Załatwiali się do garnków kuchennych, myli w muszlach klozetowych, a perfumy pili jak najlepszy alkohol. Sowieccy żołnierze po wejściu do naszego kraju szokowali Polaków wyglądem, zachowaniem i obyczajami. Poznaj ich najbardziej żenujące pomysły.
Naszych rodaków często szokował już sam wygląd sowieckich wyzwolicieli. Dotyczyło to zwłaszcza żołnierzy pochodzących z azjatyckich republik ZSRR. We wspomnieniach powtarzają się opisy bojców o skośnych oczach, z karabinami większymi od nich samych i workami na plecach zamiast wojskowych plecaków. W okolicach Włodawy pojawiły się nawet jednostki używające wielbłądów jako zwierząt pociągowych, co musiało chyba wywołać niemałą sensację w okolicy. Oddziały wyposażone w wielbłądy brały później udział w szturmie Berlina.
Nie był to zapewne odosobniony przypadek, ponieważ do podobnych zdarzeń dochodziło jeszcze w 1939 roku po zagarnięciu przez Armię Czerwoną naszych Kresów Wschodnich. Świadkiem jednego z nich była wówczas pewna Polka z Grodna:
Budynki, w których kwaterowali żołnierze radzieccy, po ich opuszczeniu były zazwyczaj w opłakanym stanie. Przykładem niech będzie willa w Bydgoszczy, położona przy ulicy Cichej 11:
Naszych rodaków często szokował już sam wygląd sowieckich wyzwolicieli. Dotyczyło to zwłaszcza żołnierzy pochodzących z azjatyckich republik ZSRR. We wspomnieniach powtarzają się opisy bojców o skośnych oczach, z karabinami większymi od nich samych i workami na plecach zamiast wojskowych plecaków. W okolicach Włodawy pojawiły się nawet jednostki używające wielbłądów jako zwierząt pociągowych, co musiało chyba wywołać niemałą sensację w okolicy. Oddziały wyposażone w wielbłądy brały później udział w szturmie Berlina.
Armia jak ze średniowiecza
Już pierwsze wrażenie często nie było zbyt pozytywne. ,,Wszystko wyjedli, ziemniaki, kaszę, przetwory. Babcia wspominała, jak do słoików nasrali. Strasznie śmierdzieli” – pisał o czerwonoarmistach jeden z naszych Czytelników. Inna osoba relacjonowała: ,,Mojej (pra-pra) babci nocnik wyciągnęli spod łóżka, który napełniali potem wodą ze studni i z niego pili”. W Częstochowie Lidia Cercdzwadze –Wardisiani tak zapamiętała sowieckich wojskowych i ich przaśne maniery:
Te wojska – „kałmuki” jakieś niesamowite, na koniach, co trochę większe od cielaków. Powłóczyli nogami, jechali na tych koniach, ledwo się trzymając – pijani w sztok, kompletnie! Strach było chodzić po mieście. (…) A ile razy wpadli do nas do mieszkania: „A słoninę macie?”. – „No, nie mamy – bo skąd?” – „A cebulę macie?”. – „No, mamy”. – „No, to dawaj!”. (…) A ci stawiają wódkę na stole, łupią cebulę, wyciągają pistolety i strzelają po wszystkich obrazkach. I – zabawa.
Wielce oryginalny był również widok wojsk sowieckich obładowanych trofiejnymi dobrami niemieckimi. Takie obrazki były niemal codziennością w Polsce, zwłaszcza kiedy Armia Czerwona wracała do kraju po zdobyciu Berlina:
Widowisko jak za czasów wojny trzydziestoletniej. Wszystkie te ciężarówki, wozy, najróżniejsze pojazdy były zapakowane najróżniejszym łupem – biurka, łóżka z baldachimami, miski, ubikacje, beczki, parasolki, kołdry, dywany, drabiny, rowery. W klatkach: gęsi, kaczki, kury, Często za pojazdem dreptały uwiązane krowy lub kozy. Ludzie na tych pojazdach często byli ubrani w najdziwniejsze cywilne ciuchy, często wyglądało to tak, jakby obrabowano garderobę jakiegoś teatru.
Świńskie żarcie i perfumy
Czasem zdarzały się sytuacje dość komiczne. Według jednej z przysłanych przez Was relacji w pewnej wiosce czerwonoarmiści zjedli beczkę pozostawionego przez Niemców smaru maszynowego – towotu, sądząc że to marmolada.Nie był to zapewne odosobniony przypadek, ponieważ do podobnych zdarzeń dochodziło jeszcze w 1939 roku po zagarnięciu przez Armię Czerwoną naszych Kresów Wschodnich. Świadkiem jednego z nich była wówczas pewna Polka z Grodna:
Śmiesznym był fakt w jednym ze sklepów. Kupował chłop smar do wozu. Po jego wyjściu dwóch bolszewików zażądało tego, co brał chłop, dwa kilogramy. Wyszli ze sklepu i nie zważając na to, że to ulica, zaczęli palcami próbować smaru. Ponabierali po ile im wlazło tego smarowidła na palec i dalej z palca do ust. Tak próbowali po trzy razy, aż potem mówi jeden do drugiego, że polska marmelada niesmaczna i całą paczkę ze złością rzucili na chodnik. W jednym z domów w Oszmianie czerwonoarmiści spożyli właścicielce cały zapas kremu Nivea. Smarowali nim chleb, sądząc być może, że był to smalec ze specjalnymi dodatkami smakowymi.
Wygłodniałe wojsko potrafiło zjeść dosłownie wszystko. Nawet świńskie obierki. Potwierdza to jeden z naszych Czytelników, który przysłał taką oto relację:
Mój wujek opowiadał, że gdy przyszło ruskie wojsko, jego ojciec niósł żarcie świniom. Jeden podszedł: „Pokuszać, pokuszać!” I świnie żarcia nie zobaczyły, a kilku ruskich spałaszowało wiadro obierków po kartoflach i innych świńskich przysmaków.
Zdarzało się również, że spragnieni alkoholu żołnierze wypijali Polkom perfumy. Trudno nam jest jednak stwierdzić, czy udało im się osiągnąć zamierzony efekt. W poszukiwaniu wódki i zagryzki czerwonoarmiści potrafili nachodzić Polaków nawet podczas rodzinnych uroczystości. Tak się stało w Świeciu w 1946 roku, gdzie:
grupa sześciu żołnierzy sowieckich pod dowództwem kapitana napadła na ludzi bawiących się na weselu. Rosjanie zabili jednego z mężczyzn, a kobietę postrzelili w ucho. Po sterroryzowaniu ludzi zabrali wódkę i żywność.
Damskie fatałaszki
Żołnierze sowieccy oprócz osławionych zegarków i rowerów kradli również dosyć nietypowe jak na mężczyzn rzeczy, a mianowicie damską i dziecięcą garderobę. Nawet w biały dzień na ulicy wielkiego miasta Polki mogły stracić swoje stroje. Jedna z naszych rodaczek wiosną 1945 roku opisywała taką sytuację:
Spotkało mnie dwóch Rusków i najpierw mnie zaatakowało o zegarek, że im mam dać zegarek, gdy im powiedziałam, że nie mam zegarka, to mi poczęli grozić, że mnie zastrzelą, jak im nie dam, i poczęli szukać wszędzie. Gdy go zaś nie znaleźli, to mi zabrali rower, pudełko z tytoniem i papierośnicę od papierosów i zaraz chcieli mi zabrać trzewiki z nogi i płaszcz; jak im tego płaszcza nie chciałam dać i trzewików, to powiedzieli, że mnie zastrzelą.
W Warszawie, w maju 1945 roku ofiarą sowieckiego oficera padła powracająca z obozu 13-letnia Wiesława Chełmińska-Rupiewicz. Dziewczynka została pozbawiona wierzchniego odzienia. Podobnie było z grupką małoletnich uczniów w Szynwałdzie (obecnie Bojków), ograbionych w drodze do szkoły. Trudno określić, do czego „wyzwolicielom” potrzebne były dziecięce ubrania. Być może sprzedali je potem na czarnym rynku, bądź wysłali w paczkach do swoich bliskich.Żółte uchwyty i mosiężne klamki
Niepomni powiedzenia że „nie wszystko złoto co się świeci” czerwonoarmiści z wielkim zapałem demontowali z drzwi domów i mieszkań mosiężne klamki. Z tego również powodu dzbanki i filiżanki w serwisach stołowych traciły malowane na żółto uchwyty. Oczywiście dlatego, że wyglądem przypominały ów cenny kruszec.Budynki, w których kwaterowali żołnierze radzieccy, po ich opuszczeniu były zazwyczaj w opłakanym stanie. Przykładem niech będzie willa w Bydgoszczy, położona przy ulicy Cichej 11:
Z komfortowo urządzonego i otoczonego zadbanym ogrodem z 70-cioma drzewkami domku w okresie kilku miesięcy po zajęciu miasta radzieccy żołnierze zrobili ruinę. Wannę wyrzucili przez okno, piec centralnego ogrzewania wywieźli, glazurę potłukli, wodociąg zatkali i częściowo zniszczyli, drzwi i futryny okienne spalili. W ścianie domu została wybita dziura, a ogród wykarczowano.Jedną z ulubionych rozrywek krasnoarmiejców było zanieczyszczanie ekskrementami posiadłości należących do polskich „burżujów”. Przekonali się o tym państwo Siemieńscy, właściciele majątku leżącego koło Radomska. Nie dość, że na rzecz wyzwolicieli utracili swoje meble i sprzęty domowe, to jeszcze bojcy zapaskudzili fekaliami wszystkie pomieszczenia w ich dworku.
Komentarze
Prześlij komentarz