Przejdź do głównej zawartości

Obrona Zbaraża -fakty i mity.

22 sierpnia 1649 roku zakończyło się oblężenie Zbaraża. Za sprawą Henryka Sienkiewicza nierozerwalnie kojarzy się ono z bohaterstwem obrońców i ich dowódców z Jeremim Wiśniowieckim na czele. Długa obrona i odpieranie szturmów przeważających sił kozacko-tatarskich zasługuje na najwyższe uznanie.Wybuch powstania Chmielnickiego stanowił duże zaskoczenie dla szlacheckiej opinii publicznej, szczególnie w obliczu rozpoczynającego się bezkrólewia po śmierci króla Władysława IV. Szlacheccy obywatele i główni statyści życia politycznego Rzeczypospolitej stanęli przed dużym wyzwaniem uspokojenia rebelii. Szlachta organizowała się w konfederacje, które miały stać na straży ładu państwowego i jednocześnie przygotowywała się do sejmu konwokacyjnego.
Powszechnie przyjęto, że ówczesna elita rządząca podzielona była na dwa obozy: pokojowy i wojenny, do którego należał Wiśniowiecki. W rzeczywistości obydwa stronnictwa miały program wojenny, lecz zamierzały go realizować w inny sposób. Wojewoda ruski chciał oderwać Tatarów od Chmielnickiego i wraz z nimi uderzyć na Kozaków, kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński dokładnie odwrotnie. Polityka tego drugiego nie przyniosła pożądanych rezultatów i zakończyła się fiaskiem.
Jan Kazimierz (portret pędzla Marcello Bacciarellego) Nowym królem został Jan Kazimierz, a sejm koronacyjny podjął istotne uchwały wojskowo-podatkowe umożliwiające zaciągnięcie nowej armii (wojska koronne zostały zniszczone w bitwach pod Żółtymi Wodami, Korsuniem i Piławcami). W Rzeczypospolitej panowało silne napięcie polityczne, a sejm był areną rozgrywek pomiędzy stronnictwami, jednak nikt nie chciał go zrywać. Wszyscy zdawali sobie sprawę z trudnej sytuacji państwa, kwestią otwartą pozostawała jednak wielkość zaciągów.
Podczas styczniowo-lutowych obrad 1649 roku stany zgodziły się utworzyć dziewiętnastotysięczną armię koronną, w skład której miało wejść odtworzone wojsko kwarciane w wielkości sprzed klęski korsuńskiej, a więc liczące wraz z załogami niektórych twierdz 4 420 żołnierzy. Do tego dołączyć miały wojska suplementowe zaciągane centralnie przez państwo, lecz opłacane przez województwa wnoszące pieniądze do skarbu publicznego. Miały one liczyć w sumie 14 622 żołnierzy. Dodatkowo Wielkie Księstwo Litewskie postanowiło wystawić ponad 10 000 żołnierzy. Szlachta z poszczególnych województw, zarówno koronnych jak i litewskich, zgodziła się na proporcjonalne opodatkowanie, co jest dowodem na brak partykularyzmu dzielnicowego.W czasie trwania sejmu elekcyjnego Chmielnicki stał pod Zamościem, jednak wskutek zbliżającej się zimy jego wojska wróciły w listopadzie 1648 roku w głąb Ukrainy. Wstrzymano działania wojenne i wyznaczono linię demarkacyjną na linii rzek Horyń i Prypeć. Polskie poselstwo z senatorem Adamem Kisielem na czele przywiozło Chmielnickiemu buławę hetmańską oraz sztandar królewski, jednak uzyskało jedynie rozejm do 22 maja (do Zielonych Świątków).
Niestety państwo polsko-litewskie nie przygotowało się dobrze do obrony. Z czego to wynikało? Starsza historiografia jednoznacznie wskazywała na nieudolności władz i ciągłe kłótnie pomiędzy szlachtą, problem leżał jednak gdzie indziej i był znacznie głębszy. Wojna, która wybuchła na Ukrainie, była wojna domową, która rozwijała się na różnych płaszczyznach: religijnej, ekonomicznej (społecznej) i etnicznej. Stanowisko szlachty i elity władzy wobec tego konfliktu było niejednoznaczne i brakowało spójnej politycznej koncepcji wyjścia z zaistniałej sytuacji. Wielu uważało, że przynajmniej część problemów da się rozwiązać pokojowo bez bezsensownego przelewania pobratymczej krwi i osłabiania państwa od wewnątrz. Chmielnicki jednak zachłysnął się zwycięstwami i nie myślał o pokoju, czemu dał wyraz w czasie rokowań z wojewodą Kisielem.
Andrzej Firlej, portret anonimowego autorstwa z XVII wieku Ponieważ hetmani koronni znajdowali się w niewoli, sejm koronacyjny trzech regimentarzy mających dowodzić armią w ich zastępstwie: kasztelana kamienieckiego Stanisława Lanckorońskiego, kasztelana bełskiego Andrzeja Firleja oraz podczaszego koronnego Mikołaja Ostroroga, który zrzekł się tej funkcji. Wybór ten był znacznie lepszy niż przed kampanią piławiecką, nie zwiastował jednak sukcesu. Wskutek niechęci króla i kanclerza pominięto Jeremiego Wiśniowieckiego, któremu odebrano przyznane wcześniej naczelne dowództwo, tłumacząc przy tym, że monarcha sam przejmuje naczelne dowództwo. Wojsko nie było zadowolone z takiego obrotu spraw, bowiem uważało Wiśniowieckiego za wielki autorytet i osobę zdolną do przeciwstawienia się Kozakom. Wojewoda ruski wycofał się tymczasowo z życia publicznego.
Wojska koronne ruszyły w kierunku linii demarkacyjnej, rozlokowując się na Wołyniu i Podolu oraz likwidując pojedyncze oddziały kozackie. Brakowało wspólnej koncepcji prowadzenia działań wojennych i dopiero pod koniec maja Firlej i Lanckoroński połączyli swe siły pod Konstantynowem. Dwa tygodnie później czterdziestotysięczny korpus kozacki pod Neczajem uderzył na Międzybórz. Twierdza upadła, co spowodowało panikę wśród armii koronnej. 24 czerwca Lanckoroński z Firlejem połączyli się z Aleksandrem Koniecpolskim i Mikołajem Ostrorogiem i wbrew zaleceniom królewskim wspólnie postanowili cofnąć się pod Czołhański Kamień.
Ostatecznie cofnięto się dalej na zachód, pod Zbaraż, nadal jednak zastanawiano się, czy pozostać na miejscu. Pojawiały się rożne propozycje i koncepcje. Lanckoroński upierał się, aby zamknąć wojska w Kamieńcu Podolskim, a Firlej wraz z Ostrorogiem sprzeciwiali się temu, twierdząc, że w ten sposób odsłonięto by Chmielnickiego drogę w głąb Polski. Kasztelan bełski zaproponował, aby wykorzystać do obrony jakąś twierdzę na Wołyniu. Ostatecznie armia pozostała pod Zbarażem. Jan Kazimierz miał pretensje do regimentarza, że ten lekceważy jego rozkazy, na co Firlej odpowiadał, że brak mu żołnierzy, a dodatkowo wróg zdobył Międzybórz, co wymusiło takie a nie inne decyzje. W międzyczasie wojska polskie stopniały wskutek dezercji z dziesięciu do sześciu tysięcy.
Wiśniowiecki, do którego dochodziły informacje o tych wydarzeniach, gdzie tylko mógł pożyczał pieniądze na zaciąg nowych chorągwi. W ostatnich dniach czerwca stanął pod Białym Kamieniem, skąd ruszył do Wiśniowca, gdzie połączył się z tysiącem żołnierzy, a następnie przesuwał się dalej na wschód, w kierunku Zbaraża. Założył obóz pod Szymkowcami, gdzie łączy się z oddziałami Dominika Zasławskiego, Tomasza Zamoyskiego oraz młodych książąt Wiśniowieckich Dymitra i Konstantego. Siły księcia wzrosły tym samym do 3 000 szabel. Na wieść o bliskości Wiśniowieckiego Lanckoroński ruszył do niego osobiście, aby prosić, by Jeremi stanął w Zbarażu. 7 lipca Wiśniowiecki wjechał do twierdzy. Jego obecność znacznie poprawiła nastroje wśród żołnierzy. Czasu na przygotowania do obrony pozostało niewiele, bowiem już trzy dni później nieprzyjaciel stanął pod Zbarażem z całą swoją potęgą.

Porównanie sił

Ówczesne możliwości mobilizacyjne Chmielnickiego mogły sięgać 100 000 Kozaków i co najmniej drugie tyle czerni. Tatarzy przy maksymalnym wysiłku byli w stanie rzucić przeciwko Polsce 40 000 jeźdźców. Były to zatem siły ogromne. Jaka ich część stanęła pod murami twierdzy? Nie sposób dokładnie określić, w źródłach i piśmiennictwie pojawiały się różne liczby, przy czym zawsze ogromne. 300 000 Tatarów to czysta fantastyka, bowiem tyle mieszkańców liczył cały Krym, a zabranie przez chana na wyprawę 40 000 wojowników i tak stanowiło imponujący wysiłek mobilizacyjny. Według ukraińskiego historyka Mychajły Hruszewskiego Chmielnicki miał pod Zbarażem 70 000 Kozaków, przy czym liczba ta odnosi się do wojska regularnego i jest do przyjęcia. Dodatkowo siły te wspierała duża ilość czerni. Siły kozacko-tatarskie można w związku z powyższym szacować na 200 000 do 300 000 ludzi, z czego 110 000 lub nieco więcej przypadało na wojska regularne, reszta zaś na masy chłopstwa.
Ile żołnierzy koronnych znalazło się w Zbarażu? Historycy są w tym przypadku bardziej zgodni. Firlej pisał do króla w liście wysłanym ze Zbaraża 7 lipca, że jego siły stopniały do 6 000 ludzi. Regimentarz nie uwzględnił jednak wojsk prywatnych, a więc wojska regularnego znalazło się w twierdzy około 9 000. Do tego należy doliczyć czeladź obozową, której liczebność należy szacować na kilka tysięcy. Mimo że nie byli to żołnierze, mieli odegrać znaczącą rolę przy obronie wałów. Całość sił polskich można określić na 15 000 ludzi, może nieco więcej. Kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł  kilkukrotnie pisał w swoim pamiętniku o dwudziestotysięcznej polskiej załodze, z pewnością uwzględniając czeladź. Łatwo więc policzyć, że na jednego obrońcę zbaraskiego przypadało od dziesięciu do dwudziestu nieprzyjaciół.
Wojska koronne składały się głównie z jazdy, co jednak istotne, w ich składzie znalazła się także elitarna gwardia komputowa Jana Kazimierza pod dowództwem Mikołaja Korfa w sile ośmiu kompanii dragonii (a więc piechoty) i jednej kompanii rajtarii, a także dwa pułki piechoty niemieckiej pod Krzysztofem i Zygmuntem Przyjemskimi oraz regiment dragonii Henryka Denhoffa. W sumie piechota liczyła 2 000 regularnego żołnierza i miała ona odegrać dużą rolę przy odpieraniu wrogich szturmów. Wojska polskie posiadały również piętnaście dział, w tym sześć regimentowych i cztery oktawy. Ta niewielka liczba była zbliżona do zalecanej do obrony niewielkiego zamku o wielkości czworoboku małej twierdzy królewskiej (to jest o boku równym około 220 m), do czego potrzeba było w teorii szesnastu dział, dwóch moździerzy, czterdziestu hakownic i pięciuset muszkietów.

Warunki obrony

Zbaraż był małym zamkiem wybudowanym na planie kwadratu o boku 88 metrów. Posiadał jedną bramę wjazdową, cztery wysunięte bastiony i otoczone rowem wały ziemne obłożone murami kamiennymi. Były one wysokie na dwanaście metrów, kurtyny zaś były szerokie na dwadzieścia. Konstrukcja zamku miała mu zapewnić maksymalną osłonę przed ówczesną artylerią, znajdowała się w nim jednak tylko jedna studnia, a mały rozmiar nie pozwalał pomieścić w nim większych ilości wojska. Do zamku przylegało miasto otoczone rzeką oraz stawami. Jego ochroną były mury drewniane i ostrokoły.
Zamek w Zbarażu, stan współczesny (fot. plf16)
Konieczne było zatem usypanie wałów, bastionów i rewelinów na zewnątrz zamku. Inżynier Dubois z Lotaryngii stworzył obóz o kształcie nieregularnego sześcioboku, którego wały miały łączną długość aż siedmiu i pół kilometra i mogły pomieścić znaczne ilości ludzi i sprzętu. Baterie dział na zlokalizowanych od zachodu i południa największych bastionach mogły pokryć krzyżowym ogniem duży obszar przedpola obozu. W sumie istniały cztery linie obrony, a cały obóz podzielono na siedem kwater. Pierwszą dowodził pułkownik Jacek Rozdrażewski, drugą Krzysztof Przyjemski, trzecią Andrzej Firlej, czwartą Stanisław Lanckoroński, piątą Aleksander Koniecpolski, szóstą Mikołaj Ostroróg, a ostatnią Jeremi Wiśniowiecki. Kto był zatem dowódcą? Formalnie Firlej, lecz w rzeczywistości całość walk koordynował Wiśniowiecki, który „radą i męstwem ratował nas”. Niewątpliwie najważniejsze decyzje starano się podejmować kolektywnie.
Książę już pierwszego dnia po przybyciu, stwierdził, że wały są zbyt obszerne, a przy tym za niskie. Przystąpiono więc do korekty, niewiele można było jednak zmienić, bowiem wróg znajdował się bardzo blisko.

Początek oblężenia i pierwsze szturmy

Już 9 lipca polski podjazd spotkał się z nieprzyjacielem, a następnego dnia doszło do pierwszej bitwy. Polacy wysłali z obozu czeladź, aby ta zbierała pasze dla koni. Została ona napadnięta przez Tatarów, którzy część sług zabili na miejscu, a resztę wzięli w jasyr. Reakcja wojsk koronnych była natychmiastowa. Najpierw do boju rzucono chorągiew tatarską Jeremiego, która została później wsparta między innymi przez oddziały Koniecpolskiego, a następnie Wiśniowieckiego. Tatarzy cofnęli się pod polskie umocnienia i zaatakowali tabor księcia, który stał poza wałami, zostali jednak pobici przez nacierające z impetem trzy chorągwie husarskie. Pierwsza bitwa w polu została wygrana, a żołnierze koronni mieli z tego powodu dobre nastroje. Tego samego dnia wieczorem Chmielnicki wraz z chanem Islamem III Girejem stanęli pod Zbarażem.
11 lipca wojska nieprzyjaciela szczelnie otoczyły polski obóz. Jak pisał świadek tych wydarzeń: „w niedzielę po południu ze wszystkich stron armaty 300 w koło zatoczywszy, tak komunik jako i Kozacy i wszystkie ordy okiem nieprzejrzane na około do szturmu nastąpili”. (Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko-kozackich…, s. 170). Z pewnością widok ogromu wrogich sił musiał wzbudzić trwogę wśród polskich chorągwi. Rozpoczął się ostrzał artyleryjski, który czynił coraz większe szkody: padali ludzie i konie, kule rozdzierały namioty wojskowe na strzępy. Następnie rozpoczął się pierwszy szturm. Był gwałtowny i zajadły, został jednak odparty. Bębny kozackie dały sygnał do odwrotu. Liczba trzystu armat posiadanych jakoby przez Kozaków jest mocno przesadzona. Dokładnej liczby nie da się ustalić, jednak historycy szacują, że Chmielnicki miał jedynie około trzydziestu dział. Liczebność artylerii użytej w czasie oblężenia była zatem niewielka i nie pozwalała żadnej ze stron przesądzić wyniku walk, dlatego też bardzo istotną rolę odegrała ręczna broń palna.
Jeremi Wiśniowiecki, obraz przypisywany Danielowi Shultzowi młodszemu, powstały zapewne już po śmierci księcia, ale możliwe, że na podstawie starszego portretu Do kolejnego szturmu doszło dwa dni później, 13 lipca. Był on jeszcze groźniejszy od poprzedniego. Piechota koronna silnym ogniem z broni palnej odpierała nacierających wrogów. Widząc nieskuteczność ataków, hetman kozacki zdecydował podzielić swoją piechotę na dwie części. Jedna uderzyła na kwatery Firleja, druga zaś na Wiśniowieckiego. Część dowódców sądziła, że nie utrzyma wałów i chciała się wycofać do zamku, książę jednak kategorycznie zabronił odwrotu. W tym czasie Kozacy rozpoczęli przegrupowywanie swoich oddziałów, w czym obrońcy dostrzegli dogodny moment do kontrataku. Natychmiast wyprowadzono zza wałów chorągwie jazdy i Koniecpolski wraz z Markiem Sobieskim z furią uderzyli w odsłonięte prawe skrzydło wojsk kozackich. Przeciwnik rzucił się do panicznej ucieczki, a za husarią podążyła lekka jazda, wycinając niedobitków. Bitwa przybrała korzystny obrót, jednakże część wojsk kozackich wykorzystała polskie zaangażowanie i rozpoczęła uderzenie na tyły polskiego obozu. Przyjemscy wraz z piechotą ledwo odepchnęli atakujących. Idąca na pomoc walczącym jazda kozacka starała się z jazdą koronną, poniosła porażkę i uciekła. Również polskie chorągwie wycofały się za wały. Było to kolejne zwycięskie starcie w polu strony polskiej.
W nocy z 13 na 14 lipca Polacy wycofali się do zmniejszonego obozu, słusznie dostrzegając, że wały są zbyt obszerne. Kolejne dwa szturmy miały miejsce 15 i 16 lipca i tak jak poprzednie zostały krwawo odparte.
17 lipca „W sobotę szturm srogi, który nasza wycieczka wsparła i hulajgrodów 14, zgotowanych przez te dni, już do szturmu na kwaterę księcia jm. gotowych, księcia jm. ludzie odebrali, ordę i Kozaków znowu spędziwszy z pola” (Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko-kozackich…, s. 138). Autor diariusza pisze w tym miejscu o użyciu przez Kozaków ruchomych drewnianych wież oblężniczych zwanych hulajgrodami. Obrońcy mieli szczęście, ponieważ zaczął padać deszcz i machiny ugrzęzły w błocie. Wówczas Polacy wyprawili za wały kilka chorągwi, które zabiły strażników i spaliły hulajgrody. Widząc to, Tatarzy ruszyli na wojsko koronne, przywitał ich jednak ogień z muszkietów, przez co nie mogli przełamać obrony i wycofali się.Dnia następnego Chmielnicki zdecydował się zmienić taktykę i przeszedł do regularnego oblężenia. Kozacy usypali naprzeciwko polskiego wału własny, ustawili na nim artylerię i rozpoczęli dokuczliwy ostrzał. W polskim obozie budowano prowizoryczne schrony ziemne, próbując niwelować skutki ostrzału. 20 lipca Polacy wycofali się za nowy wał. Powodem tego była stale zmniejszająca się liczba obrońców oraz chęć choćby niewielkiego oddalenia się od wału kozackiego.
W czasie tej swego rodzaju wojny pozycyjnej obie strony zaprezentowały wysoki poziom inżynierii wojskowej. Pracami przy kolejnych polskich wałach kierował Sebastian Ader, który współpracował wcześniej z Beauplanem przy opracowywaniu map Krymu. Polacy świetnie wykorzystywali fortyfikacje polowe, kartacze i holenderskie szrapnele, beczki smolne odpalane z moździerzy i maźnice zwane karkasami, łącząc je ze skutecznością broni palnej oraz wypadami kawaleryjskimi. Niewątpliwie czerpano zarówno z zachodniej, jak i wschodniej sztuki wojennej. Wielu ówczesnych kronikarzy było też pod wrażeniem kozackiej sztuki oblężniczej, zarówno pod względem taktyki, jak i stosowanych forteli. Mam na myśli użycie wspomnianych hulajgrodów, a także wykonywanie podkopów ziemnych czy próbę zatrucia wody w mieście, jaka miała miejsce 16 lipca. Kozacy konstruowali też ruchome stanowiska strzeleckie dla broni ręcznej, tak zwane czołgi.
23 lipca podjęto próby nawiązania rokowań, które kontynuowano 26 i 28 lipca. Nakłaniano Kozaków do zachowania wierności Rzeczypospolitej, przekonywano także chana do odstąpienia od buntowników. Próby te skończyły się oczywiście fiaskiem. Tatarzy proponowali, aby na rozmowy udał się sam Wiśniowiecki, Polakom udało się jednak pochwycić języka, który wyznał, że gdyby książę to uczynił, nie wróciłby już do obozu.
30 lipca przeniesiono się za ostatni, czwarty wał. Sypano go aż cztery dni. Kozacy próbowali wykorzystać ten moment, ale zostali odparci ogniem ręcznej broni palnej i artylerii. Za tą ostatnią linią umocnień Polacy mieli się bronić jeszcze przez trzy tygodnie.
Z każdym dniem warunki bytowe polskiej armii oraz ukrywających się w mieście okolicznych mieszkańców stawały się coraz gorsze. Brakowało wszystkiego, a ceny wzrosły do niebotycznych rozmiarów. Zamkniętym w obrębie wałów doskwierał straszliwy głód. Niektórzy z uciekali z obozu i dawali się zabić lub złapać Tatarom, inni mieli dostawali napadów szału. Z czasem nawet o koninę było trudno, mimo że wiele koni ginęło z powodu ostrzału artyleryjskiego.
Mikołaj Ostroróg, portret nieznanego autorstwa powstały po 1650 roku Wiśniowiecki był cały czas aktywny, rozmawiał z żołnierzami, pilnował, aby wszyscy rzetelnie wypełniali swoje obowiązki, powtarzał, że król jest już blisko z odsieczą. Puścił między żołnierzy list, jakoby przysłany z zewnątrz, informujący o nadchodzącej pomocy. Ten i jemu podobne zabiegi przynosiły pewne pozytywne rezultaty. List adresowany do piechoty niemieckiej nakłaniający ją do przejścia na stronę kozacko-tatarską został lojalnie oddany Wiśniowieckiemu. Z wiadomości tej dowiedziano się jednocześnie, że posłaniec wysłany z obozu do króla został przechwycony przez oblegających. Zdecydowano się wyprawić kolejnego. Został nim Mikołaj Skrzetuski, szlachcic wielkopolski. 6 lub 7 sierpnia dotarł on do przebywającego w Toporowie Jana Kazimierza, informując go o trudnej sytuacji w Zbarażu.
Szturmy Kozackie nie były już tak silne jak na początku walk, jednak nadal bardzo niebezpieczne. 31 lipca i 1 sierpnia ponowiono ataki, jednak polskie „granaty ich psowały bardzo” i uderzenia odparto. 5 sierpnia o świcie Wiśniowiecki zorganizował wycieczkę za wały, która zaskoczyła wroga. Zabito kilkuset Kozaków i zdobyto osiemnaście chorągwi.
Następnego dnia, wiedząc o zbliżaniu się króla, Chmielnicki postanowił rzucić wojska do kolejnego generalnego ataku: „Na świtaniu […] Chmiel do szturmu przypuścił […], potężnie z wielką rezolucją szturmy na kołach, które 20 człowieka toczyć musiało; drabiny także wielkie, które 15 człowieka nieść musiało” (Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko-kozackich…, s. 173). Zacięta walka toczyła się nawet we wnętrzu obozu na szable, rydle i łopaty, ale i tym razem uderzenie odparto. Hetman zaporoski był coraz bardziej poirytowany, że ataki nie przynoszą zamierzonych skutków. Wojska królewskie znajdowały się coraz bliżej, Chmielnicki musiał więc myśleć o wyjściu im naprzeciw  
Prawdopodobnie 14 sierpnia Chmielnicki zebrał najlepsze pułki i ruszył na spotkanie Jana Kazimierza pod Zborów. Zbarażczycy widzieli ruch oraz zamieszanie w obozie nieprzyjaciela i domyślali się, że Kozacy ruszają w pole, bowiem z odsieczą nadchodzi Król Jegomość. Następnego dnia wysłano do nieprzyjaciół poselstwo, które miało za zadanie wybadać sytuację. Kozacy wręczyli posłom list, z którego miało wynikać, że Jan Kazimierz został pobity, nie dano temu jednak wiary. Chcąc oszukać Polaków, zorganizowano nawet maskaradę. Wzięto jakiegoś podobnego do Chmielnickiego Kozaka, wsadzono go na konia i udawano, że hetman wraca po zwycięskiej bitwie. Polacy jednak nie byli w nastroju do żartów i do komediantów otworzono ogień z armat. Pseudo-Chmielnicki zleciał z konia i dał drapaka. Tego samego dnia Kozacy podkopali się pod kwaterę Koniecpolskiego, ale po ciężkich bojach zostali wyparci z polskiego obozu.
Chan krymski Islam III Girej Polacy wiedzieli, że pomoc jest niedaleko, co dodawało im otuchy i wiary w możliwość odniesienia zwycięstwa. Przez kolejne dni często padał deszcz, który hamował działania wojenne. 21 sierpnia pojawił się w Zbarażu poseł tatarski mówiąc, że zawarto rozejm. Tego samego dnia wrócił też Chmielnicki, rozkazał jednak dalej zdobywać obóz, chcąc najwyraźniej ubiec komisarzy. Strzelanina trwała do wieczora, nie przynosząc rozstrzygnięcia. 22 sierpnia pojawił się w końcu wysłannik króla z wiadomością o zawarciu traktatu. Po nim pojawiło się jeszcze dwóch. Wkrótce Kozacy zwinęli obóz i rozpoczęli niszczenie własnych umocnień.
Zakończyło się trwające 56 dni oblężenie. W boju Polacy stracili co najmniej 1 000 żołnierzy i drugie tyle czeladzi. Wielu zmarło też z głodu i ran, straty sięgały więc kilku tysięcy ludzi. Polacy zapłacili także chanowi okup w wysokości 40 000 talarów. Według autora jednego ze źródeł Kozaków „w szturmach przez ten czas wszystek i na różnych utarczkach więcej 50 tysięcy zginęło, krom chorych i postrzelonych”. Czy autor przesadzał? Wydaje się, że co najmniej dwukrotnie, dokładnie nie da się jednak tego ustalić. 25 sierpnia bohaterscy obrońcy w szyku taborowym ruszyli w kierunku Tarnopola, a następnie pod Lwów. Zdecydowana większość szła na piechotę.
Postanowienia ugody zborowskiej są powszechnie znane. Nie zadowalały one żadnej ze stron. Działania wojenne ustały na dłuższy czas i wznowiono je w czasie kampanii beresteckiej 1651 roku, której wynik okazał się znacznie korzystniejszy dla strony polsko-litewskiej niż wszystkie poprzednie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.