Popiół i diament należy do najbardziej znanych filmów Andrzeja Wajdy. Przywołuje się wartość artystyczną produkcji, kreację Cybulskiego, „polskiego Jamesa Deana” – słowem: arcydzieło. Nie przywołuje się jednak jednego faktu – historia opisana w filmie (i wcześniejszej odeń książce) miała miejsce naprawdę, została jednak w obrzydliwy sposób zdeformowana. Ten diament to po prostu dobrze podrobiona fałszywka, godząca w dobre imię realnie żyjącego człowieka…
Maciek Chełmicki nie zakończył życia na śmietniku historii, tam gdzie ówcześni mocodawcy autora „Lotnej” (kolejne arcydzieło propagandy) chcieliby wysłać wszystkich AK-owców. Chełmicki, a właściwie Stanisław Kosicki – bo takie było jego prawdziwe nazwisko – zmarł w 1993 roku. Zdążył nawet wydać wspomnienia zatytułowane „Wojna, wojna, wojenka”. O jego życiu opowiada także książka Krzysztofa Kąkolewskiego „Diament odnaleziony w popiele”.
Jaka była jego prawdziwa historia? Kim był jego antagonista – filmowy Szczuka? Dlaczego komunistom tak bardzo zależało na ukryciu prawdy, że aż zlecili napisanie „interwencyjnej” powieści? O wszystkim powiemy za chwilę.
Stanisław Kosicki urodził się w 1927 roku. W czasie wojny działał w Szarych Szeregach, później zaś w Kedywie (Kierownictwo Dywersji AK). Posługiwał się pseudonimami „Czarny” i „Bohun”. Po wkroczeniu Armii Czerwonej i powstaniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej walczył dalej, widząc że Polskę czeka nowa okupacja, a patrioci nadal są mordowani i wsadzani do więzień. W chwili kiedy zaczyna się historia z „Popiołu i diamentu” miał 18 lat.
Andrzejewski, a po nim Wajda, każą mu dokonać morderstwa – nie tak wyglądały wyroki wykonywane przez AK! nie strzelano z zasadzki, skazany musiał wiedzieć za co i z czyjej ręki ginie! – w wyniku którego giną przypadkowa osoby. Znów obrzydliwe kłamstwo – zawsze pilnowano dokładnie na kim wykonuje się wyrok, żeby uniknąć takich pomyłek! Mamy więc scenę, w której „bandyci z AK” z zasadzki mordują dwóch niewinnych pracowników cementowni…
A jak było naprawdę?
Nie było ani zasadzki, ani morderstwa, ani nawet egzekucji. 16 stycznia 1945 roku dowództwo wysłało Kosickiego na interwencję; pewna wiejska rodzina, związana zresztą z konspiracją, została napadnięta przez bandytów. 18-letni partyzant miał obronić napadniętych. Bandyci byli jednak uzbrojeni; w wyniku strzelaniny jeden z nich, trafiony trzema kulami zmarł w szpitalu. Reszta napastników uciekła.
Tu zaczyna się robić ciekawie – zabity bandyta nazywał się bowiem Jan Foremniak. Był to nie kto inny, jak sam świeżo mianowany wojewoda kielecki! Przy okazji był przyjacielem szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach, Władysława Spychaja-Sobczyńskiego. O personaliach zabitego Kosicki dowiedział się dopiero 48 lat później, niemniej jednak śmierć rabusia postawiła na nogi cały kielecki aparat bezpieczeństwa.
Młody partyzant uciekł do Krakowa, gdzie znalazł kryjówkę u ojców kapucynów. Jednak wśród osób znających miejsce jego pobytu znalazł się zdrajca. Aresztowano Kosickiego i osadzono w kieleckim więzieniu, gdzie oczekiwał na wykonanie wyroku śmierci. W ostatniej chwili, w nocy z 4/5 sierpnia, uwolnił go oddział Antoniego Hedy „Szarego”. Partyzanci dokonali wówczas zuchwałego ataku na więzienie i uwolnili wielu osadzonych tam więźniów politycznych (opowiada o tym znakomita książka Danuty Suchorowskiej„Rozbić więzienie UB”).
Kosicki dostał fałszywe dokumenty i jako Jan Szymański wyjechał na Wybrzeże. Zdemaskowano go w 1954 roku, posiadał jednak już wówczas dokumenty amnestyjne. Mimo że go nie aresztowano, przez wiele lat był represjonowany: zwalniano go z pracy, śledzono, a poprzez wpływ SB na jego żonę, doprowadzono także do rozwodu i utraty kontaktu z dziećmi. Unieważnienia wydanego na siebie wyroku doczekał się dopiero w 1993 roku.
Tymczasem Urząd Bezpieczeństwa Publicznego od razu nakazał sfałszowanie dokumentów. Nie można było przecież pozwolić na ujawnienie faktu, że wojewoda i członek Armii Ludowej był zwykłym rabusiem. Na podstawie tych sfałszowanych dokumentów zlecono napisanie propagandowej książki. Na podstawie książki zaś po dekadzie powstał film Wajdy. Już nie tak nachalnie propagandowy; Maciek Chełmicki nie jest jednoznacznie negatywną postacią. Jednak AK-owcy nadal ukazani są w nim jako bandyci strzelający „przez pomyłkę” do niewinnych ludzi, jako histerycy (końcówka początkowej sekwencji, tuż po zabójstwie)… Przeciwstawia się ich „walce o Polskę”, ludność nienawidzi ich jako siewców niepokoju…
Wszystko to są propagandowe kłamstwa. Nawet wtedy gdy powstawał film, wciąż jeszcze kilku partyzantów ukrywało się po wsiach i bunkrach. Jak mogliby walczyć przez tyle lat (historiografia uważa za okres „powstania antykomunistycznego” lata 1944-1953!), bez zaplecza w ludności, bez kryjówek, bez pomocy materialnej, bez sympatii wreszcie! AK nie utrzymałaby się strachem – wystarczyłby przecież jeden donos, żeby zniszczyć całą lokalną siatkę konspiracyjną! A przecież przypadki zdrady były nader rzadkie…
„Popiół i Diament” jest filmem artystycznie bardzo dobrym. Tym mocniej obciąża sumienie jego autora. Zwłaszcza wobec Stanisława Kosickiego, z którego ku zadowoleniu swoich patronów posłusznie zrobił bandytę. Należy o tym pamiętać, kiedy zbyt pochopnie będziemy wynosić na ołtarze dzieła zmarłego reżysera.
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Komentarze
Prześlij komentarz