Przejdź do głównej zawartości

Polak potrafi...Wielicki i Cichy na Mount Everest

Na fali olbrzymiego  entuzjazmu mediów wyczynem polskich himalaistów chciałem przypomnieć  jeden z  wielu dawniejszych sukcesów Polaków. 

Wielicki i Cichy na Mount Everest

- Cieszę się ogromnie, że zrobili to, o czym marzyli i za co my trzymaliśmy kciuki – powiedziała Wanda Rutkiewicz na wieść o tym, że Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki 35 lat temu, 17 lutego 1980 dokonali pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest.
Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy w bazie po pierwszym zimowym wejściu na Mount Everest 17 lutego 1980 rokuKrzysztof Wielicki i Leszek Cichy w bazie po pierwszym zimowym wejściu na Mount Everest 17 lutego 1980 roku.
                         
                                    
A droga na najwyższy szczyt świata wtedy, w 1980 roku okazała się wyjątkowo trudna. Sytuacja wyglądała dramatycznie. 13 lutego dwaj wspinacze: Ryszard Szafirski oraz kierownik zimowej wyprawy na Mount Everest - Andrzej Zawada wyszli na przełęcz południową. 14 lutego Szafirski wyniósł butle z tlenem na wysokość 8150 m, natomiast Andrzej Zawada pozostał w namiocie. Źle się czuł. Jeszcze tego samego dnia obaj zdecydowali się na zejście w dół, do obozu III. W tym czasie inni członkowie grupy: Zygmunt Heinrich i Pasang Norbu Sherpa postanawiają iść w górę do obozu IV. Nie wiedzą, że w tym czasie Andrzej Zawada schodzi ze szlaku, omija obóz III i schodzi 200 m poniżej niego.
Walka z czasem
O tych dramatycznych chwilach, przeżywanych przez ekipę kilkaset metrów od wierzchołka Mount Everest, opowiadał w programie radiowym prowadzonym przez Dariusza Szpakowskiego i Włodzimierza Szaranowicza 17 lutego 1980, ówczesny Prezes Polskiego Związku Alpinizmu, historyk, dr Andrzej Paczkowski.
- O 22.00 Cichy, który przygotowywał się do zdobycia szczytu, wyrusza na poszukiwanie szefa ekspedycji - mówił Andrzej Paczkowski. - Znajduje go rano 15 lutego.
Napięcie rosło, nikt nie myślał w tych okolicznościach o wspinaczce na szczyt, choć wszyscy mieli świadomość, że 15 lutego kończy się formalne zezwolenie na wejście, uzyskane od władz Nepalu. Szczęśliwie wieczorem do bazy dotarła wiadomość, że Polacy mogą przedłużyć wyprawę o dwa dni. Zaczął się wyścig z czasem. Sytuacja była dramatyczna. Znaczna część zespołu maszerowała już w dół.   
Warszawa, 1980-03-16. Himalaiści - Leszek Cichy (L) i Krzysztof Wielicki (P) udzielają wywiadu na lotnisku Okęcie. Polacy jako pierwsi na świecie zdobyli szczyt Mont Everest zimą.
Biało-czerwone proporczyki na szczycie
Ale Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy nie dali za wygraną, poszli w górę. - 16 lutego Wielicki i Cichy, przy pięknej pogodzie wyszli do obozu IV - kontynuował prezes PZA. - Nie mogli iść dalej. Niebo się zachmurzyło, zanosiło się na burzę. Następnego dnia było podobnie – wiatr i zachmurzenie. Himalaiści podejmują jednak decyzję o ataku na szczyt.  
17 lutego 1980 o godz. 14.40 czasu miejscowego, Polacy zdobyli Mount Everest. Leszek Cichy, inżynier geodeta z Warszawy, lat 29 i Krzysztof Wielicki, inżynier elektronik z Wrocławia, lat 30, jako pierwsi ludzie na świecie weszli na najwyższą górę świata zimą.
Nieprzystępna góra
- Z Everestem jest tak, że im wyżej, tym trudniej - opowiadała Wanda Rutkiewicz, która także była gościem audycji. - Trzeba się wspinać idąc z czekanem, butami obutymi w raki i trzeba się stale przytrzymywać, by zachować równowagę. Końcówka jest bardzo ciężka, ponieważ wieje bardzo silny wiatr na grani pozbawionej śniegu.
- Czekaliśmy na ten moment bardzo długo – komentował Dariusz Szpakowski. - Wydawało się, że ten atak na szczyt będzie nieudany, i mimo, że był parokrotnie ponawiany, to jednak nie nastąpi, i że ta wielka góra oprze się dużej odwadze tych kilkunastu ludzi.

Leszek

Nz: Leszek Cichy prezentuje notatkę, którą w 1979 roku Ray Genet zostawił na wierzchołku Mount Everest, aut. Ryszard Dmoch (17 .02.1980), Wikipedia/dp
Polacy atakowali Mount Everest przez półtora miesiąca. Udało się osiągnąć sukces w "doliczonym czasie gry". - To był gol strzelony w dogrywce, można powiedzieć - mówił dr Andrzej Paczkowski. - Gol strzelony w bardzo trudnych warunkach, z dzisiejszej łączności z bazą wynikało, że zespół, który wchodził na szczyt miał ogromne kłopoty, silny wiatr, duże zachmurzenie. Wielicki i Cichy ze szczytu przekazali do bazy; "Gdyby to nie był Everest, to byśmy nie wyszli dzisiaj z obozu IV".
Do czego zdolny jest człowiek
Autorzy audycji zaprosili do studia również dr Jana Serafina, który sam miał być uczestnikiem wyprawy na Mount Everest, ale musiał się z niej wycofać i pozostał w Polsce. - Dla mnie, jako lekarza jest pasjonujące to, do jak wielkich wysiłków jest zdolny ustrój człowieka – mówił na antenie. – Jak szeroka jest skala możliwości adaptacji, możliwości. Przecież trzeba sobie zdać sprawę, że tam działa cały szereg czynników. Po pierwsze bardzo niskie temperatury, sięgające minus 40 stopni, co przy silnym wietrze czyni te temperatury zupełnie nieludzkimi, zbliża je do tych, które są chyba jedynie na powierzchni Księżyca. Po drugie – co jest jeszcze ważniejsze – olbrzymie niedotlenienie. My musimy zdać sobie sprawę, że na wysokości szczytu Mount Everestu człowiek znajduje się stale na pograniczu świadomości i nieświadomości, nawet w stanie idealnej aklimatyzacji, tam ta równowaga czynności biologicznych  jest niesłychanie chwiejna – dodał.
Polskie szlaki wysokogórskie
To był debiut Krzysztofa Wielickiego na ośmiotysięczniku. - Od samego początku wyprawy należał do najbardziej aktywnych - powiedział prezes PZA. Zakładał pierwszy obóz razem z Zygmuntem Heinrichem. - W ten sposób może odpadnie jeden z mitów, że ludzie młodzi nie nadają się do alpinizmu wysokościowego - stwierdził dr Jan Serafin.
Były w Himalajach przypadki, że zdobywano najwyższe wierzchołki, ale już brakowało sił na zejście w związku z załamaniem pogody. Tym razem wyprawa zakończyła się sukcesem.
Dlaczego tak długo nikt nie atakował najwyższej góry świata zimą? Posłuchaj, co mieli do powiedzenia na ten temat goście Dariusza Szpakowskiego i Włodzimierza Szaranowicza.
 

Warszawa, 

                                                                                              
  
            

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

... bo miłość nie umiera...

Miłość, kolejny miesiąc bez Ciebie... Nie pytaj mnie, jak przetrwałem cały ten czas bez Twojego spojrzenia, ciepła Twoich uścisków, radości Twojego śmiechu... Nie wiem... Trzymam się najlepiej, jak potrafię... Ale wiedz, że moja miłość i uczucie do Ciebie nie obawiają się upływu czasu i pozostają niezmienione. W wieczności mojego serca nadal zachowuję wszystko, co najlepsze w naszym życiu: miłość,tęsknotę, uczucia, doświadczenia, wspomnienia... W ten sposób będę żyć dalej, nieważne czy to tylko będą wspomnienia, ale jedno po drugim, dzień po dniu, wyobrażam sobie jak idziesz obok mnie... Jesteś w moim sercu i dopóki tam będziesz będę o Tobie pisać i mówić, że zawsze Cię Kocham! "

Upamiętnienia płk. Stanisława Basaja,,Rysia''- fotorelacja.