwiarygodniają ową historyczną stronę filmu.
Nieżyjący już współscenarzysta Jerzy Janicki mówił w jednym z wywiadów: „+Dom+ to kawał naszego życia. Zaczynaliśmy podobnie: jako dziennikarze, reporterzy, przybliżaliśmy i ten czas, i ten kraj. Od 1946 roku poznaliśmy ogromną liczbę ludzi. To nieprawda, że wszystko się bierze z powietrza czy z wyobraźni. W każdej postaci, która występuje w +Domu+, tkwi jakiś atom ludzkiego życiorysu i naszych własnych biografii. Dopiero ten zlepek dawał filmową postać” – dodawał.
Ze względu na czas akcji i wysoką jakość dzieła „Dom” stał się - trochę chyba nieoczekiwanie - najpełniejszym „dokumentem” o życiu codziennym w PRL-u. Nie tyle ważne wydarzenia („polskie” miesiące) co przedstawieni ludzie i codzienność podszyta polityką odegrały tu główną rolę. Tytułowy dom zamieszkują osoby z jednej strony złączone warszawskim, traumatycznym doświadczeniem wojennym z drugiej zaś reprezentujący skrajne postawy życiowe a także polityczne.
Jest tam więc woźny, cieć kochany przez wszystkich, „swoje” wiedzący pan Popiołek a przede wszystkim pielęgnujący w pamięci przedwojenną Warszawę oraz jego następca: woźny cwaniak i kapuś na usługach peerelowskiej władzy. Ten ostatni już nie jest przez mieszkańców kochany, ale który jest im potrzebny (bo np. załatwi enerdowski zlewozmywak) i z którym jak, z ludową władzą, trzeba się ułożyć.
Trudniejszą rolę ze względu na działania cenzorskie mieli twórcy w pierwszej części serialu. Mimo to nie odnosi się jednak wrażenia, że odcinki z lat 80. są atrapą przedstawionej rzeczywistości. Duża w tym zasługa znakomitych dialogów i powiedzonek, których filmowi autorzy nie są przecież zadeklarowanymi przeciwnikami władzy. Stąd też uchodzi czujności cenzora pyszne a polityczne zdanie w wykonaniu dozorcy Popiołka (Władysława Kowalski): „Ustrój to rzecz nabyta. Brama to rzecz stała.” O poznańskim Październiku 56 roku dowiadujemy się najpierw z prasowego nagłówka: „Wskutek wrogiej prowokacji zaburzenia w Poznaniu” i rozmowy o proteście robotników pomiędzy dwoma bohaterami filmu: sekretarzem POP na Żeraniu (kultowe powiedzonko: „A mówi wam to coś…” grającego tę postać Wirgiliusza Grynia) a inżynierem Andrzejem Talarem (Tomasz Borkowy z nielubianym osobiście przez aktora „Wiśta wio, latwo powiedzieć).
W tym filmie nie może być mowy o zabitych ludziach w Poznaniu z rozkazu ludowej władzy. Październik to owszem dramatyczne ale tylko przepychanki w fabryce na Żeraniu zakończone zresztą ugodą. Scenarzyści stają na głowie, żeby do filmu przemycić jak najwięcej historycznej prawdy. Wspomniany sekretarz POP (Gryń) zostaje na fali protestu wywieziony z zakładu pracy na taczkach, by po jakimś czasie wrócić jako zwykły robotnik - kolega załogi.
Ten przekaz jest w filmie bardzo wyeksponowany włącznie z sentymentalną niemal sceną, kiedy ciepłym wyraźnym gestem najstarszy z załogi odpowiada pozytywnie na pytanie skruszonego partyjniaka: pozwolicie mi wrócić? W innym odcinku serii, kiedy nad bohaterem filmu Talarem zbierają się polityczne ciemne chmury w scenie zakładowego sądu wśród sądzących ujrzymy znów zabierającego głos z pozycji władzy tow. Jasińskiego, na krótko udającego zwykłego robotnika. Tu wyraźnie scenarzyści mrugają do nas porozumiewawczo już obydwoma powiekami: patrzcie tyle co nic była warta październikowa odwilż.
O kolejnych „polskich” dramatycznych miesiącach kręcono już w warunkach, kiedy nie istniała już cenzura, co wynikało ze zmiany ustroju. W filmie to się czuje niemal do ostatniego 25. odcinka. Historii jest już znacznie więcej niż pierwszej serii. Wszyscy bohaterowie są w różny sposób w nią wplątani.
Pojawiają się opozycjoniści (student grany przez Marka Bukowskiego), którzy są na pierwszym filmowym planie, (najpierw jest Marzec 68, potem Czerwiec 76). Są wciąż zabawne sceny polityczne jak np. ta, w której decyzja o zburzeniu tytułowego domu ze Złotej 25 zostaje nieoczekiwanie wycofana, gdyż partyjni decydenci postanowili, że w kamienicy koniecznie musi zawisnąć tablica pamiątkowa przypominająca, że przez całe dwa tygodnie tow. Wiesław właśnie się w niej ukrywał. Nie jest powiedziane przed kim, co tylko zresztą dodaje pikanterii i podkreśla groteskowość sytuacji.
Autorom serialu „Domu” udaje się stworzyć niemal prawdziwy klimat PRL. W zbiorowych uniesieniach podczas meczy piłki nożnej i przyjazdu Papieża Polaka razem i jednakowo cieszą się niestrawni na co dzień dla siebie stróż-kapuś i prawicowy arystokrata. Z ekranu skrzy powiedzeniami, które oddają tamten czas. Arystokrata (Igor Śmialowski) karcący dozorcę za niewywieszenie flagi z okazji 3 Maja z profetycznym zawieszeniem głosu: „historia lubi wystawiać rachunki”. „A administracja daje mi premie” – odpowiada na to cieć zawsze z petem w ustach.
Polityka wpływała też znacząco na osobiste życie aktorów serialu. Joanna Szczepkowska (Lidka Jasińska) po kilku odcinkach z powodu stanu wojennego zaprzestała w nim udziału. Podobnie postąpił grający głównego bohatera Tomasz Borkowy. Aktor wyemigrował do Anglii na całe lata 80. Ostatni odcinek z planowanym jego udziałem a skończony dopiero w 1986 roku jest niemal bez obecności Andrzeja Talara a tam gdzie to konieczne, pojawia się słabo widoczny dubler. Borkowy już jako Tomek Bork powróci za 10 lat aby wystąpić z powodzeniem w kolejnych odcinkach. Szczepkowską zastąpiła inna aktorka.
W zamyśle decydentów serial miał być pochwałą ludowej ojczyzny, a jego pomysł pojawił się w drugiej połowie dekady lat 70., kiedy gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na sukces, którego w realnym życiu coraz bardziej ekipie Gierka brakowało. Film miał nosić tytuł… „22 lipca”. Aby nie wyszło całkiem propagandowo, przygotowanie scenariusza powierzono wybitnym scenarzystom i znakomitym postaciom Andrzejowi Mularczykowi oraz Jerzemu Janickiemu.
Efekt był niemal odwrotny. "Serial nazwaliśmy +Dom+, ponieważ w naszym zamierzeniu przez opowieść o kamienicy chcieliśmy opowiedzieć o Warszawie, a poprzez Warszawę o Polsce. Nasz Dom stał się pryzmatem, przez który wszystko widać. Tytuł można więc uznać za symboliczny" – tłumaczył w wywiadzie sprzed kilkunastu lat Jerzy Janicki.
Mimo ograniczeń m.in. cenzuralnych z lat 80. film jest bardzo prawdziwy i rzetelnie pokazuje ówczesną rzeczywistość. Chyba jak w żadnej polskiej produkcji nie ma tu przerysowań a ciekawe wątki osobiste bohaterów tylko uwiarygodniają ową historyczną stronę filmu.
Nieżyjący już współscenarzysta Jerzy Janicki mówił w jednym z wywiadów: „+Dom+ to kawał naszego życia. Zaczynaliśmy podobnie: jako dziennikarze, reporterzy, przybliżaliśmy i ten czas, i ten kraj. Od 1946 roku poznaliśmy ogromną liczbę ludzi. To nieprawda, że wszystko się bierze z powietrza czy z wyobraźni. W każdej postaci, która występuje w +Domu+, tkwi jakiś atom ludzkiego życiorysu i naszych własnych biografii. Dopiero ten zlepek dawał filmową postać” – dodawał.
Ze względu na czas akcji i wysoką jakość dzieła „Dom” stał się - trochę chyba nieoczekiwanie - najpełniejszym „dokumentem” o życiu codziennym w PRL-u. Nie tyle ważne wydarzenia („polskie” miesiące) co przedstawieni ludzie i codzienność podszyta polityką odegrały tu główną rolę. Tytułowy dom zamieszkują osoby z jednej strony złączone warszawskim, traumatycznym doświadczeniem wojennym z drugiej zaś reprezentujący skrajne postawy życiowe a także polityczne.
Jest tam więc woźny, cieć kochany przez wszystkich, „swoje” wiedzący pan Popiołek a przede wszystkim pielęgnujący w pamięci przedwojenną Warszawę oraz jego następca: woźny cwaniak i kapuś na usługach peerelowskiej władzy. Ten ostatni już nie jest przez mieszkańców kochany, ale który jest im potrzebny (bo np. załatwi enerdowski zlewozmywak) i z którym jak, z ludową władzą, trzeba się ułożyć.
Trudniejszą rolę ze względu na działania cenzorskie mieli twórcy w pierwszej części serialu. Mimo to nie odnosi się jednak wrażenia, że odcinki z lat 80. są atrapą przedstawionej rzeczywistości. Duża w tym zasługa znakomitych dialogów i powiedzonek, których filmowi autorzy nie są przecież zadeklarowanymi przeciwnikami władzy. Stąd też uchodzi czujności cenzora pyszne a polityczne zdanie w wykonaniu dozorcy Popiołka (Władysława Kowalski): „Ustrój to rzecz nabyta. Brama to rzecz stała.” O poznańskim Październiku 56 roku dowiadujemy się najpierw z prasowego nagłówka: „Wskutek wrogiej prowokacji zaburzenia w Poznaniu” i rozmowy o proteście robotników pomiędzy dwoma bohaterami filmu: sekretarzem POP na Żeraniu (kultowe powiedzonko: „A mówi wam to coś…” grającego tę postać Wirgiliusza Grynia) a inżynierem Andrzejem Talarem (Tomasz Borkowy z nielubianym osobiście przez aktora „Wiśta wio, latwo powiedzieć).
W tym filmie nie może być mowy o zabitych ludziach w Poznaniu z rozkazu ludowej władzy. Październik to owszem dramatyczne ale tylko przepychanki w fabryce na Żeraniu zakończone zresztą ugodą. Scenarzyści stają na głowie, żeby do filmu przemycić jak najwięcej historycznej prawdy. Wspomniany sekretarz POP (Gryń) zostaje na fali protestu wywieziony z zakładu pracy na taczkach, by po jakimś czasie wrócić jako zwykły robotnik - kolega załogi.
Ten przekaz jest w filmie bardzo wyeksponowany włącznie z sentymentalną niemal sceną, kiedy ciepłym wyraźnym gestem najstarszy z załogi odpowiada pozytywnie na pytanie skruszonego partyjniaka: pozwolicie mi wrócić? W innym odcinku serii, kiedy nad bohaterem filmu Talarem zbierają się polityczne ciemne chmury w scenie zakładowego sądu wśród sądzących ujrzymy znów zabierającego głos z pozycji władzy tow. Jasińskiego, na krótko udającego zwykłego robotnika. Tu wyraźnie scenarzyści mrugają do nas porozumiewawczo już obydwoma powiekami: patrzcie tyle co nic była warta październikowa odwilż.
O kolejnych „polskich” dramatycznych miesiącach kręcono już w warunkach, kiedy nie istniała już cenzura, co wynikało ze zmiany ustroju. W filmie to się czuje niemal do ostatniego 25. odcinka. Historii jest już znacznie więcej niż pierwszej serii. Wszyscy bohaterowie są w różny sposób w nią wplątani.
Pojawiają się opozycjoniści (student grany przez Marka Bukowskiego), którzy są na pierwszym filmowym planie, (najpierw jest Marzec 68, potem Czerwiec 76). Są wciąż zabawne sceny polityczne jak np. ta, w której decyzja o zburzeniu tytułowego domu ze Złotej 25 zostaje nieoczekiwanie wycofana, gdyż partyjni decydenci postanowili, że w kamienicy koniecznie musi zawisnąć tablica pamiątkowa przypominająca, że przez całe dwa tygodnie tow. Wiesław właśnie się w niej ukrywał. Nie jest powiedziane przed kim, co tylko zresztą dodaje pikanterii i podkreśla groteskowość sytuacji.
Autorom serialu „Domu” udaje się stworzyć niemal prawdziwy klimat PRL. W zbiorowych uniesieniach podczas meczy piłki nożnej i przyjazdu Papieża Polaka razem i jednakowo cieszą się niestrawni na co dzień dla siebie stróż-kapuś i prawicowy arystokrata. Z ekranu skrzy powiedzeniami, które oddają tamten czas. Arystokrata (Igor Śmialowski) karcący dozorcę za niewywieszenie flagi z okazji 3 Maja z profetycznym zawieszeniem głosu: „historia lubi wystawiać rachunki”. „A administracja daje mi premie” – odpowiada na to cieć zawsze z petem w ustach.
Polityka wpływała też znacząco na osobiste życie aktorów serialu. Joanna Szczepkowska (Lidka Jasińska) po kilku odcinkach z powodu stanu wojennego zaprzestała w nim udziału. Podobnie postąpił grający głównego bohatera Tomasz Borkowy. Aktor wyemigrował do Anglii na całe lata 80. Ostatni odcinek z planowanym jego udziałem a skończony dopiero w 1986 roku jest niemal bez obecności Andrzeja Talara a tam gdzie to konieczne, pojawia się słabo widoczny dubler. Borkowy już jako Tomek Bork powróci za 10 lat aby wystąpić z powodzeniem w kolejnych odcinkach. Szczepkowską zastąpiła inna aktorka.
Komentarze
Prześlij komentarz