Już z chwilą wybuchu wojny zaczęły się mordy na tle narodowościowym ze strony ukraińskich nacjonalistów. Jak wspominał Jan Zaleski już w przeddzień wkroczenia Czerwonej Armii Ukraińcy wymordowali polską ludność na kolonii Kołodne pod Wyczółkami.
Ataki rozpoczęły się również po ataku Niemiec na Rosję sowiecką w 1941 r. Wtedy we wsi Czechów banderowcy zamordowali nie tylko 11 Polaków – w tym sześcioro dzieci, ale także 6 Ukraińców, którzy im pomagali. Wszystkich wrzucono do jednego dołu, razem z ciężko rannymi, których pogrzebano żywcem.
Kolejne morderstwa miały miejsce w okolicach Bożego Narodzenia 1943 r. Wtedy ukraińscy policjanci zastrzelili kilku partyzantów z AK, lekarza, nauczyciela oraz studenta. Największy dramat i kumulacja antypolskiego ludobójstwa rozegrała się jednak w nocy z 28 na 29 lutego 1944 r.
„W nocy z 28 na 29 lutego 1944 r. banderowcy rozpoczęli rzeź mieszkańców Korościatyna. Rozpoczęli „żniwo” równocześnie z trzech stron, trzech wylotowych dróg, od Wyczółek, od Zadarowa (ukraińskiej wsi) i od Komarówki. Działały trzy wyspecjalizowane grupy: pierwsza „pracowała” toporami, druga rabowała, trzecia paliła systematycznie domostwo po domostwie. Rzeź trwała niemal przez całą noc. Słyszeliśmy przerażające jęki, ryk palącego się żywcem bydła, strzelaninę. Wydawało się, że sam Antychryst rozpoczął swą działalność!” – napisał Jan Zaleski w swojej „Kronice życia”.
Ukraińcy do ataku na Polaków wykorzystali często stosowany przez UPA podstęp. Według wspomnień Anieli Muraszki – siostry zakonnej:
„Banderowcy zaatakowali o godz. 18-tej, a więc wtedy, gdy warty dopiero rozchodziły się na posterunki. Zdradziła to pewna Ukrainka ożeniona w Korościatynie. Zdradziła także hasło, którym posługiwali się wartownicy. Napastnicy wjechali do wioski saniami, wołając po polsku, że są partyzantami i żeby chłopcy z wioski zgromadzili się wokół nich. Chcieli ich bowiem w jak największej ilości wymordować. Po chwili zaatakowali i rozpoczęła się rzeź”.
Mordowanie odbywało się w opisywany w literaturze historycznej i wspomnieniach osób, które przeżyły zbrodnie ukraińskie sposób. Atak rozpoczął oddział UPA wspierany przez miejscową ludność ukraińską uzbrojoną w siekiery, kosy, widły i noże. Zabijano nimi, rabowano dobytek, a następnie palono wszystkie domostwa. Ukraińcy zamordowali łącznie 156 osób, w tym kilkanaścioro dzieci w wieku od 4 do 12 lat.
Jan Zaleski tak opisuje bestialstwo UPA i sposób mordowania Polaków:
„Rano rodzice udali się na zgliszcza Korościatyna i opowiadali potem rzeczy, od których włosy się jeżyły. Np. bandyci wpadli do mieszkania Nowickich w dawnej karczmie. P. Nowicki, przedwojenny sprzedawca w sklepie Kółek Rolniczych, zdążył w ostatniej chwili wymknąć się za dom. Żonę pochyloną nad łóżeczkiem kilkumiesięcznego dziecka banderowiec ściął toporem, rozpłatał też toporem głowę kilkuletniej córki Basi. Tenże Nowicki dostał po tym wszystkim pomieszania zmysłów i chodził z ocalałym niemowlęciem na ręku, ciągle mówiąc coś o ukochanej Basi. Sąsiedzi dożywiali go wraz z dzieckiem.”
Warto dodać, że ciała były tak zmasakrowane, iż na wspomnianą liczę 156 zabitych tożsamość udało się tylko 117 ofiarom.
Zamordowanych pochowano 2 marca na cmentarzu w Korościatynie. Reszta ocalałych Polaków wyjechała ze wsi do pobliskich Monastrzysk. Po 1945 r. znaleźli się na Dolnym Śląsku w okolicach Strzelina i Legnicy.
Tradycyjnie już, do dnia dzisiejszego zbrodnia UPA – podobnie jak setki tego typu – nie została należycie upamiętniona przez Ukraińców. W Korościatynie na mogile ofiar znajduje się jedynie stary zmurszały drewniany i bezimienny krzyż.
Ataki rozpoczęły się również po ataku Niemiec na Rosję sowiecką w 1941 r. Wtedy we wsi Czechów banderowcy zamordowali nie tylko 11 Polaków – w tym sześcioro dzieci, ale także 6 Ukraińców, którzy im pomagali. Wszystkich wrzucono do jednego dołu, razem z ciężko rannymi, których pogrzebano żywcem.
„W nocy z 28 na 29 lutego 1944 r. banderowcy rozpoczęli rzeź mieszkańców Korościatyna. Rozpoczęli „żniwo” równocześnie z trzech stron, trzech wylotowych dróg, od Wyczółek, od Zadarowa (ukraińskiej wsi) i od Komarówki. Działały trzy wyspecjalizowane grupy: pierwsza „pracowała” toporami, druga rabowała, trzecia paliła systematycznie domostwo po domostwie. Rzeź trwała niemal przez całą noc. Słyszeliśmy przerażające jęki, ryk palącego się żywcem bydła, strzelaninę. Wydawało się, że sam Antychryst rozpoczął swą działalność!” – napisał Jan Zaleski w swojej „Kronice życia”.
Ukraińcy do ataku na Polaków wykorzystali często stosowany przez UPA podstęp. Według wspomnień Anieli Muraszki – siostry zakonnej:
„Banderowcy zaatakowali o godz. 18-tej, a więc wtedy, gdy warty dopiero rozchodziły się na posterunki. Zdradziła to pewna Ukrainka ożeniona w Korościatynie. Zdradziła także hasło, którym posługiwali się wartownicy. Napastnicy wjechali do wioski saniami, wołając po polsku, że są partyzantami i żeby chłopcy z wioski zgromadzili się wokół nich. Chcieli ich bowiem w jak największej ilości wymordować. Po chwili zaatakowali i rozpoczęła się rzeź”.
Mordowanie odbywało się w opisywany w literaturze historycznej i wspomnieniach osób, które przeżyły zbrodnie ukraińskie sposób. Atak rozpoczął oddział UPA wspierany przez miejscową ludność ukraińską uzbrojoną w siekiery, kosy, widły i noże. Zabijano nimi, rabowano dobytek, a następnie palono wszystkie domostwa. Ukraińcy zamordowali łącznie 156 osób, w tym kilkanaścioro dzieci w wieku od 4 do 12 lat.
Jan Zaleski tak opisuje bestialstwo UPA i sposób mordowania Polaków:
„Rano rodzice udali się na zgliszcza Korościatyna i opowiadali potem rzeczy, od których włosy się jeżyły. Np. bandyci wpadli do mieszkania Nowickich w dawnej karczmie. P. Nowicki, przedwojenny sprzedawca w sklepie Kółek Rolniczych, zdążył w ostatniej chwili wymknąć się za dom. Żonę pochyloną nad łóżeczkiem kilkumiesięcznego dziecka banderowiec ściął toporem, rozpłatał też toporem głowę kilkuletniej córki Basi. Tenże Nowicki dostał po tym wszystkim pomieszania zmysłów i chodził z ocalałym niemowlęciem na ręku, ciągle mówiąc coś o ukochanej Basi. Sąsiedzi dożywiali go wraz z dzieckiem.”
Warto dodać, że ciała były tak zmasakrowane, iż na wspomnianą liczę 156 zabitych tożsamość udało się tylko 117 ofiarom.
Zamordowanych pochowano 2 marca na cmentarzu w Korościatynie. Reszta ocalałych Polaków wyjechała ze wsi do pobliskich Monastrzysk. Po 1945 r. znaleźli się na Dolnym Śląsku w okolicach Strzelina i Legnicy.
Tradycyjnie już, do dnia dzisiejszego zbrodnia UPA – podobnie jak setki tego typu – nie została należycie upamiętniona przez Ukraińców. W Korościatynie na mogile ofiar znajduje się jedynie stary zmurszały drewniany i bezimienny krzyż.
Komentarze
Prześlij komentarz