Przejdź do głównej zawartości

Zdrajcy spod Tatr.

Mój drogi przyjacielu, dwadzieścia lat jęczeliśmy pod polskim panowaniem, a teraz wracamy pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego” – mówił przywódca “narodu góralskiego”, witając Hansa Franka w Zakopanem. Kilka lat później prosił już egzekutorów z AK, aby zamiast upokarzającej śmierci, którą dla niego przygotowali, zgodzili się go zastrzelić…

Pochodzący z małopolskiej wsi Kościelisko Wacław Krzeptowski miał ambicje, aby zostać kimś ważnym i szanowanym. Od zawsze ciągnęło go do polityki. Jako prezes Stronnictwa Ludowego w Nowym Targu oraz wiceprzewodniczący Związku Górali miał okazję poznać najważniejsze osoby w państwie. Miał to szczęście, że prezydent Ignacy Mościcki kochał polskie góry – na tyle, aby ślub swojej córki wyprawić właśnie na Podhalu. Krzeptowski dostąpił wówczas ogromnego zaszczytu – prowadził do ołtarza ojca panny młodej.
Krewki góral nie robił tego bynajmniej z zamiłowania do sanacji. Krzeptowski był przede wszystkim oportunistą. Być może dlatego po inwazji Niemców na Polskę wyparł się wszystkiego, co go do tej pory łączyło z nadwiślańskim krajem. W czasie okupacji Krzeptowski stanął na czele Komitetu Góralskiego (Goralisches Komitee) – autonomicznego samorządu, będącego fundamentem Goralenvolku (“narodu góralskiego”). Działalność Krzeptowskiego i jego sympatyków była tym samym najbardziej zinstytucjonalizowaną formą kolaboracji na okupowanych terenach Polski. 

Haniebny hołd krakowski

W pierwszych tygodniach niemieckiej okupacji Krzeptowski wielokrotnie spotykał się z przyszłym katem Polaków, Hansem Frankiem. 7 listopada 1939 r. uczestniczył w uroczystości objęcia przez niego stanowiska gubernatora Generalnego Gubernatorstwa. Podczas tego wydarzenia, które zyskało z czasem pogardliwe miano “hołdu krakowskiego”, reprezentacja górali wręczyła Frankowi złotą ciupagę. Pięć dni później miała miejsce rewizyta generalnego gubernatora w Zakopanem, podczas której Krzeptowski wypowiedział haniebne słowa:
„Meine lieben Kameraden (Mój drogi przyjacielu), dwadzieścia lat jęczeliśmy pod polskim panowaniem, a teraz wracamy pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego”. 
Chociaż Krzeptowski jest dziś najbardziej znaną postacią związaną z Goralenvolk, sam idea “narodu górlalskiego” pojawiła się jeszcze przed wojną. Twórcą pomysłu był piłsudczyk i aktywny działacz sanacyjny, dr Henryk Szatkowski. Tym bardziej może dziwić, że w czasie okupacji wybrał karierę folksdojcza, podpisując niemiecką listę narodowościową i przyczyniając się do szerzenia antypolskich haseł.
Stworzona przez Szatkowskiego idea Goralenvolku czerpała garściami z prac niemieckich “myślicieli”, którzy przekonywali, że mieszkańcy Podhala wywodzą się od Germanów. Uczeni ci twierdzili na przykład, że ludowe pieśni górali tatrowych są w istocie zniekształconą (spolszczoną) wersją tyrolskiego jodłowania. Zwracali także uwagę, że w Zakopanem można spotkać symbol swastyki, nazywany w tych stronach krzyżykiem niespodzianym. 29 listopada 1939 r. część działaczy Związku Górali powołała Goralenverin, z której trzy lata później wyrósł Komitet Góralski. Głównym obszarem działalności organizacji była agitacja mieszkańców Podhala.
W 1940 r. Krzeptowski i jego towarzysze zarządzili na terenie powiatu nowotarskiego powszechny spis ludności. Spośród 150 tys. osób 27 tys. (18 proc.) podpisało “góralskie volskslity” , deklarując tym samym przynależność do “narodu góralskiego”. Do wielu ludzi niespecjalnie przemawiała jednak retoryka członków Komitetu Góralskiego, toteż ich “współpraca” z Krzeptowskim ograniczyła się wyłącznie do podpisania kenkarty. Naturalnie jakaś część z tych osób – jeśli nie większość – zrobiła to tylko z obawy przed represjami ze strony okupanta.
Kompletną porażką zakończyły się natomiast próby sformowania góralskiej dywizji SS. Zamiast 10 tys. ochotników, których spodziewali się Niemcy oraz prowadzący akcje agitacyjne Krzeptowski i jego współpracownik  Józef Cukier, przed komisją poborową zjawiło się jedynie 300 osób.
Wśród górali nie brakowało również tych, którzy jawnie oskarżali Krzeptowskiego o zdradę. W 1941 r. zawiązano przeciwko niemu i jego protektorom góralski ruch oporu – Konfederację Tatrzańską. “Honor nakazuje, by Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan” – miał powiedzieć przywódca opozycjonistów, poeta Augustyn Suski. Zarówno on, jak i jemu podobni, zapłacili za swoją szlachetną postawę życiem.

Skrucha kolaboranta

Nikłe poparcie dla Goralenvolku oraz żałosne wyniki poborów do góralskiej dywizji SS skompromitowały Krzeptowskiego w oczach Niemców. W kwietniu 1943 r. Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, Fridrich W. Krüger, raportował szefowi Głównego Urzędu SS:
“Górale w żaden sposób nie różnią się od Polaków, a po trwających 3,5 roku obserwacjach należy stwierdzić, iż są nawet jeszcze gorsi”.
Odtąd lider Goralenvolku – nazywany jeszcze do  niedawna przez okupanta “góralskim księciem” – musiał ukrywać się przed gestapo oraz egzekutorami z AK. Uciekł w góry, potem próbował – z marnym skutkiem – wstąpić do słowackiej partyzantki, która wznieciła powstanie przeciwko faszystowskiej władzy. Na jego nieszczęście wśród powstańców znalazł się Polak, który go rozpoznał.
Po trwającej kilka miesięcy ucieczce Krzeptowski wpadł w końcu w ręce oddziału AK „Kurniawa”.  W chwili pojmania upadły “góralski książę” ukląkł przed dowódcą plutonu, por. Tadeuszem Studzińskim, aby błagać go o szybką śmierć.
– Kulę mi dajcie – wydusił załamanym głosem.
– Kula to śmierć honorowa. Zdrajcy na nią nie zasługują – usłyszał w odpowiedzi.
20 stycznia 1945 r. Krzeptowski zawisł na pobliskim świerku. W testamencie napisał:
“Przekazuję cały swój majątek (…) na rzecz oddziału partyzanckiego Kurniawa grupy Chełm AK, z własnej nieprzymuszonej woli, jako jedyne zadośćuczynienie dla narodu polskiego”. 
Niespełna dwa lata później, w grudniu 1946 r., odbył się w PRL-u proces pozostałych przywódców Goralenvolku. Sąd skazał Józefa Cukra na 15 lat, Stanisława Mula i Antoniego Kęska na 5 lat oraz Antoniego Tomalę na 3 lata więzienia. “Tak skończyły się sny o potędze domorosłych Führerów, którzy sprzedali się za niemieckie kartki żywnościowe” – podsumowała ostatni akt historii o Goralenvolku Polska Kronika Filmowa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Obchody 100-lecia OSP w Kryłowie.