Przejdź do głównej zawartości

''Ukradziona ziemia''-ukraińskie pretensje do Chełmszczyzny.

„Ulice były pokryte trupami”, „to było potężne uderzenie w społeczność ukraińską”, „Ukraińcy nie mogli się zemścić”, „w chacie rozstrzelano dwoje dzieci” – od tych urywków tragicznych wspomnień rozpoczyna się narracja filmu dokumentalnego pt. „Ukradziona ojczyzna”, wyprodukowanego z inicjatywy Kijowskiego Towarzystwa Chełmszczyzna. Gdy Polacy z takimi emocjami opowiadają o wydarzeniach na Wołyniu, naturalistycznie opisując zbrodnie UPA, ze strony ukraińskiej opinii publicznej zazwyczaj słychać głosy oburzenia, oskarżenia o granie na uczuciach ofiar i niepotrzebne podgrzewanie antyukraińskich nastrojów. Ukraińcy o – nie da się zaprzeczyć, również tragicznych, ale nie równie tragicznych, bo o symetrii win nie może być mowy – wydarzeniach utrwalonych we własnej pamięci narodowej mogą mówić tonem równie mocnym. Tytułową „ukradzioną ojczyzną” jest Chełmszczyzna. Twórcy dokumentu nie mają wątpliwości – to ukraińska ziemia, w domyśle: okupowana przez polskie państwo. „Historycznie Chełmszczyzna jest częścią wielkiego Wołynia, od X wieku wchodziła w skład Rusi” – z tej konstatacji rozpoczyna lektor opowieść o dziejach tych ziem. Przy tym „kłamie prawdą”, a właściwie manipuluje faktami. „Historycznie” bowiem Chełm był grodem zachodniosłowiańskiego, podporządkowanego Piastom plemienia Lędzian. Dopiero w 981 roku został – uwaga – podbity przez księcia Włodzimierza Wielkiego. Istotnie więc, od X wieku (a właściwie od ostatnich dwóch dekad tego stulecia) należał do Rusi, ale jako zdobycz wojenna.
Część ukraińskich historyków – na czele z szefem tamtejszego IPN Wołodymyrem Wjatrowyczem – forsują tezę, w myśl której „tragedia wołyńska” była tylko częścią „wojny polsko-ukraińskiej”, którą zapoczątkowały antyukraińskie wystąpienia na Chełmszczyźnie w 1942 roku. Dokument w reżyserii Artura Hurala wpisuje się w tę narrację. Poświęcony jest jednak wyłącznie sprawie konfliktu na Chełmszczyźnie i późniejszym deportacjom, o antypolskich akcjach Ukraińców nie tylko nie ma ani słowa – wspomniana wzmianka o tym, że Ukraińcy nie mieli możliwości odwetu (wypowiedź jednego z deportowanych) wręcz przeczy późniejszym wydarzeniom na Wołyniu (które Wjatrowycz uważa za odpowiedź na to, co działo się na Chełmszczyźnie). Według twórców filmu, hitlerowscy okupanci wysiedlali Ukraińców z ich domów, żeby na ich miejsce na żyznych ziemiach osiedlić kolonistów z Niemiec. Następnie zaś „polskie grupy zbrojne rozpoczęły kolejną falę terroru przeciwko ukraińskiej ludności Chełmszczyzny”. Pomijany jest przy tym kontekst, w jakim dochodziło do antyukraińskich wystąpień – a mianowicie fakt, że Niemcy często wysiedlali także polską ludność, by na ich miejsce zasiedlać Ukraińców, zgodnie z zasadą „divide et impera”. O tym, że takie praktyki były powszechne, pisze nawet Wjatrowycz, choć w swoim osądzie oczywiście bardziej krytykuje Polaków za akty zemsty na zajmujących ich domy Ukraińcach niż Ukraińców za zajmowanie domów Polaków.
Twórcy filmu, podpierając się wspomnieniami przesiedleńców, opisują deportacje dokonane zaraz po wojnie. Natomiast Akcję Wisła, rzeczywiście niepotrzebną i antyukraińską, określają mianem „ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej”. Niezależnie od brutalności, z jaką ukraińska ludność była wypędzana ze swoich domów, retoryczne porównanie deportacji do Holokaustu w ustach formacji, która nie uznaje „tragedii wołyńskiej” za ludobójstwo, delikatnie pisząc – brzmi skandalicznie. Podobnie ciężko się zgodzić z krzywdzącym uogólnieniem, jakiego dokonał historyk Wołodymyr Serhijczuk, stwierdzając, że Polacy walczyli z Ukraińcami przy pomocy trzech sił: Armii Krajowej, niemieckiej policji (w której służyli Polacy) oraz partyzantki sowieckiej. Zapomina przy tym, że tuż po wojnie polskie podziemie współpracowało z UPA w walce z komunistami, m.in. zdobywając Hrubieszów. A także o tym, że AK nie współpracowała z Niemcami, co powoduje, ze zrównywanie tej formacji z kolaborantami hitlerowców (wśród których przecież, poza Polakami, było również wielu Ukraińców) nie jest rzetelnym podejściem. Ocena polskiego podziemia jest w filmie jednoznacznie negatywna. Gdy jeden z deportowanych z wielkim żalem mówi, że „polskie władze upamiętniają swoich bandytów”, wypowiedź tę ilustruje kadr z pomnikiem Armii Krajowej. Oczywiście, potraktowani brutalnie, zgodnie z niesprawiedliwą regułą „odpowiedzialności zbiorowej” przesiedleńcy mają prawo do swoich emocji, ale granie na nich bez uwzględnienia szerokiego kontekstu (o co przecież tak zawsze zabiegają obrażeni polską dyskusją o Wołyniu Ukraińcy) to posługujący się manipulacją rewanżyzm, a nie „droga do prawdy”.
Jedną z nielicznych wyważonych opinii z twórcami filmu podzielił się Hryhorij Kuprianowycz, historyk i działacz mniejszości ukraińskiej w Lublinie. Słusznie stwierdził, że Polacy mają bardzo małą świadomość faktu ukraińskiej kultury Chełma, i przez to nie rozumieją ukraińskiego sentymentu. To fakt, ale wydaje się, że Ukraińcy nie proponują kompromisowego uznania wielokulturowej przeszłości tego miasta. Dla nich – a przynajmniej dla twórców filmu „Ukradziona ojczyzna” – to miasto to „Chołm”, który Polacy niesprawiedliwie przejęli i przemianowali na polski „Chełm”.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

Kulinarna egzotyka Ukrainy.

  Morska kapusta. Morska kapusta Glon o nazwie listownica (łac. laminaria), pocięty na drobne paseczki i zamarynowany. Ma kwaskowy, pikantny smak i charakterstyczny, glonowaty zapach. Dla mnie bomba. Morska kapusta sprzedawana jest w puszkach lub na wagę, można ją dostać praktycznie w każdym spożywczym, samą lub z dodatkami warzywnymi. Kosztuje śmiesznie tanio, 8-10 zł/kg. Wikipedia uważa, że w Europie się tego nie je, a jedynie na dalekim wschodzie Azji (Chiny, Korea, Japonia), gdzie listownica jest znana co najmniej od VIII w. pod nazwą kombu Podobno w Rosji morska kapusta rozpowszechniła w XVII w. z Wysp Kurylskich i zdobyła ogromną popularność w okresie ZSRR. Laminaria. Poza walorami smakowymi morska kapusta ma jakieś oszałamiające walory prozdrowotne, przede wszystkim ogromną zawartość jodu (3%), aminokwasów, witamin i minerałów. Suszona laminaria ma szereg zastosowań medycznych i kosmetycznych. Nie jest wskazana przy nadczynnosci tarczycy, chorobach nerek, w ciąży

Jeszcze jeden '' bohater'' spod znaku tryzuba.

Nazwisko Iwana Szpontaka mocno zapadło w pamięci mieszkańców ziemi lubaczowskiej. Ofiarą jego podwładnych padło wielu jej mieszkańców, których, zgodnie z wytycznymi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, starał się z niej usunąć, by przekształcić w ukraińską republikę. Jego kureń wysadził w powietrze 14 stacji kolejowych i 16 drogowych, a także cztery pociągi. Zaatakował trzy miasta i zlikwidował 14 posterunków polskiej milicji. Iwan Szpontak ps. „Zalizniak” – Ukrainiec, dowódca kurenia UPA „Mesnyky”, mający w środowiskach polskich opinię ukraińskiego zbrodniarza, mordującego głównie polską ludność cywilną – urodził się 14 kwietnia 1919 roku w Wołkowyi koło Użhorodu na Rusi Podkarpackiej, będącej historyczną ziemią należącą do Królestwa Węgier, a w okresie międzywojennym do Czechosłowacji. Ukończył czteroklasową szkołę podstawową, a następnie Szkołę Gospodarczą. Kontynuował naukę w Studium Nauczycielskim w Użhorodzie. Tu najprawdopodobniej zetknął się z ideami ukr