Przejdź do głównej zawartości

Kresowy diament.

Poprawność polityczna Trzeciej RP po raz kolejny podzieliła polskich męczenników na „dobrych” (zamordowanych przez Niemców i Rosjan) i „złych” (zamordowanych przez Ukraińców).
                              
Jedną z najbardziej szokującej scen filmu "Wołyń" jest ta, która ukazuje straszliwy mord dokonany przez banderowców na polskim parlamentariuszu. W filmie występuje on jako Zygmunt Krzemieniecki i nosi mundur kapitana Armii Krajowej. Jest to postać historyczna, z tym, że w rzeczywistości nazywał Zygmunt Jan Rumel i był w randze porucznika Batalionów Chłopskich.
Urodził się on w 1915 r. w Piotrogrodzie (St. Petersburgu), gdzie przebywali jego rodzice, rodowici Polacy. Wychował się jednak w mieście Juliusza Słowackiego, czyli w Krzemieńcu na Wołyniu. Co więcej, jego rodzina mieszkała w tym dworku, co wieszcz narodowy. Po matce odziedziczył talent literacki. Poznał się na nim bardzo szybko Leopold Staff ze Lwowa, który tak powiedział do jego matki: "Niech pani strzeże tego chłopca, to będzie wielki poeta". W młodości, pomimo wyboru drogi służby wojskowej, Rumel napisał wiele utworów, w tym poemat "Rok 1863" i wiersz zatytułowany "Dwie matki", w którym wyrażał swoją miłość do dwóch ojczyzn, Polski i Ukrainy.
Jak mało kto świetnie rozumiał realia Kresów Wschodnich, będąc nie tylko piewcą ich piękna, ale i zwolennikiem rozkwitu tych ziem, które zamieszkiwali przedstawiciele różnych narodowości, kultur i wyznań. W czasie wojny, po utworzeniu Batalionów Chłopskich został mianowany dowódcą VIII Okręgu BCh, przyjmując pseudonim "Krzysztof Poręba". Okręg ten obejmował jego rodzinny Wołyń, na którego terenie już w 1939 r. dochodziło już do mordów na bezbronnej ludności polskiej, dokonywanych przez członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, a następnie Ukraińskiej Powstańczej Armii. Na początku lipca 1943 r. do polskich władz podziemnych doszły sygnały ostrzegawcze, że banderowcy szykują kolejne mordy, tym razem na niespotykaną dotychczas skalę. Chcąc w sposób pokojowy powstrzymać planowane zbrodnie, władze te wysłały do wołyńskiego dowództwa UPA parlamentariuszy w osobie oficerów Zygmunta Rumla i Krzysztofa Markiewicza (AK). Towarzyszył im woźnica i przewodnik Witold Dobrowolski. Misja była niesłychanie trudna, bo okrucieństwo banderowców przechodziło wszelkie ludzkie granice. Niestety, także i w tym wypadku Ukraińcy, łamiąc cywilizowane normy, wysłanników uwięzili, a następnie skatowali. 10 lipca, w przeddzień "Krwawej Niedzieli", która rozpoczęła ludobójstwo na Wołyniu, dowódcy UPA postanowili nie tylko "horiłką", ale i barbarzyńskim widowiskiem, dodać animuszu "mołojcom" szykującym się do rzezi, a zarazem przyzwyczaić ich do rozlewu krwi i okrucieństwa. Zmasakrowanych, ale wciąż żywych polskich oficerów rozciągnięto więc na majdanie we wsi Kustycze, a następnie ROZERWANO NA STRZĘPY KOŃMI. Po latach pisarz Jarosław Iwaszkiewicz, wspominając śmierć młodego poety, napisał: "Był to jeden z diamentów, którym strzelano do wroga. Diament ten mógł zabłysnąć pierwszorzędnym blaskiem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.