Kiedy 6 kwietnia 1941 roku państwa Osi najechały na Jugosławię, Ante Pavelić przebywał na emigracji we Włoszech. Jeszcze przed kapitulacją Jugosławii chorwaccy ustasze utworzyli 10 kwietnia Niepodległe Państwo Chorwackie (NDH), zależne od faszystowskich Niemiec i Włoch. Przywódcą nowego państwa został Ante Pavelić, który 15 kwietnia przybył do Zagrzebia, a dwa dni później mianował swój pierwszy gabinet. Dnia 25 kwietnia 1941 roku osobistym dekretem zakazał wszelkich publikacji używaną przez Serbów cyrylicą. Polityka Ante Pavelicia zyskała pełne poparcie katolickiego duchowieństwa – prymas Chorwacji, arcybiskup Alojzije Stepinac oświadczył, że w przemianach w kraju dostrzega "rękę Boga". Dnia 18 maja 1941 poglavnik został przyjęty na audiencji w Watykanie przez papieża Piusa XII, który udzielił mu błogosławieństwa. Za wiedzą i zgodą Watykanu, jego legata - Josipa Ramiry Marconego oraz arcybiskupa Zagrzebia -Stepinaca, będącego od roku 1942 duszpasterzem armii ustaszów, rozpoczęło się przymusowe nawracanie na katolicyzm prawosławnej ludności serbskiej. W bluźnierczy i haniebny sposób akcję tę nazwano „dziełem bożym”. Od roku 1941 Ante Pavelić i Pius XII regularnie składali sobie świadectwa uprzejmości. Urzędnicy brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, obserwujący coraz częstsze kontakty przedstawicieli Zagrzebia i Rzymu i oburzeni tym, iż papież, jako najwyższy biskup katolicki, przestawał z osławionym terrorystą i mordercą - nazywali go „największym tchórzem naszego czasu”. W maju 1943 roku Ante Pavelić poprosił o kolejną audiencję i dowiedział się, że „ojciec święty” nie ma nic przeciwko temu, może go jednak przyjąć nie jako szefa państwa, aby uniknąć dalszych napięć z zachodnimi aliantami, lecz jako osobę prywatną. Papież Pacelli ponownie zapewnił faszystowskiego mordercę o swej osobistej przychylności. Według szacunków zawartych w aktach amerykańskich służb specjalnych w owym czasie już, co najmniej 150 tysięcy prawosławnych Serbów padło ofiarą chorwackiego terroru. Ante Pavelić pozostawał także w ścisłych kontaktach z faszystowskimi przywódcami niemieckimi. Podczas pewnego spotkania w Berlinie przechwalał się całkowi tym rozwiązaniem kwestii żydowskiej w swym kraju. O tym, jakich bestialstw dopuszczali się jego oprawcy, przekonał się pewien włoski reporter wojenny, któremu Ante Pavelić wręczył wielką miskę wypełnioną czymś przypominającym ostrygi. Na pytanie Włocha chorwacki führer odpowiedział, że jest to prezent jego wiernych ustaszów: 40 funtów serbskich oczu. Centralny organ ustaszów — „Hrvatski Narod” — podał dnia 5 września 1943 roku, że Pius XII przyjął na specjalnej audiencji 110 chorwackich policjantów przebywających na szkoleniu we Włoszech. Na pożegnanie każdy z nich otrzymał od papieża jakiś upominek oraz błogosławieństwo. I gdy w roku 1945 faszyści chorwaccy złożyli wizytę w Rzymie, Pacelli (papież) zapewnił ich, że użyje całego swego autorytetu, by zapobiec uwięzieniu Ante Pavelića, którego „uważa za dobrego człowieka i dobrego katolika”. Pewnym jest także, że Andrija Artuković, minister spraw wewnętrznych Pavelića, wypowiedział takie oto zdanie: „Kierowałem się zasadami moralnymi Kościoła katolickiego”. Profesor Vladimir Dedijer - jugosłowiański historyk (zm. 1990 r.) przytacza dane, a potwierdzają też je i inne źródła, z których wynika, iż zorganizowane bandy Ante Pavelića zamordowały, co najmniej 750 tysięcy Serbów, 60 tysięcy Żydów oraz 26 tysięcy Cyganów. To razem 836 tysięcy zidentyfikowanych i policzonych trupów reżimu ustaszy. Materiał dowodowy obejmuje zeznania naocznych świadków, pamiętniki i blisko dziewięć tysięcy zdjęć dokumentacji. Bombami zabijali ustasze i ich duchowni pomocnicy między innymi dzieci, które najpierw, jeszcze żywe, wrzucano do masowych grobów. Potem na to wrzucano ich zabitych rodziców, którzy oglądali egzekucję swoich dzieci i zasypywano. Karabinów i broni maszynowej używali do masowych egzekucji, przeprowadzanych z wyszukanym okrucieństwem. Strzelali w nogi, potem w brzuchy, wreszcie w piersi. Innym narzędziem mordu były noże rzeźnickie, którymi przecinano szyje niewinnych ofiar, odmawiających przyjęcia katolicyzmu. Toporami najczęściej mnisi i żołnierze ćwiartowali Cyganów (Romów). Rozcinali Cyganom głowy, brzuchy i klatki piersiowe. Posługiwali się także, starając się nie wzbudzać wiele hałasu i rozgłosu, siekierami ciesielskimi, używając ich do rozłupywania głów, łamania kręgosłupów i rozcinania arterii. Podczas masowych mordów używali ponadto drewnianych młotków, tak, że uderzane nimi wielokrotnie bezbronne ofiary padały martwe. Tak zwane „ciche egzekucje” bandy morderców reżimu chorwackiego wykonywały ze szczególną lubością. Do zabijania dzieci i kobiet stosowały one także żelazne pręty, specjalnie w tym celu produkowane w jednej z fabryk. Bito na oślep w głowy i tułowia, a także tymi prętami gwałcono kobiety rozpruwając łona i brzuchy po ich normalnym wielokrotnym zgwałceniu przez ustaszów. Ludzi chorych i starych zabijano kilkoma uderzeniami żelaznych młotków. A wszystko za to, że były prawosławne, żydowskie lub cygańskie, za to, że nie chciały przymusowo się ochrzcić i przejść na katolicyzm rezygnując ze swej dobroczynnej wiary. Pewien katolicki duchowny- franciszkanin o nazwisku Filipović, zwany „Szatanem”, ze szczególną pasją uśmiercał dzieci i chorych, posługując się motyką. Jedna z najstraszliwszych metod mordowania, służąca przedłużaniu męki ofiar, polegała na deptaniu ofiar i skakaniu im po brzuchach aż do zmiażdżenia wątroby i śledziony. Także skórzanymi batami fanatyczni i spragnieni krwi słudzy „świętego” Kościoła katolickiego chłostali na śmierć „niewierne” dzieci, kobiety i mężczyzn. Powieszenie było aktem łaski. Te zbrodnicze bandy piekły i paliły ludzi żywcem jak za czasów inkwizycji, przybijały ich do drzwi, wyłupywały oczy, rozcinały piersi, wyrywały języki.
Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost
Zbrodnie banderowców bledną w porównaniu z wymyślnymi torturami braciszków w sutannach .
OdpowiedzUsuń